potrawa czwarta
Wszedl sluzacy, i raptem boczne drzwi otwarto.
Weszla nowa osoba, przystojna i mloda;
Jej zjawienie sie nagle, jej wzrost i uroda,
Jej ubior zwrocil oczy; wszyscy ja witali;
Procz Tadeusza, widac, ze ja wszyscy znali.
Kibic miala wysmukla, ksztaltna, piers powabna,
Suknie materyjalna, rozowa, jedwabna,
Gors wyciety, kolnierzyk z koronek, rekawki
Krotkie, w reku krecila wachlarz dla zabawki
(Bo nie bylo goraca); wachlarz pozlocisty
Powiewajac rozlewal deszcz iskier rzesisty.
Glowa do wlosow, wlosy pozwijane w kregi,
W pukle, i przeplatane rozowymi wstegi,
Posrod nich brylant, niby zakryty od oczu,
Swiecil sie jako gwiazda w komety warkoczu -
Slowem, ubior galowy; szeptali niejedni,
Ze zbyt wykwintny na wies i na dzien powszedni.
Nozek, choc suknia krotka, oko nie zobaczy,
Bo biegla bardzo szybko, suwala sie raczej,
Jako osobki, ktore na trzykrolskie swieta
Przesuwaja w jaselkach ukryte chlopieta.
Biegla i wszystkich lekkim witajac uklonem,
Chciala usiesc na miejscu sobie zostawionem.
Trudno bylo; bo krzesel dla gosci nie stalo:
Na czterech lawach cztery ich rzedy siedzialo,
Trzeba bylo rzed ruszyc lub lawe przeskoczyc;
Zrecznie miedzy dwie lawy umiala sie wtloczyc,
A potem miedzy rzedem siedzacych i stolem
Jak bilardowa kula toczyla sie kolem.
W biegu dotknela blisko naszego mlodziana;
Uczepiwszy falbana o czyjes kolana,
Posliznela sie nieco i w tem roztargnieniu
Na pana Tadeusza wsparla sie ramieniu.
Przeprosiwszy go grzecznie, na miejscu swem siadla
Pomiedzy nim i stryjem, ale nic nie jadla,
Tylko sie wachlowala, to wachlarza trzonek
Krecila, to kolnierzyk z brabanckich koronek
Poprawiala, to lekkim dotknieniem sie reki
Muskala wlosow pukle i wstag jasnych peki.
Ta przerwa rozmow trwala juz minut ze cztery.
Tymczasem w koncu stola naprzod ciche szmery,
A potem sie zaczely wpolglosne rozmowy;
Mezczyzni rozsadzali swe dzisiejsze lowy.
Asesora z Rejentem wzmogla sie uparta,
Coraz glosniejsza klotnia o kusego charta,
Ktorego posiadaniem pan Rejent sie szczycil
I utrzymywal, ze on zajaca pochwycil;
Asesor zas dowodzil na zlosc Rejentowi,
Ze ta chwala nalezy chartu Sokolowi.
Pytano zdania innych; wiec wszyscy dokola
Brali strone Kusego, albo tez Sokola,
Ci jak znawcy, ci znowu jak naoczne swiadki.
Sedzia na drugim koncu do nowej sasiadki
Rzekl polglosem: 'Przepraszam, musielismy siadac,
Niepodobna wieczerzy na pozniej odkladac:
Goscie glodni, chodzili daleko na pole;
Myslilem, ze dzis z nami nie bedziesz przy stole'.
To rzeklszy, z Podkomorzym przy pelnym kielichu
O politycznych sprawach rozmawial po cichu.
Gdy tak byly zajete stolu strony obie,
Tadeusz przygladal sie nieznanej osobie:
Przypomnial, ze za pierwszym na miejsce wejrzeniem
Odgadnal zaraz, czyim mialo byc siedzeniem.
Rumienil sie, serce mu bilo nadzwyczajnie;
Wiec rozwiazane widzial swych domyslow tajnie!
Wiec bylo przeznaczono, by przy jego boku
Usiadla owa pieknosc widziana w pomroku.
Wprawdzie zdala sie teraz wzrostem dorodniejsza,
Bo ubrana, a ubior powieksza i zmniejsza.
I wlos u tamtej widzial krotki, jasnozloty,
A u tej krucze, dlugie zwijaly sie sploty.
Kolor musial pochodzic od slonca promieni,
Ktoremi przy zachodzie wszystko sie czerwieni.
Twarzy wowczas nie dostrzegl, nazbyt rychlo znikla,
Ale mysl twarz nadobna odgadywac zwykla;
Myslil, ze pewnie miala czarniutkie oczeta,
Biala twarz, usta krasne jak wisnie bliznieta;
U tej znalazl podobne oczy, usta, lica;
W wieku moze by byla najwieksza roznica:
Ogrodniczka dziewczynka zdawala sie mala,
A pani ta niewiasta juz w latach dojrzala;
Lecz mlodziez o pieknosci metryke nie pyta,
Bo mlodziencowi mloda jest kazda kobieta,
Chlopcowi kazda pieknosc zda sie rowiennica,
A niewinnemu kazda kochanka dziewica.
Tadeusz, chociaz liczyl lat blisko dwadziescie
I od dziecinstwa mieszkal w Wilnie, wielkim miescie,
Mial za dozorce ksiedza, ktory go pilnowal
I w dawnej surowosci prawidlach wychowal.
Tadeusz zatem przywiozl w strony swe rodzinne
Dusze czysta, mysl zywa i serce niewinne,
Ale razem niemala chetke do swywoli.
Z gory juz robil projekt, ze sobie pozwoli
Uzywac na wsi dlugo wzbronionej swobody;
Wiedzial, ze byl przystojny, czul sie rzeski, mlody,
A w spadku po rodzicach wzial czerstwosc i zdrowie.
Nazywal sie Soplica; wszyscy Soplicowie
Sa, jak wiadomo, krzepcy, otyli i silni,
Do zolnierki jedyni, w naukach mniej pilni.
Tadeusz sie od przodkow swoich nie odrodzil:
Dobrze na koniu jezdzil, pieszo dzielnie chodzil,
Tepy nie byl, lecz malo w naukach postapil,
Choc stryj na wychowanie niczego nie skapil.
On wolal z flinty strzelac albo szabla robic;
Wiedzial, ze go myslano do wojska sposobic,
Ze ojciec w testamencie wyrzekl taka wole;
Ustawicznie do bebna tesknil, siedzac w szkole.
Ale stryj nagle pierwsze zamiary odmienil,
Kazal, aby przyjechal i aby sie zenil,
I objal gospodarstwo; przyrzekl na poczatek
Dac mala wies, a potem caly swoj majatek.
Te wszystkie Tadeusza cnoty i zalety
Sciagnely wzrok sasiadki, uwaznej kobiety.
Zmierzyla jego postac ksztaltna i wysoka,
Jego ramiona silne, jego piers szeroka
I w twarz spojrzala, z ktorej wytryskal rumieniec,
Ilekroc z jej oczyma spotkal sie mlodzieniec:
Bo z pierwszej lekliwosci calkiem juz ochlonal
I patrzyl wzrokiem smialym, w ktorym ogien plonal.
Rowniez patrzyla ona, i cztery zrenice
Gorzaly przeciw sobie jak roratne swiece.
Pierwsza z nim po francusku zaczela rozmowe;
Wracal z miasta, ze szkoly: wiec o ksiazki nowe,
O autorow pytala Tadeusza zdania
I ze zdan wyciagala na nowo pytania;
Coz gdy potem zaczela mowic o malarstwie,
O muzyce, o tancach, nawet o rzezbiarstwie!
Dowiodla, ze zna rownie pedzel, noty, druki;
Az oslupial Tadeusz na tyle nauki,
Lekal sie, by nie zostal posmiewiska celem,
I jakal sie jak zaczek przed nauczycielem.
Szczesciem, ze nauczyciel ladny i niesrogi;
Odgadnela sasiadka powod jego trwogi,
Wszczela rzecz o mniej trudnych i madrych przedmiotach:
O wiejskiego pozycia nudach i klopotach,
I jak bawic sie trzeba, i jak czas podzielic,
By zycie uprzyjemnic i wies rozweselic.
Tadeusz odpowiadal smielej, szla rzecz dalej,
W pol godziny juz byli z soba poufali;
Zaczeli nawet male zarciki i sprzeczki.
W koncu, stawila przed nim trzy z chleba galeczki:
Trzy osoby na wybor; wzial najblizsza sobie;
Podkomorzanki na to zmarszczyly sie obie,
Sasiadka zasmiala sie, lecz nie powiedziala,
Kogo owa szczesliwa galka oznaczala.
Inaczej bawiono sie w drugim koncu stola,
Bo tam, wzmoglszy sie nagle, stronnicy Sokola
Na partyje Kusego bez litosci wsiedli:
Spor byl wielki, juz potraw ostatnich nie jedli.
Stojac i pijac obie klocily sie strony,
A najstraszniej pan Rejent byl zacietrzewiony:
Jak raz zaczal, bez przerwy rzecz swoje tokowal
I gestami ja bardzo dobitnie malowal.
(Byl dawniej adwokatem pan rejent Bolesta,
Zwano go