– A niech to diabli.

– A niech to diabli?

– Naprawde chcialbym wiedziec, co on kombinowal – powiedzial Colin. – Teraz juz chyba nigdy sie nie dowiemy.

Alex usmiechnal sie.

– Chyba nie.

W porownaniu z Pensylwania, Ohio bylo stanem niemal nizinnym. Polacie zielonych obszarow ciagnely sie po obu stronach autostrady, zaklocane z rzadka widokiem obskurnego miasteczka, dobrze utrzymanej farmy czy dziwnie osamotnionej i zwyczajowo brudnej fabryki. Niezmiennosc krajobrazu ginacego gdzies w oddali pod kopula jednakowo blekitnego nieba byla nudna i przygnebiajaca. Samochod zdawal sie pelznac, osiagajac zaledwie jedna czwarta swej faktycznej predkosci.

Po zaledwie dwudziestu minutach jazdy Colin zaczal sie wiercic.

– Ten pas zostal niewlasciwie wykonany – powiedzial.

– Ach tak?

– Wydaje mi sie, ze jest za ciasny.

– Nie moze byc za ciasny. Jest bezwladnosciowy.

– Nie wiem… – Colin wyprobowal go obiema dlonmi.

– Nie uda ci sie pozbyc pasow przy pomocy tak idiotycznych argumentow.

Colin spojrzal na odkryte pola, potem na stado tlustych krow, pasacych sie na wzgorku nad bialo-czerwona stodola.

– Nie wiedzialem, ze na swiecie jest tyle krow. Od chwili, gdy wyjechalismy z domu, wszedzie widze krowy. Jesli zobacze jeszcze jedna, to sie porzygam.

– Nie porzygasz – powiedzial Alex. – Kazalbym ci posprzatac.

– Czy reszta Ameryki tez tak wyglada? – spytal Colin, wskazujac chuda dlonia na niezmienny krajobraz.

– Wiesz, ze nie – powiedzial Doyle cierpliwie. – Zobaczysz rzeke Missisipi, pustynie, Gory Skaliste… Odbyles w wyobrazni dostatecznie wiele wedrowek dookola swiata, zeby wiedziec to lepiej ode mnie.

Colin przestal szarpac swoj pas, gdy zorientowal sie, ze w ten sposob niedaleko zajedzie z Doyle’em.

– Zanim znajdziemy te interesujace miejsca, moj umysl zgnije od srodka. Jesli napatrze sie na te nicosc, to zmienie sie w zombie. Wiesz jak wyglada zombie? – Zrobil odpowiednia mine specjalnie dla Doyle’a: rozdziawione usta, sflaczala skora, szeroko otwarte oczy bez cienia mysli.

Z jednej strony Alex lubil Colina i jego zarty, ale z drugiej byl zirytowany. Wiedzial, ze upor chlopca, jesli chodzi o uwolnienie sie z pasow, byl w takim samym stopniu sprawdzianem jego, Doyle’a, umiejetnosci utrzymania dyscypliny, jak i wyrazem prawdziwego niezadowolenia. Zanim Alex poslubil Courtney, chlopiec sluchal jej kandydata na meza jak wlasnego ojca. Nawet gdy nowozency po spedzeniu miodowego miesiaca powrocili do domu, zeby pozalatwiac sprawy w Filadelfii, Colin zachowywal sie bez zarzutu. Ale teraz, gdy byl tylko z Doyle’em, z dala od siostry, zaczal poddawac probie ich wzajemny stosunek. Jesli mogl postawic na swoim, robil to. Pod tym wzgledem nie roznil sie niczym od innych chlopcow w jego wieku.

– Sluchaj – powiedzial Alex – kiedy bedziesz rozmawial dzis wieczorem z Courtney, nie chce, zebys narzekal na pasy i krajobraz. Ja i Courtney sadzilismy, ze ta podroz dobrze ci zrobi. Sadzilismy rowniez, ze pozwoli mnie i tobie poznac sie lepiej i przyzwyczaic sie do siebie, a takze zlikwidowac wszelkie ewentualne tarcia. Wiec nie chce slyszec jak narzekasz i jeczysz, kiedy zadzwonimy do niej z Indianapolis. Pojechala do San Francisco, zeby pilnowac rozkladania dywanow, wieszania zaslon, przywozu mebli… ma juz dostatecznie duzo na glowie, zeby jeszcze martwic sie toba.

Colin myslal o tym, gdy zmierzali szybko na zachod, w kierunku Columbus.

– OK – powiedzial w koncu. – Poddaje sie. Masz nade mna przewage dziewietnastu lat.

Alex zerknal na chlopca, ktory poslal mu pokorne spojrzenie spode lba, i rozesmial sie.

– Dojdziemy do porozumienia. Zawsze tak sadzilem.

– Powiedz mi jedna rzecz – odezwal sie chlopiec.

– O co chodzi?

– Jestes starszy ode mnie o dziewietnascie lat i o szesc od Courtney.

– Zgadza sie.

– Czy dla niej tez ustalasz zasady i przepisy?

– Nikt nie ustala zasad i przepisow dla Courtney – powiedzial Doyle.

Colin skrzyzowal swe chude ramiona na piersi i przytaknal z zadowoleniem.

– Swieta prawda. Ciesze sie, ze rozumiesz moja siostre. Nie wrozylbym waszemu malzenstwu nawet szesciu miesiecy, gdybys sadzil, ze mozesz kazac Courtney zapiac jej wlasny pas.

Plaskie pola po obu stronach drogi ciagnely sie bez konca. Krowy skubaly trawe. Po niebie plynely leniwie rzadkie obloki.

Po chwili Colin odezwal sie”

– Zaloze sie o pol dolara, ze bede w stanie odgadnac, ile minie nas samochodow jadacych z przeciwka – z dokladnoscia do dziesieciu.

– Pol dolara? – spytal Alex. – Przyjmuje.

Zegar na tablicy rozdzielczej odmierzal piec minut, podczas gdy obydwaj liczyli glosno samochody zmierzajace na wschod. Colin pomylil sie tylko o trzy.

– Jeszcze raz? – spytal chlopiec.

– Co mam do stracenia? – spytal Alex, usmiechajac sie szeroko i czujac, ze znow jest pewny siebie, chlopca i sensu tej podrozy.

Znow zagrali. Colin pomylil sie tylko o cztery samochody i wygral nastepne piecdziesiat centow.

– Jeszcze raz? – spytal ponownie, zacierajac dlonie o dlugich palcach.

– Raczej nie – powiedzial Alex podejrzliwie. – Jak ci sie to udalo?

– To proste. Liczylem po cichu samochody przez pol godziny, az ustalilem srednia przypadajaca na piec minut. Potem spytalem cie, czy chcesz sie zalozyc.

– Moze powinnismy zboczyc z trasy i pojechac do Las Vegas – powiedzial Alex. – Bede chodzil z toba po kasynach i obstawial wedlug twoich wskazowek.

Colin byl tak uradowany tym komplementem, ze nie wiedzial, co powiedziec. Objal sie ramionami i pochylil glowe, po czym spojrzal przez boczna szybe i usmiechnal sie szeroko do swego slabego odbicia w oknie.

Chociaz chlopak nie zdawal sobie z tego sprawy, Doyle dostrzegl to odbicie, gdy zerknal na niego, by poznac przyczyne jego naglego milczenia. Usmiechnal sie rowniez i rozsiadl sie wygodnie, czujac, ze napiecie opuszcza go calkowicie. Pojal, ze zakochal sie nie w jednej osobie, ale w dwoch. Kochal tego chudego, bardzo inteligentnego chlopca niemal tak bardzo jak Courtney. Byl to jeden z tych faktow, ktorych swiadomosc pozwalala zapomniec o niepewnosci i dreczacej obawie, ktore przynosil kazdy poranek.

Doyle dwukrotnie poinformowal LAZY TIME MOTEL, pierwszy raz, gdy wyznaczyl trase i dzwonil z Filadelfii w sprawie rezerwacji, i ponownie, gdy wysylal poczta zaliczke za pokoj, ze on i Colin przybeda w poniedzialek wieczorem, miedzy 19.00 a 20.00. Zajechali pod motel, lezacy na wschod od Indianapolis i zaparkowali przed recepcja o 19.30, dokladnie miedzy godzinami, ktore podal.

Rezerwacja obejmowala caly czas podrozy. Doyle nie chcial przejechac szesciuset mil tylko po to, by spedzic pol nocy na szukaniu miejsca do spania.

Zgasil swiatla, pozniej silnik. Wokol panowala niepokojaca cisza. Stopniowo dotarly do niego odglosy ruchu panujacego na trasie, jak smutne krzyki rozbrzmiewajace w nocnym powietrzu.

– Co mamy w planie? – zwrocil sie do Colina. – Goracy prysznic i dobra kolacje. Potem dzwonimy do Courtney – i tniemy komara przez osiem godzin.

– Pewnie – powiedzial Colin. – A czy nie moglibysmy najpierw zjesc?

Podobna prosba byla u Colina czyms niezwyklym. Byl takim samym niejadkiem jak Doyle w jego wieku. Gdy tego samego dnia zatrzymali sie na lunch, Colin poskubal kawalek kurczaka, zjadl troche salatki z kapusty, napil sie coli – i stwierdzil, ze jest „napchany”.

– Coz – powiedzial Doyle – nie jestesmy az tak brudni, zeby nie wpuszczono nas do restauracji. Ale najpierw zalatwie nam pokoje. – Otworzyl drzwi i pozwolil, by do srodka przeniknelo chlodne lecz parne, nocne powietrze. – Poczekaj tu na mnie.

– W porzadku – powiedzial Colin. – Jesli moge juz odpiac pas.

Вы читаете Groza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату