taka wlasnie decyzje.
– Nie chcialabym jednak towarzyszyc ci wbrew twojej woli – dodala z mina smutnego spaniela.
– Czy takie odnioslas wrazenie? Rzeczywiscie, sa z toba pewne klopoty, ale…
– Klopoty?! Ze mna?
– Nie czas na dyskusje – mruknal speszony. – Jutrzejsza wyprawa moze okazac sie niebezpieczna, ale… nie chce, zebys jechala do Mount Lavinii.
– Wiec dlaczego mi to proponowales?
– Sadzilem, ze powinienem.
Spuscila glowe, a w jej oczach pojawily sie blyskawice.
– Chciales mnie wyprobowac?
– A czy ty nie zachowywalas sie podobnie?
– Nie powinienes zmuszac mnie do zwierzen, nie czyniac tego samemu.
– Moja droga, ciebie to takze dotyczy.
Wreszcie miedzy obojgiem zajarzyla iskierka. W tym momencie podszedl do nich Victor, podajac kartke od swojego wuja Sebastiana.
Alfred podziekowal i zaczal czytac list:
– Pojde z toba.
Na znak zawieszenia broni Alfred wzial Sare za reke. Dotyk jego cieplej dloni sprawil, ze poczula sie jak w siodmym niebie.
Umowili sie z taksowkarzem, ze wyjada nazajutrz punktualnie o szostej rano. Doslownie w tym samym momencie dobiegl Alfreda glos z recepcji:
– Panie Elden!
Kiedy podeszli do recepcjonisty, mezczyzna dyskretnie znizyl glos:
– Policja kryminalna z Oslo prosi o natychmiastowy telefon.
– Dziekuje. Czy moge skorzystac z tego aparatu?
– Ma sie rozumiec.
Po chwili zjawil sie dyrektor hotelu.
– Panie komisarzu, czy dzieje sie cos niepokojacego? Weszli obaj do biura.
– Nic, co bezposrednio dotyczy hotelu. Chcialbym zachowac najwyzsza dyskrecje. Moge tylko powiedziec, ze maja panstwo poszukiwanego przez policje goscia.
– Kto to taki?
Alfred wahal sie z udzieleniem odpowiedzi.
– Wolalbym, zeby jak najmniej osob bylo w to wmieszanych. Podejrzany nie moze sie niczego domyslac.
– Oczywiscie rozumiem. Bedzie pan potrzebowal wsparcia tutejszej policji?
– Niewykluczone. W razie koniecznosci dam znac. Dyrektor wciaz nie odchodzil.
– Panie Elden, chodzi o pokoj numer siedem, prawda?
– Owszem.
Twarz dyrektora rozjasnila sie w usmiechu.
– Znam sie jednak troche na ludziach. Na te osobe narzeka caly personel. Oczywiscie bede trzymal jezyk za zebami. Mam nadzieje, ze zadnemu z gosci nie zagraza niebezpieczenstwo?
– Nikomu poza moja… poza panna Sara. Ale jej nie spuszczam z oczu.
– Swietnie.
Policja kryminalna z Oslo donosila, ze nawiazali juz kontakt z sir Constablem w Anglii. Constable byl bliski szoku. Poinformowal policje, ze od lat konkuruje ze znajomym w kolekcjonowaniu rzadkich muszli. Jego przyjaciel dowiedzial sie o jednym z najrzadszych rodzajow porcelanki, ktorych jest na swiecie zaledwie kilkadziesiat egzemplarzy, i taki okaz niedawno zdobyl. W swoich zbiorach mial juz takze „Krolowa morz”, czyli Conus gloriamaris, takze ogromnie cenny nabytek. Obaj panowie posiadaja po dwadziescia kilka najcenniejszych muszli. Sir Constable oddalby wszystko, by przebic przyjaciela. W tym celu musialby wejsc w posiadanie jednego jedynego okazu o jeszcze wiekszej wartosci: jest nim lewoskretna Turbinella pyrum, zwana inaczej Xancus pyrum.
Anglik pozostawil Tangenowi wolna reke w poszukiwaniach wlasciciela tego drogocennego egzemplarza, sam nie wiedzial, kto nim jest, slyszal tylko, ze nazwisko osoby zaczyna sie na „Para…”
– To znaczy, ze znalezlismy wlasciwego czlowieka – ucieszyl sie Alfred.
Kwota, jaka zaoferowal Anglik, przyprawila oboje o zawrot glowy: sir Constable przeznaczyl na cale przedsiewziecie milion funtow. Ta suma miala zarowno pokryc zaplate za muszle, jak i honorarium dla wuja Sary, o ile sprawa zalatwiona zostanie pomyslnie i naturalnie w granicach prawa. Jesli natomiast zadanie przejal przestepca, sir Constable prosi o uniemozliwienie mu dokonania transakcji z tamilskim zbieraczem.
– Wielkie nieba! Przeciez to niewyobrazalny majatek! – zawolala Sara.
– To prawda – rzekl Alfred wychodzac z biura. – Pamietaj poza tym, ze wuj mial zaplacic za muszle, a reszte pieniedzy zatrzymac dla siebie. Teraz Helmuth bedzie sie staral przechwycic jak najwiecej z tej kwoty.
– Czekaj no, musze jeszcze poinformowac… no wiesz, kogo, ze nie przyjade.
– Jasne, koniecznie.
Recepcjonista obiecal zatelefonowac do pana Brandta i powiadomic, ze Sara Wenning nie przeprowadzi sie do niego. Niech lepiej wraca do domu i zajmie sie swoja zona, dodala Sara, choc nie byla przekonana, czy ta informacja dotrze do Erika.
Odetchnela z ulga. Naprawde nie miala ochoty rozmawiac z niedawnym przyjacielem.
Zamowili budzenie i sniadanie na wpol do szostej. Obsluga bardzo im teraz nadskakiwala. Czyzby na polecenie dyrekcji?
– Helmutha nie bylo w sali jadalnej – rzekla Sara, kiedy oboje znalezli sie juz w pokoju i, odpoczywajac, przysluchiwali sie dzwiekom dochodzacym z zewnatrz: slyszeli szum fal, cykady, mewy, a takze fragmenty piesni nuconych przez miejscowych.
– Miejmy nadzieje, ze jeszcze nie wykurowal zoladka, zyskalibysmy wowczas przynajmniej jeden dzien. A jak z toba?
– W porzadku. Jestem juz zupelnie zdrowa.
Nie mogla przeciez powiedziec nic innego, tak bardzo pragnela towarzyszyc Alfredowi nastepnego dnia. Zreszta rzeczywiscie odzyskiwala forme.
– Niech to diabli! – zawolala w pewnej chwili.
– Co sie stalo?
– Musze sie wydostac spod tej moskitiery albo padne pastwa komara, ktory tu wlasnie wlecial.
– Och, z ta twoja moskitiera! Pokaz, pomoge. Komar zniknal, a Alfred stal chwile przy lozku Sary.
Wyciagnal niesmialo reke, jakby chcial ja poglaskac po glowie, ale w ostatniej chwili rozmyslil sie i wrocil na swoje poslanie. A tymczasem Sarze przydalaby sie odrobina serdecznosci po nieszczesnej historii z Erikiem…
– Wiesz, Saro – zaczal Alfred po chwili namyslu – jednej rzeczy
Przerazila sie nie na zarty. Czyzby nie mial checi jej zabrac?
– Czego?
– Zaluje slow, ktore wypowiedzialem pierwszego dnia na werandzie: imputowalem ci, ze celowo zalozylas te zwiewna, przezroczysta koszulke. Teraz wiem, ze to nie w twoim stylu. Przepraszam cie za to.
– Nie przejmuj sie. Juz dawno o tym zapomnialam.
– Kochana z ciebie dziewczyna – dodal juz ciszej, ale niezwykle cieplo. – Nigdy nie mialem takiego dobrego przyjaciela.
Na twarzy Sary odmalowalo sie tyle szczescia, ze Alfred odczul wzruszenie. Zdal sobie nagle sprawe, jak nietrudno i zarazem przyjemnie jest sprawiac blizniemu radosc, chocby kilkoma cieplymi slowami. W ostatnich latach bylo mu naprawde ciezko i pewnie dlatego odnosil sie z taka rezerwa do innych ludzi.
Odezwal sie ostroznie: