rzeczy wyniknie zamieszanie, a mozliwe, ze i panika. Na pierwsza linie z pewnoscia podazy cale bisurmanskie naczalstwo i nic nie rozumiejac, bedzie patrzylo przez lornety. Wtedy zas, o czternastej trzydziesci, czeka nieprzyjaciela trzecia fala kanonady, a jeszcze pol godziny pozniej na zmeczonych oczekiwaniem Turkow rusza kolumny szturmowe.

Waria struchlala, stawiajac sie na miejscu nieszczesnych obroncow Plewny. Przeciez to okropne: czekac na rozstrzygniecie godzine, dwie, trzy, i wszystko na darmo. Ona by na pewno nie wytrzymala. Pomyslane chytrze, tego sztabowym geniuszom nie mozna odmowic.

Buch-buch! Buch-buch! – walily ciezkie dziala obleznicze. Buch-buch. Buch! – troche ciszej wtorowaly armaty polowe. Tak bedzie jeszcze dlugo – pomyslala Waria. Warto by cos zjesc.

Dziennikarze, niepowiadomieni o chytrym planie przygotowania artyleryjskiego, wyjechali na pole bitwy jeszcze po ciemku. Co do punktu obserwacyjnego korespondenci musieli zawczasu porozumiec sie z dowodztwem i po dlugich dyskusjach wiekszoscia glosow wybrali wzniesienie polozone miedzy Griwica, centralna pozycja sojusznikow, a szosa lowczanska, za ktora rozciagac sie mialo lewe skrzydlo. Z poczatku wiekszosc dziennikarzy chciala sie usadowic blizej prawego, bo wyraznie zapowiadalo sie, ze glowne uderzenie ruszy wlasnie z tamtej strony, ale McLaughlin i dTvrait odradzili to kolegom. Przedstawili najwazniejszy argument: moze sobie lewe skrzydlo miec nawet drugorzedne znaczenie, ale tam jest Sobolew, co oznacza, ze bez sensacji sie nie obejdzie.

Waria zjadla sniadanie z bladymi, wzdrygajacymi sie przy kazdym wystrzale siostrami i poszla szukac Erasta Pietrowicza. W sztabie nie znalazla radcy tytularnego, w oddziale specjalnym tak samo. Na wszelki wypadek zajrzala do jego namiotu i zobaczyla, ze Fandorin najspokojniej siedzi sobie w rozkladanym fotelu, z ksiazka w reku, popija kawe i kiwa safianowym pantoflem z zagietym czubkiem.

– Kiedyz sie pan wybierze na pole bitwy? – spytala Waria, siadajac na lozku, bo innego miejsca wlasciwie nie bylo.

Erast Pietrowicz wzruszyl ramionami. Jego twarz palala nawet swiezym rumiencem. Obozowe zycie wyraznie sluzylo serbskiemu ochotnikowi.

– Czyzby pan zamierzal siedziec przez caly dzien? D’Evrait powiedzial, ze dzisiejsza walka jest najpotezniejszym w dziejach swiata szturmem pozycji umocnionej. Wiekszym niz zdobycie Kurhanu Malachowskiego na Krymie.

– Ten pani d’Evrait lubi p-przesadzac – odrzekl radca tytularny. – Waterloo i Borodino byly na wieksza skale, nie mowiac o bitwie narodow pod Lipskiem.

– Co z pana za czlowiek! Rozstrzyga sie los Rosji, gina tysiace ludzi, a pan siedzi i czyta ksiazke! Przeciez to niemoralne!

– A patrzec z bezpiecznej odleglosci, jak sie ludzie z-zabijaja, to moralne? – W glosie Erasta Pietrowicza, o dziwo, zadzwieczalo ludzkie uczucie: rozdraznienie. – Slicznie dziekuje, ja ten s-spektakl juz obserwowalem, a nawet w nim uczestniczylem. I nie s-spodobalo mi sie. Wole juz towarzystwo T-tacyta. – Po czym demonstracyjnie wetknal nos w ksiazke.

Waria zerwala sie, tupnela ze zloscia i ruszyl do wyjscia, ale Fandorin rzucil jej na odchodnym:

– Niech pani tam bedzie ostrozna, dobrze? Ani na krok prosze sie nie oddalac z punktu dla k-korespondentow. Bo duzo nie potrzeba.

Zatrzymala sie i ze zdziwieniem obejrzala na Erasta Pietrowicza.

– Martwi sie pan o mnie?

– D-doprawdy, Warwaro Andriejowno, czego pani tam szuka? Najpierw beda dlugo strzelac z armat, potem pobiegna naprzod, p-podniosa sie kleby dymu, nic pani nie zobaczy, tylko uslyszy, jak jedni krzycza „hura!”, a drudzy krzycza z bolu. Bardzo ciekawe. My pracujemy nie tam, t-tylko tutaj.

– Szczur tylowy – przypomniala sobie Waria stosowny do okolicznosci termin i zostawila mizantropa sam na sam z jego Tacytem.

Gorka, na ktorej rozlozyli sie korespondenci i obserwatorzy wojskowi z krajow neutralnych, okazala sie latwa do znalezienia – jeszcze z drogi, calkowicie zapelnionej wozami z amunicja, Waria zobaczyla w oddali biale plotnisko. Kolysalo sie na wietrze, pod nim czerniala spora kupa ludzi – chyba ze sto osob, jesli nie wiecej. Kierujacy ruchem, zachrypniety od krzyku kapitan z czerwona opaska na rekawie, decydujacy, gdzie najpierw dostarczac amunicje, lekko usmiechnal sie do ladnej panny w koronkowym kapelusiku i machnal reka.

– Tam, tam, mademoiselle. I niech pani nigdzie nie zbacza. Do bialej flagi nieprzyjacielska artyleria nie strzela, ale poza nia tylko patrzec, jak walnie pocisk jeden z drugim. Gdzie, gdzie sie pchasz, baranie?! Mowilem ci, czterofuntowe na szosta!

Waria szarpnela lejce spokojnego cisawego konika, pozyczonego z lazaretowej stajni, i ruszyla w strone flagi, z ciekawoscia rozgladajac sie dokola.

Cala dolina ponizej pasma niewysokich wzgorz, za ktorymi zaczynaly sie przedpola Plewny, byla upstrzona dziwnymi wysepkami. To podzielona na kompanie piechota lezala w trawie, oczekujac na rozkaz do ataku. Zolnierze rozmawiali polglosem, od czasu do czasu to stad, to zowad dolatywal nienaturalnie glosny rechot. Oficerowie zebrali sie w kilkuosobowe grupki i palili papierosy. Na Warie, ktora jechala po damsku, patrzyli ze zdziwieniem i niedowierzaniem, jak na istote z innego, nierealnego swiata. Na widok tej ruchomej i brzeczacej doliny Warii zrobilo sie nieswojo. Wyraznie zobaczyla, jak nad zakurzona trawa krazy aniol smierci i naznacza twarze niewidzialnym pietnem.

Uderzyla konika obcasem, zeby szybciej minac te okropna poczekalnie.

Za to w punkcie obserwacyjnym wszyscy byli ozywieni i pelni radosnego oczekiwania. Panowala tu atmosfera pikniku, a ten i ow po prostu siadl przy rozlozonych na ziemi bialych obrusach i z apetytem sie pozywial.

– A ja juz myslalem, ze pani nie przyjedzie! – powital nowo przybyla d’Evrait, tak samo podekscytowany jak wszyscy pozostali. Waria zwrocila uwage, ze na nogach ma swoje slawne rude buciory.

– My tutaj sterczymy od samego switu jak glupcy, a rosyjscy oficerowie zaczeli sciagac dopiero kolo poludnia. Pan Kazantzakis pofatygowal sie raptem kwadrans temu i od niego sie dowiedzielismy, ze szturm zacznie sie dopiero o trzeciej – wesolo paplal dziennikarz. – Widze, ze pani tez wczesniej znala plan bitwy. Nieladnie, mademoiselle Barbara, po starej przyjazni mogla nas pani uprzedzic. Przeciez wstalem o czwartej rano, a to dla mnie gorsze od smierci.

Francuz pomogl pannie zejsc z konia, po czym usadowil ja na skladanym krzesle i zaczal tlumaczyc:

– O tam, na przeciwleglych wzgorzach, sa umocnione stanowiska Turkow. Widzi pani, jak pociski wznosza fontanny ziemi? To sam srodek ich pozycji. Wojska rosyjsko-rumunskie wyciagnely sie rownolegla linia na odcinku pietnastu kilometrow. Mozemy stad ogarnac wzrokiem tylko czesc tej olbrzymiej przestrzeni. Prosze zwrocic uwage na okragly pagorek. Nie, nie ten; o, tamten, gdzie jest bialy namiot. To punkt dowodzenia, tymczasowa kwatera glowna. Jest tam i dowodca zachodniego ugrupowania, ksiaze Karol rumunski, i glownodowodzacy, grand-duc Mikolaj, i sam cesarz Aleksander. Rakiety, wystrzelili rakiety! Piekne widowisko, prawda?!

Nad pustym polem, ktore rozdzielalo wrogie strony, kretymi lukami zarysowaly sie smugi dymu – jak gdyby ktos pocial sfere niebieska na kawalki, tak jak arbuz albo bochen chleba. Waria zadarla glowe i wysoko w gorze zobaczyla trzy kolorowe pilki – jedna blisko, druga troche dalej, nad sztabem cesarskim, trzecia juz w ogole nad samym horyzontem.

– To, Warwaro Andriejowno, sa balony – oznajmil Kazantzakis, ktory akurat do niej podszedl. – Z nich za pomoca flag sygnalowych koryguje sie ogien artylerii.

Patrzec na zandarma bylo jeszcze bardziej przykro niz zwykle. Z ozywieniem chrzescil palcami, nerwowo rozchylal nozdrza. Wampir, poczul zapach ludzkiej krwi. Waria demonstracyjnie przestawila krzeslo nieco dalej, ale podpulkownik jak gdyby nie zauwazyl jej manewru. Podszedl znowu, pokazal palcem w bok, tam gdzie za niewysokimi wzgorzami huczalo nadzwyczaj mocno.

– Nasz wspolny znajomy jak zwykle splatal figla. Zgodnie z rozkazem Sobolew mial za zadanie demonstrowac przed reduta Kriszynska, kiedy glowne sily uderza w centrum. Ale nie wytrzymal, wbrew planowi od rana podjal frontalny atak. Malo, ze oderwal sie od glownych sil i zostal odciety przez turecka konnice, to jeszcze zagrozil powodzeniu calej operacji! No, dostanie za swoje!

Kazantzakis wyjal z kieszeni zloty zegarek, ze wzburzeniem zerwal kepi, przezegnal sie.

– Trzecia! Zaraz zaczna!

Waria obejrzala sie i zobaczyla, ze cala dolina sie ruszyla: wysepki bialych bluz zakolysaly sie, szybko

Вы читаете Gambit turecki
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

1

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату