— Nie powinnismy jej ruszac. Nie przyszlo mi to do glowy.

Trzeba bylo przeniesc obozowisko na miejsce, w ktorym upadla.

Moze nerwy nie byly jeszcze wtedy uszkodzone.

— Na pewno byly.

— Ale nie wiedzielismy ojej plecach. Myslelismy, ze uderzyla sie w glowe. Moze przetracilismy jej kregoslup…

Wezyca polozyla dlon na przedramieniu Alexa.

— Przyczyna bylo gwaltowne uderzenie — odparla. — Jestem uzdrowicielka i wiem. Uwierz mi, to wydarzylo sie wskutek upadku. Nie bylo mozliwosci, zebyscie to wy — ty i Merideth — do tego doprowadzili.

Alex rozluznil napiete miesnie ramienia, a Wezyca z uczuciem ulgi cofnela swoja dlon. Od strony fizycznej byl bardzo silny, lecz w walke z wewnetrzna slaboscia wkladal tak wiele energii, ze Wezyca poczula obawe o jego zycie. Byl dla swoich partnerek wazniejszy niz myslal, poniewaz zajmowal sie zyciem od strony praktycznej — dogladal obozu i pertraktowal z klientami, rownowazac w ten sposob artystyczne usposobienie Merideth i zadna przygod nature Jesse. Wezyca miala nadzieje, ze wypowiedziana przez nia prawda zlagodzi jego wyrzuty sumienia. Na razie nic wiecej zrobic nie mogla.

Gdy zaczal zapadac zmierzch, Wezyca poglaskala wzorzyste luski Piaska. Nie zastanawiala sie juz, czy grzechotniki lubia taki dotyk i czy istoty o tak malym mozgu w ogole moga cokolwiek lubic. Chlod przebiegajacy przez jej palce sprawil jej duza przyjemnosc. Piasek lezal zwiniety w wezowa spirale, wysuwajac od czasu do czasu swoj jezyk. Mial jasne cialo o wyraznych kolorach, bowiem niedawno zrzucil stara warstwe skory.

— Pozwalam ci za duzo jesc — powiedziala czule Wezyca. — Jestes strasznie gnusnym stworzeniem.

Wezyca podciagnela kolana pod brode. Na tle czarnych skal wzorki na skorze grzechotnika wygladaly rownie wyraznie jak biale luski Mgly. Ani weze, ani ludzie nie zdolali sie jeszcze przystosowac do rzadzacych tym swiatem praw.

Mgla zniknela z pola widzenia, ale Wezyca sie tym nie zmartwila. Oba weze byly do niej bardzo przywiazane i wiedziala, ze zbyt daleko od niej nie odpelzna, bowiem zaden z nich nie potrafil uwolnic sie od wpojonych mu odruchow. Uzdrowicielka miala wiec pewnosc, ze Mgla i Piasek wroca do niej, kiedy tylko uslysza znajome wibracje wywolane uderzeniem dloni o ziemie.

Wezyca oparla sie o ogromny glaz, owinieta w otrzymany od Arevina stroj. Zastanawiala sie, co tez ten czlowiek moze teraz robic. Jego ludzie byli nomadami, zajmujacymi sie wypasem wielkich wolow pizmowych, ktore dawaly im delikatna, jedwabista welne. Gdyby chciala ponownie ich spotkac, musialaby przedsiewziac specjalne poszukiwania. Nie wiedziala, czy to kiedykolwiek bedzie mozliwe, a przeciez tak bardzo chcialaby zobaczyc jeszcze Arevina.

Gdyby jednak ponownie sie z nimi spotkala, przypomnialaby sobie o smierci Trawy (jesli w ogole o niej kiedykolwiek zapominala). Ale to jej bledny osad doprowadzil do tej tragedii. Oczekiwala od czlonkow plemienia, ze uwierza jej na slowo i nie beda sie bac, a oni mimowolnie wykazali, jak zgubna moze byc taka niefrasobliwosc.

Otrzasnela sie z przygnebienia. Mogla sie teraz zrehabilitowac. Gdyby udalo sie jej wybrac z Jesse i dowiedziec sie, skad pochodza weze snu, a potem jednego z nich zlapac… Gdyby dowiedziala sie wreszcie, dlaczego te stwory nie rozmnazaja sie na Ziemi, moglaby wtedy stanac dumnie przed swoimi nauczycielami, triumfujac w dziedzinie, w ktorej cale pokolenia uzdrowicieli nie odniosly jeszcze sukcesu.

Nadszedl czas powrotu do obozu. Chcac znalezc Mgle, Wezyca weszla na niewielkie usypisko pokruszonych skal, ktore zamykalo wejscie do kanionu. Kobra lezala zwinieta na duzej bazaltowej plycie.

Dotarlszy na szczyt wzniesienia, uzdrowicielka siegnela po Mgle, podniosla ja i poglaskala po waskiej glowie. Ze zlozonym kapturem nie wygladala groznie, choc bylo przeciez inaczej. Kobra nie potrzebowala ogromnych szczek, by wsaczyc w ofiare smiertelna dawke jadu.

Kiedy Wezyca sie odwrocila, jej wzrok przyciagnal wspanialy widok zachodzacego slonca, ktore rozlewalo sie pomaranczowa plama na horyzoncie, rozsylajac wokol siebie fioletowe i cynobrowe promienie.

Wtedy to Wezyca zauwazyla rozsiane na pustyni kratery. Cala ziemia w tych okolicach pokryta byla wielkimi, okraglymi basenami. Te z nich, ktore lezaly na sciezce rozlanej lawy, zlewaly sie z otoczeniem, inne zas byly wyrazniejsze — wielkie wyrwy w ziemi, niepodatne na wieloletnie dzialanie piasku. Wielkosc i rozmieszczenie kraterow swiadczylo o tym, ze mogly miec tylko jedno zrodlo — wybuch nuklearny. Sama wojna dawno juz sie skonczyla i malo kto o niej pamietal, poniewaz zgineli w niej wszyscy, ktorych choc troche obchodzily przyczyny jej zaistnienia.

Wezyca przygladala sie tym zniszczonym terenom i cieszyla sie, ze obserwuje je z daleka. W takich miejscach widzialne i niewidzialne pozostalosci po wojnie przetrwaly az do tych czasow. I nie znikna nawet wiele lat po jej smierci. Kanion, w ktorym stacjonowali Wezyca i partnerzy, rowniez nie byl zupelnie bezpieczny, ale ich pobyt tutaj nie byl przeciez dlugi.

Posrod oswietlonych sloncem gruzow zamajaczylo cos, co wyraznie do tego miejsca nie pasowalo. Wezyca poczula niepokoj, jak gdyby spojrzala na zjawisko, ktorego nie wolno jej bylo ogladac.

Byly to rozkladajace sie zwloki konia, lezace na krawedzi jednego z kraterow. Sztywne konczyny zwierzecia sterczaly groteskowo w powietrze, wystajac z nabrzmialego juz powaznie ciala. Zlota uzda na glowie konia polyskiwala szkarlatnie i pomaranczowo.

Wezyca odetchnela z jekiem.

Pobiegla do torby i wetknela do niej Mgle. Nastepnie podniosla Piaska i ruszyla w strone obozu, przeklinajac grzechotnika, ktory probowal owinac sie wokol jej ramienia. Zatrzymala sie i pozwolila mu wsliznac sie do swojej przegrodki. Potem rzucila sie do biegu, zapinajac po drodze zamek torby, ktora obijala sie o jej noge.

Dobiegla zadyszana do namiotu i weszla szybko do srodka. Me-rideth i Alex spali. Wezyca przyklekla obok Jesse i ostroznym ruchem odciagnela przescieradlo.

Od chwili gdy po raz ostatni ja badala, minela zaledwie godzina. Since na boku sciemnialy, a cale cialo Jesse nabralo czerwonego zabarwienia. Wezyca dotknela jej czola, ktore okazalo sie gorace i suche. Chora nie reagowala. Kiedy uzdrowicielka cofnela dlon, gladka skora lezacej kobiety wydawala sie jeszcze ciemniejsza. Wezyca obserwowala ja przez kilka minut, podczas ktorych z przerazeniem stwierdzila, ze wskutek pekniecia naczyn wlosowatych utworzyl sie kolejny siniak. Niebezpieczny dla Jesse byl zatem nawet najlzejszy dotyk, bowiem promieniowanie uszkodzilo scianki tych naczyn. Bandaz owiniety na udzie chorej nagle zaczerwienil sie od krwi. Wezyca zacisnela piesci. Trzesla sie cala, jakby do szpiku kosci przenikal ja lodowaty chlod.

— Merideth!

Kobieta obudzila sie, ziewnela i wymruczala nieprzytomnym glosem:

— Co sie stalo?

— Ile czasu zajelo wam odnalezienie Jesse? Czy ona upadla w okolicach kraterow?

— Tak. Przeszukiwala te tereny. Po to tutaj jestesmy… Inni rzemieslnicy nie moga sie z nami rownac, poniewaz Jesse znajduje tu takie rzeczy… Ale tym razem na krawedzi krateru… Znalezlismy ja wieczorem.

„Caly dzien — pomyslala Wezyca. — Musiala byc w jednym z wiekszych kraterow”.

— Dlaczego nie powiedzieliscie mi o tym?

— O czym?

— Te kratery sa niebezpieczne.

— Wierzysz w te wszystkie stare legendy? Uzdrowicielko, my przyjezdzamy tu od dziesieciu lat i nigdy nic zlego sie nam nie przytrafilo.

Nie byla to dobra pora na nerwowa dyskusje. Wezyca ponownie spojrzala na Jesse i uswiadomila sobie, ze lekkomyslnosc tej dziewczyny i pogarda dla niebezpieczenstwa wykazywana przez jej partnerow mogly niechcacy okazac sie dla chorej nadzwyczaj laskawe. Wezyca wiedziala, jak obchodzic sie ze skutkami napromieniowania, ale skala tego problemu zupelnie ja przerastala. Cokolwiek by teraz zrobila, moglaby tylko przedluzyc agonie tej biednej kobiety.

— Co sie stalo? — W glosie Merideth po raz pierwszy pojawil sie strach.

— Jesse ma chorobe popromienna.

— Chorobe popromienna? Jak to mozliwe? Jadla i pila to samo, co my.

— To pochodzi z krateru. Ziemia jest tam skazona. Legendy nie klamia.

Pomimo ciemnej opalenizny Merideth zbladla.

— No to zrob cos! Pomoz jej!

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×