planowaliscie.
– Coz… nie jestem pewien, czy to dobry pomysl, aby dwie panie zostaly calkiem same na tym odludziu. O nie, wcale mi sie to nie podoba.
– Nikt nas tu nie bedzie nachodzil, Vince. Brama wjazdowa jest zamknieta i bez karty magnetycznej nikt przez nia nie wejdzie.
– Kazdy moze wejsc bez wiekszego wysilku.
Carol potrzebowala kilku minut i wielu slow, zeby go przekonac, az w koncu zdecydowal sie nie zmieniac planow na piatkowy wieczor.
Niedlugo po wyjezdzie Vince’a zaczal padac deszcz. Delikatne stukanie milionow kropli uderzajacych o miliony szeleszczacych lisci dzialalo na Carol kojaco.
Jane czula sie jednak nieswojo.
– Nie wiem dlaczego – rzekla – ale ten odglos kaze mi myslec o ogniu… plomieniach pozerajacych wszystko na swojej drodze i skwierczeniu, skwierczeniu…
Deszcz zmusil Paula dojechania szescdziesiatka, co i tak bylo ryzykowne, biorac pod uwage warunki panujace na drodze.
Wycieraczki na szybie uderzaly jak metronom, a opony obracaly sie cicho po mokrej tluczniowej nawierzchni.
Dzien byl pochmurny, a stawal sie jeszcze bardziej ponury. Mialo sie wrazenie, ze to zmrok, a nie srodek dnia. Wiatr zacinal deszczem, tworzac zaslony na zdradliwie mokrej jezdni, a przejezdzajace samochody wzbijaly szarobrunatna blotnista zawiesine.
Mieli uczucie, jakby pontiac byl stateczkiem zeglujacym wsrod odmetow ogromnego, zimnego morza, jedyna ciepla, jasna plamka na bezkresnym obszarze.
Grace powiedziala”
– Nie uwierzysz w to, co mam ci do powiedzenia, ale moge cie zrozumiec.
– Po tym, co mi sie dzis przydarzylo – odparl Paul – gotow jestem uwierzyc we wszystko.
A moze wlasnie poltergeistowi o to chodzilo? – pomyslal. – Moze chcial mnie przygotowac na opowiesc Grace? Wlasciwie, gdyby mnie nie zatrzymal, wyszedlbym z domu, zanim sie zjawila.
– Postaram sie mowic jak najbardziej zrozumiale – powiedziala Grace. – Ale to wcale nie jest prosta i jasna sprawa. – Tulila swoja rozorana lewa dlon w prawej; krwawienie ustalo, a rany zasklepily sie, zakrzeply.
– Zaczyna sie to wszystko w 1865 roku, w Shippensburgu, w rodzinie Havenswoodow.
Paul rzucil jej przestraszone spojrzenie.
Patrzyla prosto przed siebie na rozmokla od deszczu okolice.
– Matka nazywala sie Willa Havenswood, a corka miala na imie Laura. Nie lubily sie specjalnie. Wlasciwie wcale sie nie lubily. Wina lezala po obu stronach, a powody ich sklocenia nie sa wazne. W przeciwienstwie do tego, ze pewnego wiosennego dnia Willa poslala Laure do piwnicy, zeby zrobila wiosenne porzadki, aczkolwiek swietnie wiedziala, ze dziewczynka smiertelnie boi sie tam wchodzic. Rozumiesz, taka kara. I kiedy Laura byla w piwnicy na dole, na pietrze wybuchl pozar. Znalazla sie w potrzasku i spalila. Umierajac, musiala obwiniac matke za to, ze wpedzila ja w pulapke. Moze nawet podejrzewala Wille o zaproszenie ognia, co nie bylo zgodne z prawda. Pozar spowodowala przypadkowo Rachael Adams, ciotka Laury. Zarowno dziecko, jak i matka mialy zaburzenia emocjonalne, co sprzyjalo tego typu melodramatycznym wyobrazeniom. W kazdym razie Laura poniosla smierc w plomieniach i mozemy niemal miec pewnosc, ze jej ostatnia mysla bylo zarliwe pragnienie zemsty. Nie mogla przeciez wiedziec, ze jej matka takze splonela!
A zatem dlatego nie potwierdzono tozsamosci Laury Havenswood, kiedy Carol zglosila to policji – pomyslal Paul. – Nie przyszlo im do glowy, aby cofnac sie do dziewietnastego wieku w poszukiwaniu rodziny Havenswoodow. Akta lokalnych urzedow z tego okresu prawdopodobnie juz nawet nie istnialy.
Naprzeciwko nich z mgly wynurzyla sie wolno jadaca ciezarowka i Paul minal ja. Przez chwile brudna zawiesina rozpryskiwana przez wielkie opony dudnila o tyl maski pontiaca, a halas byl tak wielki, ze Grace nie mogla go przekrzyczec.
Po chwili jednak ciagnela”
– Od 1865 roku Laura szukala zemsty co najmniej w dwoch roznych wcieleniach. Reinkarnacja, Paul. Uwierzylbys? Uwierzylbys, ze w 1943 roku Laura Havenswood, jako pietnastoletnia dziewczynka, Linda Bektermann, w wieczor poprzedzajacy jej szesnaste urodziny probowala zabic swoja matke? Linda Bektermann wpadla w szal i rzucila sie na nia z siekiera, ale matka w obronie wlasnej zabila dziewczynke. Laura sie nie zemscila. I czy uwierzysz, ze Willa znow ozyla i jest nasza Carol? I ze Laura takze zyje?
– Jane?
– Tak.
Carol i Jane w ciagu godziny zrobily porzadki. Carol byla zachwycona, widzac, z jaka przyjemnoscia, entuzjazmem i sumiennoscia dziewczynka wykonuje jej polecenia.
Kiedy skonczyly, w nagrode nalaly sobie po szklance pepsi i usiadly w dwoch poteznych fotelach naprzeciwko kominka.
– Za wczesnie, by zajac sie kolacja – rzekla Jane. – I za mokro, zeby wyjsc na spacer, wiec w jaka gre chcialaby pani zagrac?
– Zgadzam sie na wszystko, co wybierzesz. Przejrzyj gry i zadecyduj. Sadze jednak, ze przedtem powinnysmy przeprowadzic seans terapeutyczny.
– Czy musimy to robic nawet podczas urlopu? – spytala dziewczynka wyraznie zaniepokojona.
– Oczywiscie, nie mozemy przerywac leczenia – oznajmila Carol. – Teraz, kiedy mamy juz jakies osiagniecia, musimy probowac nadal.
– Coz… w porzadku.
– Dobrze. Obrocmy fotele.
Plomienie w kominku tworzyly tanczace cienie na scianach paleniska.
Na dworze deszcz nieustannie stukal o dach i konary drzew, a Carol musiala przyznac, ze te odglosy rzeczywiscie przypominaja trzask palacych sie szczap.
Zaledwie pare sekund wprowadzala Jane w trans, ale minely prawie dwie minuty, zanim cofnela sie do momentu, od ktorego zaczynaly sie jej wspomnienia. Tym razem Carol cierpliwie czekala, az dziewczynka przemowi.
– Mamo? To ty? To ty, mamo? – powiedziala glosem Laury.
– Laura?
– To ty? To ty, mamo? Tak?
– Odprez sie – polecila Carol.
Nie reagujac na polecenie, Jane zgarbila ramiona, zacisnela piesci na kolanach. Pojawily sie zmarszczki na czole i w kacikach ust. Pochylila sie w strone Carol.
– Chce, zebys odpowiedziala na pare pytan. Musisz sie najpierw uspokoic i odprezyc. A teraz zrob dokladnie tak, jak mowie. Rozewrzyj piesci…
– Nie!
Dziewczynka otworzyla oczy, zerwala sie z fotela i stanela przed Carol, dygoczac.
– Usiadz, kochanie.
– Nie bede robic tego, co mi kazesz! Mam juz dosyc twoich kar.
– Siadaj. – Carol mowila cicho, lecz stanowczo.
Mala spojrzala na nia.
– Ty mi to zrobilas – powiedziala. – Ty mnie wsadzilas w to okropne miejsce.
Carol zawahala sie, a potem zdecydowala podazac tym tropem.
– O jakim miejscu mowisz?
– Sama wiesz. – W glosie dziewczynki brzmialo oskarzenie. – Nienawidze cie.
– Gdzie jest to okropne miejsce, o ktorym mowisz? – nalegala Carol.
– W piwnicy.
– A coz w niej jest takiego okropnego?
Jane patrzyla z nienawiscia, rozciagajac wargi w dzikim grymasie.