widziec: idealna elipsa o kontrastowo ostrych brzegach. Moze to jakis statek powietrzny… Ale gdzie stery, gdzie szum silnikow? Nagle naszlo go najosobliwsze z mozliwych przypuszczen: moze to mieszkancy Gwiezdnego Ostrowia przybyli na Ziemie?
Ale to bylo absurdalne przypuszczenie. Nawet gdyby zdolali wyprzedzic wlasne sygnaly radiowe, nie weszliby niepostrzezenie do Ukladu Slonecznego, o wniknieciu w atmosfere Ziemi nie wspominajac! Juz wiele godzin temu cala ludzkosc wiedzialaby o ich przybyciu.
Ku swemu zdumieniu, Rajasinghe odczul niejakie rozczarowanie. Im blizej bylo zjawisko, tym wyrazniej widzial, ze to jednak chmura, rozmyta nieco na brzegach, wszelako dziwnie szybka, jakby niesiona odrebnym zupelnie strumieniem wiatru, ktory pozostawal calkiem nieobecny na poziomie Ziemi.
Zatem to znowu sprawka specjalistow z Kontroli Monsunow, poddajacych probie swa wladze nad wiatrami. Rajasinghe zastanowil sie przez chwile, jaki bedzie ich nastepny pomysl.
27. Stacja Ashoka
Jak drobna wydawala sie wyspa z wysokosci trzydziestu szesciu tysiecy kilometrow! Widziana z orbity nad rownikiem nie byla wieksza niz tarcza Ksiezyca, a caly kraj jawil sie jako cel zbyt maly, by wen trafic. A przeciez punktem celowania byl obszar rozmiarow ledwie kortu tenisowego.
Morgan wciaz jeszcze nie byl do konca pewny, jakie motywy nim kierowaly, gdy decydowal sie na wybor Sri Kandy. Dla celow demonstracji mogl rownie dobrze wykorzystac stacje Kinte wiszaca nad Kilimandzaro czy gora Kenya. Fakt, ze stacja Kinte byla najbardziej niestabilnym wielkim obiektem orbitalnym i wiele wysilku kosztowalo utrzymywanie jej nad Centralna Afryka, nie mial wiekszego znaczenia dla kilkudniowego eksperymentu. Czas jakis kusilo Morgana, by wycelowac w Chimborazo, Amerykanie zaproponowali nawet, ze za skromnym wynagrodzeniem przesuna stacje Columbus na stosowna orbite. Koniec koncow jednak, mimo wszystko, inzynier powrocil do pierwotnego obiektu, Sri Kandy.
Szczesciem dla Morgana, w epoce powszechnej komputeryzacji na rozprawe w Sadzie Swiatowym trzeba bylo czekac tylko kilka tygodni. Swiatynia, rzecz jasna, wyrazila protest, ale Morgan przekonywal, ze krotki eksperyment naukowy przeprowadzony poza granicami klasztoru i nie powodujacy halasu, zanieczyszczenia srodowiska ani zadnych innych niedogodnosci nie moze byc przedmiotem skargi. W razie udaremnienia prac zagrozone bylyby wszystkie wczesniejsze studia, niemozliwe byloby tez doswiadczalne sprawdzenie poprawnosci kalkulacji. Dodatkowo zostalaby znacznie opozniona realizacja projektu majacego dla Republiki Marsa kluczowe znaczenie.
Byly to przekonujace argumenty i Morgan sadzil, ze przemawiaja same za siebie. Sedziowie uznali podobnie, wiekszoscia pieciu do dwoch. Wprawdzie oficjalnie nie moglo to miec zadnego znaczenia, jednak wspomnienie o interesach Marsa bylo dobrym posunieciem. Republika Marsa wystepowala juz jako strona w trzech powaznych sprawach i Sad Swiatowy byl zapewne nieco zmeczony ustalaniem precedensow prawa miedzyplanetarnego.
Obdarzony analitycznym umyslem Morgan wiedzial wszakze, ze wybor nie byl tak do konca podyktowany sama tylko logika. Inzynier nie byl sklonny spokojnie godzic sie z porazka i taki gest sprawial mu sporo satysfakcji. Owszem, w glebi duszy wstydzil sie takiego zagrania swiatyni na nosie, bylo to zachowanie sztubackie, niegodne slawnego Morgana. Coz, potrzebowal jednak podbudowania wiary w siebie, w ostateczny sukces… Nie wiedzac jeszcze, jak tego dokonac, oglaszal swiatu, a tym samym i upartym mnichom, grozne przeslanie: „Jeszcze tu wroce”.
Stacja Ashoka byla glownym wezlem transportu, lacznosci oraz kontroli meteorologicznej i ekologicznej w rejonie Indii i Chin. Gdyby kiedykolwiek zawiodla, zycie milionow ludzi znalazloby sie w niebezpieczenstwie. W razie dluzszej martwoty centrum miliardy istot czekalaby smierc. Nic zatem dziwnego, ze skladalo sie ono z trzech niezaleznych czesci: samej stacji i dwoch modulow zwanych Bhaba i Sarabhai wiszacych w oddaleniu stu kilometrow. Gdyby nawet jakas nieprawdopodobna zgola katastrofa zniszczyla wszystkie trzy obiekty, ich funkcje mogly przejac orbitujace na zachodzie stacje Kinte i Imhotep lub widoczna na wschodzie stacja Konfucjusz. Kosztem wielu ofiar ludzkosc nauczyla sie nie wkladac wszystkich jajek do jednego koszyka.
Tutaj nie bylo turystow, urlopowiczow ani lecacych tranzytem pasazerow. Ci nie docierali tak wysoko, zalatwiajac zwykle swoje sprawy w stacjach zawieszonych kilka tysiecy kilometrow nizej, wysokie orbity geostacjonarne zostawiajac naukowcom i inzynierom. Jednak nawet sposrod tych ostatnich zaden nie odwiedzil nigdy jeszcze stacji Ashoka z tak niecodziennym zadaniem i niezwyklym wyposazeniem.
Kluczem do Operacji Babie Lato byl obiekt unoszacy sie obecnie w jednym ze srednich dokow stacji. Oczekiwal tylko na ostatni przeglad przed wystrzeleniem. Obiekt ow wygladal nieszczegolnie i nie nasuwal zadnych refleksji o wielu latach pracy i ciezkich milionach wydanych na jego stworzenie.
Byl to stozek dlugi na cztery metry i szeroki u podstawy na dwa. Wydawal sie wykonany z metalu i dopiero blizsze ogledziny ujawnialy, ze ta gladka powierzchnia to scisle nawinieta nic. I rzeczywiscie, poza metalowym rdzeniem i plastikowymi platami rozgradzajacymi poszczegolne odcinki przewodu, byla to po prostu szpula superwytrzymalego wlokna. Dlugiego na czterdziesci tysiecy kilometrow.
Stworzenie tego szarego stozka wymagalo miedzy innymi zastosowania dwoch calkiem juz przestarzalych technologii. Trzysta lat wczesniej pojawily sie kable telegraficzne biegnace po dnach oceanow. Wielu ludzi stracilo cale fortuny, nim wreszcie udalo sie opanowac sztuke zwijania na pokladach statkow calych tysiecy kilometrow kabla, nim nauczono sie klasc go na dnie miedzy kontynentami, co rzeczywiscie nie bylo latwe wobec sztormow i innych niebezpieczenstw morskich. Potem, ledwie stulecie pozniej, pojawily sie prymitywne pociski rakietowe sterowane za pomoca cienkich drutow rozwijajacych sie ze szpuli z szybkoscia kilkuset kilometrow na godzine. Morganowi potrzebny byl zasieg wiele tysiecy razy wiekszy od tego, ktorym dysponowaly te spoczywajace juz od dawna w muzeach wojskowych eksponaty. Jego pocisk mial tez byc piecdziesiat razy szybszy. Niemniej i tak byl w lepszym polozeniu. Tutaj srodowiskiem niemal przez caly czas miala byc proznia. Ponadto cel nie powinien raczej wykonywac unikow.
Do Morgana zblizyl sie szef Operacji Babie Lato i zakaszlal z cicha dla zwrocenia uwagi.
— Mamy wciaz pewien drobny klopot, doktorze — powiedzial. — Samo opuszczenie nie budzi juz watpliwosci, wszystkie testy i symulacje komputerowe przebiegly bez zaklocen, jak sam pan zreszta widzial. Martwie sie, czy uda nam sie wciagnac nic z powrotem na stacje. Morgan zamrugal, zaskoczony. O tym ostatnim prawie dotad nie myslal. Zdawalo mu sie, ze ponowne nawiniecie przewodu nie bedzie trudniejsze, niz uprzednie jego opuszczenie. Potrzeba tylko sprawnego kolowrotu z mozliwoscia plynnej regulacji obrotow, rzecz oczywista gdy ma sie do czynienia z tak dluga nicia o zmiennej grubosci. Wiedzial jednak, ze w przestrzeni kosmicznej nie mozna opierac sie jedynie na domyslach i ze intuicja, szczegolnie taka wycwiczona w warunkach typowo ziemskich, moze niebezpiecznie zawodzic na orbicie.
Przyjrzyjmy sie temu… Gdy testy dobiegna konca, odcinek przyziemny zostanie odciety, a stacja Ashoka zacznie nawijac nic. Oczywiscie, gdy pociagnie sie, nawet bardzo silnie, kabel o dlugosci czterdziestu tysiecy kilometrow, z poczatku nic sie nie stanie. Minie pol dnia, az impuls dobiegnie do drugiego konca i system zostanie w calosci wprawiony w ruch. Trzeba zatem tylko utrzymywac nic napieta i… Och!
— Ktos zle to obliczyl — ciagnal inzynier. — Wychodzi na to, ze gdy calosc nalezycie sie rozpedzi, otrzymamy pocisk o masie paru ladnych ton pedzacy wprost na stacje z szybkoscia tysiaca kilometrow na godzine. Im tutaj wcale sie to nie podoba.
— Nawet mnie to nie dziwi. Maja jakies propozycje?
— Zeby zwolnic tempo zwijania i lepiej kontrolowac napiecia. Gdyby jednak mialo dojsc do najgorszego, to usuna nas ze stacji, abysmy zwijali caly ten interes mozliwie daleko od nich, w prozni.
— To opozni prace?
— Nie, opracowalismy juz plan awaryjny pozwalajacy w razie koniecznosci wyprowadzic cale wyposazenie ze sluzy w ciagu pieciu minut.
— I da sie to potem latwo odzyskac?
— Oczywiscie.
— Oby mial pan racje. W tym przypadku zylka jest niemal rownie droga, jak wedka. I jeszcze nam sie przyda.
Ale gdzie?, spytal Morgan sam siebie, patrzac na powoli obracajacy sie glob. Moze lepiej bedzie najpierw