sie dokladniej jakiemus zakatkowi.

Slabe, ogrodowe oswietlenie w zupelnosci wystarczalo do uzyskania ostrego i czystego obrazu nawet najciemniejszych zakamarkow. Przejrzala na ekranie to, co zarejestrowaly wszystkie kamery, nie dostrzegajac niczego niepokojacego. Dodatkowe, ukryte kamery dawaly podglad wnetrza domu. Dzieki nim mozna bylo wytropic intruza, gdyby zdolal kiedykolwiek przedostac sie do srodka.

Rozbudowany system wewnetrznej obserwacji rejestrowal takze na tasmie wideo, w okreslonych odstepach czasowych, czynnosci sluzby i duzej liczby gosci – w tym wielu nieznajomych – ktorzy zjawiali sie na czestych niegdys spotkaniach organizowanych w celach dobroczynnych. Antyki, dziela sztuki, kolekcje porcelany, szkla i srebra stanowily pokuse dla zlodziei, a chciwe dusze trafialy sie wsrod eleganckiego towarzystwa tak samo jak w kazdej warstwie spolecznej.

Susan przebiegla wzrokiem obraz z wewnetrznych kamer. Wysokiej klasy technologia, wykorzystujaca widmo optyczne, zapewniala doskonala obserwacje.

Zredukowala ostatnio personel do minimum – a ci, ktorzy pozostali, mieli robic porzadki i zajmowac sie utrzymaniem domu tylko w ciagu dnia. W nocy cieszyla sie absolutna prywatnoscia, gdyz na terenie posiadlosci nie bylo nikogo oprocz niej.

W ciagu minionych dwoch lat, od chwili rozwodu z Alexem, nie odbylo sie tu zadne przyjecie dobroczynne ani towarzyskie. Rowniez w nastepnym roku nie zamierzala niczego organizowac. Chciala tylko pozostac sama, cudownie sama, i koncentrowac sie na swoich zainteresowaniach. Gdyby byla ostatnia osoba na ziemi, obslugiwana wylacznie przez maszyny, nie czulaby sie samotna czy nieszczesliwa. Miala dosyc bliznich – przynajmniej na razie.

Pokoje, korytarze i schody staly puste.

Nic sie nie poruszalo, Cienie byly tylko cieniami.

Wyszla z systemu bezpieczenstwa i znow posluzyla sie glosem.

– Alfredzie, raport.

– Wszystko w porzadku, Susan – odpowiedzial dom przez zainstalowane w scianach glosniki, ktore obslugiwaly jednoczesnie sprzet grajacy, system zabezpieczen i domofon.

Komputer byl wyposazony w syntezator glosu. Choc system mial ograniczone mozliwosci, elektroniczny glos brzmial meskim, budzacym sympatie tembrem i dzialal uspokajajaco.

Susan wyobrazala sobie wysokiego mezczyzne o szerokich ramionach, byc moze siwiejacego na skroniach, o mocno zarysowanej szczece, jasnoszarych oczach i usmiechu, ktory ogrzewa serce. Przybieral w jej wyobrazni postac Alfreda, ktorego niegdys znala- a jednak roznil sie od niego, gdyz ten wyimaginowany nigdy by jej nie skrzywdzil ani nie zdradzil.

– Alfredzie, wyjasnij alarm – nakazala.

– Wszystko w porzadku, Susan. -Do licha, Alfredzie, slyszalam alarm.

Domowy komputer nie odpowiedzial. Mogl rozpoznawac setki polecen i pytan, ale tylko wowczas, gdy mialy specyficzna forme. Rozumial zwrot „wyjasnij alarm', nie potrafil jednak zinterpretowac slow „slyszalam alarm'. W koncu nie byla to obdarzona swiadomoscia istota, myslacy osobnik, lecz jedynie sprawne urzadzenie elektroniczne ozywione wyrafinowanym programem. -Alfredzie, wyjasnij alarm -powtorzyla Susan.

– Wszystko w porzadku, Susan.

Wciaz siedzac na brzegu lozka, w mroku rozjasnionym jedynie widmowym blaskiem tablicy z przyciskami, Susan nakazala:

– Alfredzie, proba systemu bezpieczenstwa.

Dom, po dziesieciosekundowym wahaniu, odpowiedzial:

System bezpieczenstwa dziala prawidlowo.

Nie przysnilo mi sie – stwierdzila kwasno. Alfred milczal.

– Alfredzie, jaka jest temperatura w pokoju?

Dwadziescia dwa stopnie, Susan.

Alfredzie, utrzymaj Jana tym samym poziomie.

Tak, Susan. -Alfredzie, wyjasnij alarm.

Wszystko w porzadku, Susan.

Cholera – stwierdzila.

Choc umiejetnosc poslugiwania sie przez komputer glosem stanowila dla wlasciciela domu pewna wygode, jego ograniczone mozliwosci w rozpoznawaniu polecen i syntezowaniu odpowiedzi bywaly frustrujace. W takich chwilach nie wydawal sie niczym wiecej jak tylko gadzetem, zaprojektowanym wylacznie na uzytek wielbicieli tego typu urzadzen, po prostu kosztowna zabawka. Susan zastanawiala sie, czy wyposazyla domowy komputer w te funkcje tylko dlatego, by podswiadomie czerpac przyjemnosc z wydawania rozkazow komus o imieniu Alfred – i z jego posluszenstwa.

Jesli naprawde tak bylo, to co powinna sadzic o swoim zdrowiu psychicznym? Nie chciala sie nad tym zastanawiac.

Siedziala naga w ciemnosci.

Byla taka piekna.

Byla taka piekna.

Byla taka piekna w ciemnosci, na brzegu lozka, samotna i nieswiadoma tego, jak bardzo jej zycie wkrotce mialo sie zmienic.

– Alfredzie, zapal swiatlo -powiedziala.

Sypialnia powoli wylaniala sie z mroku, niczym spatynowany rysunek, ktory wygrawerowano na srebrnej tacy. Otulal ja jedynie miekki, nastrojowy blask zarowek w naroznikach sufitu i przygaszonych lamp na nocnym stoliku.

Gdyby polecila Alfredowi zwiekszyc natezenie swiatla, zrobilby, co trzeba. Nie poprosila jednak o to.

Jak zawsze, najlepiej czula sie w lekko rozproszonym mroku. Nawet podczas wiosennego dnia, pelnego spiewu ptakow i niesionego wiatrem zapachu koniczyny, gdy blask slonca przypominal deszcz zlotych monet, a wkolo pysznila sie rajska przyroda, wolala przebywac w cieniu.

Wstala, zgrabna jak nastolatka, gibka, ksztaltna, zjawiskowa. Bladosrebrne swiatlo, napotkawszy jej cialo, przybralo zloty odcien, a jej gladka skora wydawala sie promieniowac, jakby plonal w niej wewnetrzny ogien.

Kiedy Susan przebywala w sypialni, kamera tam zainstalowana nie dzialala, by nic nie naruszalo jej prywatnosci. Wylaczyla ja wczesniej, kiedy sie kladla. A jednak czula sie… obserwowana.

Spojrzala w strone kata, gdzie znajdowal sie obiektyw kamery, dyskretnie umieszczony pod sufitem. Z trudem dostrzegala ciemne szklane oko.

Zakryla dlonmi piersi, jakby zawstydzona.

Byla taka piekna.

Byla taka piekna.

Byla taka piekna w tym przycmionym swietle, kiedy stala obok antycznego lozka, na ktorym zmieta posciel wciaz byla ciepla od jej ciala, a welniana narzuta wciaz przepojona jej zapachem.

Byla taka piekna.

Alfredzie, wyjasnij stan kamery w sypialni.

Kamera wylaczona – odpowiedzial natychmiast dom.

Susan wciaz jednak wpatrywala sie ze zmarszczonym czolem w obiektyw.

Taka piekna.

Taka rzeczywista.

Taka… Susan.

Wrazenie, ze jest obserwowana, minelo.

Opuscila dlonie.

Podeszla do najblizszego okna i powiedziala:

– Alfredzie, podnies zaluzje antywlamaniowe.

Mechaniczne, stalowe zaluzje po wewnetrznej stronie wysokich okien podjechaly z warkotem do gory, przesuwajac sie po szynach wpuszczonych w boczne framugi, po czym zniknely w specjalnych szczelinach nad szyba.

Pomijajac wzgledy bezpieczenstwa, zaluzje dawaly ochrone przed swiatlem z zewnatrz. Teraz, gdy byly

Вы читаете Ziarno demona
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату