Zastanawial sie, czy moze powiesic gdzies kapelusz, ale to nie mialo sensu. Wygladzil rondo i kiedy wiatr sie uspokoil, cisnal kapelusz w dol zbocza. Przez chwile myslal, ze kapelusz zatrzyma sie na skraju przepasci, a on sam wyjdzie na wielkiego niezgrabiasza, ale kapelusz potoczyl sie dalej i wkrotce znikl im z oczu.
Rama Joan chwycila go mocno za ramie, druga reka objela Margo. Jej twarz i mokre rude wlosy wciaz byly czarne od deszczu, a pognieciony, brudny stroj wieczorowy przypominal kostium wedrownego klowna.
— Bog widzi, ze niewielki to pomnik — powiedziala cicho, ochryplym glosem — ale dzis w nocy kochalismy sie tu z Rudolfem.
Hunterowi Izy naplynely do oczu.
— Stary rozpustnik — wykrztusil.
W oddali uslyszal stlumiony warkot silnika, zblizajacy sie od strony Doliny.
— Slyszysz, Ross?! — krzyknal McHeath, ktory przykucnal za furgonetka, trzymajac w pogotowiu karabin. Hunter przypomnial sobie slowa Brechta, ze „ci pijani chuligani” wkrotce tu beda.
Pobiegl za Margo i Rama Joan do samochodu. Kiedy siadal za kierownica — Margo usiadla z tylu, a Rama Joan obok Anny na przednim siedzeniu — pomyslal: Brecht by nie biegl. Zreszta, kto wie? Przynajmniej cos by powiedzial. Wlaczyl silnik, po czym odwrocil sie i podniosl trawa reke.
— Jezeli ktos nadjedzie, wyprzedz mnie! — krzyknal do Hixona. — Wtedy bedziemy mogli uzyc pistoletu. Jezeli zaczna w nas celowac, strzelamy od razu! Dobra, w droge!
Nie najlepiej to wypadlo — pomyslal, wrzucajac bieg. — No, ale trudno.
Richard Hiliary poznal Were Carlisle w Tewkesbury: dziewczyna siedziala w blocie i plakala cichutko.
Ostatnio coraz czesciej widuje sie ludzi w blocie — pomyslal — ale prawde powiedziawszy lepiej, gdy ktos siedzi w blocie, niz gdy lezy w nim martwy.
Dziewczyna siedziala w bocznej uliczce, skulona jak myszka, i plakala tak cicho, Ze Richard nie dostrzeglby jej, gdyby nie to, ze dwie godziny po zachodzie slonca wciaz bylo tak widno. Trzymala radio tranzystorowe, ktore tulila do piersi jak niemowle.
Podczas ostatnich trzydziestu szesciu godzin Richard kilka razy widzial, jak obcy ludzie udzielaja sobie pomocy, jak w tlumie odnajduja sie czlonkowie rodziny, jak spontanicznie bywaja zawierane przyjaznie, i nagle uswiadomil sobie, ze on tez chcialby sie z kims zaprzyjaznic. Pragnal z calego serca, zeby nikt nie uslyszal cichego placzu dziewczyny, zeby nikt nie podszedl, dopoki ona nie przestanie plakac, przynajmniej az do pierwszego gestu porozumienia.
Kiedy sie do niej zblizal, myslal o tym, jak zimno sie robi i jak cieplo bylo wczoraj przytulonym parom spiacym pod sloma, a takze o tym, ze nastepuje wlasnie koniec swiata, a w kazdym razie jego niezla imitacja, zarazem jednak zdawalo mu sie, ze wszystkie te mysli nie oddaja w pelni pobudek, ktore nim kieruja.
Dal dziewczynie kawalek chleba — jeden z kilkunastu zrzuconych z helikoptera kolo Cleeve — ale okazalo sie, ze Werze najbardziej dokucza pragnienie. Zdobycie wody na terenach niedawno zalanych przyplywem nie bylo sprawa prosta — woda w zbiornikach, studniach i zrodlach byla slona. Swieza woda plynela jeszcze w niektorych rurach, ale nie wiedzial, gdzie jej szukac.
Przypomnial sobie, ze kilka przecznic wczesniej widzial piwiarnie, ktora wlasnie rabowano; ruszyl z dziewczyna w tym kierunku, a kiedy mijali drewniane domy noszace! slady przyplywu i hotel „Krolewski Chmiel”, Richard odkryl, co jeszcze trapi dziewczyne: odpadl jej obcas, a zreszta spiczaste pantofle na wysokich obcasach i tak nie nadawaly sie do wedrowki, ktora ich czekala.
Przed piwiarnia byla kolejka szabrownikow. Ach, my, praworzadnii Brytyjczycy — pomyslal Richard — nawet po to, zeby szabrowac piwiarnie, ustawiamy sie w kolejce. Przypomnial sobie, ze tuz obok jest sklep obuwniczy, bez wahania wlamal sie do srodka — co nie bylo zbyt trudne, zwazywszy, ze przyplyw uczynil to przed nim — i wsrod parujacych polek z butami znalazl dla Wery par§ tenisowek i dla nich obojga cieple skarpety. Wszystkie te rzeczy byly oczywiscie mokre, ale to nie mialo moczenia. Kiedy wrocil do piwiarni, kolejka znacznie zmalala i wkrotce pod bacznym okiem krzepkiego mezczyzny, ktory moze nawet byl wlascicielem, choc sie do tego nie przyznawal, Richard wzial po butelce piwa dla siebie i Wery i jedna mala butelke rumu.
Na ulicy jakis gruby mezczyzna nagle zawolal: — Patrzcie, jest ta cholera!
Byl to Wedrowiec z duzym X na wypuklej tarczy, niemal symetrycznie otoczony bialymi odlamkami Ksiezyca.
Wera spojrzala na Wedrowca i zaciskajac mocno usta odwrocila wzrok. Spodobalo sie to Richardowi. Dziewczyna lekko wygieta ramie w jego strone. Richard wzial ja stanowczo pod reke i poprowadzil w tym samym kierunku, w ktorym szedl poprzednio — z poczatku szli wolno, pijac piwo i jedzac chleb. Nie mowil jej nic o swoim plonie dotarcia do Malvern Hills. Pomyslal, ze bedzie mial na to czas, kiedy przejda przez stary, stalowy most w Telfordzie na druga strone huczacej rzeki Severn.
Wera wlaczyla radio, lecz na wszystkich stacjach slychac bylo tylko zgrzyty przypominajace skwierczenie bekonu na rozgrzanej patelni. Juz chcial jej powiedziec, zeby wyrzucila radio, ale zamiast tego spytal, czy tenisowki sa wygodne, a ona usmiechnela sie i odparla:
— Sa cudowne.
Jeszcze godzine temu wedrowal sam posrod tlumu obcych, myslal o milionach lub setkach milionow tragicznie zmarlych na calym swiecie i zastanawial sie, czy to w ogole ma jakies znaczenie.
Myslal wtedy: czy swiatu potrzebna jest taka masa ludzi? Wezmy na przyklad tlum wokol mnie — zdziesiatkowany przez powodz, a jednak wiekszosc to stereotypowi durnie, bez ktorych swiat moglby sie obyc. Ilu potrzeba ludzi, zeby utrzymac jako tako bogata kulture? Czy cala reszta nie jest po prostu zbedna? Czy miliony stereotypow to nie za wysoka cena, jaka trzeba placic za istnienie garstki ludzi wartosciowych? Czy samo pojecie ludzkosci rozmnazajacej sie bez konca i bez zadnej kontroli, ludzkosci, ktora, gdy zabraknie miejsca na Ziemi, wylegnie na gwiazdy, nie jest wielkim nieporozumieniem? Czy to bezsensowne rozmnazanie sie obchodzi kogos oprocz samych ludzi? Konieczny jest wielki odsiew — swiat zasluzyl na ten kataklizm!
Ale teraz przyszlo mu na mysl, ze gdyby powodz zabrala jeszcze jedna ofiare, moglaby nia byc Wera. Wiedzial, ze teoretycznie takich Wer sa dziesiatki tysiecy, ale Richard Hillary znalazl tylko jedna. Scisnal mocniej jej ramie.
Rozdzial 36
Patrzac w bezdenne ciemnosci, Paul mial wrazenie, ze okragle okno, na ktorym lezy, jest gorna szyba wielkiego akwarium, a gwiazdy i dwa malutkie polksiezyce — Ziemia i Wedrowiec — tajemniczymi morskimi swiatelkami, albo ze okno jest szkielkiem pod mikroskopem, a gwiazdy diamentowymi drobnoustrojami.
Uslyszal lekki szelest i cichy pisk — to Miau, pelznac w stanie niewazkosci miedzy kwiatami, donosila Tygrysce o czyms, co odkryla.
Siedzaca obok Pawia Tygryska mowila dalej:
— Nie nalezy sadzic, ze tylko dlatego, iz ludzkosc jest mloda, wszechswiat takze jest mlody. Wprost przeciwnie, jest stary, bardzo stary. „Ciagle to jutro, jutro i znow jutro… od dnia do dnia… do ostatniej gloski czasokresu… opowiescia idioty”… tak!
Tobie sie wydaje, ze kosmos jest pusty, ale to nieprawda. Jest przepelniony. Wasz uklad sloneczny to jeden z niewielu pierwotnych terenow, jakie zostaly, niby mala dzialka porosnieta chwastami, przeoczone przez architektow, dzialka w samym centrum olbrzymiego starego miasta, ktore rozroslo sie we wszystkie strony.
W galaktyce, w ktorej powstal Wedrowiec, kazde slonce jest tak gesto otoczone planetami, ze jego promienie nie przedostaja sie na zewnatrz; tworza sie slumsy kosmiczne, zatloczone miasta-galaktyki. Dewiza naszych architektow, dumnych ze swojego dziela, jest: „Tam, gdzie dociera choc promien slonca, budujemy planete”. Albo ustawiaja pola tak, zeby zawrocic promienie slonca.
Dziesiatki tysiecy planet przy kazdym sloncu, ktorych plywy wywoluja na sasiednich planetach dziesiatki tysiecy zaklocen — dlatego najwazniejszym zadaniem naszych architektow, jest harmonizacja plywow. Planety kraza tak blisko siebie po tej samej orbicie, ze wygladaja jak eliptyczny sznur perel, w ktorym kazda perla jest odrebnym swiatem. Widziales zapewne filigranowe koncentryczne kule rzezbione w kosci sloniowej przez Chinczykow? Jest ich tak wiele, ze trzeba wytezyc wzrok, zeby znalezc srodek, i ma sie wrazenie, ze w rzezbie zawarta jest czastka nieskonczonosci. Tak wlasnie wyglada wiekszosc ukladow slonecznych.
Powiem ci jeszcze cos, o czym nie wiesz tylko dlatego, te swiatlo porusza sie w tak zolwim tempie. Gdybys