— Idiota! Niech sie pan odczepi!

— Ja ci podpisze, Dodd — zawolal wesolo Rudolf. — Tylko chodz tutaj i przestan draznic zwierzeta!

Anna rozesmiala sie cicho.

— Wiesz, mamusiu, podoba mi sie pan Brecht — powiedziala. Rudowlosa kobieta we fraku odpowiedziala jej ledwo dostrzegalnym usmiechem.

— Swietnie! Moze taka reklama przekona twoja mame! — zawolal Rudolf.

Paul ujal Margo za lokiec i juz mial ja zaprowadzic do samochodu, kiedy nagle cos go sklonilo, zeby stanac i spojrzec na Wedrowca. Otoczony fioletem zolty ksztalt byl teraz wyrazny — szerszy u podstawy, zwezajacy sie ku gorze: i ostro zgiety na czubku. Nowy ksztalt nie dawal Paulowi spokoju.

Clarence Dodd — lub „niski mezczyzna”, jak go wciaz w mysli nazywal Paul — dal Rudolfowi do potrzymania smycz Ragnaroka i szybko narysowal nowy, uproszczony rysunek, pozioma linia zakreslajac fioletowa plaszczyzne. Pod rysunkiem napisal: Po godzinie.

Jeden z samochodow, czerwona limuzyna, ruszyl, pozostawiajac — innych daleko w tyle.

Z przodu rozleglo sie wolanie chudej kobiety:

— Prosze nam pomoc! Wanda chyba ma atak serca!

Ragnarok zaskomlal. Miau syknela.

Naraz Paul uswiadomil sobie, co mu przypomina zolty ksztalt: dinozaura o dlugich szczekach, stojacego na poteznych tylnych lapach. Poczul gesia skorke. Przeszyl go nagle dreszcz — cos wstrzasalo jego cialem.

W dziecinnych latach Paul lubil stawac posrodku hustawki zawieszonej na ganku: byla to solidna lawka wylozona poduszkami, mieszczaca trzy osoby, i lancuchem przymocowana do sufitu. Zdawalo mu sie wtedy, ze zachowanie rownowagi na hustawce jest szczytem odwagi. Teraz nagle znow znalazl sie na hustawce — ziemia bowiem z przytlumionym loskotem lekko chwiala mu sie pod nogami, najpierw kilka centymetrow do tylu, potem kilka centymetrow do przodu, potem znow do tylu, On sam zas musial balansowac, zeby utrzymac rownowage, jak to robil niegdys na hustawce.

Ponad krzyki i nawolywania wybil sie rozkazujacy glos Huntera:

— Jak najdalej od samochodow!

Margo przywarla do Paula. Miau, zgnieciona miedzy nimi, pisnela.

Wszyscy biegali zataczajac sie. Brazowa skala jak gdyby wypaczyla sie, pokryla glebokimi rysami, wreszcie zaczeta sie rozpadac, najpierw powoli, a potem coraz predzej niczym pod druzgocacymi uderzeniami miota. Posypal sie grad kamieni. Odlamek uderzyl Paula w policzek. W powietrzu unosila sie chmura pylu. Rozszedl sie nagle silny zapach wilgotnej ziemi.

— Predko! — krzyknal Hunter. — Niektorych zasypalo! Paul rzucil jeszcze okiem na zolty pionowy ksztalt na fioletowej powierzchni kuli, ktora teraz znajdowala sie znacznie blizej Ksiezyca.

Krol drapieznikow — Tyranozaurus!

Pershing Square — zespol niewielkich fontann i wypielegnowanej zieleni porastajacej podziemny garaz miejski i schron atomowy — znajduje sie w samym sercu starej dzielnicy Los Angeles, w ktorej czesciej widac napisy typu,,Su credito es bueno” niz takie same informacje w jezyku angielskim.

Tej nocy pijacy, wloczedzy i anonimowi przechodnie, ktorzy oprocz ruchliwych wiewiorek i skrzydlatych golebi sa najczestszymi bywalcami placu; mogli obserwowac cos znacznie ciekawszego, niz zmierzwione brody kaznodziejow zapowiadajacych Powtorne Przyjscie i histeryczne gesty obdartych mowcow.

Tej nocy bywalcy placu wylegli na rog ulicy Olive i Piatej Alei, gdzie frontem do hotelu Baltimore, do wzgorza Bunkera i do gmachu baptystow, ktory sluzyl jako jeden z glownych teatrow w miescie, stoi posag z brazu przedstawiajacy zamyslonego Beethovena. Swiatlo Wedrowca zalewalo twarze i oczy zwrocone w gore, obserwujace w milczeniu potezny znak na poludniowej czesci nieba; oczy Beethovena, ktory spogladal w dol na swoja nie dopieta kamizelke, zaplamiona ptasimi odchodami, pozostawaly jednak w cieniu krzaczastych brwi muzyka i jego wielkiej grzywy.

Przez chwile panowala napieta, pelna grozy cisza, a potem rozlegl sie stlumiony odlegly loskot. Jakas kobieta krzyknela i zebrani oderwali oczy od nieba. Przez moment zdawalo im sie, ze ulica Olive pra potezne grzywacze zwienczone zolto-fioletowa piana — ogromne fale czarnego oceanu, ktore wdarly sie trzydziesci kilometrow w glab ladu na polnoc od San Pedro, zalewajac stocznie i autostrade w Long Beach.

Nagle zrozumieli, ze to wcale nie ciemne strugi wody, a czarny asfalt, ze to cala ulica faluje pod wplywem wstrzasow przesuwajacych sie na polnoc. W nastepnej chwili loskot zamienil sie w przerazliwy ryk stu odrzutowcow, asfaltowe fale przewracaly ludzi, a betonowe grzywacze niszczyly mury budynkow.

Przez chwile gleboko osadzone oczy gigantycznego, metalowego Beethovena blysnely zlowrogim fioletowym swiatlem, kiedy ciezki odlew wolno przewracal sie.

Hunter, Paul i pozostali mieli sporo klopotu starajac sie uporac ze skutkami wielkiego trzesienia ziemi, ktore nawiedzilo obszar od Los Angeles do Long Beach. Kiedy czesciowo odkopali a czesciowo wyciagneli z gruzow trzy kobiety, ktore znajdowaly sie na skraju osypiska — w tym chuda kobiete z radiem — przeliczyli szybko osoby i okazalo sie, ze wciaz trzech brakuje. Przez dziesiec minut zawziecie kopali, poslugujac sie trzema lsniacymi lopatami, ktore niski mezczyzna wydostal ze swojego kombi: samochod mial jedynie zasypane tylne kola i troche wgnieciony dach. Nagle ktos przypomnial sobie o czerwonej limuzynie, ktora pierwsza odjechala, a ktos inny, ze to wlasnie w niej przyjechaly trzy brakujace osoby.

Kiedy odpoczywali, Paul, ktorego samochod byl zasypany doszczetnie, wyjasnil, ze jest pracownikiem Projektu Ksiezycowego i zamierza udac sie z Morgo do Bramy Plazowej Vandenbergu 2. Zaproponowal, ze zabierze ze soba tych, co chca sie do niego przylaczyc, i poreczy za nich straznikom — chociaz nieszczescie, ktore ich spotkalo, i tak powinno zapewnic im wstep.

Rudolf Brecht entuzjastycznie poparl plan Paula, sprzeciwil mu sie natomiast mocno zbudowany mezczyzna w skorzanej kurtce, Rivis; byl on niezbyt pochlebnego zdania o wszystkich instytucjach wojskowych i nie wierzyl, zeby mozna bylo spodziewac sie od nich jakiejkolwiek pomocy. Samochod Rivisa mial tylko zasypana chlodnice i przednie kola. Rivis, ktory mial rowniez czworke rozkosznych dzieci, urocza zone i sklonna do histerii tesciowa — znajdowaly sie one teraz w Santa Barbara — twierdzil, ze nalezy odkopac wozy i ruszac do domu.

Poparli go wlasciciele mikrobusu i bialej furgonetki — oba pojazdy byly tylko lekko przysypane ziemia. Szczegolnie Wlasciciele furgonetki, schludni, przystojni Hixonowie, maz i zona, ktorzy nosili oboje identyczne szare spodnie i swetry, nalegali, zeby jak najpredzej odjechac.

Dyskusja coraz bardziej sie zaostrzala. Czy na szosie nadbrzeznej beda zatory, czy tez bedzie zniszczona przez trzesienie? Czy Paul jest tym, za kogo sie podaje? Czy beda dzialaly silniki, kiedy od kopie sie samochody? (Rivis wlaczyl silnik swojego wozu i udowodnil, ze dziala, jedynie w radio slychac bylo przerazliwe trzaski). Czy Wanda naprawde miala atak serca?! wreszcie, czy prelegenci i ich podejrzani nowi przyjaciele to nie banda intelektualistow, ktorzy boja sie, ze od lopaty dostana pecherzy na delikatnych raczkach?

W koncu polowa czlonkow sympozjum, przede wszystkim ci, ktorych samochody byly tylko lekko zasypane, poparla Rivisa i Hixanow, a w dodatku bezlitosnie odmowila zaopiekowania sie Wanda, ktora miala atak serca, chocby do chwili, kiedy Paul przysle po nia z Vandenbergu 2 lazika.

Reszta ruszyla w strone Bramy Plazowej.

Don Guillermo Walker widzac, ze zarowno kula, jak i jej jaskrawe odbicie w czarnym jeziorze Nikaragua juz od stu kilometrow towarzyszy mu w locie na poludniowy wschod i nie zmienia postaci — tyle ze teraz znajduje sie blizej zachodniego horyzontu i troche blizej Ksiezyca — pewien byl, ze Wedrowiec musi byc planeta. Na kuli ukazalo sie teraz cos, co przywiodlo mu na mysl zlotego kogucika, ktory pieje, zeby obudzic ze snu Simona Bolivara. Kiedys chyba gralem w „Zlotym Koguciku”? — zastanawial sie samotny pilot, bombowca. Nie, bo to opera albo balet.

Gdzieniegdzie na zachodnim horyzoncie blask mial teraz rozowy odcien i don Guillermo nie mogl zrozumiec dlaczego. Przelatujac nad podluzna gorzysta wyspa Ornetepe zobaczyl w Alta Gracia wiecej swiatel niz zwykle o polnocy. Wszyscy pewnie wstali, gapia sie w gore, wariuja albo pedza do kosciola — pomyslal.

Nagle za miasteczkiem rozblysla czerwona luna i nastapil wybuch — przez chwile don Guillermo myslal, ze

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату