przelatujac nad autem. Przyhamowalam tak gwaltownie, ze dodge'a az zarzucilo na skraj drogi.

Otworzylam drzwiczki i wysiadlam. Podbieglam do tylu samochodu, by sprawdzic, co w niego uderzylo.

Zbita z tropu, przez chwile trawilam w mysli to,co zobaczylam. Wsrod chwastow lezala moja czerwona parasolka. Jej polamana plachta zwisala z jednej stronyuk, jakby ktos grzmotnal nia z calej sily w cos duzo wiekszego l mocniejszego.

Wsrod szumu zacinajacego deszczu uslyszalam zdlawione lkanie.

– Vee? – zawolalam.

Przebieglam droge, rownoczesnie oslaniajac oczy przed deszczem i ogarniajac wzrokiem krajobraz. Kilkanascie metrow przede mna ktos lezal zwiniety w trawie. Przyspieszylam kroku.

– Vee! – padlam przy niej na kolana. Lezala na boku z nogami podkulonymi pod klatka piersiowa. Jeczala.

– Co sie stalo? Nic ci nie jest? Dasz rade sie poruszac? Odrzucajac glowe do tylu, panicznie zamrugalam w deszczu. Mysl! – nakazalam sobie. Komorka. W samochodzie. Wystukac dziewiecset jedenascie.

– Sprowadze pomoc – chcialam dodac Vee otuchy. Jeknela i kurczowo scisnela mnie za reke. Pochylilam sie i mocna ja objelam. W oczach wezbraly lzy.

– Co sie stalo? To ten, co cie sledzil? To ta osoba cie skrzywdzila? Co ci zrobila, powiedz?

Vee od mruknela cos niezrozumiale. Zabrzmialo to troche jak „torebka'. No jasne, zgubila torebke.

– Wszystko bedzie dobrze – staralam sie zachowac spokojny ton glosu.

Ogarnieta mrocznym przeczuciem, probowalam je w sobie ujarzmic. Bylam pewna, ze to sprawka osoby, ktora obserwowala mnie w Delphic i sledzila przy dzisiejszych zakupach, i nie moglam sobie wybaczyc, ze tak narazilam Vee. Biegiem wrocilam do auta i wystukalam w komorce dziewiecset jedenascie.

Z tlumiona histeria powiedzialam:

– Przyslijcie ambulans. Moja przyjaciolka zostala napadnieta i okradziona.

ROZDZIAL 11

Poniedzialek mijal mi w oszolomieniu. Chodzilam z jednej lekcji na druga, czekajac na ostatni w tym dniu dzwonek. Rano zatelefonowalam do szpitala i dowiedzialam sie, ze kieruja Vee na chirurgie. Podczas napasci zlamano jej lewe ramie, a poniewaz kosci nie mozna bylo po prostu nastawic, wymagala operacji. Chcialam sie z nia zobaczyc, ale bylo to mozliwe dopiero poznym popoludniem, gdy narkoza przestanie dzialac i przeniosa ja do pokoju. Koniecznie musialam poznac jej wersje zdarzenia – nim zapomni albo ubarwi szczegoly. Wszystko, co zapamietala, moglo sie okazac kluczowe dla wykrycia zloczyncy.

Kiedy godziny wlokly sie niemilosiernie, pomalu przenioslam mysli z Vee na dziewczyne zobaczona przed Victoria's Secret. Kim byla? Czego chciala? Nawet jesli fakt, ze Vee napadnieto kilka minut po tym, jak zobaczylam, ze dziewczyna rusza w slad za nia, byl niejasnym zbiegiem okolicznosci – instynkt podpowiadal mi co innego. Ze tez nie przyjrzalam sie jej uwaznie! Obszerna kurtka z kapturem i dzinsy w polaczeniu z deszczem zakamuflowaly ja wprost idealnie. I chociaz mogla to byc Marcie Millai, to w glebi duszy czulam, ze ona jednak nie pasuje do calej sytuacji.

Przed ostatnia lekcja wzielam z szafki podrecznik do biologii. Krzeslo Patcha bylo puste. Zwykle pojawial sie w ostatniej chwili, rowno z dzwonkiem – teraz jednak dzwonek wybrzmial i trener zajal miejsce pod tablica, zaczynajac wyklad o rownowadze.

Zadumalam sie nad nieobecnoscia Patcha. Cichy glosik w glowie podsunal mi mysl, ze moze to byc zwiazane z napascia na Vee. Dziwnym zrzadzeniem nie przyszedl do szkoly na drugi dzien po wypadku. No i nie moglam zapomniec lodowatego dreszczu, ktory poczulam w Victoria's Secret, gdy sobie uzmyslowilam, ze jestem sledzona. Na ogol doznawalam tego, gdy obok mnie pojawial sie Patch.

Szybko jednak glos rozsadku wykluczyl jego udzial w sprawie. Bo moze chlopak sie przeziebil. Albo w drodze do szkoly skonczyla mu sie benzyna i utknal Bog wie jak daleko. A moze w Bo's Arcade tego popoludnia grali w bilard o wysoka stawke i stwierdzil, ze skorzysta na tym bardziej niz na lekcji o zawilosciach ludzkiego ciala.

Po skonczonych zajeciach trener zatrzymal mnie w drodze do drzwi.

– Zaczekaj chwile, Noro.

Odwrocilam sie i podciagnelam plecak na ramieniu.

– Prosze?

Wreczyl mi zlozona kartke.

– Pani Greene wpadla do mnie przed lekcja i poprosila, zebym ci to przekazal.

Wzielam kartke.

– Pani Greene? – spytalam, bo nikt o tym nazwisku mnie nie uczyl.

– Nowy psycholog szkolny. Wlasnie zastapila doktora Hendricksona.

Rozlozylam papier i przeczytalam skreslone na nim ilowa:

Droga Noro,

przejmuje po doktorze Hendricksonie obowiazki twojego szkolnego psychologa. Zauwazylam, ze opuscilas ostatnie dwie sesje u niego. Prosze, wstap do mnie zaraz, zebysmy sie zapoznaly. O zmianie powiadomilam tez listownie Twoja Mame.

Serdecznie pozdrawiam, D. Greene

– Dziekuje – powiedzialam do trenera, skladajac list kilka razy, zeby zmiescil sie w kieszeni.

Na korytarzu wlaczylam sie w przeplywajacy tlum. Nie moglam dluzej unikac spotkan z psychologiem. Minawszy kolejne sale, stanelam przed zamknietymi drzwiami gabinetu doktora Hendricksona. Oczywiscie byla juz na nich nowa tabliczka. Na tle bezbarwnych drzwi z drewna debowego polyskiwal w wypolerowanym mosiadzu napis:

D. GREENE, PSYCHOLOG SZKOLNY

Zapukalam i po chwili drzwi otworzyly sie od srodka. Pani Greene miala nieskazitelnie blada skore, oczy niebieskie jak morze, pelne usta i proste jasne wlosy do pasa, z przedzialkiem nad owalna twarza. Na czubku jej nosa spoczywaly turkusowe okulary typu „kocie oczy'. Jej stroj do pracy skladal sie z szarej olowkowej spodnicy i rozowej jedwabnej bluzki. Miala wiotka, ale kobieca figure. Mogla byc najwyzej o piec lat starsza ode mnie.

– Nora Grey, prawda? Wygladasz tak samo jak na zdjeciu w kartotece – powiedziala, mocno sciskajac moja reke. Jej glos zabrzmial szorstko, ale nie niegrzecznie. Raczej zawodowo.

Cofajac sie lekko, gestem zaprosila mnie do srodka.

– Napijesz sie soku, wody? – zapytala.

– Co sie stalo z doktorem Hendricksonem?

– Przeszedl na wczesniejsza emeryture. Juz jakis czas temu upatrzylam sobie te posade i teraz skorzystalam z okazji. Dotad pracowalam w stanie Floryda, ale dorastalam w Portland i moi rodzice nadal tu mieszkaja. Przyjemnie znowu byc blisko nich.

Obejrzalam niewielki gabinet. Zmienil sie drastycznie, odkad bylam w nim ostatnio. Polki od sciany do scian wypelnialy teraz naukowe, ale dosc typowo wygladajacej ksiazki w twardych okladkach, wszystkie oprawione w neutralne kolory ze zlotym liternictwem. Doktor Hendrickson wystawial na nich swoje rodzinne zdjecia, a pani Greene najwyrazniej wolala zachowac obrazki z zycia prywatnego tylko dla siebie. Przy oknie wisiala ta sama paprotka, ktora pod opieka doktora byla raczej brunatna niz zielona. Pani Greene przywrocila jej wigor w ciagu za ledwie paru dni. Naprzeciw biurka stalo wyscielane rozowym brokatem krzeslo, a w kacie – kilka pojemnikow na kolkach.

– Zaczelam prace w piatek – wyjasnila, widzac, ze za trzymalam wzrok na pojemnikach. – Jeszcze sie rozpakowuje. Usiadz.

Zsunelam plecak z ramienia i usiadlam na brokatowym krzesle. Pokoj nie mial zadnego rysu osobowosci pani Greene. Na biurku lezal – ani zbyt porzadny, ani bezladny – stos, teczek i stal bialy kubek, chyba z wrzatkiem. W powietrzu nie czulo sie sladu perfum czy odswiezacza powietrza. Monitor komputera lsnil czernia.

Pani Greene przykucnela przed stojaca za biurkiem szafka z kartoteka, wyjela nowa szara teczke i czarnym flamastrem napisala na etykiecie moje nazwisko. Polozyla teczke na biurku obok mojej starej kartoteki, poplamionej kawa przez doktora Hendricksona.

– Caly weekend wertowalam kartoteki doktora – powiedziala. – Miedzy nami mowiac, jego charakter pisma

Вы читаете Szeptem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату