rownie ciemna czupryna. Tym razem wydawal sie zaniepokojony i bezradny. Odczekal chwile i ponownie zawrocil na gore.
Sara poczula naplywajaca fale goraca i zawolala:
– Erik, naprawde, tak chcialabym z toba pojechac! Potrzebuje cie, czuje sie taka zagubiona…
– Jak to? – zapytal lagodnie, mruzac przy tym oczy.
– Wiesz, ten policjant, ktory mi towarzyszy – mowila tak szybko, ze niemal polykala slowa – on jest taki meski, taki pociagajacy, ze nie wiem, co mam ze soba zrobic. On nie moze sie o tym dowiedziec, ale tak pragne z kims na ten temat porozmawiac. Ktos starszy, doswiadczony moglby sprowadzic mnie na ziemie. Moze ty mnie zrozumiesz? W twoim wieku i z twoim doswiadczeniem… A przy tym nie jestes dla mnie uosobieniem seksu jak inni, jestes dla mnie jak starszy, kochajacy brat!
Nagle dostrzegla, ze twarz Erika zaczela sie zmieniac, wprost pozieleniala ze zlosci, chociaz moze to wina cienia rzucanego przez liscie palmowe. Ugryzla sie w jezyk.
Dlaczego mieszala Erika w przyjazn laczaca ja i Alfreda? Czym zawinil Alfred, by w taki sposob opowiadac o nim Erikowi?
– No wiesz, Saro – odparl Erik sucho, z trudnoscia dobywajac slow – taki stary to ja nie jestem. I nieseksowny? Chyba to nie braterskie lacza nas stosunki? Takie okreslenie jest raczej nie na miejscu…
– Wybacz, Eriku, tylko zartowalam – tlumaczyla sie nerwowo – chcialam sie z toba podroczyc. Tylko dlatego, ze panie w biurze nazywaja cie supermanem. Przepraszam, to byl glupi zart. Powiedz lepiej, jak sie masz?
Powoli odzyskiwal rownowage, choc slowa Sary poruszyly go do zywego. W jednej chwili odczul dolegliwosci swojego wieku, zobaczyl swoje zapadniete policzki, przerzedzajace sie wlosy i coraz slabszy wzrok. Wzial sie jednak w garsc i kolejny juz raz zaczal od nowa opowiadac historie swego zycia, wiedzial bowiem, ze jego smutny los zawsze wzruszal Sare.
– Nie jest mi latwo – westchnal. – Birgitte calkiem odsunela sie ode mnie i nie interesuje sie moimi potrzebami. Ale nie chce ze mnie zrezygnowac, jak wiesz, dobrze zarabiam…
Ten smutny usmiech! I on ozenil sie z taka nieczula kobieta. Sara nie mogla tego zrozumiec. Jak zawsze poruszylo ja cierpienie przystojnego, ale jakze nieszczesliwego lirika.
Spontanicznie schwycila jego dlon, on takze objal ja czule i tesknie.
Wlasnie wtedy Sara zorientowala sie, ze zastrzyk nie do konca podzialal. Blyskawicznie cofnela reke.
– Przepraszam na moment – wyszeptala i szybko skierowala sie w kierunku damskiej toalety.
Kiedy wrocila, na czole miala krople potu.
– Kochanie, przeciez ty jestes chora! – wykrzyknal. Sara nigdy nie lubila, kiedy mowiono do niej „kochanie”. Draznilo ja to slowo.
– Rzeczywiscie, nie najlepiej sie czuje – wydusila z siebie. – Ja takze sie zarazilam ta choroba.
Erik cofnal sie nieznacznie, ale w oczach Sary byl to kilometr.
– A coz to za posilki tutaj podaja, ze ludzie choruja? – zapytal gniewnie.
Sara usmiechnela sie lekko.
– Juz mi troche lepiej.
Pokiwal glowa i zaczal, przybierajac nieco ostrzejszy ton:
– A ten policjant, ktorego wspominalas?
– Ach, taki suchy kij!
Wybacz mi, Alfredzie, to nieprawda.. Erika ucieszyly jej slowa.
– Czyli ze nie jest to zaden rywal.
Do diaska, alez on jest zadufany w sobie, pomyslala Sara ze zdumieniem. Nie odpowiedziala jednak, usmiechnela sie tylko w taki sposob, ze mozna to bylo sobie roznie wytlumaczyc.
Erik poslal Sarze calusa przez stolik, co takze ja zirytowalo. Nie, dzisiaj byla zupelnie nie w formie.
– Pojade teraz do hotelu. Ale zadzwon do mnie koniecznie, jak wyzdrowiejesz, i wtedy zabiore cie do siebie.
Sara przytaknela zniecierpliwiona, podczas gdy Erik wreczal jej karteczke z adresem i numerem telefonu. W tej chwili marzyla tylko o tym, by uciec od tego wszystkiego i ukryc sie przed swiatem.
Gdy juz sie pozegnala i dotarla do pokoju, rzucila sie na lozko. Alfred wrocil z werandy.
– Co to, znowu zle sie czujesz?
– Nie, tylko padam z nog.
– Kim byl ten mezczyzna?
– Znajomy z Norwegii. Mieszka w hotelu Mount Lavinia na poludnie od Kolombo. Prosil, zebym sie tam przeniosla.
Alfred zawahal sie przez moment. Domyslil sie, ze to ow szczegolny przyjaciel Sary.
– Pojedziesz?
Czy pojedzie? Erik Brandt nagle przestal pasowac do ich swiata. Sara juz wiedziala, czego pragnie, ale czy pragnie tego rowniez Alfred?
Odpowiedziala nieobecna duchem:
– Wlasciwie nic mnie tu nie trzyma. Nie znam mordercy i w ogole sprawiam ci tylko klopot.
– Pytalem sie, co zrobisz, czego sama oczekujesz? I znowu unikala konkretnej odpowiedzi.
– Przejechal dla mnie taki kawal drogi. Mam wrazenie, mam… I tak nigdzie sie nie rusze, zanim nie wyzdrowieje.
– Mysle, ze do jutra staniesz na nogi.
– Nie badz taki pewny.
Dluzej nie mogla zniesc tego napiecia. Byla wykonczona. Nie umiala sama podjac decyzji, co sprawilo, ze opuscily ja wszystkie sily. Rozplakala sie, wsciekla jednoczesnie na siebie, ze daje sie tak poniesc emocjom.
– Przepraszam, ale teraz chcialabym odpoczac – wyszeptala ledwie doslyszalnie.
Alfred stal przez chwile w zamysleniu, po czym przysiadl na brzegu lozka, odczekal jeszcze kilka sekund i ujal jej glowe w swoje dlonie, glaszczac przy tym czule. Sara wciaz poplakiwala.
– A ty nie boisz sie zarazic? – wykrztusila.
Alfred uslyszal, ze zaakcentowala wyrazniej slowo „ty”.
– W taki sposob na pewno sie nie zaraze. No jak, chcesz jechac czy zostaniesz tutaj?
Ton jego glosu sprawil, ze obudzila sie w niej iskierka nadziei.
– Bardzo chcialabym wiedziec, jak sie to dalej potoczy… Delikatnie ulozyl glowe dziewczyny z powrotem na poduszce i podniosl sie.
– A wiec zostajesz.
Nie byla pewna, czy to tylko jej sie wydaje, czy tez cos jakby cien zadowolenia pojawilo sie w jego glosie. Chyba to jednak zludzenie.
Przymknela powieki. Teraz miala okazje poznac zupelnie innego Alfreda Eldena, tak rozniacego sie od tamtego surowego, wymagajacego policjanta. Spotkala starszego brata biednej Torii, ktory z najwiekszym oddaniem zajal sie nieszczesliwa siostra.
To wlasnie on siedzial teraz przy niej i otaczal ja czula opieka.
ROZDZIAL VIII
Kilka godzin pozniej zjawil sie wuj Victora, mlodego kelnera. Sara odpoczywala wlasnie na duzym tarasie, a Alfred z gosciem dotrzymywali jej towarzystwa. Juz nie bala sie przyznac, ze musi wyjsc do toalety, gdyz w tym gronie nikt nie mial jej tego za zle.
Meczyly ja wprawdzie wyrzuty sumienia z powodu Erika, wykosztowal sie przeciez na podroz tylko po to, by sie z nia spotkac. Ale czyz mogla cos poradzic na niespodziewana chorobe? Poza tym wcale nie zachecala go do przyjazdu.
Drobnymi lykami popijala specjalnie dla niej przygotowany napar z ziol. Mial ostry, bardzo specyficzny smak, ale ostatecznie dal sie wypic. Przelknela wiekszy haust.
Z zainteresowaniem przysluchiwala sie opowiesci wujka Victora. Byl to pan o milej twarzy, w srednim wieku, nieco krepy, ubrany tylko w tradycyjny sarong. Bardzo sprawnie poslugiwal sie angielskim. Od czasu do czasu na