kaznodzieja, ze zbyt lubil gesta).
Teraz rece przy boku mial, w tyl wygial lokcie,
Spod ramion wytknal palce i dlugie paznokcie,
Przedstawiajac dwa smycze chartow tym obrazem.
Wlasnie rzecz konczyl: 'Wyczha! puscilismy razem
Ja i Asesor, razem, jakoby dwa korki
Jednym palcem spuszczone u jednej dwororki;
Wyczha! poszli, a zajac jak struna - smyk w pole,
Psy tuz (to mowiac, rece ciagnal wzdluz po stole
I palcami ruch chartow przedziwnie udawal),
Psy tuz, i hec! od lasu odsadzili kawal;
Sokol smyk naprzod, raczy pies, lecz zagorzalec,
Wysadzil sie przed Kusym o tyle, o palec;
Wiedzialem, ze spudluje; szarak, gracz nie lada,
Czchal niby prosto w pole, za nim psow gromada;
Gracz szarak! skoro poczul wszystkie charty w kupie,
Pstrek na prawo, koziolka, z nim w prawo psy glupie,
A on znowu fajt w lewo, jak wytnie dwa susy,
Psy za nim fajt na lewo, on w las, a moj Kusy
Cap !!' - tak krzyczac pan Rejent, na stol pochylony,
Z palcami swemi zabiegl az do drugiej strony
I 'cap!' - Tadeuszowi wrzasnal tuz nad uchem.
Tadeusz i sasiadka, tym glosu wybuchem
Znienacka przestraszeni wlasnie w pol rozmowy,
Odstrychneli od siebie mimowolnie glowy,
Jako wierzcholki drzewa powiazane spolem,
Gdy je wicher rozerwie; i rece pod stolem
Blisko siebie lezace wstecz nagle uciekly,
I dwie twarze w jeden sie rumieniec oblekly.
Tadeusz, by nie zdradzic swego roztargnienia:
'Prawda - rzekl - moj Rejencie, prawda, bez watpienia,
Kusy piekny chart z ksztaltu, jesli rownie chwytny...'
'Chwytny? - krzyknal pan Rejent. - Moj pies faworytny
Zeby nie mial byc chwytny?' Wiec Tadeusz znowu
Cieszyl sie, ze tak piekny pies nie ma narowu,
Zalowal, ze go tylko widzial idac z lasu
I ze przymiotow jego poznac nie mial czasu.
Na to zadrzal Asesor, puscil z rak kieliszek,
Utopil w Tadeusza wzrok jak bazyliszek.
Asesor mniej krzykliwy i mniej byl ruchawy
Od Rejenta, szczuplejszy i maly z postawy,
Lecz straszny na reducie, balu i sejmiku,
Bo powiadano o nim: ma zadlo w jezyku.
Tak dowcipne zarciki umial komponowac,
Izby je w kalendarzu mozna wydrukowac:
Wszystkie zlosliwe, ostre. Dawniej czlek dostatni,
Schede ojca swojego i majatek bratni,
Wszystko strwonil, na wielkim figurujac swiecie;
Teraz wszedl w sluzbe rzadu, by znaczyc w powiecie.
Lubil bardzo myslistwo, juz to dla zabawy,
Juz to ze odglos trabki i widok oblawy
Przypominal mu jego lata mlodociane,
Kiedy mial strzelcow licznych i psy zawolane;
Teraz mu z calej psiarni dwa charty zostaly,
I jeszcze z tych jednemu chciano przeczyc chwaly.
Wiec zblizyl sie i, z wolna gladzac faworyty,
Rzekl z usmiechem, a byl to usmiech jadowity:
'Chart bez ogona jest jak szlachcic bez urzedu...
Ogon tez znacznie chartom pomaga do pedu,
A Pan kusosc uwazasz za dowod dobroci?
Zreszta zdac sie mozemy na sad Panskiej cioci.
Choc pani Telimena mieszkala w stolicy
I bawi sie niedawno w naszej okolicy,
Lepiej zna sie na lowach niz mysliwi mlodzi:
Tak to nauka sama z latami przychodzi'.
Tadeusz, na ktorego niespodzianie spadal
Grom taki, wstal zmieszany, chwile nic nie gadal,
Lecz patrzyl na rywala coraz straszniej, srozej...
Wtem, wielkim szczesciem, dwakroc kichnal Podkomorzy.
'Wiwat!' - krzykneli wszyscy; on sie wszystkim sklonil
I z wolna w tabakiere palcami zadzwonil:
Tabakiera ze zlota, z brylantow oprawa,
A w srodku jej byl portret krola Stanislawa.
Ojcu Podkomorzego sam krol ja darowal,
Po ojcu Podkomorzy godnie ja piastowal;
Gdy w nie dzwonil, znak dawal, ze mial glos zabierac;
Umilkli wszyscy i ust nie smieli otwierac.
On rzekl:
'Wielmozni Szlachta, Bracia Dobrodzieje!
Forum mysliwskiem tylko sa laki i knieje,
Wiec ja w domu podobnych spraw nie decyduje
I posiedzenie nasze na jutro solwuje,
I dalszych replik stronom dzisiaj nie dozwole.
Wozny! odwolaj sprawe na jutro na pole.
Jutro i Hrabia z calym myslistwem tu zjedzie,
I Waszec z nami ruszysz, Sedzio, moj sasiedzie,
I pani Telimena, i panny, i panie,
Slowem, zrobim na urzad wielkie polowanie;
I Wojski towarzystwa nam tez nie odmowi'.
To mowiac tabakiere podawal starcowi.
Wojski na ostrym koncu srod mysliwych siedzial,
Sluchal zmruzywszy oczy, slowa nie powiedzial,
Choc mlodziez nieraz jego zasiegala zdania,
Bo nikt lepiej nad niego nie znal polowania.
On milczal, szczypte wzieta z tabakiery wazyl
W palcach i dlugo dumal, nim ja w koncu zazyl;
Kichnal, az cala izba rozlegla sie echem,
I potrzasajac glowa rzekl z gorzkim usmiechem:
'O, jak mnie to starego i smuci, i dziwi!
Coz by to o tym starzy mowili mysliwi,
Widzac, ze w tylu szlachty, w tylu panow gronie
Maja sadzic sie spory o charcim ogonie;
Coz by rzekl na to stary Rejtan, gdyby ozyl?
Wrocilby do Lachowicz i w grob sie polozyl!
Co by rzekl wojewoda Niesiolowski stary,
Ktory ma dotad pierwsze na swiecie ogary
I dwiestu strzelcow trzyma obyczajem panskim,
I ma sto wozow sieci w zamku woronczanskim,
A od tylu lat siedzi jak mnich na swym dworze.
Nikt go na polowanie uprosic nie moze,
Bialopiotrowiczowi samemu odmowil!
Bo coz by on na waszych polowaniach lowil?
Piekna bylaby slawa, azeby pan taki
Wedle dzisiejszej mody jezdzil na szaraki!
Za moich, panie, czasow w jezyku strzeleckim
Dzik, niedzwiedz, los, wilk zwany byl zwierzem szlacheckim,
A zwierze nie majace klow, rogow, pazurow
Zostawiano dla platnych slug i dworskich ciurow;
Zaden pan nigdy przyjac nie chcialby do reki
Strzelby, ktora zhanbiono, sypiac w nia srut cienki!
Trzymano wprawdzie chartow, bo z lowow wracajac,
Trafia sie, ze spod konia mknie sie biedak zajac;
Puszczano wtenczas za nim dla zabawki smycze
I na konikach male gonily panicze
Przed oczami rodzicow, ktorzy te pogonie
Ledwie raczyli widziec, coz klocic sie o nie!
Wiec niech Jasnie Wielmozny Podkomorzy raczy
Odwolac swe rozkazy i niech mi wybaczy,
Ze nie moge na takie jechac polowanie
I nigdy na niem noga moja nie postanie!
Nazywam sie Hreczecha, a od krola Lecha
Zaden za zajacami nie jezdzil Hreczecha'.
Tu smiech mlodziezy mowe Wojskiego zagluszyl.
Wstano od stolu; pierwszy Podkomorzy ruszyl;
Z wieku mu i z urzedu ten zaszczyt nalezy;
Idac klanial sie damom, starcom i mlodziezy;
Za nim szedl kwestarz, Sedzia tuz przy Bernardynie,
Sedzia u progu reke dal Podkomorzynie,
Tadeusz Telimenie, Asesor Krajczance,
A pan Rejent na koncu Wojskiej Hreczeszance.
Tadeusz z kilku goscmi poszedl do stodoly,
A czul sie pomieszany, zly i niewesoly,
Rozbieral mysla wszystkie dzisiejsze wypadki:
Spotkanie sie, wieczerze przy boku sasiadki,
A szczegolniej mu slowo 'ciocia' kolo ucha
Brzeczalo ciagle jako naprzykrzona mucha.
Pragnalby u Woznego lepiej sie wypytac
O pani Telimenie, lecz go nie mogl schwytac;
Wojskiego tez nie widzial, bo zaraz z wieczerzy
Wszyscy poszli za goscmi, jak slugom nalezy,
Urzadzajac we dworze izby do spoczynku.
Starsi i damy spaly we dworskim budynku,
Mlodziez Tadeuszowi prowadzic