o tych nader lagodnych mnichach w omiatanej wichura pustelni.
Maxine Duval przekazala szeptem dalsze instrukcje kamerzyscie i obraz uciekl wzwyz, ukazujac wierzcholek gory i biale mury swiatyni. Tu i owdzie powiewaly w oknach i na blankach pomaranczowe szaty. Tak jak oczekiwala, mnisi tez wpatrywali sie w niebo.
Powiekszyla obraz, az ujrzala twarze poszczegolnych zakonnikow. Chociaz nigdy nie spotkala Mahy Therego (uprzejmie odmowil prosbie o wywiad), pewna byla, ze zdola go rozpoznac. Jednak jego nie bylo. Moze schronil sie w
Maxine Duval nie podejrzewala, aby glowny antagonista Morgana byl tak naiwny, by poprzestac na modlitwie. Jesli jednak rzeczywiscie modlil sie o cudownie sprowadzona burze, to zostal wysluchany. Bogowie gory obudzili sie z dlugiego snu.
29. Podejscie
Postep technologiczny oznacza wieksza wrazliwosc na nieprzewidziane bodzce. Im bardziej czlowiek opanowuje (sic!) sily natury, tym czesciej pada ofiara sztucznie wywolanych katastrof. Historia najnowsza tylko te teze potwierdza, wystarczy przypomniec zatoniecie Miasta Morskiego (2127), zawalenie sie kopuly Tycho B (2098), zerwanie sie arabskiej gory lodowej z holu (2062) i stopienie sie reaktora Thor (2009). Mozemy byc pewni, ze ta lista wydluzy sie jeszcze w przyszlosci. Najstraszniejsze wszakze skutki takich zdarzen beda mialy nie technologiczny, ale psychologiczny wymiar. W przeszlosci wyposazony w bombe czy karabin szaleniec mogl zabic kilku lub kilkunastu ludzi, dzisiaj oblakany inzynier bez trudu moglby zgladzic cale miasto. Przypadek, kiedy to Druga Kolonia Kosmiczna O’Neilla o wlos uniknela takiego wlasnie losu, zostal dobrze i bogato udokumentowany. Podobnych incydentow mozna uniknac, przynajmniej w teorii, poprzez uwazna kontrole wszystkich systemow bezpieczenstwa, ktore okazuja sie przy tej okazji nader czesto nie miec z zapewnianiem bezpieczenstwa nic wspolnego, o ich niezawodnosci nie wspominajac.
Najciekawsze jednak, chociaz szczesliwie i najrzadsze, sa takie wypadki, w ktorych jednostka rozporzadza mocami i wladza umozliwiajaca jej samodzielne dokonanie wielkich zniszczen. Zwykle nikt nie zauwaza takiego szalonego geniusza i jego mozliwosci, az jest juz za pozno. Ktos taki (okreslenie „szalony geniusz” wydaje mi sie najwlasciwszym) moze wplynac destrukcyjnie na losy swiata, jak mialo to miejsce w przypadku A. Hitlera (1889– 1945). Zwykle zaklopotane ich istnieniem elity wola milczec, co powoduje, ze stopien aktywnosci i zamiary podobnych osobnikow rzadko staja sie znane opinii publicznej.
Klasycznym przykladem takiej wlasnie sytuacji jest historia opisana w opublikowanych niedawno, kontrowersyjnych pamietnikach Maxine Duval. Niemniej wciaz jeszcze niektore aspekty wspomnianej tam sprawy pozostaja niejasne.
— Wysokosc jeden piec zero, szybkosc dziewiecdziesiat piec, powtarzam, dziewiecdziesiat piec. Oslona cieplna odrzucona.
Zatem sonda weszla bezpiecznie w atmosfere i wyhamowala do stosownej szybkosci. Bylo jednak za wczesnie na wiwaty. Do powierzchni Ziemi pozostalo jeszcze sto piecdziesiat kilometrow, a na dole szalala utrudniajaca wszystko burza. Sonda miala jeszcze troche paliwa, ale jej swoboda manewru byla mocno ograniczona. Jesli operator chybi z gory, nie bedzie juz drugiego podejscia.
— Wysokosc jeden dwa zero. Na razie brak zjawisk atmosferycznych.
Niewielka sonda opuszczala sie z nieba niczym pajak zjezdzajacy na pajeczynie. Mam nadzieje, pomyslala Duval, ze starczy im drutu. Gdyby skonczyl sie ledwie pare kilometrow od Ziemi, smiechom nie byloby konca. Podobne nieszczescie zdarzylo sie juz trzysta lat temu podczas ukladania kabla oceanicznego.
— Wysokosc osiem zero. Szybkosc podejscia w normie. Napiecie sto procent. Jest wiatr.
Gorne warstwy atmosfery daly znac o sobie, chociaz na razie wplyw ten mogly wyczuc tylko czule instrumenty na pokladzie sondy.
Ustawiony obok ciezarowki z wyposazeniem zdalnie sterowany teleskop sledzil automatycznie niewidoczna jeszcze sonde. Morgan ruszyl ku przyrzadowi, kamerzysta niczym cien potruchtal za nim. — Widac cos? — wyszeptala po kilku sekundach Duval. Morgan niecierpliwie potrzasnal glowa i dalej wpatrywal sie w okular.
— Wysokosc szesc zero. Zbacza w lewo. Napiecie sto piec procent. Poprawka, sto dziesiec.
Wciaz w granicach marginesu bezpieczenstwa, pomyslala Duval, chociaz sonda byla dopiero u granic stratosfery. Morgan powinien juz ja widziec…
— Wysokosc piec piec. Daje dwusekundowy impuls korekcyjny.
— Jest! — krzyknal Morgan. — Widze plomien rakiety!
— Wysokosc piec zero. Napiecie sto piec procent. Wciaz schodzi z kursu.
Nie do wiary, ale wygladalo na to, ze za sprawa trudnosci na ostatnich piecdziesieciu kilometrach sonda nie przebedzie szczesliwie drogi mierzacej trzydziesci szesc tysiecy kilometrow. Ale tez ile normalnych samolotow czy statkow kosmicznych ulegalo katastrofie na ostatnich metrach szlaku?
— Wysokosc cztery piec. Mocny wiatr boczny. Znow schodzi z kursu. Trzysekundowy impuls.
— Zgubilem ja — mruknal zdegustowany Morgan. — Chmury.
— Wysokosc cztery zero. Mocny dryf Napiecie podskoczylo do stu piecdziesieciu, powtarzam, sto piecdziesiat procent.
Zupelnie niedobrze. Duval wiedziala, ze wytrzymalosc drutu siegala dwustu procent. Jedno szarpniecie i bedzie po wszystkim.
— Wysokosc trzy piec. Wiatr sie nasila. Jednosekundowy impuls. Paliwo na ukonczeniu. Napiecie waha sie, w szczytach do stu siedemdziesieciu.
Jeszcze trzydziesci procent, pomyslala Duval, i nawet ten superdrut nie wytrzyma. Tak jak kazdy inny material poddany zbyt silnym napieciom.
— Odleglosc trzy zero. Coraz silniejsze turbulencje. Schodzi mocno w lewo. Nie mozna obliczyc poprawki, zbyt chaotyczne zaklocenia.
— Mam! — krzyknal Morgan. — Wyszla zza chmury!
— Odleglosc dwa piec. Brak paliwa na dalsze korekty kursu. Chybimy okolo trzech kilometrow.
— Mniejsza z tym! — odkrzyknal Morgan. — Laduj, gdzie sie da! — Jak tylko sie da. Odleglosc dwa zero. Sila wiatru rosnie. Brak stabilizacji. Ladunek zaczyna sie obracac.
— Zwolnij hamulec! Odlacz drut!
— Juz zrobione — odparl wciaz upiornie spokojny glos. Duval gotowa bylaby sadzic, ze to maszyna wyglasza te wszystkie kwestie, ale wiedziala, ze Morgan wypozyczyl na te okazje najlepszego kontrolera ruchu z jednej ze stacji kosmicznych. — Awaria przylaczenia. Ladunek obraca sie, obecnie piec obrotow na sekunde. Drut zapewne splatany. Napiecie jeden osiem zero procent. Jeden dziewiec zero. Dwa zero zero. Odleglosc jeden piec. Napiecie dwa jeden zero. Dwa dwa zero. Dwa trzy zero.
Wiele juz nie wytrzyma, pomyslala Duval. Tylko dwanascie kilometrow do celu, a ten cholerny drut oplatal wirujaca sonde.
— Napiecie zero, powtarzam, zero.
Drut sie zerwal i pewnie cofal sie teraz powoli ku gwiazdom. Bez watpienia fachowcy na stacji Ashoka zwina go jak trzeba, ale Duval liznela dosc teorii by wiedziec, ze bedzie to dluga i skomplikowana operacja. A maly ladunek spadnie gdzies na pola czy dzungle Taprobane. Niemniej, jak powiedzial Morgan, eksperyment skonczyl sie sukcesem — na dziewiecdziesiat dziewiec procent. Nastepnym razem, gdy nie bedzie wiatru…
— Jest! — krzyknal ktos.
Pomiedzy dwoma galeonami chmur zaplonela nagle jasna gwiazda. Wygladala jak spadajacy meteor. O ironio, teraz wlasnie zapalila sie flara majaca wskazywac kontroli naziemnej polozenie obiektu w ostatniej fazie opuszczania. Coz, tez sie przyda. Pomoze zlokalizowac szczatki.
Kamerzysta przesuwal obiektyw w slad za gwiazda, az ta minela gore i zniknela na wschodzie. Duval ocenila zejscie z kursu na mniej niz piec kilometrow.