– Czy jesli mi powiesz, bedziesz musial mnie zabic? -odparlam polzartem.
– Nie jestesmy sami – odpowiedzial Patch, patrzac przed siebie.
W otwartych drzwiach stala mama. Ku mojemu przerazeniu zeszla z werandy i ruszyla w nasza strone.
– Sama to zalatwie – oswiadczylam, chowajac kule z powrotem do pudelka. – Nie odzywaj sie, ani slowa!
Patch wyskoczyl z auta i otworzyl przede mna drzwi. Z mama spotkalismy sie w polowie podjazdu.
– Nie wiedzialam, ze wychodzisz – powiedziala z usmiechem, ale podenerwowana. Usmiech zawieral komunikat: „Pogadamy pozniej'.
– Bo to tak wyszlo… w ostatniej chwili – wyjasnilam.
– Wrocilam do domu prosto z zajec jogi – dodala, dajac mi do zrozumienia:,.Na nieszczescie dla ciebie'. Liczylam, ze po kursie wybierze sie czegos napic z kolezankami. Robila tak zawsze, dziewiec razy na dziesiec. Skierowala uwage na Patcha: – Milo mi cie wreszcie poznac. Z tego, co widze, masz w mojej corce oddana wielbicielke.
Otworzylam usta, by jak najzwiezlej przedstawic Patcha i go odprawic, ale mama mnie uprzedzila:
– Blythe Grey, mama Nory.
– Patch – powiedzialam, rozpaczliwie szukajac w glowie zdania, ktore by rozladowalo te niby slodka atmosfere, ale nie moglam wymyslic nic poza krzykiem: „Pali sie!', albo udawanym atakiem epilepsji.
– Wiem od Nory, ze jestes plywakiem – oznajmila mama.
Poczulam, ze Patch skreca sie ze smiechu.
– Plywakiem?
– Plywasz w szkolnej druzynie, czy moze w lidze miejskiej?
– Bardziej… rekreacyjnie – odparl Patch, zerkajac na mnie pytajaco.
– Mhm, to tez dobrze – podjela mama. – A gdzie? W osrodku rekreacji?
– Wole na powietrzu. W rzece albo w jeziorze.
– Nie marzniesz? – zapytala mama.
Patch lekko sie poruszyl. Czyzby cos mi umknelo? W rozmowie nie bylo nic niezwyklego. A jesli chodzi o ostatnia kwestie, to szczerze popieralam mame. Maine to nie tropiki i w jeziorze mozna sie przeziebic nawet latem. Jesli Patch rzeczywiscie plywal, to albo byl szurniety, albo mial bardzo wysoki prog odpornosci.
– Okej! – zawolalam, wykorzystujac chwile milczenia.- Patch musi sie zbierac.
– No idz! – upomnialam go bezglosnie.
– Swietny jeep – zainteresowala sie mama. – Dostales od rodzicow?
– Sam kupilem.
– No, to masz pewnie niezla prace.
– Sprzatam w Granicy.
Staral sie wyjawic jak najmniej, otaczajac sie welonem tajemnicy. Ciekawe, jak wyglada jego zycie, kiedy nie jeslismy razem… Nieustannie powracaly mysli o jego strasznej przeszlosci. Dotad snulam fantazje o odkrywaniu jego glebokich, mrocznych sekretow, bo chcialam udowodnie sobie i jemu, ze jednak go rozgryze. Ale teraz zapragnelam je poznac, bo stanowily jego czastke. Chociaz z uporem maniaka probowalam temu zaprzeczac, to jednak cos do niego czulam. Im wiecej spedzalismy ze soba czasu, tym bardziej utwierdzalam sie w tych emocjach.
Mama skrzywila sie lekko.
– Oby tylko praca nie przeszkadzala ci w nauce. Osobiscie uwazam, ze uczniowie nie powinni pracowac w roku szkolnym. I tak juz macie mnostwo zajec.
– Radze sobie – usmiechnal sie Patch.
– A moge spytac cie o srednia ocen? – ciagnela mama. -Czy to zbyt obcesowe?
– Kurcze, robi sie pozno… – zaczelam glosno, zerkajac na nieistniejacy zegarek.
Nie miescilo mi sie w glowie, ze mama moze sie zachowac tak obciachowo. To zly znak. Widac odebrala go jeszcze gorzej, niz sie spodziewalam. Nie bylo to zadne zapoznanie, tylko wywiad.
– Dwa koma dwa – odrzekl Patch. Mama spojrzala na niego.
– Zartuje – wtracilam szybko, dyskretnie popychajac go w strone jeepa. – Patch ma swoje sprawy. Musi jeszcze gdzies pojsc. Pograc w bilard… – Przytkalam usta reka.
– Pograc? – nie zrozumiala mama.
– Nora ma na mysli Bo's Arcade – wyjasnil Patch. – Ale nie tam sie wybieram. Musze jeszcze zalatwic to i owo.
– Nigdy tam nie bylam – powiedziala mama.
– Nic specjalnego – oznajmilam. – Nie masz czego zalowac.
– Zaraz – glos mamy zabrzmial tak, jakby w glowie zapalilo jej sie czerwone swiatelko. – Na wybrzezu? Niedaleko Delphic Seaport? To nie tam przed kilku laty byla wielka strzelanina?
– Teraz jest tam o wiele spokojniej – odpowiedzial Patch. Zmruzylam oczy. Ubiegl mnie, a juz mialam zamiar sklamac, ze to miejsce, w ktorym nigdy nie zdarzylo sie nic zlego.
– Wstapisz do nas na lody? – zaproponowala mama, wyraznie rozdrazniona, nie wiedzac, czy powinna zachowac sie uprzejmie, czy predko wciagnac mnie do srodka i zaryglowac drzwi. – Mamy tylko waniliowe – dodala cierpko. Sprzed paru tygodni. Patch pokrecil glowa.
– Pojde juz. Moze kiedy indziej. Milo bylo pania poznac.
Czym predzej popchnelam mame do drzwi, zadowolona, ze rozmowa nie potoczyla sie najgorzej. Wtem mama sie odwrocila.
– Co dzisiaj robiliscie? – zapytala Patcha.
Patch spojrzal na mnie i leciutko uniosl brwi.
– Zjedlismy kolacje w Topsham – odpowiedzialam za niego. – Kanapki i napoje. Calkiem nieszkodliwy wieczor.
Problem w tym, ze moje uczucia wobec Patcha nie byly nieszkodliwe.
ROZDZIAL 19
Pudelko ze sniezna kula schowalam w szafie za stosikiem swetrow w romby, ktore kiedys podprowadzilam tacie. Kiedy otwieralam prezent przy Patchu, Delphic wygladal polyskliwie i pieknie; drucikowe konstrukcje mienily sie teczowo. Ale teraz, gdy bylam sama w pokoju, lunapark sprawial wrazenie nawiedzonego. Wymarzone obozowisko dla upiorow. W dodatku wygladal, jakby wewnatrz mial zamontowana ukryta kamere.
Przebralam sie w elastyczna koszulke i spodnie od pizamy w kwiatki i zadzwonilam do Vee.
– No i? – zapytala. – Jak poszlo? Jak widac nie zamordowal cie, wiec zaczyna sie niezle.
– Gralismy w bilard.
– Nie cierpisz bilardu.
– Dal mi kilka wskazowek i juz wiem, o co chodzi, wiec nie jest najgorzej.
– Moge sie zalozyc, ze chetnie doradzilby ci jeszcze w paru innych sferach zycia.
– Hm – podobna uwaga zwykle wywolalaby rumieniec, ale dzis mialam na glowie powazniejsze sprawy. Bylam pochlonieta myslami.
– Wiem, ze ci to juz mowilam, ale Patch nie nastraja mnie zbyt optymistycznie – oznajmila Vee. – Ciagle snia mi sie koszmary o facecie w kominiarce. Na przyklad w jednym snie zerwal ja z twarzy i zgadnij, kogo zobaczylam?! Patcha Osobiscie uwazam, ze powinnas sie z nim obchodzic jak z naladowana bronia. Ma w sobie cos nienormalnego.
I wlasnie o tym chcialam porozmawiac.
– Skad mozna miec na plecach blizne w ksztalcie „V'? spytalam.
Na chwile zapadla cisza.
– Ty swirusko – parsknela Vee. – Widzialas go na golasa? Gdzie? W jego jeepie czy w domu? A moze w swojej sypialni?
– Nie widzialam go golego! Te blizne to tak przez przypadek.
– Mhm, nieraz juz to slyszalam – odparla Vee.