lacznie z nogami.
– Znajde na to rade. – Jego dlonie zamknely sie na moich biodrach.
Nagle zadzwonila moja komorka. Zerwalam sie i wydobylam ja z kieszeni.
– Czesc, kochanie – przywitala sie wesolo mama.
– Oddzwonie pozniej, dobrze?
– Jasne. Co sie dzieje? Wylaczylam telefon.
– Powinienes juz isc – upomnialam Patcha. – W tej chwili Z powrotem nasunal czapke na twarz; widac bylo spod niej tylko usta, wygiete w figlarnym usmieszku.
– Jestes nieumalowana.
– Pewnie zapomnialam.
– Spij slodko.
– Okej, dobra. – Co powiedzial?
– Co z jutrzejsza impreza? – powtorzyl.
– Pomysle – zdolalam wybakac.
Gdy wsuwal mi do kieszeni skrawek papieru, nogi objela fala goraca.
– Zapisalem ci adres. Bede czekal. Przyjdz sama.
Po chwili uslyszalam, jak zatrzaskuje za soba frontowe drzwi. Na twarz wystapily mi rumience. Za blisko – pomyslalam. – W ogniu nie ma nic zlego… o ile sie czlowiek do niego za bardzo nie przyblizy. Warto o tym pamietac.
Z trudem lapiac oddech, oparlam sie o kredens.
ROZDZIAL 10
Ze snu wyrwal mnie dzwonek telefonu. Na wpol uspiona, zakrylam glowe poduszka, zeby stlumic halas. Ale telefon dzwonil. Dzwonil nieprzerwanie.
Wreszcie wlaczyla sie poczta glosowa. Po pieciu sekundach znow rozlegl sie dzwonek.
Macajac reka kolo lozka, w koncu znalazlam dzinsy i wygrzebalam z nich komorke.
– Tak? – powiedzialam z szerokim ziewnieciem, nie otwierajac oczu.
W sluchawce ktos dyszal z furia.
– Co sie z toba dzieje? Mialas tylko przyniesc wate cukrowa!!! powiedz mi, gdzie jestes, to przyjade i udusze cie golymi rekami!
Kilka razy przesunelam nadgarstkiem po czole.
– Myslalam, ze cie ktos porwal! – wrzeszczala Vee. – Myslalam, ze cie uprowadzili! Myslalam, ze zostalas zamordowana!
Po ciemku usilowalam znalezc zegar. Przypadkiem przewrocilam obrazek na nocnej szafce, a inne runely za nim jak kostki domina.
– Mialam pewne… opoznienie – odpowiedzialam. – I kiedy wrocilam do salonu, juz was nie bylo.
– „Opoznienie'? Co to w ogole za wymowka?!
W mroku odzyskalam wzrok: czerwone cyfry na zegarze wskazywaly pare minut po drugiej nad ranem.
– Godzine jezdzilam wokol parku – oznajmila Vee. A Elliot lazil i pokazywal ludziom jedyne twoje zdjecie, ktore mam w komorce. Dzwonilam chyba z milion razy Czekaj! Jestes w domu? Jak wrocilas?
Roztarlam kaciki oczu.
– Z Patchem.
– Z tym bandziorem?
– A mialam inny wybor? – odparlam lakonicznie. Odjechalas beze mnie.
– Wydajesz sie zdenerwowana. I to bardzo. Nie, nie. Jakas poruszona… wzburzona… podniecona. – Fizycznie poczulam, jak rozszerzaja sie jej oczy. – Pocalowal cie, tak?
Zero odpowiedzi.
– No pewnie! Wiedzialam! Widzialam, jak na ciebie patrzy. Wiedzialam, ze tak bedzie. Wyczulam pismo nosem.
Nie mialam ochoty o tym myslec.
– Jak sie calowaliscie? – naciskala Vee. – Na brzask winke? Na sliwke? A moze na lu-cer-ne?
– Co?!
– No musnal cie wargami, mieliscie otwarte usta czy z jezyczkiem? Zreszta nie musisz opowiadac. Patch jest z wielu, co od razu przechodza do rzeczy. Na pewno bylo z jezykiem. Moge sie zalozyc.
Schowalam twarz w dloniach. Patch niewatpliwie stwierdzil, ze nie mam grama samokontroli. Rozkleilam sie w jego ramionach. Stopnialam jak maslo. A wypraszajac go z domu, na sto procent wydalam cos pomiedzy westchnieniem rozkoszy a ekstatycznym jekiem.
To by wyjasnialo jego arogancki usmiech.
– Pogadamy o tym pozniej, dobra? – zapytalam, szczypiac sie w grzbiet nosa.
– Nie ma mowy. Westchnelam.
– Jestem wykonczona.
– Nie wierze, ze chcesz mnie dalej trzymac w niepewnosci.
– Licze, ze zapomnisz.
– W zyciu!
By ubiec zblizajaca sie migrene, probowalam zwizualizowac sobie rozluznienie miesni karku.
– A co z zakupami?
– Przyjade po ciebie o czwartej.
– Myslalam, ze umowilysmy sie na piata.
– Sytuacja sie zmienila. Bede jeszcze wczesniej, jak tylko da mi sie wymknac z domu. Mama przechodzi zalamanie nerwowe, na ktore lekarstwem jest niby przebywanie ze mna. Trzymaj za mnie kciuki.
Odlozylam komorke i zakopalam sie w poscieli. Przywolalam w pamieci nieprzyzwoity usmiech i blyszczace czarne oczy Patcha. Po kilku minutach rzucania sie na lozku zrezygnowalam z szukania wygodnej pozycji. Prawde mowiac, wszelka mysl o Patchu wykluczala komfort.
Raz, kiedy bylam mala, wnuczek Dorothei Lionel rozbil u nas w kuchni szklanke. Starannie pozamiatal szklo, a jeden kawalek zostawil i dal mi do polizania. Pomyslalam, ze zakochanie sie w Patchu troche przypomina lizanie szklanego odlamka. Wtedy przeciez tak samo wiedzialam, ze to glupota. Wiedzialam, ze sie zranie. Mimo uplywu lat jedno sie we mnie nie zmienilo: wciaz uwielbialam ryzyko.
Wyprostowalam sie na lozku i siegnelam po komorke. Wlaczylam lampke nocna.
Bateria telefonu byla wyladowana.
Poczulam zlowrozbny dreszcz na krzyzu. Telefon nie powinien dzialac. Wiec jakim cudem mama i Vee sie do mnie dodzwonily?
Deszcz tlukl sie o kolorowe markizy sklepow wzdluz mola i zalewal chodnik. Zaplonely ustawione naprzemiennie po obu stronach ulicy „antyczne' lampy gazowe. Obijajac sie parasolkami, Vee i ja wbieglysmy pod rozowo-biala markize Victoria's Secret. Zgodnie otrzasnawszy parasolki, oparlysmy je o sciane przy wejsciu.
Gnane potwornym grzmotem, wlecialysmy do srodka. Zatupalam pare razy, wzdrygajac sie z zimna. Na podescie wewnatrz sklepu palilo sie kilka lampek zapachowych, otaczajac nas egzotyczna, zmyslowa wonia. W nasza strone ruszyla kobieta w czarnych spodniach i obcislej czarnej koszulce. Wokol szyi miala owiniety centymetr krawiecki i chciala po niego siegnac.
– Moze was zmierze, dziewczynki, gratis…
– Niech pani odlozy te cholerna tasme – nakazala Vee. Juz znam swoj rozmiar. Nie trzeba mi go przypominac.
Rzucilam kobiecie przepraszajacy usmiech, rownoczesnie podazajac za Vee, ktora poszla w glab sklepu, do koszy z przecena.
– Miseczka D to zaden wstyd – pocieszylam ja. Podnioslam stanik z blekitnej satyny, by sprawdzic, ile kosztuje.
– Kto tu mowi o wstydzie? – odparla Vee. – Wcale sie nic wstydze. Niby dlaczego mialabym sie wstydzic? Co