strychu. Ktos pozaklejal szyby. Moze trzeba wezwac pogotowie.
Kimberly blyskawicznie odwrocila glowe w tamta strone.
– Mowi pani o domu, w ktorym mieszka ta dziewczyna?
Sasiadka zrobila zdziwiona mine.
– Dziewczyna? Rita ma chyba z dziewiecdziesiat lat, jaka tam z niej dziewczyna. Ten dom od pokolen nalezy do jej rodziny.
Teraz Kimberly sie zdziwila.
– Wydawalo mi sie, ze pani mowila o domu obok, tym z duzym, krytym gankiem…
– O tym, o tym.
– I nie mieszka tam zadna dziewczyna?
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– A moze czasem przychodzi?
– Nie. Ja nie zauwazylam. Ale ze dwadziescia minut temu wchodzil tam jakis mezczyzna. W czerwonej czapce.
Najpierw poczul bol. Zaskoczylo go to. Tak dawno nie odczuwal nic zwiazanego z wlasnym cialem, ze uznal, iz zakonczenia nerwowe mu sie zuzyly, wypalily. Skora byla tylko zewnetrznym szkieletem i to mu odpowiadalo.
Ale teraz rana w boku palila go zywym ogniem. Dotknal jej reka, ze zdumieniem odkryl, ze boli jeszcze bardziej, a potem poczul szokujaca wilgoc wlasnej krwi.
Odwrocil sie do chlopca. Ten jeszcze raz nacisnal spust.
Tym razem pocisk trafil go wyzej, w bark. Odchylil sie do tylu, ale wciaz utrzymywal sie na nogach. Kolejny strzal i znow piekacy bol. Potem jeszcze raz, i znowu.
Kolana sie pod nim ugiely. Powoli osuwal sie na podloge, wpatrujac sie w szary calun sufitu. Tam cos sie rusza czy to tylko jego wyobraznia? Zdawalo mu sie, ze zobaczyl twarz Pana Hamburgera i az zakwilil.
Dziewczyna bez przerwy krzyczala. Czemu ta idiotka tak sie drze, skoro to do niego strzelaja? Chcial, zeby sie uciszyla. Zeby wszystko ucichlo: dziewczyna, pistolet, potworna przemoc wsaczajaca sie w jego mozg.
Wtedy uslyszal nowe okrzyki, tym razem meskie, zdecydowane.
– Policja! Rece do gory. Rzuc bron.
Dziewczyna znowu krzyknela, a stara kobieta mowila do chlopaka:
– Odloz to, dziecko. Juz po wszystkim, odloz.
Czul, jak na podloge wycieka z niego krew. Wiedzial, ze umiera, w koncu widzial to juz tyle razy. Ten pierwszy chlopiec przed laty, ktorego zwiotczale cialo osunelo sie na ziemie. A potem te wszystkie mlode kobiety. Patrzyl podekscytowany, jak krew z ich zyl wysacza sie do wanny az do ostatniej kropli. Wtedy stawaly sie tylko szmacianymi lalkami, a on nagle przestawal sie czuc silny i wszechmocny. Czul sie jak przerosniete dziecko, ktore bawi sie za duzymi zabawkami. Oczywiscie do czasu, az nie porwal nastepnej. I jeszcze nastepnej.
Teraz dziewczyna trzymala pistolet. Domyslil sie tego, bo policjanci do niej krzyczeli, a stara kobieta mowila chlopakowi, zeby uciekal. Ona jest niebezpieczna. Zawsze to wiedzial. Dlatego jakos nigdy nie mogl sie zdobyc na to, zeby ja zabic. Nie chcial tracic tego dreszczyku emocji, ilekroc udawalo mu sie ja sobie podporzadkowac.
Moze i ona do niego strzeli. Na pewno by chciala.
Pomyslal o dziecku. Czyje ono jest, jego? Aarona? Jakiegos innego mezczyzny? I w tych ostatnich sekundach, ktore mu zostaly, poczul, ze sie cieszy, iz umiera. Nie zdazy nawet zobaczyc tego dziecka. Nie zdazy mu zniszczyc zycia.
Nagle z glebi kuchni dobiegl trzask rozbijanej szyby. Katem oka zobaczyl, ze dziewczyna blyskawicznie sie odwraca, gotowa odeprzec nowy atak. Jakas postac przemknela w powietrzu, zlapala ja za kolana i powalila na ziemie.
Chwile pozniej z podlogi podniosl sie detektyw w koszuli poplamionej krwia. W reku trzymal colta.
– Bracie… – wyszeptal mezczyzna.
Sal wreszcie spojrzal mu w oczy.
Kimberly nie mogla wejsc przez okno, wiec musiala poczekac, az Mac odsunie szafe i otworzy tylne drzwi. Przebiegla za dom, widzac tylko snop swiatla latarki w kuchni, ale uslyszala tyle, ze juz wiedziala, co sie dzieje. Celowala kamieniem w Ginny, modlac sie w duchu, by to odwrocilo jej uwage, a Sal i Mac zdazyli przejac kontrole.
Teraz, gdy Mac zapalil gorne swiatlo, dostrzegla staruszke, ktora siedziala przygarbiona na krzesle i dyszala z bolu. Obok niej kleczal chlopiec z kamienna twarza. Ginny Jones lezala na podlodze dwa metry dalej, skuta kajdankami.
Sal zas pochylal sie nad cialem mezczyzny spoczywajacym w kaluzy krwi.
– Vincent… – mamrotal. – Vinny.
Dotykal jego twarzy z taka czuloscia, ze az serce sie krajalo.
– Wybacz mi, prosze, wybacz mi… – szeptal.
– Widzialem cie… wtedy. Chcialem zobaczyc sie… z mama. Wrocic do… domu. Widzialem cie…
– Cichutko, nic nie mow.
– Dobry… syn. W mundurze… Nie to, co ja. Niegrzeczny chlopiec… ukarany. Miales racje.
– Ciii…
– Nie jestem taki jak ty. Boli… Nie mam juz sily. Jestem strasznie zmeczony.
– Juz dobrze, Vinny. Jestem przy tobie.
– Azalia… Musisz znalezc krzew azalii.
– Dobrze, nie martw sie. Wszystko bedzie dobrze.
– Chcialbym – wydyszal mezczyzna. – Chcialbym.
I umarl. Sal tulil cialo brata w ramionach i plakal.
EPILOG
Az osiem dni zajelo zwiezienie wszystkich cial z Blood Mountain. Kazde z osobna zostalo delikatnie opuszczone na czyste przescieradlo, zapakowane w worek i przetransportowane na dol na odpowiednio przerobionych noszach. Potem zajela sie nimi specjalnie przybyla grupa antropologow sadowych, ktora w miejskiej kostnicy zorganizowala prowizoryczne laboratorium, gdzie mogla sie pozachwycac swietnym stanem zmumifikowanych szczatkow. Kompletnych cial znaleziono niewiele po tak dlugim okresie ekspozycji na powietrzu. Cala ta sprawa bedzie na pewno stanowila niezle zrodlo materialu szkoleniowego.
Rodziny zaginionych kobiet poinformowano o procedurze skladania probek DNA. Stworzono baze danych i rozpoczeto badania. Na wyniki kazano czekac szesc do dziewieciu miesiecy.
Ginny tez zlozyla probke, twierdzac, ze chce zidentyfikowac szczatki matki. Kimberly watpila w jej intencje. Czy ona ja w ogole obchodzila? Smierc matki przeciez wcale jej nie powstrzymala od zawarcia chorego sojuszu z jeszcze bardziej chorym czlowiekiem.
Prokurator stanowy oskarzyl Jones o szesciokrotna pomoc w zabojstwie. Utrzymywal, ze celowo wystawiala na smierc kolezanki po fachu, a takze wspolpracowala przy uprowadzeniu siedmioletniego Joshuy Ferrisa, znanego takze pod imieniem Scott.
Ginny probowala grac karta ofiary. Dinchara ja uprowadzil, a potem brutalnie gwalcil i torturowal. W pewnym momencie musiala mu pomagac, bo to byl jedyny sposob, zeby ocalic zycie. Wystarczy przeciez posluchac kaset, tych godzin nagran dokumentujacych wszystko co zrobil, miedzy innymi z jej matka.
Co ciekawe, jedynym nagraniem, ktore sie zachowalo, bylo to zrobione przez Kimberly, kiedy Aaron pierwszy raz do niej zadzwonil. Wszystkie inne rzekomo splonely w pozarze domu. Na szczescie pozostaly ciala, te skurczone, zmumifikowane postacie, ktore lepiej niz slowa potrafia opowiedziec o tym, do czego jest zdolny jeden czlowiek.
Sal wzial urlop. Kimberly dwa razy do niego dzwonila, ale nie odbieral. Slyszala, ze podobno spedza teraz