olsniewajace poludniowe pieknosci, zawadiaccy bruneci w blekitnych, bialych, a nawet rozowych surdutach, no i mundury, mundury, mundury. Mowa rosyjska i francuska wyraznie zagluszaly rumunska. W prawdziwej kawiarni Waria wypila dwie filizanki kakao, zjadla cztery ciastka i calkiem pograzyla sie w blogim nastroju, ale kolo sklepu mimo woli zajrzala na wystawe i jeknela. Rzeczywiscie, napotkani mezczyzni patrzyli jakos obok niej!
Kocmoluch w wyplowialej blekitnej sukience i wyblaklym slomkowym kapeluszu hanbil imie kobiety rosyjskiej. A po chodnikach paradowaly takie mesaliny, rozebrane zgodnie z ostatnia paryska moda!
Do restauracji Waria spoznila sie straszliwie. Umowila sie z McLaughlinem na siodma, a zjawila o dziewiatej. Korespondent „Daily Post”, jako prawdziwy dzentelmen, na rendez-vous zgodzil sie bez szemrania (nie pojdzie przeciez sama do restauracji – jeszcze wezma ja za kokote) i wprawdzie nie wyrzekl ani slowa pretensji za spoznienie, ale wygladal bardzo nieszczesliwie. Nie szkodzi, jak ty komu, tak on tobie: meczyl ja cala droge wiadomosciami z dziedziny meteorologii, to niech teraz bedzie z niego jakis pozytek.
Na razie w sali nie bylo Lucana, zatem Waria w przyplywie ludzkich uczuc poprosila, zeby McLaughlin jeszcze raz wyjasnil, na czym polega obrona staroperska. Irlandczyk, ktory zupelnie nie zauwazyl zmian w wygladzie Warii (a poswiecila im szesc godzin i prawie cale pieniadze na podroz – szescset osiemdziesiat piec frankow), oswiadczyl sucho, ze taka obrona nie jest mu znana. Trzeba wiec bylo wykazac zainteresowanie, czy tu, na poludniu, zawsze w koncu lipca jest tak goraco. Okazalo sie, ze zawsze, ale to zupelne glupstwo w porownaniu z pelnym zaru, wilgotnym Bangalurem.
Kiedy o wpol do jedenastej pozlacane drzwi sie otworzyly, a do sali wszedl podpity potomek rzymskiego legata, Waria ucieszyla sie, jakby to byl ktos bliski, poderwala sie i naprawde serdecznie pomachala mu reka.
Co prawda pojawila sie tez nieprzewidziana trudnosc w postaci pulchnej szatynki, wiszacej pulkownikowi na ramieniu. Trudnosc spojrzala na Warie tak nieprzyjaznie, ze ta az sie zmieszala – dotad jakos nie przychodzilo jej do glowy, ze Lucan moze byc zonaty.
Ale pulkownik rozwiazal problem iscie po wojskowemu – lekko klepnal swoja towarzyszke ponizej wspanialego trenu, szatynka wysyczala cos zlosliwego i oddalila sie wzburzona. To na pewno nie zona – pomyslala Waria i stropila sie jeszcze bardziej.
– Nasz polny kwiatuszek rozchylil platki i okazal sie piekna roza! – wolal Lucan, rzucajac sie przez sale w kierunku Warii. – Co za sukienka! Jaki kapelusik! Boze, czy to Champs Elysees?!
Tanie to, oczywiscie, i banalne, ale mimo wszystko mile. Waria pozwolila mu nawet przypasc do reki, dla dobra sprawy poswiecila zasady. Irlandczykowi pulkownik skinal glowa z niedbala laskawoscia (nie rywal) i nie czekajac na zaproszenie, usiadl za stolem. Warii wydalo sie, ze McLaughlin tez jest rad Rumunowi. Czyzby zmeczyla go rozmowa o klimacie? Ee, chyba nie?
Kelnerzy juz zabierali dzbanek z kawa i keks, zamowiony przez oszczednego korespondenta, dzwigajac teraz wina, slodycze, owoce, sery.
– Zapamieta pani Bukareszt! – obiecywal Lucan. – W tym miescie wszystko nalezy do mnie!
– W jakim sensie? – zapytal Irlandczyk. – Czy posiada pan w miescie jakas wieksza nieruchomosc?
Rumun nie zaszczycil go odpowiedzia.
– Niech mi pani pogratuluje, mademoiselle. Moj raport zostal oceniony stosownie do wagi, w najblizszym czasie moge oczekiwac awansu!
– Co za raport? – znowu zapytal McLaughlin. – Jaki awans?
– Awans czeka cala Rumunie – z wazna mina oswiadczyl pulkownik. – Teraz jest absolutnie jasne, ze cesarz Rosji przecenil sily swojej armii. Z pewnych zrodel wiadomo mi – ostentacyjnie znizyl glos i nachylil sie, laskoczac policzek Warii zakreconym wasem – ze generalowi Krudenerowi zostanie odebrane dowodztwo zachodniego ugrupowania, a na czele wojsk oblegajacych Plewne stanie nasz ksiaze Karol.
McLaughlin wyciagnal notatnik z kieszeni i zaczal zapisywac.
– Nie zechcialaby pani przejechac sie noca po Bukareszcie, mademoiselle Warwara? – szepnal jej na ucho Lucan, korzystajac z chwili przerwy. – Pokaze pani cos, czego nie zobaczy pani w waszej nudnej, polnocnej stolicy. Zapewniam, bedzie co wspominac.
– To decyzja cesarza rosyjskiego czy tylko zyczenie ksiecia Karola? – zapytal skrupulatny dziennikarz.
– W zupelnosci wystarczy, ze jego wysokosc sobie tego zyczy – odcial sie pulkownik. – Bez Rumunii i jej dzielnej piecdziesieciotysiecznej armii Rosjanie sa bezradni. O, panie korespondencie, moj kraj czeka wielka przyszlosc! Wkrotce, wkrotce ksiaze Karol otrzyma tytul krola. A pani unizony sluga – dodal, zwracajac sie do Warii – zostanie bardzo wazna persona. Mozliwe, ze nawet senatorem. Moja przenikliwosc zostala odpowiednio oceniona. To co bedzie z nasza romantyczna przejazdzka? Nalegam.
– Zastanowie sie – odpowiedziala niejasno, myslac, jak by tu skierowac rozmowe na wlasciwe tory.
W tej chwili do restauracji weszli Zurow i d’Evrait. Z punktu widzenia sprawy – bardzo nie w pore, ale Waria mimo wszystko byla zadowolona: przy nich Lucanowi ubedzie werwy.
Podazajac spojrzeniem za jej wzrokiem, pulkownik z niezadowoleniem w glosie zamruczal:
– Z tego „Royalu” zrobil sie, niestety, pokoj przechodni. Trzeba bylo przeniesc sie do
– Dobry wieczor, panowie – wesolo powitala znajomych Waria. – Bukareszt to male miasto, nieprawdaz? Pulkownik wlasnie chwalil sie nam swoim darem proroczym. Przepowiedzial, ze szturm Plewny zakonczy sie porazka.
– Naprawde? – spytal d’Evrait, uwaznie patrzac na Lucana.
– Slicznie pani wyglada, Warwaro Andriejowno – powiedzial Zurow. – Co to macie, Martell? Hej, czlowieku, daj no tu kieliszki!
Rumun wypil koniak i zmierzyl obu ponurym spojrzeniem.
– Komu przepowiedzial? Kiedy? – zmruzyl oko McLaughlin.
– W raporcie dla swojego wladcy – wyjasnila Waria. I teraz przenikliwosc pulkownika zostala doceniona.
– Prosze, panowie, pijcie, czestujcie sie. – Lucan zaprosil ich szerokim gestem i gwaltownie wstal. – Wszystko na moj rachunek. A my z panna Suworow przejedziemy sie, obiecala mi to.
Zdumiony d’Evrait uniosl brwi, a Zurow z niedowierzaniem zawolal:
– Co slysze, panno Warwaro? Jedzie pani z Lukaszem?
Waria byla bliska paniki. Odjechac z Lucanem znaczylo na zawsze pogrzebac swoja reputacje – i jeszcze nie wiadomo bylo, czym sie to zakonczy. A odmowa rownalaby sie fiasku powierzonego zadania.
– Zaraz wroce, panowie – powiedziala z rezygnacja w glosie i szybciutko poszla do wyjscia. Trzeba bylo zebrac mysli.
W foyer zatrzymala sie przed wysokim zwierciadlem, oprawionym w esy-floresy z brazu, i przylozyla dlon do rozpalonego czola. Co robic? Wrocic do swojego pokoju, zamknac sie i nie odpowiadac na pukanie. Pietia, wybacz; przykro mi, panie radco tytularny, ale szpiega z Warii Suworow pan nie zrobi.
Drzwi ostrzegawczo skrzypnely, a w lustrze, wprost za jej plecami, pojawila sie czerwona, rozzloszczona twarz pulkownika.
– Pani wybaczy, mademoiselle, ale Mihaia Lucana tak traktowac nie wolno. Pani mi w pewnym sensie robila awanse, a teraz publicznie chce mnie osmieszyc?! Nie na takiego pani trafila! To nie klub, tutaj jestem u siebie w domu!
Z galanterii senatora
– Idziemy, mademoiselle, powoz czeka. – Na ramieniu Warii spoczela smagla, porosnieta wlosem reka z nadspodziewanie silnymi, jak gdyby wykutymi z zelaza palcami.
– Pan zwariowal, pulkowniku! Bierze mnie pan za kurtyzane! – krzyknela Waria, rozgladajac sie na wszystkie strony.
Ludzi w foyer bylo dosyc duzo, przewaznie panowie w letnich marynarkach i oficerowie rumunscy. Z ciekawoscia obserwowali pikantna scene, jednak w obronie damy (czy aby na pewno damy?) nikt nie zamierzal wystepowac.
Lucan powiedzial cos po rumunsku, a widzowie rozesmiali sie ze zrozumieniem.
– Za duzo wypilas, Maruska? – spytal jeden po rosyjsku, a wszyscy zarechotali jeszcze glosniej.
Pulkownik wladczym gestem chwycil Warie w talii i poprowadzil do wyjscia, w dodatku tak zrecznie, ze wszelki opor nie zdal sie na nic.