Rama Joan stanela i niepewnie pomachala do corki.

Anna zaczela chichotac, a McHeath i Wojtowicz rozesmieli sie z czegos, co powiedzial Brecht wsiadajac do autobusu. Silnik zawarczal i autobus nabral predkosci, po chwili jednak jakby go zarzucilo.

— Drugi bieg czasem sie zacina — mruknal dziadek.

Autobus powoli wjechal w wyrwe. Kiedy z niej wyjezdzal, przednie kola za bukso waly, a tylne zaczely sie predko zsuwac na bok. Brecht dodal gazu. Kola zapiszczaly jac sliskiej, kamiennej drodze. Brecht zahamowal raptownie. Autobus staczal sie do tylu.

McHeath rzucil Wojtowiczowi karabin i pobiegl szosa do autobusu, potykajac sie na wyboinach i wzgorkach.

Autobus zatrzymal sie na skraju dwustumetrowej przepasci, gdy przednie kolo natrafilo na niewielki glaz lezacy w wyboinie. Wszyscy widzieli, jak Brecht stara sie podniesc z przechylonego do tylu siedzenia, jak usiluje stanac na pochylej podlodze i chwyta za klamke, zeby otworzyc przednie drzwi.

Hunter chwycil Morgo za ramie, wsadzil reke pod jej kurtke i wyciagnal pistolet impetu.

McHeath byl juz niemal przy krawedzi przepasci. Wojtowicz nie wiedzial, co chlopak wlasciwie chce zrobic — moze zaprzec sie mocno nogami i podac reke Brechtowi, zeby ten nie stracil rownowagi, skaczac na sliskie zbocze.

Brecht otworzyl drzwi i wysunal glowe. Niewielki glaz, ktory przytrzymywal kolo, stoczyl sie w przepasc, tylne kola zjechaly z krawedzi, podloga przechylila sie jeszcze bardziej, utrudniajac Brechtowi ucieczke, i autobus, trac zgrzytliwie podwoziem o skraj urwiska, powoli zaczal sie zsuwac.

Hunter nacisnal malutki zwrotny drazek umieszczony na kolbie pistoletu i przekrecil go tak, zeby strzalka bylo skierowana w przeciwna strone niz lufa.

Brecht wysunal sie do potowy, kiedy nagle pojazd przechylil sie gwaltownie i mezczyzna wpadl z powrotem do srodka. Autobus zsunal sie z krawedzi i runal w przepasc, a wraz z nim Rudolf Brecht, ktory zdazyl jeszcze spojrzec na przyjaciol stojacych na zboczu, zdjac czarny kapelusz i nim machnac.

Hunter wycelowal pistolet i nacisnal spust.

Twarz Brechta i jego podniesiona reka znikly z pola widzenia, tylko czarny kapelusz, niesiony chlodnym wiatrem, przyplynal znad krawedzi.

McHeath rzucil sie na skraj urwiska i trzymajac sie skalnej krawedzi, spojrzal w dol.

Zbocze zadrgalo, uslyszeli huk, kiedy autobus uderzyl o dno wawozu.

Chlodny powiew przybral na sile. Czarny kapelusz podlecial prosto do Huntera i zawisl na lufie pistoletu. Niewielki glaz zaczal sie toczyc pod gore. Hunter zdjal palec ze spustu. Niewielki glaz zawrocil i potoczyl sie w dol. — Nie zyje! — zawolal McHeath zalamujacym sie glosem. — Wypadl z autobusu. Widzialem, jak spadal. Przygniotl go autobus.

— Gdybym o sekunde wczesniej… — szepnal Hunter.

— Przekreciles strzalke o sto osiemdziesiat stopni, zeby wytworzyc pole przyciagania, tak? — spytal Clarence Dodd, a kiedy Hunter skinal ze smutkiem glowa, dodal: — To logiczne.

Hunter chwycil czarny kapelusz z lufy pistoletu, jakby chcial go rzucic na ziemie i podeptac. Ale tylko na niego spojrzal.

Dobiegl ich daleki gluchy odglos: niewielki glaz uderzyl o ziemie dwiescie metrow nizej.

W Arizonie na slonecznym plaskowyzu, przypominajacym parsyjska Wieze Ciszy, sepy zdzieraly ostatnie kawalki miesa z twarzy Asy Holcomba, odslaniajac naga, czerwona czaszke.

Paul Hagbolt siedzial wsparty wygodnie o cieple, gladkie okno zajmujace potowa pojazdu Tygryski. Patrzyl na pekajaca pokrywe lodowa na biegunie polnocnym Ziemi i na olbrzymie kry unoszone przez potezne fale szalejace na Morzu Grenlandzkim, w Zatoce Baffina i w Ciesninie Beringa. Cala niemal Arktyka zalana byla.swiatlem slonecznym, gdyz na polnocnej polkuli Ziemi bylo lato.

W pojezdzie panowal polmrok; do wnetrza wpadalo troche swiatla odbitego przez osniezony lod, na ktorym lsnily jasne punkciki — gwiazdy na bialym niebie — ilekroc fale obracaly kry pod odpowiednim katem do slonca.

Tygryska rowniez lezala wyciagnieta przy oknie nie opodal Paula. Glaskala Miau, ktora nagle wysunela sie spod jej trojpalczastej lapy o fioletowych poduszkach, odbila sie tylnymi lapami od zielonego ramienia w fioletowe pasy i skoczyla nad Paulem do kwietnika po drugiej stronie pojazdu — przypuszczalnie po to, zeby go znow zwiedzic, tym razem w tajemniczym blasku pokrywy lodowej. Miau szybko przystosowala sie do nowych warunkow grawitacyjnych i z radoscia unosila sie miedzy roslinom! i grubymi lodygami, od czasu do czasu wystawiajac znad lisci i kwiatow malutki, usmiechniety pyszczek.

Tygryska wydala krotki, melodyjny pomruk, podobny do westchnienia. Paulowi przyszlo na mysl, ze kotka skierowala statek nad biegun polnocny zapewne po to, aby moc spokojnie patrzec na Ziemie bez przykrego uczucia, ze tam gina ludzie. Chcial juz jej powiedziec, ze na biegunie polnocnym jest, a raczej byla do wczoraj, radziecka stacja meteorologiczna, ale doszedl do wniosku, ze w koncu Tygryska, jezeli zechce, sama moze to wyczytac z jego mysli.

Talerz bez ostrzezenia zaczal sie nagle wznosic z ogromna predkoscia. Najpierw raptownie zmalala pokrywa lodowa, a potem cala Ziemia.

Paul staral sie nie okazac zdziwienia. Wiedzial, ze koty nie lubia gwaltownych reakcji, a zreszta zdazyl sie juz przekonac, ze Tygryska potrafi operowac tablica sterownicza nie dotykajac jej ani na nia nie patrzac.

Wokol zablysly gwiazdy. W miare jak Ziemia malala, w polu widzenia ukazywal sie stopniowo Wedrowiec. Wedrowiec rowniez mial swego rodzaju biegun polnocny — zolty, pochyly obszar — na fioletowym tle — z ktorego wystawala zolta szyja, szyja dinozaura. Z tej odleglosci zolty ksztalt przypominal topor wojenny.

Wznosili sie pod katem prostym do promieni slonca, totez promienie nie wpadaly bezposrednio do kabiny. Ziemia i Wedrowiec, po ktorego slonecznej stronie widac bylo sierp peknietej Luny, wygladaly jak dwie polkule.

Kiedy przygasl blask odbity przez pokrywe lodowa, w kabinie zapadl zmrok. Planety, ktore wreszcie Jakby sie zatrzymaly, wygladaly teraz jak dwa male. prawie nieuchwytne dla oka, sasiadujace ze soba polksiezyce na tle po! gwiezdnych — konstelacji przewaznie Paulowi nie znanych, gdyz mozna je bylo ogladac tylko z poludniowej polkuli Ziemi, Bez wiekszego zdziwienia zdal sobie sprawe, ze pojazd w ciagu niecalej minuty wzbil sie kilka milionow kilometrow w gore — z predkoscia niewiele mniejsza od predkosci swiatla.

Bylo to tak, jakby przeszedl z Tygryska przez miasto, skrecil do duzego, nie oswietlonego parku i patrzyl teraz na swiatla miasta poprzez hektary ciemnych trawnikow i drzew. Po pewnym czasie jednak przytloczylo go straszliwe osamotnienie.

— Czujesz sie Bogiem? — zapytala szeptem Tygryska. — Ziemia u twoich stop — dodala.

— Sam nie wiem — odparl. — Czy moge zmienic to, co sie juz stalo? Czy moge wskrzesic umarlych?

Tygryska nie odpowiedziala, ale w ciemnosciach Paulowi zdawalo sie, ze kotka potrzasa glowa.

Przez chwile panowala cisza. Potem Tygryska znow wydala melodyjny pomruk, cos niby westchnienie.

— Paul — powiedziala cicho.

— Slucham? — zapytal spokojnie.

— My jestesmy okrutni. Wyrzadzilismy wiele zlego twojej planecie. Tak, boimy sie — rzekla nagle, jeszcze ciszej niz przedtem.

Urwala, po chwili jednak mowila dalej, tym razem troche tak, jak mala dziewczynka, ktora przyznaje sie, ze byla niegrzeczna.

— My jestesmy jak wasi pisarze straconego pokolenia, jak wegierscy uchodzcy, anarchisci i czciciele szatana, jak bitnicy i upadle anioly, jak zbiegli wiezniowie albo mlodociani przestepcy. Uciekamy, wciaz uciekamy. Kazdy nasz krok — miliard lat swietlnych — dudni na pustym, planetarnym chodniku pod zimnymi latarniami gwiazd.

Paul wiedzial, ze Tygryska bierze slowa, pojecia i obrazy z jego mysli, choc zupelnie tego nie czul.

— Wedrowiec — mowila — jest dla nas jak samochod albo jak pociag, ktorym mozemy uciekac — jak piekny nowoczesny statek ewakuujacy zolnierzy z Dunkierki. Piecdziesiat tysiecy pokladow, na ktorych mozna sie bawic i milo spedzac czas. Niebiosa, ktore zadowola kazdy gust! Zachody slonca na zamowienie! W kazdej kabinie ciepla i zimna biezaca grawitacja! Do wyboru, do koloru! Gwiazda Potepionych! Arka Szatana!

Teraz mowila jak nieco starsza dziewczynka, ktora brawura, swiadomym uzyciem ponurych, obrazow, a

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату