— Nie mam czasu na uklady i intrygi — oswiadczyl. — Ty tez nie. Nadciaga burza, uzdrowicielko.

Wezyca spojrzala przez ramie. Melissy nigdzie nie bylo. Na horyzoncie gromadzily sie chmury, a tumany piasku unosily sie miedzy niebem i ziemia. Robilo sie coraz chlodniej, ale to nie dlatego Wezyca zaczela dygotac. Grala o zbyt wielka stawke, by w takiej chwili sie poddawac. Miala pewnosc, ze gdyby tylko wpuszczono ja do Miasta, sama dotarlaby do pozaziemskich. Odwrocila sie do brata Jesse.

— Pozwol mi w takim razie wejsc wiosna. Posiadacie technologie, ktorej my jeszcze nie zdolalismy odkryc. — Wezyca nagle sie usmiechnela. Nie mozna juz bylo ocalic Jesse, ale mozna bylo pomoc innym. Na przyklad Melissie. — Gdybyscie pokazali mi, jak doprowadzac do regeneracji…

Dziwila sie, ze pomyslala o tym dopiero teraz. Do tej pory calkowicie i samolubnie absorbowaly ja weze snu, a tym samym jej wlasny prestiz i honor. Z drugiej strony tak wielu ludziom przydalaby sie umiejetnosc regeneracji miesni i nerwow… Ale najpierw musiala nauczyc sie regenerowac skore, zeby jej corka mogla zyc bez tych okropnych blizn. Wezyca spojrzala na brata Jesse i z radoscia stwierdzila, ze na jego twarzy maluje sie wyraz ulgi.

— To calkiem mozliwe — powiedzial. — Tak. Omowie to z rada. Przedstawie im twoja propozycje.

— Dziekuje — rzekla Wezyca. Z trudem mogla uwierzyc, ze mieszkancy Miasta wreszcie zgadzaja sie na wspolprace z uzdrowicielem. — To pomoze nam bardziej, niz przypuszczacie. Jezeli usprawnimy nasza technologie, nie bedziemy musieli wiecej klopotac sie o nowe weze snu, poniewaz sami je wyklonujemy.

Brat Jesse zmarszczyl czolo. Wezyca urwala, zdziwiona ta nagla zmiana.

— Mozecie liczyc na wdziecznosc uzdrowicieli — dodala szybko, gdyz nie wiedziala, co mu sie nie spodobalo i jak moglaby to naprawic. — I wszystkich ludzi, ktorym sluzymy pomoca.

— Klonowac! — powiedzial brat Jesse. — Dlaczego uwazasz, ze pomozemy wam w klonowaniu?

— Myslalam, ze ty i Jesse — znowu nie dokonczyla w obawie, ze jeszcze bardziej go zdenerwuje. — Po prostu zakladalam, ze przy waszej zaawansowanej…

— Mowisz o manipulacji genetycznej! — powiedzial niespokojnym glosem brat Jesse. — Wykorzystacie nasza wiedze, zeby produkowac potwory.

— Co takiego? — zapytala zdumiona Wezyca.

— Manipulacja genetyczna… bogowie… Mielismy juz wystarczajaco duzo klopotow z mutacja genow i mielibysmy wprowadzac ja celowo? Masz szczescie, ze nie moge cie wpuscic, uzdrowicielko.

Musialbym cie zadenuncjowac i juz zawsze zylabys na wygnaniu z reszta wariatow.

Wezyca wpatrywala sie w ekran, na ktorym zamiast normalnego rozmowcy widnial teraz oskarzyciel. Jezeli nie byl klonem Jesse, to czlonkowie rodziny musieli od dawna krzyzowac sie ze soba i deformacje genetyczne pojawialy sie bez sztucznego manipulowania genami. Z jego slow wynikalo jednak, ze mieszkancy Miasta nie poprawiali natury w ten sposob.

— Moja rodzina nie bedzie miec zadnych dlugow wobec wariatki — powiedzial, nie patrzac na nia i jednoczesnie wykonujac dlonmi jakas niedostrzegalna dla niej czynnosc. Na poleczce pod ekranem pojawily sie monety. — Wez pieniadze i idz!

— Ludzie spoza Miasta umieraja, poniewaz nie dzielicie sie swoja wiedza z innymi — krzyknela. — To dzieki wam posiadacze niewolnikow moga zakladac im srebrne pierscienie. I nie chcecie pomagac kalekom i ludziom z bliznami!

Brat Jesse wpadl we wscieklosc.

— Uzdrowicielko… — Urwal i popatrzyl na cos znajdujacego sie za nia. Byl przerazony. — Jak smiesz przychodzic tutaj z odmiencem? Czy poza Miastem skazuja na wygnanie zarowno matke, jak i dziecko? A ty mi tu prawisz o czlowieczenstwie!

— O czym ty mowisz?

— Zachcialo ci sie regeneracji, a nawet nie wiesz, ze mutantow nie da sie naprawic! One zawsze wychodza takie same. — Zasmial sie gorzko, wrecz histerycznie. — Wroc tam, skad przyszlas, uzdrowicielko. Nie mamy juz sobie nic do powiedzenia.

Kiedy tylko obraz zaczal znikac, Wezyca chwycila monety i rzucila je w ekran. Zadzwieczaly, a jedna z nich utkwila w panelu ochronnym. Zaskrzypialy jakies dzwignie, przez co panel nie zamknal sie do konca. Wezyca poczula przekorna satysfakcje.

Odwrocila sie od ekranu i Miasta. Chciala wyruszyc na poszukiwanie Melissy, ale ona stala tuz przed nia z twarza zalana lzami. Dziewczynka chwycila ja za reke i wyciagnela swoja matke z niszy.

— Melisso, musimy przygotowac sobie jakies schronienie… — Pomimo wczesnej pory, miala wrazenie, ze zbliza sie noc. Chmury nie byly juz szare, tylko czarne i dalo sie widziec dwie traby powietrzne.

— Znalazlam miejsce. — Mowienie przychodzilo dziewczynce z trudem; ciagle plakala. — Mialam… Mialam nadzieje, ze cie wpuszcza do srodka, ale na wszelki wypadek cos znalazlam.

Wezyca poszla za nia, prawie zupelnie oslepiona przez niesiony wiatrem piasek. Strzala i Wiewior stapaly przy nich niechetnie ze spuszczonymi lbami i stulonymi uszami. Melissa zaprowadzila ja do plytkiej rozpadliny pod skalnym urwiskiem. Wiatr wzmagal sie z kazda chwila, wyjac, jeczac i obsypujac piaskiem ich twarze.

— One sie boja — Melissa probowala przekrzyczec wiatr. — Klapki na oczy…

Odslonila twarz i zawiazala oczy Wiewiora swoja chusta na glowe. Wezyca uczynila to samo ze swoja klacza. Kiedy odkryla usta i nos, wiatr pozbawil ja tchu. Ze lzawiacymi oczami i wstrzymanym oddechem wprowadzila Strzale do pieczary.

Wiatr nagle przestal wiac. Wezyca z trudem otworzyla oczy. Czula sie, jakby ktos wsypal jej piasek do pluc. Konie prychaly, a kaszlace Wezyca i Melissa probowaly mruganiem usunac z oczu wszechobecny piasek i wypluc go z ust. Wezycy udalo sie w koncu oczyscic ubranie, a lzy przeczyscily jej oczy.

Melissa odwinela chuste z oczu Wiewiora, a potem z placzem rzucila mu sie na szyje.

— To moja wina — powiedziala. — Zobaczyl mnie i nie pozwolil ci wejsc.

— Brama byla zamknieta — odrzekla Wezyca. — Nie mogl nas wpuscic, nawet gdyby chcial. A dzieki tobie ucieklysmy przed burza.

— Ale oni nie chca twojego powrotu. Przeze mnie.

— Uwierz mi, Melisso, on juz wczesniej postanowil nam nie pomagac. Moja prosba go przerazila. Oni nas nie rozumieja.

— Ale ja go slyszalam. Widzialam, jak na mnie patrzyl. Prosilas o pomoc dla… dla mnie… a on kazal ci odejsc.

Wezyca wolalaby, zeby Melissa nie zrozumiala tej czesci rozmowy, poniewaz moglyby sie w niej rozbudzic oczekiwania, ktorych nigdy nie udaloby sie zrealizowac.

— On nie wiedzial, ze uleglas poparzeniu — tlumaczyla Wezyca. — Poza tym jego to nie interesuje. Szukal pretekstu, zeby sie mnie pozbyc.

Melissa, najwyrazniej nieprzekonana, glaskala Wiewiora po szyi, odpiela mu uzde i zdjela siodlo.

— Jezeli ktos tu jest winien — rzekla Wezyca — to wlasnie ja. To ja cie tutaj przyprowadzilam… — Cala powaga sytuacji uderzyla ja teraz niczym gwaltowny podmuch wiatru. Slaby blysk komorek swietlnych tylko troche rozjasnial panujacy w jaskini mrok.

Glos Wezycy byl pelen strachu i niepokoju. — To ja nas tutaj przyprowadzilam, a teraz jestesmy uwiezione w tym miejscu.

Melissa odwrocila sie do uzdrowicielki i wziela ja za reke.

— Wezyco… Wezyco. Wiedzialam, co moze sie wydarzyc. Nie kazalas mi isc ze soba. Wiedzialam, ze tutejsi ludzie sa podli i nieuczciwi. Tak mowia wszyscy, ktorzy z nimi handluja. — Objela Wezyce, jakby chciala ja pocieszyc.

W pewnej chwili zamarla, konie zarzaly. Wezyca uslyszala odglosy jakiegos duzego kota. Strzala rzucila sie do przodu i przewrocila uzdrowicielke. Probujac sie podniesc, Wezyca dostrzegla czarna pantere wymachujaca ogonem przy wejsciu do jaskini. Zwierze znowu zaryczalo, a Strzala zrobila pare krokow do tylu, znowu zderzajac sie z Wezyca. Melissa probowala wprowadzic Wiewiora w glab pieczary. Pantera rzucila sie w ich strone. Wezyca poczula jej oddech, a gladka siersc zwierzecia otarla sie o jej reke. Kot skoczyl cztery metry w gore i zniknal w jednej ze skalnych szczelin.

Melissa rozesmiala sie i odetchnela z ulga, a Strzala prychnela glosno ze strachu.

— Dobrzy bogowie — powiedziala Wezyca.

— Slyszalam… Slyszalam, ze dzikie zwierzeta tak samo boja sie ludzi, jak ludzie ich — rzekla Melissa. — Ale chyba przestane w to wierzyc.

Вы читаете Waz snu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×