zupelnego zapomnienia. Chociaz wlasna kulminacja dala jej zadowolenie, tak bardzo pozadane po dlugiej samotnosci, skupila sie przede wszystkim na Gabrielu. Pomimo jednak tej obopolnej pasji, ciagle zastanawiala sie, jak wygladalby seks z Arevinem.

Lezeli teraz, obejmujac sie nawzajem, spoceni i zdyszani. Dla Wezycy jego obecnosc byla rownie istotna jak seks. Poza tym z napieciem seksualnym latwiej sobie poradzic niz z samotnoscia. Oparla sie o niego i pocalowala w szyje i brode.

— Dziekuje — szepnal. Wezyca poczula na ustach wibracje dzwieku.

— Prosze uprzejmie — odparla. — Ale nie prosilam cie o to bezinteresownie.

Przez moment lezal w milczeniu, a jego palce przylegaly do jej talii. Wezyca poklepala go po dloni. To taki slodki chlopak. Wiedziala, ze taka mysl brzmi protekcjonalnie, ale nie mogla jej od siebie odepchnac. Nie umiala tez uciec przed pragnieniem, by na miejscu Gabriela znajdowal sie Arevin. Potrzebny byl jej ktos, z kim moglaby sie dzielic, a nie czlowiek, ktory okazywalby jej wdziecznosc.

Gabriel chwycil ja nagle bardzo mocno i ukryl twarz w jej ramieniu. Pogladzila krotkie loki na jego karku.

— I co ja teraz zrobie? — Jego glos byl przytlumiony, a oddech ogrzewal jej skore. — Dokad pojde?

Wezyca objela go i pokolysala. Pomyslala nagle, ze chyba lepiej bylo pozwolic mu odejsc, kiedy zaproponowal przyslanie kogos innego. Wtedy moglby nieprzerwanie kontynuowac swoja wstrzemiezliwa egzystencje. Mimo to nie mogla uwierzyc, ze on naprawde nalezal do tych zalosnych ludzi, ktorzy nigdy nie umieli poradzic sobie z biokontrola.

— Gabrielu, jakiego rodzaju bylo twoje szkolenie? Jak dlugo umiales utrzymac temperature podczas testu? Czy dali ci znaczek?

— Jaki znaczek?

— Maly krazek, w ktorym znajduje sie substancja zmieniajaca kolor wraz z zmiana temperatury. Wiekszosc z tych, ktore widzialam, zabarwia sie na czerwono, kiedy meskie genitalia osiagaja wystarczajaco wysoka temperature.

Usmiechnela sie szeroko, gdy przypomniala sobie znajomego, ktory ze wzgledu na proznosc tak bardzo szczycil sie intensywnoscia zabarwienia swojego krazka, ze nie chcial go zdjac nawet w lozku.

Gabriel patrzyl na nia ponuro.

— Wystarczajaco wysoka?

— Tak, oczywiscie, wystarczajaco wysoka. Czyzbys o tym nie wiedzial?

Sciagnal swoje jasne brwi, a na jego twarzy widnial zarowno niepokoj, jak i uczucie zaskoczenia.

Oprocz chelpliwego znajomego Wezyca przypomniala sobie teraz kilka sprosnych kawalow. Miala ochote w glos sie rozesmiac, ale zdolala odpowiedziec Gabrielowi z kamiennym wyrazem twarzy.

— Gabrielu, drogi przyjacielu. De lat mial twoj nauczyciel? Sto?

— Tak — odpowiedzial. — Co najmniej. To byl stary i madry czlowiek. Zreszta on jeszcze zyje.

— Nie watpie, ze byl madry, ale na pewno nie na czasie — powiedziala Wezyca. — Wypadl z obiegu osiemdziesiat lat temu.

Obnizenie temperatury moszny prowadzi do nieplodnosci, ale ocieplenie jej na pewno jest skuteczniejsze. No i latwiej jest sie tego nauczyc.

— Ale on mi mowil, ze nigdy nie naucze sie stosowac kontroli jak nalezy.

Wezyca zmarszczyla brwi; nie ujawnila mu swojej refleksji, ze zaden nauczyciel nie powinien swoim uczniom mowic takich rzeczy.

— No coz, czasami sie zdarza, ze jeden czlowiek nie umie trafic do drugiego i wtedy trzeba znalezc innego nauczyciela.

— Myslisz, ze moglbym to opanowac?

— Tak.

Powstrzymala sie przed kolejnym ostrym komentarzem na temat madrosci i kwalifikacji jego pierwszego nauczyciela. Byloby lepiej, gdyby ten mlody mezczyzna sam zrozumial bledy swojego mentora. Wygladalo jednak na to, ze ciagle bardzo go podziwial i szanowal, a Wezyca nie chciala zmuszac go do obrony tego staruszka — czlowieka, ktory najwyrazniej bardzo go skrzywdzil. Gabriel chwycil ja za reke.

— Co mam zrobic? Dokad pojsc? — Tym razem jego ozywiony glos pobrzmiewal nadzieja.

— Tam, gdzie nauczyciele znaja techniki nowsze niz te sprzed stu lat. W jakim kierunku chcesz potem jechac?

— Ja… Nie podjalem jeszcze decyzji. — Odwrocil od niej wzrok.

— Wyjazd jest bardzo trudny — rzekla Wezyca. — Wiem o tym.

Ale tak bedzie najlepiej. Poznaj troche swiata i sam sie przekonaj, co jest dla ciebie najlepsze.

— Znalezc jakies nowe miejsce… — powiedzial smutno Gabriel.

— Moglbys pojechac do Sroddroza. Tam mieszkaja najlepsi nauczyciele. A potem bedziesz mogl tutaj wrocic.

— Raczej nie. Chyba nie bede mogl wrocic do domu, poniewaz nawet jesli zdobede potrzebna mi wiedze, tutejsi ludzie i tak pozostana nieufni. Ciagle beda krazyc plotki. — Wzruszyl ramionami.

— Tak czy inaczej, musze stad odejsc. Obiecalem. Pojade do Sroddroza.

— To dobrze. — Wezyca siegnela po stojaca za nia lampe i zmniejszyla tlacy sie w niej plomyk. — Slyszalam, ze nowa technika ma tez inne zalety.

— To znaczy?

Dotknela go.

— Wymaga wiekszego krazenia krwi w genitaliach. A wtedy wszystko trwa dluzej. No i wrazliwosc jest wieksza.

— Ciekawe, czy teraz umialbym to przedluzyc.

Wezyca chciala dac mu powazna odpowiedz, ale po chwili zrozumiala, ze Gabriel zdobyl sie wlasnie na pierwszy, niesmialy jeszcze zart na temat seksu.

— To mozna sprawdzic — odparla.

Tuz przed switem obudzilo ja pospieszne pukanie do drzwi. W pokoju bylo szarawo i dosc upiornie, do czego przyczynialy sie rozowopomaranczowe blaski niewielkiego plomyka lampy. Gabriel spal twardym snem, usmiechajac sie lekko. Dlugie i jasne rzesy rzucaly cien na policzki. Zsunal z siebie koc i teraz jego wysokie i piekne cialo spoczywalo przykryte zaledwie do polowy uda. We-zyca niechetnie odwrocila sie w strone drzwi.

— Prosze.

Do srodka z wahaniem weszla niezwykle sliczna mloda sluzaca, a na lozku rozlalo sie swiatlo z korytarza.

— Uzdrowicielko, burmistrz… — urwala i wpatrywala sie w Gabriela, zapominajac o swoich poplamionych krwia dloniach.

— Burmistrz…

— Zaraz tam bede.

Wezyca wstala, zalozyla nowe spodnie i sztywna koszule, po czym wyszla za sluzaca, kierujac sie do apartamentu burmistrza.

Krew z otwartej rany zaplamila poslanie, jednak Brian zrobil wszystko co trzeba i krwawienie juz prawie ustalo. Burmistrz byl smiertelnie blady, jego rece drzaly.

— Gdybys nie wygladal na chorego — rzekla Wezyca — porzadnie bym cie zwymyslala. — Zajela sie bandazami. — Na szczescie masz swietnego opiekuna — dodala, gdy Brian wrocil ze swieza posciela i mogl uslyszec jej slowa. — Mam nadzieje, ze jest stosownie wynagradzany.

— Myslalem…

— Mysl sobie, co chcesz — przerwala mu Wezyca. — To bardzo godziwe zajecie, ale nie probuj juz wstawac z lozka.

— Dobrze — wymruczal, a Wezyca uznala to za obietnice.

Postanowila, ze nie pomoze przy zmianie poscieli. Kiedy bywalo to konieczne albo gdy kogos lubila, nie miala nic przeciwko takim zajeciom. Czasami jednak umiala byc wrecz przesadnie dumna. Wiedziala, ze traktuje burmistrza nazbyt szorstko, ale w tej chwili nie umiala zachowac sie inaczej.

Mloda sluzaca byla wyzsza od Wezycy i silniejsza od Briana. Z pewnoscia uda sie jej uniesc burmistrza z mala pomoca Briana. Dziewczyna patrzyla jednak z niepokojem, jak Wezyca wychodzi na korytarz, by wciaz boso

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×