rolniczego cyklu, poczawszy od siewu, poprzez zniwa, az do kolejnego siewu. Gdy wyjechal do college’u, zarabial na czesne prowadzac woz dostawczy, podobny do tego, ktorym przemierzal Pensylwanie. Pozniej, gdy byl juz dorosly, prowadzil potezna ciezarowke nalezaca do przedsiebiorstwa paliwowego, i w ciagu dwu lat pracy nie zdarzylo sie, by zarysowal swoj woz czy jakikolwiek mijany pojazd. Po dwoch latach zaoferowano mu dalsza prace w tym przedsiebiorstwie, ale oczywiscie odmowil. Rok pozniej, gdy zrobil drugi stopien specjalizacji w budownictwie i dostal prawdziwa prace, czesto wskakiwal na jedna z tych gigantycznych koparek i uruchamial ja – nie dlatego, ze martwil sie o jakosc wykonanej pracy, ale dlatego, ze lubil obslugiwac sprzet i miec swiadomosc, ze wciaz ma pewna reke.

A teraz, przez caly poniedzialkowy poranek i popoludnie, podazal wynajeta furgonetka na zachod. Caly czas trzymal sie za czarnym thunderbirdem w tej samej odleglosci. Gdy tamten woz zwalnial, on zwalnial rowniez. Gdy przyspieszal, Leland szybko nadrabial dzielacy ich dystans. Przez wiekszosc drogi, jednakze, thunderbird utrzymywal stala predkosc siedemdziesieciu mil na godzine. Leland wiedzial, ze najbardziej luksusowy model t- birda jest wyposazony w dzwignie ustawienia szybkosci, umieszczona na kierownicy, ktora ulatwia jazde na dlugich dystansach. Doyle prawdopodobnie korzystal z tego urzadzenia. Ale nie mialo to zadnego znaczenia. Godzina za godzina, bez wysilku, z duza wprawa, George Leland podazal za samochodem o automatycznie kontrolowanej szybkosci, jak gdyby sam byl maszyna.

Leland byl duzym mezczyzna, mial szesc stop trzy cale wzrostu i wazyl ponad dwiescie funtow. Kiedys wazyl o dwadziescia funtow wiecej, lecz ostatnimi czasy cierpial na spadek wagi, poniewaz zapominal jadac regularnie. Jego szerokie ramiona byly przygarbione bardziej niz niegdys, a waska talia jeszcze wezsza. Mial kwadratowa twarz, okolona jasnymi, niemal bialymi wlosami. Oczy byly niebieskie, a cera bez skazy, z wyjatkiem pasma piegow na nosie. Na szyi widac bylo tylko miesnie, chrzastki i nabrzmiale zyly. Gdy ujmowal kierownice swymi ogromnymi dlonmi i gdy napinal bicepsy nieuswiadomiona moca swego chwytu, wygladal nieporuszenie, jak gdyby byl przyspawany do swego pojazdu.

Nie wlaczyl radia.

Nie spojrzal na krajobraz.

Nie palil, nie zul gumy, nie mowil do siebie.

Mila za mila, jego uwaga skupiala sie na drodze, na samochodzie, ktory widzial przed soba i na maszynie, ktorej szum, otaczajacy go ze wszystkich stron, sprawial przyjemnosc. W ciagu pierwszych godzin podrozy ani razu nie pomyslal o mezczyznie i chlopcu w thunderbirdzie jak o konkretnych ludziach. Jego rozbiegane mysli, jesli nie dotyczyly prowadzenia samochodu, byly mgliste i niesprecyzowane. Czul przede wszystkim ogromna, hipnotyczna nienawisc, ktora nie skupiala sie na okreslonym celu. Celem tym w jakis sposob stalby sie wreszcie samochod, ktory jechal przed nim. Wiedzial o tym. Ale w tej chwili podazal za nim jak automat.

Za Harrisburgiem thunderbird skierowal sie autostrada na zachod, zjechal na trase miedzystanowa siedemdziesiat i przecial najbardziej na polnoc wysuniety skrawek Zachodniej Wirginii. Za Wheeling, juz w granicach Ohio, kierowca samochodu zasygnalizowal zamiar skretu w strone centrum uslugowego, pelnego stacji benzynowych, moteli i restauracji.

W chwili, gdy Leland ujrzal kierunkowskaz, nacisnal hamulec i trzymal sie za Doyle’em w odleglosci mili. Gdy skrecal do centrum w minute po thunderbirdzie, nigdzie nie widzial tego duzego, czarnego wozu. Zjezdzajac z podjazdu, zawahal sie tylko chwile, a nastepnie skrecil na zachod, w strone najwiekszego skupiska budynkow. Jechal powoli, wypatrujac samochodu. Znalazl go przed prostokatna aluminiowa restauracja, przypominajaca wagon kolejowy starego typu. T-bird chlodzil sie w cieniu ogromnego znaku z napisem: PIERWSZORZEDNE JEDZENIE U HARRY’EGO.

Leland jechal tak dlugo, az dotarl do Breena, ostatniej restauracji w plataninie skrzyzowania, pelnej chromu, plastiku, neonow i imitacji kamienia. Zaparkowal chevroleta po drugiej stronie nieduzego budynku, tak aby nikt, przebywajacy u Harry’ego, piecset jardow dalej, nie mogl go dojrzec. Wysiadl, zamknal furgonetke i poszedl na lunch.

Knajpa Breena wygladala, przynajmniej na zewnatrz, jak restauracja, w ktorej zatrzymali sie Doyle i chlopiec. Miala osiemdziesiat stop dlugosci i ksztalt aluminiowej tuby, zaprojektowanej tak, by przypominala wagon kolejowy, z dlugim rzedem waskich okienek wzdluz trzech bokow i z przybudowka, pelniaca role wejscia, ktora dostawiano do samej restauracji dopiero po jakims czasie.

Wewnatrz, przy scianie, obok okien, umieszczono rzad popekanych plastikowych boksow. W kazdym z nich znajdowala sie porysowana popielniczka, cylindryczny, szklany dozownik z cukrem, szklana solniczka i pieprzniczka, stalowy pojemnik z serwetkami i wlacznik szafy grajacej, ktora stala obok toalety we wschodnim koncu restauracji. Szerokie przejscie oddzielalo boksy od kontuaru, ktory biegl przez cala dlugosc pomieszczenia.

Po wejsciu do srodka Leland skierowal sie w prawo. Przeszedl do pomieszczenia i usiadl w miejscu, w ktorym kontuar zakrecal, skad mogl od czasu do czasu spogladac ponad boksami w okno i patrzec na thunderbirda, zaparkowanego przy restauracji Harry’ego.

Poniewaz byla to ostatnia restauracja w tym rejonie, a pora lunchu mijala przed 14.30, pomieszczenie bylo niemal wyludnione. W boksie przy wejsciu siedziala para w srednim wieku i w kamiennym milczeniu spozywala pracowicie kanapki z rostbefem. Za nimi, twarza do Lelanda, siedzial pomocnik szeryfa z policji stanowej Ohio. Zajmowal sie swoim cheeseburgerem i frytkami. W boksie znajdujacym sie w drugim koncu restauracji rozczochrana kelnerka z farbowanymi wlosami palila papierosa i gapila sie na zolte plytki sufitu.

W pomieszczeniu byla jeszcze tylko kelnerka stojaca za kontuarem, ktora podeszla do Lelanda. Mogla miec dziewietnascie lat i byla razna, ladna blondynka o oczach tak niebieskich jak oczy Lelanda. Jej stroj sluzbowy pochodzil ze sklepu z przecenionym towarem, ale dziewczyna nadala mu indywidualny rys. Spodnice skrocono o osiem cali nad zgrabnymi kolanami. Na jednej kieszeni wyhaftowano skaczaca wiewiorke, na drugiej krolika. Biale guziki zastapiono czerwonymi. Na jej lewej piersi widnial wyhaftowany ptak, a na prawej, zabawnymi literami, wyszyto jej imie: Janet. A pod spodem wesole powitanie: Jak sie masz! Miala slodki usmiech, wdzieczny zwyczaj przekrzywiania glowy, urok myszki Miki – i najwyrazniej stanowila latwy kasek.

– Chce pan rzucic okiem na menu? – spytala. Jej glos byl jednoczesnie gardlowy i dziecinny.

– Kawe i cheeseburgera – powiedzial Leland.

– Frytki takze? Sa gotowe.

– No dobrze, niech beda. – powiedzial. Zapisala wszystko, po czym mrugnela do niego. – Za chwile wracam.

Patrzyl jak idzie wzdluz kontuaru. Miala zgrabny chod. Obcisla spodniczka przylegala do wyraznie zarysowanych posladkow jej okraglej pupy. Nagle okazalo sie, choc taka przemiana byla niemozliwa, ze dziewczyna jest naga. Widzial jak jej ubranie znika w jednej chwili. Patrzyl na jej dlugie nogi, rozcieta okraglosc, doskonala linie jej smuklych plecow…

Skierowal pelen winy wzrok na kontuar, czujac twardnienie w ledzwiach, a potem nagle zmieszanie i dezorientacje. W tym momencie nie potrafil nawet powiedziec, gdzie sie znajduje. Janet wrocila z kawa i postawila ja przed nim.

– Smietanke?

– Tak, prosze.

Siegnela pod kontuar i wyciagnela wysoki na dwa cale kartonowy pojemnik w ksztalcie butelki. Rozlozyla sztucce, przyjrzala sie krytycznie swojej pracy i uznala, ze wszystko jest w porzadku. Ale nie zostawila go sam na sam z kawa, tylko oparla lokcie o kontuar, podparla brode dlonmi i poslala mu szelmowski usmiech.

– Dokad sie pan przeprowadza?

Leland zmarszczyl brwi.

– Skad pani wie, ze sie przeprowadzam?

– Widzialam jak zajezdza pan na parking. Ta bagazowka. Chce pan zamieszkac gdzies w okolicy?

– Nie – powiedzial, nalewajac smietanke do kawy. – Jade do Kalifornii.

– O, rany! – powiedziala. – Wspaniale! Palmy, slonce, surfing…

– Tak – powiedzial, pragnac, by odeszla.

– Chcialabym nauczyc sie surfingu – powiedziala. – Lubie morze. Kazdego lata jade na dwa tygodnie do Atlantic City, wyleguje sie na plazy i opalam na braz. Mam ladna opalenizne. Nosze bardzo skape bikini, dzieki czemu opalam sie na calym ciele. – Rozesmiala sie z falszywa skromnoscia. – No… prawie na calym. Az tak skapych bikini nie aprobuja w Atlantic City.

Leland popatrzyl na nia znad brzegu swojej filizanki.

Вы читаете Groza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату