zyl miliard lat, przekonalbys sie, ze i czasem galaktyki staja sie coraz ciemniejsze i to nie dlatego, ze gwiazdy gasna, ale dlatego, ze wlasciciele gwiazd swiadomie nie przepuszczaja ich swiatla, tylko skrzetnie gromadza je dla siebie.

Prawie wszystkie planety, pora mala garstka, sa sztuczne. Zeby je utworzyc, czerpano materie z niezliczonych miliardow wygaslych slonc, zimnych ksiezycow i planetarnych gigantow gazowych — wasze piramidy egipskie pomnozone przez nieskonczonosc. Naturalne placety sa taka sama rzadkoscia jak oryginalne mysli.

Wasza galaktyka, Droga Mleczna, nie stanowi wyjatku. Wielka ciemna chmura bedaca zagadka dla waszych astronomow, powstala glownie w wyniku odciecia swiatla slonc przez placety.

Drobnoustroje z rowna niemal szybkoscia zapelniaja staw, co kaluze z brudna woda. Zajace niemal tak predko potrafia rozmnozyc sie na calym kontynencie, jak na niewielkim polu. Inteligentne istoty moga zaludnic wszechswiat az do krancow — do krancow, ktore sa wszedzie rownie szybko, jak osiagaja dojrzalosc na jednej planecie. Konstruktorzy statkow kosmicznych rownie predko moga zaludnic planety biliona slonc, co planety jednego slonca. Dziesiec trylionow galaktyk moze sie zarazic jedna mysla — wielka epidemia kosmiczna — rownie predko, jak pojedyncza planeta.

Inteligentne istoty mnoza sie predzej od zarazy. A nauka I technike trudniej opanowac niz raka. Na kazdej niezakloconej, naturalnej planecie zycie toczy sie wolno przez miliardy lat, az nagle wszystko rozkwita; nasiona, ktore spadna gdziekolwiek, rosna niczym chwasty, pokonujac rozlegle czarne przestrzenie, a potem ich nasiona leca dalej az po krance kosmosu.

Zetkniecie z innymi formami zycia jest zawsze pasjonujace — jest wstrzasem, czesto zaskoczeniem. Ale wkrotce nazbyt predko — powraca apatia.

Brudna kaluza, w ktorej wczoraj plywalo kilka ameb, dzis az wre zyciem — staw rowniez. Glony lsnia niczym drogocenne kamienie. Ale wkrotce stow staje sie czarny. Te diamenty, ktore tam widzisz — Tygryska wskazala pazurem w strone skupisk gwiazd — juz nie swieca. Slonca, ktore wysylaly jaskrawe promienie, sa teraz osloniete. Tygryska odwrocila pyszczek od gwiazd na niebie i rzekla patrzac Paulowi w oczy:

— Wszechswiat jest przepelniony, Paul. Inteligentne formy zycia sa wszedzie, ich planety przyciemniaja blask gwiazd, ich architekci lekkomyslnie zuzywaja energie sloneczna na to, zeby stworzyc odpowiednie warunki dla mozgu — spalaja materie, zeby otrzymac energie i wciaz buduja nowe formy, nowe struktury, nowe umysly. Slowo — jezeli tak nazwiemy umysl — zostaje rozpowszechnione i wkrotce nie pozostanie nic oprocz slowa. Zamienia w gigantyczne slumsy wszechswiat, a wraz z nim rozlegle przestrzenie i cudowne pustkowia i — czego tamci nie dostrzegaja — umiera z nadmiaru szarych komorek, tak jak plytka sloneczna zatoka ginie od nadmiaru istot zywych.

Osiagnelismy niesmiertelnosc. Umysl nie jest juz niczym skrepowany. Twoj swiat, Paul, jest jedna z niewielu wysp smierci w tym wielkim morzu wiecznego zycia.

Przy podrozach w nadprzestrzeni i porozumiewaniu sie pozazmyslowym krawedzie wszechswiata sa blizej siebie niz planety w waszym ukladzie slonecznym. Dalekie galaktyki sa bardziej scentralizowane niz panstwa na Ziemi, niz poszczegolne stany w Stanach Zjednoczonych. Sprawami wszechswiata zajmuje sie demokratyczny rzad, ktory jest bardziej dobrotliwy, a jednoczesnie bardziej okrutny niz ktorykolwiek z wyimaginowanych bogow.

Moze wasz prymitywny obraz nieba, a szczegolnie dwoisty do niego stosunek — niebo jest wspanialym cudem i zarazem szczytem nudy — jest slusznym, intuicyjnym wyobrazeniem o naszym rzadzie.

Dewiza rzadu jest lad i bezpieczenstwo. Jest to rzad konserwatywny, kierowany przez najstarszych wiekiem, ktorzy wszedzie stanowia przewazajaca wiekszosc, odkad uzyskalismy niesmiertelnosc. Sa pracowici, cierpliwi, sprawiedliwi, litosciwi — ale tylko dla slabych! — i nieskonczenie uparci. Same akta rzadowe, zapisane na molekulach, zajmuja powierzchnia sztucznych planet w dwoch skupiskach gwiezdnych. Glownym celem rzadu jest pamietac i zachowac — ale tylko w pamieci! — wszystko, co sie kiedykolwiek zdarzylo.

Kazda rasa, ktora nie zagraza innym, nawet rasa o niskim poziomie inteligencji, moze liczyc na poparcie rzadu. Rzad jest przeciwny uzytkowaniu energii na inne cele niz ochrona i bezpieczenstwo; sprzeciwia sie badaniom nadprzestrzeni, a na podroze po niej zezwala tylko policji. Najbardziej boi sie tego, ze cos moze uszkodzic albo w ogole zniszczyc wszechswiat, bo teraz, gdy wiemy, ze nieskonczonosc i tereny niezbadane — pomijajac juz nadprzestrzen — moga nam zagrazac, wszystkich ogarnal lek.

Ale skoro nawet niesmiertelni musza sie rozmnazac, chocby w minimalnym stopniu, zeby utrzymac zludzenie, ze wciaz jeszcze naprawde zyja, rzad musi nieustannie szukac miejsca dla nowych istot. Wkrotce zagarnie wasz uklad, Paul. Poglady rzadu na temat obcych, wolnych swiatow ulegly zmianie. Przedtem takie swiaty traktowano jako osobliwe rezerwaty, uwazano, ze nalezy je chronic, dopoki ich rozwoj nie osiagnie odpowiedniego pulapu. Ale teraz potrzebna jest ich powierzchnia, ich zasoby i energia ich slonc. Swiaty te maja byc wlaczone do supercywilizacji kosmicznej. Za jakies dwiescie lat was tez to czeka. Oczywiscie obejda sie z wami pieczolowicie, troskliwie i dobrotliwie, ale na pewno nie bedzie to proces powolny — gdy sie juz zacznie, nie minie pol wieku, a rzad zagarnie wszystkie wolne swiaty i wlaczy je do ogolnego ukladu.

Slowem, celem rzadu kosmicznego jest ochrona inteligentnych form zycia, dopoki kosmos nie wymrze. Byl czas, kiedy myslelismy, ze to sie nigdy nie stanie, teraz jednak wiemy, ze to nastapi wtedy, gdy umysl osiagnie ostateczne granice, gdy cala istniejaca materia zostanie podporzadkowana ochronie inteligentnych form zycia, a proces entropii zostanie odwrocony o tyle, o ile jest to mozliwe w naszym wszechswiecie.

Oni sadza, ze czeka nas zloty wiek, my wiemy, ze czeka nas smierc.

Wedrowiec jest planeta wolna — jego mieszkancy naleza do mlodszych ras, takich jak moja, ktora wywodzi sie z samotnych mysliwych, bardziej obeznanych ze smiercia i bardzie! od bezpieczenstwa ceniacych piekno i wolnosc; ras namietnych z sadystyczna zylka albo chlodnych i obiektywnych — dla tych zdobywanie wiedzy jest wazniejsze od zycia.

My wyzej stawiamy postep od niesmiertelnosci, przygode od bezpieczenstwa. Ryzyko i niebezpieczenstwo to dla nas fraszka.

Chcemy czesciej podrozowac w czasie. Chcemy nie tylko zobaczyc przeszlosc, ale rowniez ja zmienic, wzbogacic, przywrocic do zycia niezliczone rzesze umarlych, zyc w dziesieciu — nie, w stu terazniejszosciach — a nie tylko w jednej, cofnac sie do poczatkow i wszystko budowac od nowa.

Podrozujac w czasie, chcielibysmy tez zbadac przyszlosc nie po to, zeby sie upewnic, czy rzeczywiscie gasnie wesoly ogien na kominku — dogorywajaca cywilizacja na lozu smierci — ale po to, zeby stworzyc nowy kosmos, w ktorym moglibysmy zyc!

Chcemy dokladniej poznac mozg — te pomarszczona mase w naszych czaszkach, mieniaca sie wszystkimi barwami teczy. Chociaz telepatia i porozumiewanie sie pozazmyslowe sa u nas na porzadku dziennym, wciaz nie wiemy, czy po drugiej stronie zbiorowych wewnetrznych ciemnosci istnieja inne swiaty, a jezeli istnieja, to jak sie do nich dostac. Na razie sa to tytko niesmiale marzenia.

Zmienilibysmy wszystko: badalibysmy bezmiary ducha niczym nieznane kontynenty, plyneli przez nie jak przez kosmos, starali sie odkryc, czy nasze umysly, drobne teczowe muszle, wszystkie spoczywaja na brzegach jednego czarnego, burzliwego morza podswiadomosci. Moze wlasnie tam leza niezdobyte swiaty. Chcemy tez urzadzen, dzieki ktorym mozna by zamieniac mysli w czyny — ale nikt ich jeszcze nie wynalazl.

Najwazniejsze jest to, ze otworzylibysmy nadprzestrzen — nie tylko po to, zeby odbywac po niej krotkie podroze nadbrzezne, zeglujac na skraju niebezpiecznie falujacej prozni i nigdy nie spuszczajac z oka przyladka wlasnego kosmosu… ale po to, zeby odwaznie wyplynac poza szelf wszechswiata w nieznane czarne, dalekie przestrzenie, w ktorych szaleja grozne sztormy. Jest to wlasciwie zadanie dla galaktyk, nie dla jednej planety, czy nawet stu, ale jezeli bedziemy musieli, odwazymy sie na samotna podroz.

Jestesmy pewni, ze oprocz nas niezliczone ilosci wszechswiatow wedruja po wirach prozni nadprzestrzennej — miliard bilionow lisci miotanych huraganem, miliard bilionow sniezynek pedzonych wichura. Sadzimy, ze te wszechswiaty roznia sie od naszego, ze podstawa ich konstrukcji sa inne czasteczki — albo nawet nie czasteczki, lecz zmienne kontinuum. Planety bezswietlne. Planety, na ktorych swiatlo porusza sie tak wolno jak slowo mowione albo tak predko jak mysl. Planety, na ktorych materie zywi sie mysla, tak jak u nas mozg najwyrazniej zywi sie molekulami.

Swiaty, w ktorych nie ma murow miedzy umyslami, i swiaty, w ktorych mury sa jeszcze mocniejsze niz u nas. Swiaty, w ktorych mysl jest rzeczywistoscia, a kazde zwierze bogiem. Plynny wszechswiat, gdzie planety sa bankami, i swiaty, ktore rozgaleziaja sie w czasie niczym olbrzymia winorosl.

Swiaty, w ktorych zamiast migocacych gwiazd wystepuja krzyzujace sie pajeczyny — kosmos pelen winorosli lub szos. Kosmos z substancji stalej, lecz bez grawitacji, swiaty majace m niej albo wiecej wymiarow niz

Вы читаете Wedrowiec
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату