Martwila sie jego problemami, zanim sam je sobie uswiadomil, nawet zanim dostrzegl, ze wszystko zmierza w niewlasciwym kierunku. Po zerwaniu ich dwuletniej znajomosci, gdy byla gotowa rozmawiac z nim jedynie przez telefon, dzwonila do Lelanda dwa razy w tygodniu, by dowiedziec sie, jak mu sie powodzi. Oczywiscie, w koncu przestala telefonowac. Zapomniala o nim calkowicie.
– Och – powiedzial, nie odrywajac oczu od drogi. – Swietnie.
– Ale nie wygladasz swietnie – jej glos dobiegal z oddali, byl gluchy i tylko nieznacznie przypominal glos Courtney. A jednak byla tuz obok, towarzyszac mu na jawie.
– Powodzi mi sie bardzo dobrze – zapewnil ja.
– Straciles na wadze.
– To bylo konieczne.
– Nie az tak bardzo, George.
– To mi nie zaszkodzi.
– I masz worki po oczami.
Zdjal jedna reke z kierownicy i dotknal bladej, napuchnietej skory.
– Nie dosypiales ostatnio? – spytala.
Nie odpowiedzial. Nie podobala mu sie ta rozmowa. Nie znosil, gdy zadreczala go pytaniami o zdrowie i mowila, ze jego problemy emocjonalne maja swe podloze w schorzeniu fizycznym. Zgoda, problemy pojawily sie nagle. Ale to nie byla jego wina. Wine ponosili inni. Ostatnio wszyscy uwzieli sie na niego.
– George, czy ludzie zaczeli traktowac cie lepiej od czasu naszej ostatniej rozmowy?
Podziwial jej dlugie nogi. Nie byly juz przezroczyste. Cialo bylo zlote, mocne, piekne.
– Nie, Courtney. Znow stracilem prace.
Gdy przestala dopytywac sie o jego zdrowie, poczul sie lepiej. Chcial opowiedziec jej wszystko, nawet rzeczy najbardziej krepujace. Zrozumialaby. Polozylby glowe na jej kolanach i plakal, az zabrakloby u lez. Wtedy poczulby sie lepiej… Plakalby, podczas gdy ona glaskalaby jego wlosy i gdy wyprostowalby sie, to mialby tak niewiele problemow jak ponad dwa lata wczesniej, zanim pojawily sie klopoty i zanim wszyscy zaczeli darzyc go niechecia.
– Znow straciles prace? – spytala. – Ile razy ja zmieniales w ciagu ostatnich dwoch lat?
– Szesc – powiedzial.
– Za co cie wyrzucili tym razem?
– Nie wiem – powiedzial Leland glosem pelnym najczystszego cierpienia. – Stawialismy biurowiec – roboty bylo na dwa lata. Zylem z wszystkimi bardzo dobrze. Wtedy moj szef, glowny inzynier, uwzial sie na mnie.
– Uwzial sie na ciebie? – spytala. Jej glos byl matowy i odlegly, ledwie slyszalny na tle szumu szerokich opon. – W jaki sposob?
– Wiesz jak to wygladalo, Courtney. Tak jak zawsze. Obgadywal mnie za plecami, nastawial innych ludzi przeciwko mnie. Odwolywal moje polecenie i zachecal Prestona, brygadziste, zeby…
– Robil to wszystko za twoimi plecami? – spytala.
– Tak. On…
– Jesli mowil to wszystko za twoimi plecami, to skad wiesz, ze w ogole cos mowil?
Nie mogl zniesc tego wspolczucia w jej glosie, poniewaz za bardzo przypominalo litosc.
– Slyszales, co mowil? Nie slyszales, prawda, George?
– Nie rozmawiaj ze mna w ten sposob. Nie wmawiaj mi, ze to sobie wymyslilem.
Zamilkla, tak jak jej kazal.
Spojrzal w strone dziewczyny, zeby sprawdzic, czy jeszcze tam jest. Usmiechnela sie do niego, znacznie bardziej cielesna niz pare minut wczesniej.
Patrzyl na zachodzace slonce, ale nie dostrzegal go. Tylko w malym stopniu uswiadamial sobie, ze ciagnie sie przed nim droga. Poruszony magiczna obecnoscia Courtney nie prowadzil juz chevroleta z tak wielka wprawa. Samochod dryfowal po prawym pasie, zjezdzajac chwilami na zwirowate pobocze.
Po chwili powiedzial”
– Czy wiedzialas, ze po tym jak zadzwonilem do ciebie tamtego dnia z prosba o spotkanie, po tym jak sie dowiedzialem, ze bylas od trzech tygodni zamezna – ze prawie oszalalem? Chodzilem za toba przez tydzien, kazdego dnia, po prostu obserwujac cie. Wiedzialas o tym? Powiedzialas, ze lecisz do San Francisco, ze ten facet, Doyle, i twoj brat pojada tam za tydzien, i powiedzialas, ze nie wydaje ci sie, bys kiedykolwiek miala wrocic do Filadelfii. To mnie prawie zabilo, Courtney. Nic nie szlo po mojej mysli. Przypomnialem sobie jak bylo nam kiedys dobrze… wiec zadzwonilem, zeby sie przekonac, czy nie moglibysmy znow byc razem. Chcialem poprosic o spotkanie. Wiedzialas o tym? Moge sie zalozyc, ze nie wiedzialas. Bylem absolutnie gotow poprosic o spotkanie… i wtedy dowiaduje sie, ze wyszlas za maz i wyruszylas w podroz na drugi koniec Stanow. – Jego glos stal sie twardy, zimny, niemal zlosliwy. Przerwal, zeby zebrac mysli. – Przynosilas mi szczescie – dwa, trzy, cztery lata temu. Kiedy bylismy razem, wszystko szlo dobrze. A teraz bedziesz nieosiagalna, niewidoczna… Wiedzialem, ze musze byc blisko ciebie, Courtney. Kiedy pojechalem za toba na lotnisko i zobaczylem, ze lecisz tym 707, wiedzialem, ze bede musial sledzic Doyle’a i Colina i dowiedziec sie, gdzie mieszkasz.
Nie odezwala sie.
Jechal i mowil, majac nadzieje wywolac w niej jakas pozytywna reakcje, teraz, gdy nie byl juz sparalizowany jej naglym pojawieniem sie.
– Znow stracilem prace. Nic mnie nie trzymalo w Filadelfii. Nie mialem oczywiscie pieniedzy, zeby zaplacic za przeprowadzke, tak jak ten Doyle. Musialem sam spakowac i przewiezc swoje rzeczy. Wiec jade ta niezgrabna furgonetka z kiepska klimatyzacja zamiast prowadzic luksusowego thunderbirda. Nie mam takiego szczescia jak ten twoj Doyle. Ludzie nie traktuja mnie tak dobrze jak jego. Ale wiedzialem, ze i tak musze wyjechac do Kalifornii, zeby byc blisko ciebie. Byc blisko ciebie, Courtney…
Siedziala obok, ladna, milczaca, nieruchoma, z dlonmi na kolanach, z aureola wokol glowy, namalowana przez swiatlo gasnacego dnia.
– Nie bylo latwo podazac ich sladem – powiedzial. – Musialem byc sprytny. Kiedy jedli sniadanie, uswiadomilem sobie, ze musza miec w samochodzie mape z zaznaczona trasa, cos, co pozwoli mi sprawdzic, ktoredy beda jechac. Sprawdzilem. – Zerknal na nia z usmiechem, po czym znow spojrzal na droge. – Wsunalem druciany wieszak pod gumowa uszczelke miedzy szybami i otworzylem drzwi. Mapy lezaly na siedzeniu. I notatnik. Ten twoj Doyle jest niezwykle zapobiegliwy. Zapisal nazwy i adresy moteli, w ktorych mial rezerwacje. Przepisalem je. I przestudiowalem mapy. Znam kazda droge, ktora beda jechac i kazde miejsce, w ktorym beda nocowac, stad do San Francisco. Teraz juz nie moge ich zgubic. Bede deptal im po pietach. Stracilem ich na chwile z oczu, ale pozniej ich dogonie. – Mowil bardzo szybko, slowa plynely nieprzerwanym potokiem. Pragnal, by zrozumiala, ile sobie zadal trudu, by moc przebywac blisko niej.
Zaskoczyla go pytaniem”
– George, czy byles u lekarza z tymi twoimi bolami glowy i innymi dolegliwosciami?
– Nie jestem chory, do cholery! – krzyknal. – Mam zdrowy umysl, zdrowy mozg i zdrowe cialo. Jestem w doskonalej formie. Nie chce o tym wiecej slyszec. Zapomnij o tym.
– Dlaczego za nimi jedziesz? – spytala, zmieniajac temat, zgodnie z jego poleceniem.
Pot splywal mu z czola kilkoma nieprzerwanymi strumieniami, grube, przezroczyste krople kapaly na policzki i szyje.
– Przeciez ci mowilem. Chce sie dowiedziec, gdzie bedziesz mieszkala. Chce byc blisko ciebie.
– Ale jesli przepisales adresy z notatnika Alexa, to masz takze adres naszego nowego domu w San Francisco. Nie musisz za nimi jechac, zeby mnie znalezc. Wiesz, gdzie jestem, George.
– No…
– George, dlaczego jedziesz za Alexem i Colinem?
– Mowilem ci.
– Nie mowiles.
– Zamknij sie! – powiedzial. – Nie podoba mi sie to, co sugerujesz. Nie mam ochoty dluzej tego sluchac. Jestem zdrowy. Nie jestem chory. Ze mna jest wszystko w porzadku. Wiec odejdz. Zostaw mnie w spokoju. Nie chce wiecej na ciebie patrzec.
Gdy ponownie spojrzal w jej strone, dziewczyny juz nie bylo. Zniknela.
O ile niespodziewane i niewytlumaczalne pojawienie sie Courtney wprawilo go w oslupienie, o tyle nie byl w ogole zaskoczony jej zniknieciem. Przeciez powiedzial jej, by zniknela. Dwa lata temu, pod koniec ich zwiazku, na