odmowi?
Alfred stal bez ruchu, podczas gdy jego szare komorki pracowaly pelna para.
– Chetnie. Prosze zatrzymac krzeslo, przycupne tu na kamieniu.
Mezczyzna wyszedl, by przyniesc nowa szklanke, Sara zas wykorzystala te chwile, by szepnac Alfredowi do ucha:
– Jestes inzynierem, pracujesz w urzedzie gminy.
– Wielkie dzieki – odparl cicho.
Nie zdazyli nic wiecej powiedziec, bo mezczyzna byl juz z powrotem.
Przedstawil sie Alfredowi jako Hakon Tangen. Rozmawial nonszalanckim tonem o tym, co zwrocilo jego uwage na wyspie. Sara z minuty na minute stawala sie coraz bardziej niespokojna. Cos jej tu nie pasowalo.
Nagle zerwala sie na rowne nogi, domyslila sie bowiem podstepu.
– Alfred! – wykrzyknela. – Ktora to godzina? Przeciez umowilismy sie na wyjazd do Negombo. Kierowca bedzie czekal o drugiej, a przeciez tak nie mozemy jechac!
Alfred juz podniosl szklanke, by wychylic lyk, ale odstawil ja z powrotem.
– Przepraszamy najmocniej, ale musimy sie jeszcze przebrac – rzucila Sara nerwowo. – Zobaczymy sie pozniej, mam nadzieje.
Jej towarzysz wstal nieco zdziwiony, ale nie oponowal. Zaraz tez dodal:
– Jakie to szczescie, ze zona ma taka pamiec. Niech sie pan nie gniewa, ale rzeczywiscie musimy isc.
– Oczywiscie, rozumiem.
Gdy byli juz w swoim pokoju, Alfred rzekl gniewnie:
– Oczekuje wyjasnien. Najpierw znajduje cie w towarzystwie tego typa, a zaraz potem wypadasz od niego, jakby cie diabel gonil?
– Nie mylisz sie. Naprawde nie moglam odmowic, kiedy zaprosil mnie na drinka. Mialam nadzieje, ze moze uda mi sie czegos dowiedziec, ale niestety. Powiedzial mi, ze nie ma czym rozcienczyc alkoholu, wiec skorzystal z wody w karafce. Ale kiedy przyniosl twoja szklaneczke, nie szedl od strony stolika, na ktorym stala karafka, ale z lazienki!
– Chcesz powiedziec, ze dosypal mi trucizny? Czy ty aby nie dramatyzujesz?
– Alez skad! Sa duzo prostsze metody. Wydaje mi sie, ze on sie czegos o nas domysla. Moze widzial jednak gdzies moje nazwisko, naprawde nie wiem. Ale jutro znowu wybiera sie w podroz i wolalby pozbyc sie ewentualnego towarzystwa.
Dopiero teraz Alfred domyslil sie, w czym rzecz.
– Sadzisz, ze nalal mi – wody prosto z kranu?
– Tak.
– To dopiero! Banalne, ale jakie skuteczne. Dobrze, ze mnie w pore ostrzeglas. A ty nie pilas?
– Cala szklanke.
– Moze rzeczywiscie byla tam czysta woda?
– Nie bylabym taka pewna. Jego spojrzenie zdradza przebieglosc, chyba ze ma to od urodzenia.
– Co za dran z niego! – wycedzil Alfred przez zeby. Sara byla zalamana.
– Ja nie chce chorowac!
– Musimy cie zabezpieczyc – rzekl i wyszukal kilka tabletek. – Wez jedna teraz, a nastepne dokladnie co cztery godziny. Powinny ci pomoc. Najgorsze ci nie grozi. Mam tu takze mala butelke wodki, ktora kupilem na lotnisku.
– Kiedy ja nie dam rady wiecej. Juz po tym jednym drinku mam zawroty glowy!
– Musisz. Wodka odkaza.
– Dobrze, niech ci bedzie. Raz kozie smierc. Juz wole sie poswiecic, niz zepsuc twoja wyprawe.
Z dusza na ramieniu przelknela spory lyk czystej wodki, ktora podal jej Alfred.
– Blagam cie, nie pozwol mi tylko wywolac skandalu – dodala proszaco.
– Nic sie nie martw. Bede sprawowal nad toba pelna kontrole.
:• – Wypilam wszystko. Teraz niech sie dzieje, co chce. Alfredowi jednak cos nie dawalo spokoju. Zebra! sie odwage i zapytal:
– Wiesz, Saro, czy tam na plazy…?
Caly czas miala nadzieje, ze nie zada tego pytania. Odparla bez namyslu:
– Tak mi przykro. Naprawde nie chcialam i teraz ogromnie zaluje.
– No tak, zalujesz. – Alfred unikal wzroku Sary, a jego glos zabrzmial sucho.
Sara pospieszyla z dalszymi wyjasnieniami:
– Nie mialam pojecia, co robic. Jak inaczej moglabym zblizyc sie do ciebie i poinformowac, ze on jest w zasiegu glosu?
– No oczywiscie, rozumiem, ale potem… Nie dala mu skonczyc:
– Wpadlam w panike. Nic nowego, o czym moglabym ci powiedziec, nie przychodzilo mi do glowy, czulam sie kompletnie pusta, wiec rozpaczliwie szukalam rozwiazania. No i wlasnie pomyslalam, ze… Chciales cos powiedziec?
Odwrocil sie od niej. W calej jego postaci widac bylo ogromne zmeczenie.
– Nie, nic. Absolutnie nic.
W pokoju zapanowala gleboka cisza.
– Czy jestes zly na mnie?
– Nie, zly nie jestem – syknal przez zeby. – Ale prosze, zeby sie to wiecej nie powtorzylo.
Sara raz po raz przelykala sline. Nadal palily ja wargi od pocalunku, mimo ze uplynelo juz sporo czasu od tamtej niezwyklej chwili. Doskonale pamietala, jaki smak mialy jego usta, byly delikatne, a jednoczesnie zdecydowane. Najpierw jakby niechetne i zacisniete, wreszcie przylgnely do jej warg i wtedy Sara poczula sie jak w siodmym niebie. Nie przypominala sobie, zeby kiedykolwiek przedtem z pocalunkami wiazaly sie takie wrazenia. Nigdy tez nie calowala kogos, kto tak sie przed tym wzbranial.
Alfred byl wsciekly i to ranilo ja dotkliwie.
Nagle zorientowal sie, ze Sara z trudnoscia powstrzymuje sie od placzu. Od razu sie opamietal i zlagodnial.
– Wybacz mi, dran ze mnie. Nie nawyklem do obecnosci kobiet. Najlepiej bedzie, jak zapomnimy o owym fatalnym zdarzeniu, co?
Sara wziela gleboki oddech.
– W porzadku. Teraz chyba powinnismy wybrac sie wreszcie do Negombo, bo kierowca pewnie juz czeka.
– Jasne. Moge przysiac, ze ow Hakon siedzi w recepcji, by sprawdzic, czy mowimy prawde.
Szybko sie przebrali i skierowali do wyjscia. Nie mylili sie: „Tangen” juz tam byl.
– Spoznimy sie – zasmiala sie Sara, a Alfred pociagnal ja ku taksowce. Ruszyli ulica Nadmorska, mijajac zalane sloncem sklepy, potem cmentarz, gdzie pasly sie krowy, wyskubujac trawe spomiedzy nagrobkow. Tak dojechali do centrum.
– Co teraz? – zapytala, kiedy znalezli sie na ruchliwej, waziutkiej choc nie calkiem czystej ulicy. Pelno tu bylo straganow i sklepow.
– Nie wiem – przyznal Alfred. – Rozejrzyjmy sie troche, a potem wrocimy w odpowiednim czasie do hotelu. Nie, nie, za kapelusz dziekuje! Za ognie sztuczne tez! Alez oni sa namolni!
Sara rozesmiala sie.
– Daj mi reke, prosze cie! Wszystko wokol widze jak za mgla. Ulica plynie na lewo i prawo, a ja smieje sie z byle powodu.
Wzial ja za reke, a uscisk dal jej od razu poczucie bezpieczenstwa. Wydawalo sie, ze Alfred chce ja przeprosic za swoje zbyt obcesowe wczesniejsze zachowanie, jego wzrok prosil o wybaczenie, wiec Sara nie mogla odpowiedziec inaczej niz tylko usmiechem.
– Widze po tobie, ze nieczesto zdarza ci sie pic, prawda? – spytal Alfred.
– Tak.
– To bardzo dobrze.
Zatrzymali sie na moscie. Sara oparla sie o barierke, by utrzymac jako taka rownowage. Kilkoro dzieci bawilo sie wesolo nad brzegiem, niektore plywaly w wodzie przypominajacej konsystencja grochowke.