dluzej.
Gdy jako jedni z pierwszych byli juz gotowi do drogi, Miau nabrala odwagi widzac, ze Ragnarok jest na smyczy, wyrwala sie i zaczela zwiedzac plaze pod tarasem. Anna, czekajac az Margo zlapie kotke, zostala z tylu, a wraz z nia jej matka, Rama Joan. Tworzyly dziwna pare: spokojna dziewczynka z rudymi warkoczykami i kobieta o meskich rysach w wymietym fraku.
Kiedy Rudolf przylaczyl sie do nich, cala grupka ruszyla szybkim krokiem, zeby dopedzic tych na przedzie.
Rudolf wskazal kciukiem Brodacza.
— Czy ten typ szkalowal moje dobre imie? — zapytal Margo.
— Nie, wprost przeciwnie. Profesor Hunter robil panu jak najlepsza reklame — odpowiedziala z usmiechem dziewczyna. — Jesli dobrze zrozumialam, nazywa sie pan Rudolf Valentino.
— Nie — rozesmial sie Rudolf. — Po prostu Rudolf Brecht. Ale Brechtowie to rowniez uwodziciele, hoho!
— Zapomniales parasola — wtracil Hunter i jednoczesnie chwycil Brechta za lokiec. — Nie, nie pozwole po niego wracac.
— Nie mam zamiaru, Ross — odparl Rudolf. — Specjalnie go tam zostawilem jako swojego rodzaju pomnik. Nawiasem mowiac, nalezaloby jeszcze dopisac do tej kartki, ze jestesmy banda glupcow. Cala noc bedziemy sie musieli przedzierac przez korki uliczne zamiast zostac w tym wymarzonym miejscu i wykorzystac czas na owocne obserwacje. Zjedlibysmy pyszne sniadanie na swiezym powietrzu.
— Nie jestem pewien, czy to rzeczywiscie wymarzone miejsce — zaczal ponuro Hunter, ale Rudolf przerwal mu i wskazal reka Wedrowca.
— Przypuscmy, ze to prawdziwa planeta — powiedzial. — Czym wedlug ciebie sa wiec te zolta i kasztanowate plamy? Moim zdaniem, zolte to pustynie, a kasztanowate to oceany fioletowych wodorostow.
— Suche obszary skrystalizowanego jodu i siarki? — strzelil w ciemno Hunter.
— Ktorych granic strzega pewnie demony Maxwella? — zapytal z lekka ironia Rudolf.
Paul spojrzal w gore. Fioletowe pasmo bylo teraz szersze, a zolta powierzchnia, ktora przesunela sie blizej.srodka nieznanego ciala, przypominala ksztaltem opasly polksiezyc.
— A ja mysle, ze to oceany ze zlota woda i ziemia porosnieta fioletowym lasem — powiedziala Anna.
— Nie, moja panno, trzeba przestrzegac zasad gry — upomnial ja Rudolf. — A to znaczy, ze nie mozna wymyslac rzeczy, ktorych nie ma tu na Ziemi.
— Czy taka ma pan metode badania spraw nieznanych? — spytala z rozbawieniem Rama Joan. — Czy naprawde w ten sposob podchodzi pan do wszystkiego?
— Tak. Do wszystkiego. To chyba najsluszniejsza zasada — odparl Rudolf. — Mloda damo — zwrocil sie znow do Anny — jak sie najlepiej wkrasc w laski twojej mamy? Nigdy jeszcze nie zabiegalem o wzgledy buddystki, a to wielka pokusa.
Anna wzruszyla ramionami, jej rude warkocze podskoczyly. Rama Joan sama odpowiedziala na pytanie.
— Niech sie pan nie spodziewa, ze podzielam panskie poglady — rzucila zgryzliwie.
Sciagnela nagle turban, ukazujac fale zlocisto-rudych wlosow — nareszcie widac bylo podobienstwo miedzy matka a corka, a frak Ramy Joan wygladal teraz jeszcze bardziej dziwacznie.
Mijali kepy trawy morskiej i powali zblizali sie do reszty piechurow. Paul spostrzegl ze zdziwieniem, ze niemal wszyscy oddalajacy sie od Wedrowca ida zgarbieni, a potem uswiadomil sobie, ze sam tez idzie pochylony. Wyprzedzil Dragala i dwie idace przy nim kobiety. Jedna z nich byla chuda kobieta z radiem. Wsrod trzaskow i zaklocen slychac bylo Koncert a-moll Grega.
— Staralam sie zlapac inne stacje — wyjasnila Hunterowi — ale zaklocenia byly jeszcze wieksze.
Nagle muzyka ucichla. Wszyscy naraz sie zatrzymali. Kilka osob na przedzie tez stanelo.
— Podajemy komunikat z Sigalert — powiedzial wyrazny glos. — Autostrady prowadzace do Hollywood i Santa Monica — nie, przepraszam — do Hollywood, Santa Monica i Ventury sa zamkniete z powodu zatorow. Prosi sie kierowcow, zeby nie uzywali zadnej z tych autostrad az do odwolania. Radzimy pozostac w domu. Nieznane cialo na niebie tonie jest wybuch atomowy. Powtarzam: to nie jest wybuch atomowy. Przed chwila rozmawialismy przez telefon z profesorem Humasonem Kirkiem, slawnym astronomem uniwersytetu w Tarzanie, ktory nam powiedzial, ze nieznany obiekt na niebie to bez watpienia, — powtarzam bez watpienia — wedrujaca chmura pylu metalicznego, odbijajaca swiatlo sloneczne. Nie ma sie wiec czego obawiac. Profesor sadzi, ze to pyl zlota i brazu. Ogolna waga pylu, jak zapewnia profesor, wynosi nie — wiecej niz trzy kilogramy, a sam pyl nie stanowi zagrozenia…
— Co za duren! — nie wytrzymal Rudolf Brecht. — Pylek! Meszek!
Kilka osob syknelo na niego, ale kiedy sie uciszyl, slychac juz bylo tylko zaklocany szmerami fortepianowy Koncert a-moll.
Don Merriam byl okolo stu metrow od stacji, kiedy na Ksiezycu nastapily nowe wstrzasy — tym razem wstrzasy pionowe, zapowiedziane przez potworny swidrujacy loskot, jakby ktos wypruwal z Luny wszystkie wnetrznosci. Donowi zaczely dzwonic zeby, a metalowe czesci kombinezonu wibrowaly gwaltownie jakby w rytm dzwiekow ogromnego, kosmicznego fortepianu.
Twardy grunt ksiezycowy umknal mu spod nog, chwile pozniej uderzyl z sila w jego karbowane podeszwy, potem znow umknal i znow go rabnal. Dywan pylu podskakiwal i opadal wraz z Donem. Gdzieniegdzie cale chmury tryskaly w gore na wysokosc ponad czterech metrow, po czym opadaly raptowniej niz kurz na Ziemi.
Wstrzasy nie ustepowaly. Don, jakby balansowal na grzbiecie wierzgajacego konia, walczyl, zeby utrzymac rownowage, pomagajac sobie naglymi wyrzutami ramion. Raptownie unoszacy sie pyl tworzyl grube, ostre luki na tle gwiezdnych pol. Swiatlo sloneczne zmow zalewalo rownine Platona.
Wstrzasy ustaly. Kosmonauta nastawil polaryzacje na cztery piate i rozejrzal sie, szukajac stacji. Zaniechal juz prob porozumienia sie ze stacja przez nadajnik umieszczony w kombinezonie. Nie widzial iluminatorow, ale w swietle slonecznym zawsze trudno bylo je dostrzec. Kierujac sie gwiazdami, obral wlasciwa droge i ruszyl przed siebie. Zdawalo mu sie, ze widzi blyszczace krawedzie dwoch statkow kosmicznych, stojacych na wysokich trojnogach.
Nowa seria poprzecznych wstrzasow sejsmicznych zwalila Dona z nog. Podniosl rece w sama pore, zeby zlagodzic upadek. Tym razem wstrzasy trwaly dluzej — towarzyszylo im kilka wstrzasow ubocznych. Krater Platona falowal az po horyzont niczym jezioro szarego pylu. Strumienie pylu wznosily sie i opadaly. W istocie bardziej przypominalo to ziemskie wodotryski niz fontanny ksiezycowego pylu. Fale pylu pietrzyly sie wokol spiczastych skal, a cale tumany opadaly na helm Dona.
Pionowe wstrzasy zawtorowaly poziomym. Grzmot oszolomil Dona. Kombinezon pobrzekiwal na nim jak pusta puszka w betoniarce.
Postanowil nie czekac dluzej i niczym pokryty srebrnym pylem chrzaszcz zaczal sie czolgac w strone statkow. Zalowal tylko, ze nie ma tyle nog co chrzaszcz.
Zblizajac sie do samochodow, ktore wyraznie rysowaly sie u podnoza ciemnych skal, czlonkowie sympozjum rozdzielili sie na grupy. Swiatlo Wedrowca, zlozone z harmonizujacych ze soba zoltosci i fioletow, nadawalo zoltawy odcien wszystkiemu z wyjatkiem lustrzanych powierzchni, takich jak tafla wodna, w ktorej odbijala sie cala planeta, albo krancow, gdzie cien przyslanial jeden z kolorow.
— Pewnie wy z Projektu Ksiezycowego wiecie znacznie wiecej od nas — z odrobina zazdrosci w glosie powiedzial Hunter do Paula. — Macie przede wszystkim lepszy system informacji. A poza tym teleskopy satelitarne, radary i cala reszte!
— Nie jestem taki pewien, Ross — odparl Paul. — Praca tom wyrabia u wszystkich wycinkowe spojrzenie.
Niski mezczyzna podszedl do nich — w prawej rece na krotkiej smyczy trzymal Ragnaroka, w lewej blok.
— Pamieta mnie pani? Nazywam sie Clarence Dodd. Moze bylaby pani tak uprzejma teraz sie podpisac? — zapytal przymilnie, wyciagajac do Margo blok. — Jutro kazdy bedzie mowil: dlaczego sie nie podpisalem? Ale bedzie juz za pozno.
Margo, usilujac powstrzymac wyrywajaca sie kotke, warknela: