horyzoncie pojawial sie Victor, dumny, ze jego wuj rozmawia z goscmi w tak ekskluzywnym hotelu.
Mezczyzna zasmial sie. Nazywal sie Fernando, nosil rownie popularne nazwisko co Kowalski, dlatego prosil, by zwracac sie do niego po imieniu: po prostu Sebastian.
– Naturalnie, ze slyszalem o swietej muszli Hindusow. Niewiele jednak moge powiedziec, gdyz jestem Syngalezem. Zapytajcie lepiej jakiegos tamilskiego rybaka. Tamilowie zamieszkuja raczej polnocne czesci kraju, chociaz w
– Przeciez wczoraj bylismy w Negombo – odezwala sie Sara. – Szkoda, ze nie wiedzielismy.
– Kupcy nie znaja sie na muszlach – pocieszyl ja Sebastian. – Jak mowilem, wiem niewiele, ale moze ktoras z tych kilku informacji wyda sie wam interesujaca.
Alfred notowal wszystko, co mowil gosc.
– Te rzadkie okazy muszli nazywamy tutaj, odwrotnie niz wy, prawoskretnymi, zwykle muszle sa zwane lewoskretnymi. Wszystko zalezy od tego, w jaki sposob sie je trzyma. Ale zostanmy przy waszym okresleniu.
– Dobrze – zgodzil sie komisarz.
– To wlasnie Tamilowie odkryli owe muszle, to znaczy byli jedynymi, ktorzy zorientowali sie, ze niektore z nich sa zwrocone otworem w druga strone. Dla Tamilow stanowia one niemal swietosc. Mozna na nie trafic u polnocnych wybrzezy Cejlonu. Tych rzadkich muszli rzekomo strzega zwyczajne muszle. Tamilowie wyszukuja mielizny i nurkuja bez zadnego sprzetu, a sa w tym szczegolnie wytrenowani. Moga przebywac pod woda tak dlugo, ze wydaje sie nam, iz dawno utoneli. O lewoskretnych muszlach opowiada sie mnostwo legend. Jedna z nich glosi, ze poszukiwacz musi znalezc tysiac muszli jednego rodzaju, zanim natrafi na te jedyna, lewoskretna. Ale ktory rybak wylowi w ciagu calego swojego zycia az tysiac takich samych muszli? Inna legenda opowiada, ze lewoskretne muszle strzezone sa przez morskie smoki, ale to tylko inna wersja legendy o zwyczajnych muszlach, trzymajacych straz nad rzadkimi okazami.
– Smoki morskie? Stad pewnie nazwa hotelu: Sea Dragon, prawda?
Sebastian przytaknal.
– Pani ma taki uroczy usmiech, madame.
– Tak, to wiemy – wtracil Alfred, niezadowolony z przerwania opowiesci.
– W kazdym razie takie muszle naleza do rzadkosci. Na swiecie jest ich naprawde niewiele. Jesli nawet komus udaloby sie znalezc i wylamac taka muszle, wszystkie pozostale, te zwyczajne, zjawiaja sie nagle, oblepiaja nurka i nie pozwalaja mu wydostac sie na powierzchnie. Jedynie Tamilowie wiedza, jak uchronic sie przed muszlami – straznikami. To sekret, ktorego nigdy nikomu nie zdradza.
– Czy chodzi moze o jakas magiczna formule? Sebastian rozlozyl bezradnie ramiona.
– Tego nikt nie wie, poza kilkoma tamilskimi rodami. Sara zwrocila uwage, ze Alfred byl coraz bardziej zniecierpliwiony. Jej samej legendy bardzo sie podobaly.
Sebastian Fernando kontynuowal opowiesc:
– Jesli polawiacz wreszcie natrafi na lewoskretna muszle, chowa ja i dokladnie czysci mlekiem pochodzacym prosto od krowy. Wiecie pewnie, ze krowy sa takze nietykalnymi zwierzetami dla Hindusow. Nastepnie muszle nalezy owinac w biale plotno i przechowywac w bardzo kosztownym kuferku. Dawni krolowie Sri Lanki wsrod innych licznych skarbow posiadali taka muszle, zwana Indian Chank. Wierzono, ze przynosi ona szczescie i bogactwo jej wlascicielowi. Za nic by jej nie sprzedali.
– Czy zna pan kogos, kto jest wlascicielem takiej muszli?
– Nie jestem pewien. Wprawdzie slyszalem o kims takim, niechze sobie przypomne…
Alfred zamowil dla pana Fernando kolejne piwo i przy okazji spytal cicho Sare:
– Jak twoje samopoczucie?
– Calkiem niezle – odpowiedziala zdziwiona, bo rzeczywiscie czula sie duzo lepiej. – Nie wiem, czy to za sprawa naparu, czy moze raczej zastrzyku, ale chyba zaczynam odczuwac glod!
– Swietnie, ale musisz jeszcze przez jakis czas uwazac na to, co jesz.
– Dobrze.
Byla teraz w siodmym niebie: Alfred siedzial kolo niej i co chwila dopytywal sie o jej zdrowie. Inaczej niz Erik, ktory tak szybko sie zebral do powrotu. Troche ja to zabolalo.
– Niestety, nie moge sobie przypomniec – odparl rybak. – Tamilowie maja duzo dluzsze nazwiska niz nasze, czesto lacza imie i nazwisko w jedna calosc. Nie wiem, ale zdaje mi sie, ze ten czlowiek mieszka gdzies w rejonie zwanym Jaffna, najdalej na polnoc. Nie pamietam tez miejscowosci, ale mam znajomego Tamila, wiec moge zapytac. Powiem wam dzis wieczorem.
– Swietnie! Jutro sie tam wybierzemy, zeby ostrzec wlasciciela przed czlowiekiem, ktory ma wielka ochote na te muszle.
Sebastian zasmial sie.
– Nigdy jej nie zdobedzie. Zaden Tamil nie sprzeda swojej Indian Chank, chocby ofiarowywano mu krocie. A jesli ktos zechce zdobyc ja w inny sposob, beda na niego rzucone uroki. Nawiasem mowiac, slyszalem tez pewne plotki…
Milczal chwile, zastanawiajac sie, czy moze je wyjawic.
– Tak? – Alfred od razu sie ozywil. W ostatnich dniach skora bardzo pociemniala mu od slonca, biale zeby i jasnoszare, blyszczace oczy kontrastowaly z opalenizna. Sara ze zdumieniem przylapala sie na tym, ze z przyjemnoscia przyglada sie twarzy Alfreda.
Sebastian szukal czegos w pamieci.
– Slyszalem cos o pewnym rybaku w Negombo, ktory takze zajmuje sie nurkowaniem, glownie w poszukiwaniu malzy. On twierdzi, ze widzial lewoskretna muszle na pobliskich mieliznach kolo miasta Chilaw. Ale on sam jest Syngalezem i do tego katolikiem, wiec muszla szczegolnie go nie zainteresowala. Byc moze troche sie bal, wierzac w legendy Tamilow.
– Czy o tym, ze widzial swieta muszle, wiedza wszyscy w okolicy?
– O, tak, takie wiesci roznosza sie niczym ogien w lesie.
– Wiec nie zabral jej ze soba?
– Nie, ale podobno wie, gdzie sie ona znajduje.
– Cos takiego, przeciez moglby zostac bogaczem! Sebastian wzruszyl ramionami, dopil swoje piwo i wyraznie mial ochote na jeszcze jedno. Alfred zamowil wiec dla niego kolejny kufel.
Wieczorem wciagnieto na plazowy maszt czerwona flage, informujaca o wiekszym zagrozeniu. O tej porze ratownicy wracali do domu, a powierzchnie oceanu po przyplywie burzyly wysokie fale. Wlasnie wtedy Sara zazyczyla sobie kapieli. Bily na nia siodme
Wiatr sie wzmagal, fale byly coraz wyzsze, ale to jeszcze bardziej Sare podniecalo.
Kiedy weszli do wody, zauwazyli, ze posrod plazowiczow znajduje sie ich grozny sasiad.
– Widze, ze juz ozdrowial – mruknela Sara w chwili, gdy starala sie przeczekac fale, wbijajac mocno stopy w dno. Nie oddalala sie od Alfreda, gdyz jeszcze niezupelnie ufala swoim silom.
– Tak, ale nie mam najmniejszej ochoty nawiazywac z nim rozmowy.
– Jeszcze nas nie zauwazyl, wiec trzymajmy sie od niego z dala.
Zachwycali sie duzymi, silnymi falami, plywajac dosc daleko od brzegu. Raz podskakiwali wysoko, ladujac na samym szczycie wodnego grzbietu, innym razem przecinali go w poprzek. Czuli sie cudownie. Mimo ze Sara szybko sie zmeczyla, a serce walilo jej jak szalone, nie miala jeszcze ochoty rezygnowac z pysznej zabawy.
Mali chlopcy, brazowi niczym czekoladki, plywali trzymajac przed soba niewielkie deski przypominajace te od surfingu. Byli nadzwyczaj sprawni. Rozpoczynali swoja trase daleko od brzegu i mkneli, niesieni falami, az do samej plazy. Jeden ze skandynawskich wycieczkowiczow usilowal nasladowac ich technike, ale zapadal sie w glebine niczym kamien, a jego deska nie posuwala sie ani o milimetr.
W pewnej chwili Sara zorientowala sie, ze znajduja sie niedaleko falszywego Tangena. Stal zwrocony do nich plecami, czekajac na fale, ktora go poniesie. Nagle stalo sie cos nieoczekiwanego.
Mezczyzna podniosl wysoko ramiona i w tym momencie poprzez szum oceanu Sare dobiegl krzyk Alfreda.