lancuchowy! Wzburzona Waria potrzasnela glowa i twardo postanowila wrocic do siebie, ale z tylu rozlegl sie przymilny glos nienawistnego Greka.
– Pani Suworow?! Coz za mile spotkanie!
Waria odwrocila sie i skrzywila, przekonana, ze po niezwyczajnej uprzejmosci podpulkownika niezwlocznie nastapi ukaszenie zmii.
Rozciagajac w usmiechu grube wargi, Kazantzakis patrzyl na nia wzrokiem – rzecz zdumiewajaca – prawie przypochlebnym.
– Wszyscy w klubie mowia tylko o pani. Czekaja z niecierpliwoscia. Nie co dzien krzyzuje sie szable z powodu pieknych pan, i to jeszcze z takim zakonczeniem.
Czujnie nachmurzona, Waria oczekiwala podstepu, ale zandarm zaczal sie jeszcze slodziej usmiechac.
– Hrabia Zurow dopiero co odmalowal soczystymi barwami cala eskapade, a dzisiaj jeszcze ten artykul…
– Jaki artykul? – Waria przestraszyla sie nie na zarty.
– No, jak to? Nasz pechowiec d’Evrait wysmazyl w „Revue Parisienne” reportaz na cala kolumne, w ktorej opisal pojedynek. Romantyczne. Pania nazywa wylacznie
– No i co? – Glos Warii lekko zadrzal. – Nikt mnie nie obwinia?
Kazantzakis uniosl bardzo geste brwi.
– Chyba tylko McLaughlin i Jeriemiej Jonowicz. Ale pierwszy to znany zrzeda, a drugi rzadko przyjezdza; jesli juz, to razem z Sobolewem. Nawiasem mowiac, Pieriepiolkin dostal Swietego Jerzego za ostatnia bitwe. I to za jakie, pytam, zaslugi? Prosze, co to znaczy znalezc sie we wlasciwym miejscu i o wlasciwej porze.
Podpulkownik cmoknal z zawiscia i ostroznie przeszedl do najwazniejszej sprawy.
– Wszyscy pytaja, gdzie to sie zawieruszyla nasza bohaterka, a bohaterka, jak sie okazuje, zajeta jest sprawami wagi panstwowej. No, szanowna pani, i coz tam wymyslil zmyslny pan Fandorin? Jakie ma hipotezy w sprawie tajnych zapiskow Lucana? Niech sie pani nie dziwi, Warwaro Andriejowno, znam te sprawy na biezaco. W koncu zarzadzam oddzialem specjalnym.
A to tak – pomyslala Waria, patrzac spode lba na podpulkownika. Jeszcze czego! Patrzcie go, jaki szybki, chcialby przyjsc na gotowe.
– Erast Pietrowicz cos tam wyjasnial, ale nie bardzo zrozumialam – oznajmila naiwnie, trzepoczac rzesami. – Jakies „zet”, jakies „zet”. Lepiej niech pan sam spyta radcy tytularnego. W kazdym razie Piotr Afanasjewicz Jablokow nie jest niczemu winny, teraz to jasne.
– Zdrady moze sie nie dopuscil, ale karygodna nieostroznosc, owszem, przejawil. – W glosie zandarma zgrzytnela znajoma stal. – Niech na razie pani narzeczony posiedzi, nic mu sie nie stanie. – Ale Kazantzakis od razu zmienil ton, oczywiscie przypomniawszy sobie, ze dzisiaj wystepuje w innym
– Brode, okulary? – Waria takze znizyla glos. – Czyzby to sam… jak mu tam… Anwar-efendi?
– Tsss… – Kazantzakis nerwowo sie obejrzal i zaczal mowic jeszcze ciszej. – Jestem pewien, ze to on. Bardzo sprytny jegomosc. Gracko owinal naszego korespondenta wokol palca. Ledwie trzy tabory, mowi, glowne sily nadciagna niepredko. Fortel prosty, ale elegancki. A my, durnie, polknelismy przynete.
– Ale skoro d’Evrait nie jest winien niepowodzenia pierwszego szturmu, a zabity przez niego Lucan byl zdrajca, to chyba nieslusznie usunieto dziennikarza? – zapytala Waria.
– Na to wychodzi. Biedak po prostu nie mial szczescia. – Podpulkownik machnal reka i przysunal sie blizej. – Widzi pani, Warwaro Andriejowno, jaki jestem szczery. Nawiasem mowiac, podzielilem sie z pania sekretna informacja. A pani nie chce mi zdradzic takiego glupstwa. Przepisalem sobie tamta kartke z ksiazeczki, trzeci dzien lamie sobie glowe, i wszystko na nic. Najpierw myslalem – szyfr. Nie, do szyfru niepodobne. Jakas lista albo przesuniecie oddzialow? Straty i uzupelnienia? Niech pani powie, do czego doszedl Fandorin?
– Powiem tylko jedno. Wszystko jest o wiele prostsze – niedbale rzucila Waria na odchodnym, poprawila kapelusik i lekkim krokiem ruszyla w strone klubu.
Do trzeciego i ostatecznego szturmu twierdzy szykowano sie przez caly upalny sierpien. Chociaz przygotowania byly otoczone najscislejsza tajemnica, w obozie otwarcie mowiono, ze i ta bitwa wypadnie trzydziestego, w dzien patrona najjasniejszego pana. Od rana do wieczora po okolicznych wzgorzach i dolinach piechota i konnica przerabialy wspolne manewry, drogami dniem i noca podciagano dziala, polowe i obleznicze. Zal bylo patrzec na umeczonych zolnierzykow w przepoconych bluzach i w szarych od kurzu kepi z przeciwslonecznymi chustami, ale ogolnie czulo sie zapal i chec zemsty: dosyc, mowiono, skonczyla sie nasza cierpliwosc, Rosjanin powoli zaprzega, za to szybko jedzie, cala moca niedzwiedziej lapy trzepniemy w koncu dokuczliwa plewnienska muche.
I w klubie, i w oficerskiej kantynie, gdzie stolowala sie Waria, wszyscy zmienili sie w strategow – rysowali schematy, sypali imionami tureckich paszow, zgadywali, skad wyjdzie decydujace uderzenie. Kilka razy przyjechal Sobolew; zachowywal sie powaznie i tajemniczo, w szachy juz nie gral, popatrywal z godnoscia na Warie i nie skarzyl sie juz na zly los. Znajomy sztabowiec szepnal, ze w zblizajacym sie natarciu generalowi-majorowi przypadnie rola moze nie kluczowa, ale bardzo wazna, wiec pod komenda ma teraz cale dwie brygady polaczone w jeden pulk. Zaslugi Michijewila Dmitrycza zostaly w koncu nalezycie docenione.
Wokol panowalo ozywienie, totez Waria z calej mocy probowala sie przejac ogolnym entuzjazmem, ale jakos jej sie to nie udawalo. Prawde mowiac, smiertelnie ja znudzily opowiesci o rezerwach, dyslokacjach i polaczeniach. Do Pieti nadal jej nie wpuszczano, Fandorin chodzil ponury jak noc i na pytania odpowiadal nieartykulowanymi dzwiekami, Zurow pojawial sie tylko w towarzystwie swego patrona, zerkal na Warie wzrokiem pojmanego wilka, stroil zalosne miny do bufetowego Siemiona, ale nie gral w karty i nie domagal sie wina, bo w oddziale Sobolewa dyscyplina panowala zelazna. Huzar poskarzyl sie szeptem na „Zeromka”, ktory wzial w swe rece „cale gospodarstwo” i nikomu nie dawal nawet zipnac. A Michail Dmitrijewicz chronil go i nie pozwalal sprawic mu lania. Niechby juz predzej byl ten szturm.
W ciagu tych wzystkich dni jedynym pocieszajacym wydarzeniem byl powrot d’Evraita, ktory, jak sie okazalo, przesiedzial burze w Kiszyniowie, a ledwie dowiedzial sie o swojej calkowitej rehabilitacji, pospiesznie wrocil na teren dzialan wojennych. Ale i Francuza, ktorego widok bardzo Warie ucieszyl, jak gdyby podmieniono. Nie zabawial jej juz ciekawymi historiami, unikal rozmow o bukaresztenskim incydencie, tylko kropil artykuliki do swojego „Revue”. W ogole Waria czula sie mniej wiecej tak jak w restauracji „Royal”, kiedy mezczyzni, czujac zapach krwi, rzeklbys, zerwali sie ze smyczy i zupelnie zapomnieli o jej istnieniu. Czyz trzeba dluzej dowodzic, ze mezczyzna jest z natury bliski swiatu zwierzat, znacznie wiecej od kobiety majac w sobie pierwiastka zwierzecego, i dlatego pelnowartosciowa odmiana gatunku homo sapiens jest wlasnie kobieta, istota bardziej zlozona, rozwinieta i delikatna. Szkoda tylko, ze nie miala z kim podzielic sie swoimi odkryciami. Siostry milosierdzia na takie slowa tylko w kulak sie smialy, a Fandorin kiwal glowa z roztargnieniem, myslac o czyms innym.
Jednym slowem – nastaly ciezkie i nudne czasy.
O swicie trzydziestego sierpnia Warie obudzilo potworne dudnienie. Zaczela sie kanonada. W przeddzien szturmu Erast Pietrowicz wyjasnil, ze oprocz zwyklego przygotowania artyleryjskiego Turcy zostana poddani presji psychicznej – to nowe slowo w sztuce wojennej. Z pierwszym promieniem slonca, kiedy prawowierni winni odprawic namaz, trzysta rosyjskich i rumunskich dzial zacznie huraganowym ogniem razic tureckie umocnienia, a dokladnie o dziesiatej kanonada sie skonczy. Osman-pasza, oczekujac ataku, posle na pierwsza linie swieze wojska, ale wszystko na nic: sojusznicy nie rusza sie z miejsca i nad polami wokol Plewny zapanuje cisza. O jedenastej zero zero na zdumionych Turkow spadnie nowa burza ognia, ktora bedzie trwala do pierwszej. Nastepnie – znowu cisza. Przeciwnik wyniesie rannych i zabitych, napredce zalata szkody, w miejsce rozbitych armat podciagnie nowe, a szturmu ciagle nie bedzie. U Turkow, ktorzy nie odznaczaja sie mocnymi nerwami i – jak wiadomo – zdolni sa do chwilowych porywow, ale ustepuja w obliczu dlugotrwalego nacisku, naturalna koleja