Colin zrobil zdziwiona mine.

– Co?

– Tak mowi moj stary. Twierdzi, ze ludzie, ktorzy lubia kolejki elektryczne, powinni zyc w lepszym, czystszym, przyjemniejszym i lepiej urzadzonym swiecie.

– A co to znaczy?

– Cholera wie. Ale tak wlasnie mowi. Potrafi przez godzine gadac o tym, jaki dobry byl swiat, gdy byly tylko pociagi, a nie wymyslono jeszcze samolotow. Moze zanudzic czlowieka na smierc.

Kolejke ustawiono na siegajacej pasa platformie, ktora zajmowala niemal caly garaz na trzy samochody. Przy trzech bokach bylo akurat tyle miejsca, by sie przecisnac. Przy czwartym, na ktorym zamocowano konsolete z przelacznikami, staly dwa taborety, waski stol i szafka na narzedzia.

Cala platforme zajmowal miniaturowy model swiata. Byly tam gory i doliny, strumienie, rzeki i jeziora, laki upstrzone malenkimi polnymi kwiatami, lasy, w ktorych mieszkaly plochliwe jelenie, wychylajace sie z cienia wsrod drzew, miasteczka jak z pocztowek, samotne domostwa, realistycznie odtworzone postaci ludzi, wykonujacych mnostwo codziennych czynnosci, samochody osobowe, ciezarowki, motocykle, rowery, zgrabne domy z ogrodzeniami, cztery dworce – jeden w stylu wiktorianskim, jeden szwajcarski, jeden wloski i hiszpanski – a takze sklepy, koscioly i szkoly. Wszedzie biegly szyny – wzdluz rzek, przez miasta, doliny, dookola wzgorz, po mostach przeslowych i zwodzonych, przez dworce, w gore i w dol, tam i z powrotem, tworzac zgrabne petle, linie proste, gwaltowne skrety, odcinki w ksztalcie podkow i weze.

Colin okrazal powoli platforme. Oslupialy ze zdumienia przygladal sie temu iluzorycznemu swiatu. Iluzji nie mogla rozwiac nawet bardzo bliska obserwacja. Nawet z odleglosci jednego cala las wygladal jak prawdziwy – kazde drzewo bylo wykonane po mistrzowsku. Domy wyposazono w najdrobniejsze nawet elementy, lacznie z rynnami, uchylanymi oknami, podjazdami wylozonymi drobniutkimi kamykami i telewizyjnymi antenami, ktore zabezpieczono cieniutkimi linkami napinajacymi. Samochody nie byly tylko modelami do zabawy. Byly to starannie wykonane malenkie modele prawdziwych wozow; we wszystkich, z wyjatkiem tych, ktore staly zaparkowane przy ulicach czy przed garazami, siedzial kierowca, czasem rowniez pasazerowie, a niekiedy kot albo pies, usadowiony na tylnym siedzeniu.

– Ile z tego wszystkiego zrobil twoj tata sam?

– Wszystko, oprocz pociagow i kilku samochodow.

– To fantastyczne.

– Na zrobienie jednego z tych malych domkow potrzebuje calego tygodnia, czasem nawet wiecej, jesli jest to cos specjalnego. Nad kazdym z tych dworcow spedzil cale miesiace.

– Kiedy skonczyl?

– Nie skonczyl – powiedzial Roy. – Nigdy nie skonczy – chyba ze umrze.

– Ale tego nie da sie juz powiekszyc – powiedzial Colin. – Nie ma juz miejsca.

– Nie powiekszyc, tylko ulepszyc – sprostowal Roy. W jego glosie pojawila sie jakas nowa nuta. – Colin wyczul okrucienstwo i chlod, choc Roy wciaz sie usmiechal. – Stary caly czas wprowadza jakies ulepszenia. Po powrocie z pracy nie robi nic innego, tylko tutaj grzebie. Podejrzewam, ze nie ma nawet czasu, zeby wypieprzyc moja stara.

Takie rozmowy zawsze wprawialy Colina w zaklopotanie i nigdy nie bral w nich udzialu. Uwazal sie za znacznie mniej doswiadczonego i obytego niz Roy i staral sie ze wszystkich sil mu dorownac. Nie mogl sie jednak przemoc i czuc swobodnie, gdy slyszal wulgarne slowa czy uwagi na temat seksu. Zarumienil sie, nie wiedzac co powiedziec. Czul sie dziecinnie i glupio.

– Wymyka sie tutaj kazdej nocy – powiedzial Roy tym nowym, zimnym tonem. – Czasem nawet zabiera ze soba kolacje. Taki sam swir jak matka.

Colin czytal mnostwo na rozne tematy, ale na psychologii sie nie znal. Mimo to, im dluzej podziwial miniaturki, zyskiwal tym wieksza pewnosc, ze owo skrajne przywiazanie do szczegolu pana Bordena bylo wyrazem tej samej fanatycznej dbalosci o porzadek i czystosc, z jaka pani Borden prowadzila swoja bitwe, by jej dom lsnil jak sala operacyjna.

Zastanawial sie, czy rodzice Roya mogli byc normalni. Nie byli oczywiscie para szalejacych psychopatow. Nie zostali przeciez oficjalnie uznani za chorych psychicznie.

Nie doszli jeszcze do tego, by siedziec w kacie, mowic do siebie i zjadac muchy. Moze byli tylko troche pomyleni. Po prostu odrobinke stuknieci. Byc moze, z biegiem czasu, ich stan bedzie sie pogarszal i wreszcie, po dziesieciu czy pietnastu latach, naprawde zaczna zjadac muchy. Z pewnoscia bylo sie nad czym zastanawiac.

Colin zdecydowal, ze jesli on i Roy pozostana przyjaciolmi na cale zycie, to bedzie odwiedzal ten dom jeszcze tylko przez nastepne dziesiec lat. Pozniej postanowil unikac panstwa Bordenow. Tak, ze jak juz zupelnie zwariuja, to nie beda mogli polozyc na nim swych lap i zmusic go do jedzenia much albo, co gorsza, porabac go siekiera.

Wiedzial wszystko o psychopatycznych mordercach. Ogladal filmy na ten temat. Psychoze, Kaftan bezpieczenstwa, Co sie zdarzylo Baby Jane? A takze z tuzin innych. Moze ze sto. Z tych filmow dowiedzial sie przede wszystkim tego, ze szalency lubia krwawe zabojstwa. Uzywaja nozy, sierpow, maczet i siekier. Na zadnym filmie nie widzial, by ktorys z nich uciekal sie do czegos bezkrwawego jak trucizna, gaz czy poduszka do duszenia.

Roy usiadl na jednym z taboretow przed konsoleta.

– Podejdz tu, Colin. Tu bedziesz najlepiej widzial.

– Moze nie powinnismy robic balaganu…

– Przestaniesz wreszcie, na litosc boska?

Odczuwajac dziwne pomieszanie niecheci i przyjemnej niepewnosci, Colin usiadl na taborecie.

Roy uwaznie obrocil tarcza, ktora znajdowala sie przed nim na konsolecie. Byla podlaczona do sciemniacza i po chwili swiatla zainstalowane pod sufitem garazu przygasly nieznacznie.

– Jak w teatrze – powiedzial Colin.

– Nie – odrzekl Roy. – To tak… jakbym byl Bogiem.

Colin rozesmial sie.

– Owszem. Mozesz tu przeciez zrobic dzien albo noc, kiedy tylko zechcesz.

– I jeszcze wiecej.

– Pokaz mi.

– Za chwile. Nie przyciemnie do konca. Nie zrobie zupelnej nocy. Trudno wtedy cokolwiek zobaczyc. Bedzie wczesny wieczor. Zmierzch.

Roy przekrecil cztery wlaczniki i w calym tym miniaturowym swiecie rozblysly swiatla. Lampy uliczne rzucaly opalizujace kregi. Zolty, cieply i przyjazny blask ozywil okna wiekszosci domow. Niektore mialy nawet zainstalowane swiatla przy gankach, a takze malenkie latarnie przy sciezkach, ktore swiecily, jakby w domach oczekiwano wlasnie gosci. Witraze kosciolow malowaly na ziemi kolorowe wzory. Swiatla na kilku skrzyzowaniach zmienialy sie co chwila – z czerwonego na zielone, potem na zolte i znow na zielone. Markiza zainstalowana nad wejsciem do kina pulsowala dziesiatkami malenkich lampek.

– Fantastyczne – powiedzial Colin.

Wyraz twarzy Roya i cala jego postawa nagle sie zmienily. Jego oczy zwezily sie, wargi mial mocno zacisniete, ramiona wyprostowane, a cale cialo napiete, jakby gotowe – Colin nie wiedzial – do ataku czy do obrony.

– Potem – odezwal sie – moj stary zainstaluje swiatla przy samochodach. Projektuje tez pompe i system nawadniajacy, dzieki ktorym w rzekach poplynie woda. Bedzie nawet wodospad.

– Twoj tata wyglada na ciekawego faceta.

Roy nie odpowiedzial. Patrzyl na swoj zamkniety przed obcymi swiat.

W przeciwleglym, lewym rogu platformy staly na bocznicy cztery pociagi, czekajac na sygnal do odjazdu. Dwa towarowe i dwa osobowe.

Roy uruchomil nastepna dzwignie i jeden z pociagow ozyl. Szumial cicho, w wagonach rozblysly swiatla.

Colin pochylil sie pelen wyczekiwania.

Roy manipulowal przy przelacznikach i pociag po chwili wytoczyl sie ze stacji. Gdy zmierzal w kierunku najblizszego miasta, przy drodze przecinajacej tory palily sie czerwone ostrzegawcze swiatla przejazd zagrodzily szlabany, pomalowane w bialo – czarne pasy. Pociag nabral predkosci, zagwizdal glosno, przejezdzajac przez miasteczko, wspial sie na niewielkie wzniesienie, zniknal w tunelu i pojawil sie z drugiej strony, przyspieszyl,

Вы читаете Glos Nocy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату