wrocic do swojego lozka.

— Panienko…

Wezyca odwrocila sie. Mloda sluzaca rozejrzala sie dokola, jakby w obawie, ze ktos moglby zobaczyc je razem.

— Jak masz na imie?

— Larril.

— Larril, ja jestem Wezyca i nie lubie, kiedy ktos mowi do mnie „panienko”. Rozumiemy sie?

Larril kiwnela glowa, ale nie wymowila imienia Wezycy.

— O co chodzi?

— Uzdrowicielko… W twoim pokoju widzialam… Sluzacy nie powinien takich rzeczy ogladac. Nie chce przyniesc wstydu nikomu z tej rodziny. — Jej glos drzal z napiecia. — Ale… Ale Gabriel…

On jest… — Byla strasznie zmieszana i zawstydzona. — Gdybym zapytala Briana, co robic, on musialby powiedziec o tym swojemu panu. A to byloby… niemile. Ty nie musisz sie martwic. Nie przyszlo mi do glowy, ze syn burmistrza moze…

— Larril — rzekla Wezyca. — Larril, jest dobrze. On wszystko mi powiedzial. To ja za to odpowiadam.

— Wiesz, jakie jest… niebezpieczenstwo?

— Powiedzial mi wszystko — powtorzyla Wezyca. — Nie jestem zagrozona.

— Zrobilas dobry uczynek — rzekla Larril.

— Bzdura. Ja chcialam z nim byc. Poza tym lepiej znam sie na kontroli niz dwunastoletnia dziewczynka albo osiemnastoletni mezczyzna.

Larril unikala jej wzroku.

— Ja tez — powiedziala. — Bylo mi go zal. Ale ja… Ja sie balam. On jest tak piekny, ze mozna… mozna sie zapomniec, zupelnie niechcacy. Nie moglam ryzykowac. Dopiero za pol roku moje zycie znowu bedzie nalezec do mnie.

— Bylas niewolnica?

Larril skinela glowa.

— Urodzilam sie w Podgorzu. Rodzice mnie sprzedali. Przed wprowadzeniem przez burmistrza nowego prawa mogli jeszcze to zrobic. — Napiecie w jej glosie klocilo sie z rzeczowoscia jej slow.

— Dopiero dlugo potem dotarly do mnie pogloski, ze niewolnictwo zostalo tu zakazane. Wtedy ucieklam, ale wrocilam. — Spojrzala na Wezyce ze lzami w oczach. — Nie zlamalam danego slowa. — Wyprostowala sie i mowila juz pewniejszym tonem. — Bylam dzieckiem i nie moglam wybrac osoby, ktorej mialabym sluzyc. Nie musialam byc lojalna wobec zadnego handlarza, ale miasto wykupilo moje dokumenty. A teraz jestem zobowiazana do lojalnosci wobec burmistrza.

Wezyca rozumiala, ze wypowiedzenie tych slow wymagalo wielkiej odwagi.

— Dziekuje ci — rzekla. — Dziekuje za to, co powiedzialas o Gabrielu. Nikt sie o tym nie dowie. Mam wobec ciebie dlug wdziecznosci.

— Uzdrowicielko, alez skad. Ja nie chcialam…

W glosie Larril dalo sie slyszec jakies nagle zawstydzenie i Wezyca troche sie tym zaniepokoila. Zastanawiala sie, czy Larril pomyslala, ze kieruja nia podejrzane motywy natury osobistej.

— Nie o to mi chodzilo — powiedziala Wezyca. — Czy moge ci jakos pomoc?

Larril pokrecila glowa — tylko raz, krotko, w gescie, ktorym bardziej przeczyla sobie samej niz Wezycy.

— Mysle, ze nikt nie moze mi pomoc.

— Powiedz mi.

Larril zawahala sie, a potem usiadla na podlodze i ze zloscia podwinela nogawke spodni.

Wezyca przykucnela tuz obok.

— Bogowie… — westchnela.

Larril miala przebita noge — miedzy pieta a sciegnem Achillesa. Wygladala tak, jakby ktos uzyl w tym celu goracego zelaza. W ranie znajdowal sie pierscien z szarego krysztalu. Wezyca wziela do reki stope Larril, a druga dlonia dotknela kolka. Miejsce spojenia bylo niewidoczne.

Wezyca zmarszczyla czolo.

— To jest czyste okrucienstwo.

— Oni maja prawo ukarac w ten sposob kazdego, kto okaze im nieposluszenstwo — rzekla Larril. — A ja probowalam uciec i powiedzieli, ze pomoga mi zapamietac, gdzie jest moje miejsce.

W jej spokojnym glosie pojawila sie teraz zlosc. Wezyca zadrzala.

— Te znaki zawsze beda mnie niewolic — mowila Larril. — Gdyby chodzilo tylko o blizny, tak bardzo bym sie nie przejmowala. — Wyciagnela stope z rak Wezycy. — Widzialas kopuly w gorach? To z nich robia te pierscienie.

Wezyca popatrzyla na druga stope Larril, rowniez przebita, rowniez z kolkiem. Rozpoznawala teraz szara, polprzezroczysta substancje. Wczesniej widziala ja tylko na niezniszczalnych kopulach, ktore spoczywaly tajemniczo w najmniej oczekiwanych miejscach.

— Kowal probowal to przeciac — powiedziala Larril. — Nie udalo mu sie nawet zadrasnac kolka. Byl tak zaklopotany, ze jednym uderzeniem zlamal zelazny pret, bo chcial udowodnic, ze jest kompetentny. — Dotknela fragmentu twardego sciegna, uwiezionego w delikatnym pierscieniu. — Kiedy krysztal stwardnieje, nie bedzie go mozna nigdy usunac. Tak samo jak z kopulami. Chyba ze przetna mi sciegno, a wtedy juz zawsze bede kulec. Czasami mysle, ze nawet to byloby lepsze. — Zsunela nogawki, zeby zakryc pierscienie. — Jak widzisz, nikt tu nic nie poradzi. Wiem, ze to tylko proznosc. Niedlugo bede wolna, bez wzgledu na znaczenie tych kolek.

— Nie moge ci pomoc — rzekla Wezyca. — To byloby niebezpieczne.

— To znaczy, ze moglabys cos zrobic?

— Mozna by sprobowac cos zrobic w osrodku uzdrowicieli.

— Och, uzdrowicielko…

— Larril, to sie wiaze z ryzykiem. — Na wlasnej kostce pokazala jej, co nalezaloby uczynic. — Zamiast przecinac sciegno, sprobowalibysmy je odciagnac. Wtedy moze wypadlby pierscien. Ale przez pewien czas musialabys miec noge w gipsie. Poza tym nie ma pewnosci, ze sciegna prawidlowo by sie zagoily, a twoje nogi moglyby stac sie slabsze niz teraz. Kto wie, czy sciegna w ogole wroca na swoje miejsce.

— Rozumiem… — powiedziala Larril z radoscia i nadzieja w glosie. Chyba wcale nie uslyszala slow Wezycy.

— Obiecasz mi jedna rzecz?

— Tak, uzdrowicielko. Oczywiscie.

— Nie podejmuj na razie zadnej decyzji. Nie rob tego przed zakonczeniem sluzby w Podgorzu. Poczekaj kilka miesiecy. Upewmi sie — Kiedy juz bedziesz wolna, moze stwierdzisz, ze to nie ma dla ciebie zadnego znaczenia.

Larril spojrzala na nia pytajacym wzrokiem i Wezyca zrozumiala, ze dziewczyna mialaby ochote dowiedziec sie, jak ona sama czulaby sie na jej miejscu. Takie pytanie byloby jednak niegrzeczne.

— Obiecujesz?

— Tak, uzdrowicielko. Obiecuje.

Wstaly.

— A zatem dobrej nocy — powiedziala Wezyca.

— Dobranoc, uzdrowicielko.

Wezyca ruszyla w strone swojego pokoju.

— Uzdrowicielko?

— Tak?

Larril objela ja ramionami i mocno przytulila.

— Dziekuje!

Cofnela sie, zaklopotana. Obie kobiety rozeszly sie kazda w swoja strone, ale Wezyca ponownie sie odwrocila.

— Larril, gdzie wlasciciele niewolnikow zdobywaja pierscienie?

Nigdy nie slyszalam o nikim, kto umialby obrabiac material z kopul.

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×