niechcacy zrzucil bombe. Potem jednak uswiadomil sobie, ze to musial nastapic wybuch jednego z wulkanow na Ometepe. Skierowal samolot na wschod — dalej, byle dalej od wybuchu! Ten rozowy blask — alez cale wybrzeze Pacyfiku to jeden wielki wulkan, od zatoki Fonesca po zatoke Nicoya.
Don Merdam, potluczony, wyczerpany czolganiem, podniosl sie na rekach przy dumnie stojacym magnezowym maszcie flagowym i zamiast stacji ujrzal szeroka na szesc metrow przepasc — z jej przeciwleglej, nierownej krawedzi sypaly sie waskie strugi pylu.
Jeden ze statkow znikl wraz ze stacja, drugi lezal na boku niby most nad przepascia — dwie z trzech resorujacych nog sterczaly w gore jak nogi zdechlej kury — pod trzecia natomiast Babe Jage niemal sie wczolgal, zanim ja w ogole zauwazyl.
Kosmonauci nazywali male statki kosmiczne „Babami Jagami”, poniewaz — Dufresne wpadl na to pierwszy — przypominaly chatki na kurzych lapkach, ktore wystepowaly w kilku popularnych utworach klasycznej muzyki rosyjskiej i ktore wedlug podan ludowych chodzily w nocy. Slyszal natomiast, ze kosmonauci radzieccy nazywaja swoje statki „Jeepami”.
Teraz jednak podobienstwo statkow do wedrujacych chat czarownic stawalo sie coraz bardziej realne — nieustajace pionowe wstrzasy Ksiezyca, ktorych Don juz prawie nie czul, sprawily, ze ostatnia Baba Jaga, kolyszac sie na wszystkie strony, — wstala na blaszanych nogach. Jedna noga znajdowala sie zaledwie o metr od przepasci i na oczach Dona zblizyla sie do niej o nastepne pietnascie centymetrow.
Kosmonauta podniosl sie i kucnal w szerokim rozkroku. Powiedzial sobie w duchu, ze Dufresne pewnie odlecial brakujacym statkiem, choc on sam nie widzial blyskow startujacej Baby Jagi; ze Johannsen lezy martwy albo zywy w statku nad przepascia, a Gompert…
Baba Jaga znow zrobila krok w strone przepasci. Don rowniez zrobil kilka szybkich krokow — przemierzyl wyboisty teren, wyprostowal sie i zlapal za ostatni szczebel drabiny, ktora zwisala z kadluba miedzy trzema nogami statku.
Podciagnal sie na rekach i wspial do wlazu umieszczonego miedzy piecioma dyszami podobnymi z ksztaltu do trabek. Baba Jaga zachwiala sie. Donowi przeszlo przez mysl, ze to pod wplywem jego ciezaru srodek ciezkosci przesunal sie nieco ku dolowi, zmniejszajac rozpietosc krokow Baby Jagi.
Rozdzial 10
Sally i Jake jechali metrem, ktore zatrzymano przy Czterdziestej Drugiej Ulicy i kazano pasazerom wysiasc. Zatory uliczne byly tak potezne, ze Jake zostaw!? samochod na parkingu we Flatbush. Policjanci pomagali straznikom metra oproznic wagony i pospiesznie kierowali pasazerow na gore.
— Co sie stalo, co sie stalo? — dopytywal sie Jake. — Musialo sie stac cos strasznego!
— E, pewnie nic takiego — odpowiedziala Sally. — Gdyby wybuchla bomba, kierowaliby wszystkich na dol. Zreszta jestesmy niedaleko mieszkania Hugona. Jestem taka podniecona, Joke!
Wychodzac z podziemia zobaczyli, ze na Times Square jest wyjatkowo ludno jak na trzecia rano.
Patrzac na zachod od Czterdziestej Drugiej Ulicy widzieli Wedrowca zawieszonego bez ruchu na niebie, a w poblizu Ksiezyc, tok blisko, ze go niemal dotykal. Dwubarwne swiatlo padajace z Wedrowca oswietlalo na zolto ludzi stojacych po poludniowej strofie ulicy, na fioletowo zas tych, ktorzy stali po tej samej stronie, co Sally!i Jake. Neony reklam migotaly nieustannie, ale byly jakby przycmione poteznym blaskiem nowego Ksiezyca.
Na Times Square bylo rowniez ciszej niz kiedykolwiek, cisze jednak przerwal mezczyzna, ktory ukazal sie za nimi krzyczac:
— Dodatek nadzwyczajny! Przeczytajcie! Przeczytajcie o nowej planecie!
Jake za dwadziescia piec centow kupil gazete „Daily Orbit”. Na okladce byl rysunek Wedrowca w jaskrawych, ostrych kolorach — zoltym i czerwonym — i szesc wierszy informacji, ktore kazdy mogl zdobyc patrzac na niebo i na zegarek. Tytul artykulu brzmial: DZIWNA KULA WPRAWIA WSZYSTKICH W ZAKLOPOTANIE.
— Jaka tam dziwna? — zawolala Sally, ktora wciaz byla w doskonalym humorze. — To ja ja stworzylam, i umiescilam na niebie! — dodala, smiejac sie do Jake'a.
— To bluznierstwo, mloda damo — skarcil ja cierpko mezczyzna z kwadratowa szczeka.
— Pan mysli, ze klamie? — zapytala. — Udowodnie panu, ze mowie prawde. — Lokciami zrobila sobie miejsce w tlumie i rzucila Jake’owi kurtke. Wskazala palcem mezczyzne z kwadratowa szczeka i Wedrowca, a potem strzelajac palcami i kolyszac sie wyzywajaco, zaczela spiewac dzwiecznym altem piosenke, ktorej slowa zapozyczyla z „Zielonych drzwi” i „Dziwnego owocu”:
Don Merriam wlaczyl silnik Baby Jagi, nim jeszcze zapial pasy i zanim pompy zaczely tloczyc aniline i azot. Powod byl prosty: czul, ze statek przekroczyl krawedz przepasci.
Robil wszystko, co mogl, zeby zyskac na czasie. Nie czekajac, az sluza powietrzna, znajdujaca sie miedzy zbiornikiem paliwa a zbiornikiem utleniacza, oprozni sie i znow napelni, wszedl od srodka i wypuscil ze statku powietrze. Szybko zatrzasnal za soba klapy wlazu i w pospiechu musnal tylko reka dzwignie wyzwalajaca tlen, choc wiedzial, ze zapas tlenu w kombinezonie juz mu sie konczy.
Zimny silnik zapalil od razu. Strumien rozgrzanych do bialosci molekul wystrzelil z ogona Baby Jagi z predkoscia ponad trzech kilometrow na sekunde i po chwili oczekiwania statek wzniosl sie, ale zamiast pionowo w gore, lecial bokiem niczym stary samolot przy starcie.
Blad zapewne polegal na tym, ze Don usilowal wyrownac lot — moze statek rownie skutecznie sam wszedlby na orbite. Ale Don zdany byl tylko na siebie i niepokoil go Widok spekanego, bialego Ksiezyca wyrastajacego tuz przed ekranem; wiedzial, ze im predzej wyrowna lot, tym mniej zuzyje paliwa, a nie byl pewien, czy zbiorniki sa pelne — wlasciwie to wciaz nie byl pewien, ktorym z trzech statkow leci — a poza tym, byl juz oslabiony i polprzytomny z braku tlenu.
Nie zwazajac na ciazenie wychylil sie w bok, a musial wychylic sie daleko, poniewaz w warunkach normalnych bylo to czynnoscia robota albo drugiego pilota — i wcisnal klawisze, zeby odpalic trzy rakiety na paliwo stale z prawej burty statku, blizszej Ksiezyca.
Sila odrzutu wyrzucila kosmonaute z fotela. Drazek sterowy powoli i nieublaganie wysuwal mu sie z dloni, Dan przelecial kilka metrow i upadl ciezko — znacznie ciezej, nizby upadl na Ksiezycu — uderzyl glowa o poklad, rozbijajac helm i tracac przytomnosc.
Po dziesieciu sekundach zgasl anilinowo-azotowy silnik (w tego typu statkach nastepuje to automatycznie, kiedy pilot wypuszcza z rak ster). Rakiety wypalily sie o ulamek sekundy wczesniej. Wyrownanie lotu, biorac pod uwage warunki, bylo niezwykle dokladne. Baba Jaga leciala prosto w gore z energia kinetyczna niemal wystarczajaca, zeby wyzwolic sie spod sily przyciagania Ksiezyca. Ale teraz ospala grawitacja Luny z sekundy na sekunde zaczeta zwalniac predkosc statku, ktory jeszcze przez dlugi czas mial sie wznosic raptownie sila bezwladu.
Helm Dona lezal oparty o nie dokrecona klape wlazu. Waski strumien bialej pary wydostawal sie przez pekniecie w przedniej szybie helmu. Wzdluz pekniecia osiadal szron.
— Za chwile sie zejda — powiedziala Barbara Katz do Knollsa Ketteringa III. Mowiac „zejda sie”, miala na mysli chwile, kiedy Wedrowiec zasloni Ksiezyc albo Ksiezyc zasloni Wedrowca, albo…
— Przepraszam pana — uslyszeli za soba cichy meski glos. — Ale co sie slonie, jezeli sie zderza?
Barbara odwrocila sie. W wielkim domu palilo sie teraz swiatlo. Na jego tle rysowaly sie sylwetki wysokiego Murzyna w liberii szofera i dwoch przytulonych do siebie Murzynek. Wyszli bezszelestnie na taras.
— Mowilem wam juz kilka godzin temu, zebyscie poszli spac — powiedzial z irytacja Kettering, siedzacy obok Barbary. — Przestancie sie wreszcie o mnie troszczyc.