– Gdzie sie znajdujesz?

– Jeszcze nigdzie.

– Idziemy dalej. Do tylu… do tylu w czasie…

Po nastepnej minucie Carol zaczela sie niepokoic, ze stracila kontrole nad sytuacja i sprawa moze przybrac nieoczekiwany obrot. Juz miala zaprzestac eksperymentowania, gdy Jane wreszcie przemowila”

– Niech mi ktos pomoze! Mamo! Ciociu Rachael! Na litosc boska, pomozcie mi! – Zerwala sie z krzesla, wymachujac ramionami.

To nie byl glos Jane. Wydobywal sie z jej ust, przez jej wargi i jezyk, ale brzmial inaczej. Mial inny tembr, akcent i brzmienie.

– Ja tu umre! Na pomoc! Wydostancie mnie stad!

Carol zerwala sie na nogi.

– Kochanie, przestan. Uspokoj sie.

– Ja sie pale! Ja sie pale! – krzyczala, wykonujac ruchy, jakby chciala strzasnac ogien z ubrania.

– Nie! – ostro powiedziala Carol. Schwycila Jane za ramie, jednoczesnie dokonujac goraczkowej analizy wydarzen.

Jane bila na oslep i probowala sie uwolnic.

Carol, nie puszczajac jej reki, zaczela mowic cichym, monotonnym, spokojnym glosem. Jane przestala walczyc, ale jej oddech stal sie urywany i charczacy.

– Dym – mowila, przykladajac dlon do ust. – Tyle dymu.

Uspokajana i pocieszana Jane opadla wreszcie na krzeslo. Byla wyczerpana, a jej czolo pokrylo sie kroplami potu. Niebieskie oczy, wpatrzone w jakis odlegly punkt, byly nieprzytomne.

Carol uklekla obok krzesla i wziela mala za reke.

– Kochanie, slyszysz mnie?

– Tak.

– Nic ci nie jest?

– Boje sie…

– Nie ma ognia.

– Ale byl. Wszedzie.

– Juz go nie ma.

– Jesli pani tak twierdzi.

– Tak. Teraz powiedz, jak sie nazywasz.

– Laura.

– A pamietasz nazwisko?

– Laura Havenswood.

Carol triumfowala.

– Bardzo dobrze. Po prostu swietnie. Gdzie jest twoj dom, Lauro?

– W Shippensburgu.

Shippensburg to male miasteczko o niecala godzine drogi od Harrisburga. Spokojne, mile miejsce, istniejace po to, by stanowic siedzibe college’u stanowego oraz byc zapleczem okolicznych farm.

– Czy pamietasz ulice, na ktorej mieszkasz w Shippensburgu? – spytala Carol.

– Ulica nie ma nazwy, to po prostu farma. Tuz za miastem, obok Walnut Bottom Road.

– Moglabys mnie tam zaprowadzic?

– O, tak. To ladne miejsce. Dwa kamienne slupy na skraju glownej drogi wytyczaja wejscie na nasza ziemie. Dlugi podjazd wysadzany jest klonami, a wokol domu rosna wielkie deby. Latem w cieniu drzew jest chlodno i przewiewnie.

– Jak ma na imie twoj ojciec?

– Nicholas.

– A jego numer telefonu?

Dziewczynka zmarszczyla brwi.

– Slucham?

– Jaki jest numer waszego telefonu?

Dziewczynka potrzasnela glowa.

– Nie wiem, co pani ma na mysli.

– Nie macie telefonu?

– Co to jest telefon?

Carol byla zdumiona. Niemozliwe, aby osoba zahipnotyzowana wykrecala sie od odpowiedzi lub zartowala. Przyjrzala sie dziewczynce. Laura poruszyla sie niespokojnie, zmarszczyla czolo, szeroko otworzyla oczy i zaczela oddychac z trudem.

– Lauro, posluchaj mnie. Musisz sie uspokoic. Odprezyc i…

Dziewczynka nie reagowala. Zaczela wic sie na krzesle, jeczec, dyszec, a potem zsunela sie na podloge, dygocac i rzucajac sie jak w ataku epilepsji. Cos z siebie strzepywala, zaslaniala sie przed ogniem, wzywala kobiete o imieniu Rachael i krztusila sie od nieistniejacego dymu.

Uplynela minuta, zanim Carol zdolala ja uspokoic. Zwykle wystarczalo na to zaledwie pare sekund. Widocznie Laura przezyla jakis szczegolnie dramatyczny pozar albo stracila kogos bliskiego w plomieniach. Najchetniej Carol podazylaby tym tropem, aby dowiedziec sie, co bylo powodem takiego zachowania, ale nie mogla przemeczac pacjentki. Zdawala sobie sprawe, ze trzeba szybko zakonczyc seans.

Pomogla dziewczynce usiasc na fotelu, a sama, kucnawszy obok, nakazala jej zapamietac wszystko, co zostalo do tej pory powiedziane, i wyprowadzila ja z transu.

Jane potrzasnela glowa, odchrzaknela, spojrzala na Carol i powiedziala”

– Chyba sie nie udalo, co? – Znow mowila swoim glosem.

Dlaczego zmienil sie jej glos, kiedy mowila jako Laura? – zastanawiala sie Carol.

– Czy nic nie pamietasz? – spytala.

– Niewiele jest do pamietania. Probowala mnie pani uspic, mowiac o niebieskim latawcu, a skoro zdawalam sobie z tego sprawe, nic nie wyszlo.

– Alez udalo sie – zapewnila ja Carol. – I zaraz sie o tym przekonasz.

Dziewczynka miala sceptyczny wyraz twarzy.

– Co? Co pani odkryla?

– Laura.

Dziewczynka nawet nie drgnela, wygladala jednak na zdumiona.

– Nazywasz sie Laura.

– Kto pani o tym powiedzial?

– Ty.

– Laura? Nie. Chyba nie.

– Laura Havenswood – powiedziala Carol.

Dziewczynka zmarszczyla brwi.

– To mi nic nie mowi.

– Powiedzialas mi, ze mieszkasz w Shippensburgu.

– Gdzie to jest?

– Jakas godzine stad.

– Nigdy nie slyszalam tej nazwy.

– Mieszkasz tam na farmie. Kamienne slupy stoja u wejscia do posiadlosci twojego ojca i jest tam dlugi podjazd wysadzany klonami. Tak mi powiedzialas, i jestem pewna, ze mowilas prawde. Czlowiek zahipnotyzowany nigdy nie klamie. A poza tym nie masz zadnego powodu, zeby mnie oszukiwac. Nie masz nic do stracenia, a wszystko do zyskania, jesli przelamiemy blokade pamieci.

– Byc moze jestem Laura Havenswood, ale nie moge sobie tego przypomniec. Tak mi przykro. Mialam nadzieje, ze gdy poznam swoje imie, wszystko jakos zaskoczy na swoje miejsce. A tu wciaz pustka. Laura, Shippensburg, farma – nic nie kojarze.

Carol podniosla sie z kolan i rozprostowala zesztywniale nogi.

– Jeszcze nigdy nie spotkalam sie z czyms podobnym. Z tego, co wiem, zadne z fachowych czasopism nie

Вы читаете Maska
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату