Ocknal sie i znow stal sie soba, a raczej tym ruchomym punktem obserwacyjnym, jakim byl od poczatku wedrowki: mial teraz przed soba wielka czarna gablote obserwacyjna i ze zdziwieniem spostrzegl, ze ten sam kosmos, ktory jeszcze niedawno ogladal — rozpoznal go po zagadkowym znieksztalceniu — jest tylko malym, jasnym i samotnym oblokiem swietlnym. Powoli zaczely sie ukazywac nastepne obloki o roznych ksztaltach i kolorach, ktore po chwili znikaly — jedne predko niczym swietliki, drugie nieco wolniej. Kosmonauta zastanawial sie sennie, czy sa to inne kosmosy znane mieszkancom Wedrowca. A moze mieszkancy Wedrowca tylko podejrzewaja, ze te kosmosy istnieja… moze ich szukaja… ale w ich widmowosci i szybkosci, z jaka znikaly, bylo cos hipotetycznego… a zreszta gwiazdy, galaktyki i wszechswiaty sa tok nierealne… jak ciemne kropki, ktore wiruja przed oczami, zanim zapadnie sie w sen.,.

Nagle jeden wszechswiat zaczal drgac i wirowac niczym lisc podczas zamieci!i Don, wciaz senny, pomyslal, ze przeciez wszechswiat powinien byc stabilny… ale po chwili wszystkie widmowe kosmosy tez zaczely wirowac, hipotetycznie…

Donowi zdawalo sie, ze juz nic nie jest w stanie rozwiac jego sennosci, ale widok nastepnej sali otrzezwil go na chwile. Byl prawie pewien, ze to wszystko ma jakies znaczenie, ale jego zmeczony umysl nie potrafil odgadnac jakie. W ogromnej sali, swoistym swiecie podobnym do pomieszczenia harpii, niebo czerwone jak rozgrzane zelazo rozciagalo sie nad laka, gdzieniegdzie upstrzona kamieniami i kepami drzew. Male, zgrabniejsze od saren zwierzeta kopytne, ktorych glowy ozdabial cienki rog, skubaly delikatnie trawe. Ptaki o rubinowym, topazowym i szmaragdowym upierzeniu, o wyszukanych grzebieniach i kolorach fruwaly nisko nad ziemia, czesto siadaly w wysokiej trawie i na drzewach, jakby szukaly nasion i owocow.

Naraz trzy ptaki trzepoczac silnie skrzydlami wylecialy z trawy, a najblizsza grupa jednorozcow dygoczac zamarla w bezruchu, zaczela weszyc i rozgladac sie z lekiem, po czym wielkimi susami uciekac. Jednoczesnie spoza kamienia wyskoczyla kocia istota podobna do przewodnika kosmonauty, tyle ze futro miala brazowe w szare pasy. Pomknela za jednorozcami, a jej dlugie nogi tylko migaly w locie; rzucila sie na ostatniego w grupie, zwalila go na ziemie, chwycila za piers i brode, a nastepnie wbila mu sie zebami w gardlo.

Topazowy ptak przefrunal obok kepy drzew, z ktorej wyskoczyla kocia istota o zielonym futrze — bylo to stworzenie plci zenskiej, sadzac po jej nizszym wzroscie i nieco innej budowie ciala. Wzbila sie z wdziekiem w powietrze, podskakujac nieslychanie wysoko, niczym baletnica wykonujaca grand jete. Choc jej dluga lapa tylko musnela ptaka, trzy dlugie pazury wbily mu sie gleboko w piers. Trzymajac go za grzebien, kotka z duza wprawa wgryzla sie w jego nastroszona piorami szyje.

Kiedy podniosla glowe znad zoltych pior i duzymi oczami o zielonych teczowkach spojrzala w strone Dona, kosmonauta ujrzal krew na jej matowooliwkowych ustach i na dlugim, odslonietym, bialym kle. Moze byl to tylko zbieg okolicznosci, ale kosmonauta mial wrazenie, ze kotka go rowniez zobaczyla. Stojac na tle krwistoczerwonego nieba i wsysajac krew ptaka, kotka usmiechnela sie.

I wtedy Dona ogarnelo nieprzezwyciezone zmeczenie, obraz stal sie zamazany, barwy pastelowe: Don zdal sobie sprawe, ze znow unosi sie w swojej malej kabinie. Usilowal spojrzec na lozko, ale tak jak poprzednio nie potrafil. W nastepnej chwili lezal juz na lozku, a na calym ciele czul jego uspokajajacy dotyk. Wszystkie obrazy znikly mu sprzed oczu, wszelki ruch i ped ustal, pozostawiajac go samego, zeby odpoczal w ciemnosciach.

Rozdzial 34

Brecht zatrabil czterokrotnie i zatrzymal woz przy skalistym zboczu, gdzie obozowali w nocy. Hixon znow prowadzil furgonetke, natomiast w samochodzie obok Brechta siedzialy Anna i Rama Joam, a na tylnym siedzeniu Margo i Hunter.

Cala piatka rozmawiala z ozywieniem, mimo, a moze wlasnie dlatego, ze miala umazane na czarno twarze, a ubranie mokre i brudne od dziwnego, cieplego, czarnego deszczu, ktory niedawno przestal padac. Doszli do wniosku, ze deszcz jest czarny od popiolow wulkanicznych niesionych przez wiatr z Meksyku i innych terenow na poludniu.

— Albo od wodorostow wyrzuconych przez odplyw i wessanych przez trabe powietrzna — zaryzykowal hipoteze Brecht. — Ma slony smak.

Niebo pokrywaly zwaly ciemnych chmur, ktore wchlanialy jasne, srebrne swiatlo.

— Wysiadac! — zawolal wesolo Brecht. — Ross, sprawdz, czy w wyrwie nie ma wody. Chcialbym przejechac, zanim minie obleci strach.

Hunter ruszyl pospiesznie, Morgo pobiegla za nim.

Furgonetka zatrzymala sie za Corvetta, a za nia autobus, na ktorego zoltej powierzchni odcinaly sie czarne zacieki.

— Powiedz swoim, zeby wysiedli! — zawolal Brecht do Hixona” — Musimy przejechac na druga strone, tak jak dzis rano. Harry, powiedz Doddowi, zeby czym predzej wypedzil wszystkich z autobusu. Nie mamy chwili do stracenia. Sam stan przy autobusie i obserwuj droge za nami.

Anna przytulila sie do Brechta.

— Czy moge zostac z panem w samochodzie? — zapytala. — Ja sie nie boje, ze spadniemy.

— Przykro mi, kochanie, ale twoja mama powiedzialaby, ze kusze Kali. boginie zla — odparl i nachylajac sie dotknal umazanym policzkiem policzka dziewczynki. Rama Joan usmiechnela sie przyjaznie i zabrala rozesmiana Anne z samochodu.

— Wody nie ma! — krzyknal do nich Hunter, ale w tej samej chwili stracil grunt pod nogami i upadl na ziemie. — Ale slisko jak diabli — dodal, patrzac na Margo, ktora usmiechala sie ironicznie, i wstal. — Ta warstwa mokrego popiolu jest zdradliwa.

Usmiech znikl z twarzy Ramy Joan.

— Moze bysmy zasypali wyrwe kamieniami albo przynajmniej oczyscili z blota ten kawalek — powiedziala nerwowym szeptem do Brechta.

Brecht wychylil sie przez okno i odrzekl cicho i pospiesznie:

— Nie, moja mila. Ci pijani chuligani wkrotce wydostana jakies wozy z zatoru i rusza w strone plazy. Nie beda z nami robic ceregieli — zabijanie jest ich druga natura. Nie mamy chwili do stracenia.

Oparl sie wygodnie o siedzenie, zatrabil i nacisnal gaz.

— Z drogi! — krzyknal.

Jechal predko: samochod przeskoczyl przez wyrwe bez najmniejszego poslizgu. Brecht zatrzymal woz z dala od urwiska i biegiem wrocil do Ramy Joan, Margo i Huntera, ktorzy stali nad wyrwa. Anna rozmawiala przy autobusie z McHeathem i ogladala z zainteresowaniem jego karabin.

— Nie myslalem, ze tak gladko pojdzie — powiedzial. — Na starosc staje sie tchorzliwy.

Margo i Hunter wybuchneli smiechem. Rama Joan usmiechnela sie niepewnie.

— Prosze pana! — zawolala piskliwie Ida, ktora stala przy furgonetce. — Ray Hanks nie chce, zeby go znow wynoszono.

Brecht rozejrzal sie, po czym wzruszyl ramionami.

— Bedzie predzej — mruknal, a potem krzyknal: — Dobra, zaryzykujemy i Ruszaj, Hixon!

Furgonetka rowniez nabrala predkosci. Dopiero kiedy podskakujac przejechala bezpiecznie przez wyrwe, zobaczyli, ze pani Hixon nie wysiadla, lecz pochylona nad lozkiem Hanksa, trzymala sie sciany furgonetki.

Wojtowicz wysiadl z autobusu i stapnal przy McHeathie i Annie. Pozostali pasazerowie autobusu: Dragal, Wanda, Ida oraz dyskutujacy zawziecie Dodd i dziadek, ruszyli w kierunku wyrwy.

Brecht nacisnal ma czolo zabrudzony czarny kapelusz i energicznie ruszyl im naprzeciw.

— Wiem! Wiem! — powiedzial, zanim dziadek zdazyl otworzyc usta i ukazac swoje szczerbate uzebienie. — Tylne kola sa zdarte i tak dalej. Rudolf rajdowiec zaraz sie tym zajmie.

— Jeden cylinder wysiadl! — zawolal za nim dziadek, ale Brecht nawet sie nie obejrzal.

Clarence Dodd spojrzal na zabrudzone twarze otaczajacej go grupki.

— Ten deszcz uradowalby serce Charlesa Forta, milosnika niesamowitosci — powiedzial z usmiechem. — Wygladacie tak, jakbyscie mieli uczestniczyc w indianskim pogrzebie.

Rama Joan nagle ruszyla za Brechtem w strone autobusu. Stojaca przy Rudolfie Anna pomachala jej reka.

— Mamusiu! — zawolala.

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату