ignorowac panslawistycznej ekspansji, zagrazajacej poludniowym rubiezom monarchii austro-wegierskiej. Car Aleksander i jego satelici, Rumunia, Serbia i Czarnogora, wyciagneli siedmiusettysieczna zelazna piesc, zbrojna poltora tysiacem armat. I to przeciw komu? – pytamy. Przeciwko zdemoralizowanej armii tureckiej, ktora wedlug najbardziej optymistycznych rachunkow liczy dzis nie wiecej niz 120 tysiecy glodnych, przerazonych zolnierzy?

Panowie, to nie jest smieszne! Trzeba byc strusiem, zeby nie widziec niebezpieczenstwa, jakie zawislo nad cala oswiecona Europa. Zwlekanie rowna sie smierci. Jesli bedziemy z zalozonymi rekami siedziec i patrzec, jak hordy Scytow…

Fandorin odrzucil plaszcz z ramienia, a w jego prawej rece blysnal oksydowana stala maly piekny rewolwer. W tejze sekundzie Mizinow strzelil palcami, do gabinetu zas weszli dwaj zandarmi i wycelowali karabiny w korespondenta.

– Coz to znowu za operetka?! – ryknal Sobolew. – Jakie salam alejkum? Jaki efendi?

Waria obejrzala sie na Charles’a. Ten stal pod sciana, rece mial skrzyzowane na piersi i patrzyl na radce tytularnego z lekko drwiacym usmieszkiem.

– Erascie Pietrewiczu! – wymamrotala Waria. – Przeciez pan pojechal po McLaughlina.

– Owszem, Warwaro Andriejowno, pojechalem do Anglii, ale wcale nie po McLaughlina. W-wiedzialem od poczatku, ze go tam nie ma i byc nie moze.

– Ale nic pan nie powiedzial, kiedy jego cesarska mosc… – Waria ugryzla sie w jezyk, zeby nie wypaplac tajemnicy panstwowej.

– Nie m-moglbym przedstawic zadnych argumentow. A na Zachod mimo wszystko nalezalo pojechac.

– I czegoz sie pan tam dowiedzial?

– Jak nalezalo sie spodziewac, intrygi angielskiego gabinetu nie mialy z tym nic wspolnego. To po pierwsze. Istotnie, w Londynie nas nie lubia. Istotnie, szykuja sie do wielkiej wojny. Ale zabijac poslancow i organizowac dywersje – to juz za duzo. Kloci sie z brytyjskim duchem sportowej rywalizacji. To samo mowil mi hrabia Szuwalow. Odwiedzilem redakcje „Daily Post” i przekonalem sie, ze McLaughlin byl absolutnie niewinny. To po drugie. P-przyjaciele i koledzy wypowiadali sie o Seamusie jako o czlowieku prostolinijnym i niewyrachowanym, krytycznie nastawionym do polityki brytyjskiej i co wiecej, wrecz bliskim irlandzkiemu ruchowi narodowemu. Zaden z niego agent chytrego Disraelego. Wracajac do Rosji – mimo wszystko to po d-drodze – zawadzilem o Paryz, gdzie zatrzymalem sie na pewien czas. Zajrzalem do redakcji „Revue Parisienne”…

D’Evrait poruszyl sie, a wtedy zandarmi podniesli karabiny. Dziennikarz znaczaco pokiwal glowa i schowal rece za siebie, pod faldy podroznego surduta.

– Okazalo sie – jak gdyby nigdy nic ciagnal Erast Pietrewicz – ze slawetnego Charles’a d’Evrait nigdy nie widziano w macierzystej redakcji. To po trzecie. Przysylal swoje znakomite artykuly, szkice i felietony poczta lub telegrafem.

– No i co z tego? – oburzyl sie Sobolew. – Charles nie jest salonowym bawidamkiem, tylko poszukiwaczem przygod.

– Tak, i to przygod znacznie w-wiekszych, niz wasza ekscelencja przypuszcza. Zaczalem przegladac roczniki „Revue Parisienne” i dzieki temu natrafilem na rozne niezwykle zbiegi okolicznosci. Pierwsze publikacje pana d’Evrait nadeszly z Bulgarii dziesiec lat temu – akurat wtedy gubernatorem dunajskiego wilajetu byl Midhat-pasza, przy ktorym sekretarzowal mlody urzednik imieniem Anwar. W tysiac osiemset szescdziesiatym osmym roku d’Evrait nadsyla z Konstantynopola cykl blyskotliwych szkicow o obyczajach dworu sultana. To okres pierwszego wzlotu Midhat-paszy ktory przybyl do stolicy, zeby kierowac Rada Stanu. W rok pozniej reformator zostal honorowo zeslany do dalekiej Mezopotamii, no i swietne pioro jak zaczarowane przenosi sie z Konstantynopola do Bagdadu. Przez trzy lata (a tyle dokladnie Midhat-pasza byl gubernatorem w Iraku) d’Evrait pisze o asyryjskich wykopaliskach, arabskich szejkach i Kanale Sueskim.

– To naciaganie faktow! – ze zloscia przerwal mowiacemu Sobolew. – Charles podrozowal po calym Wschodzie. Pisywal takze z innych miast, ktorych pan nie wymienia, bo nie pasuja do panskiej hipotezy. Na przyklad w siedemdziesiatym trzecim byl ze mna w Chiwie. Razem umieralismy z pragnienia, razem prazylismy sie na sloncu. I zadnego Midhata tam nie bylo, panie sledczy!

– A skad przyjechal do Azji Srodkowej? – spytal generala Fandorin.

– Chyba z Iranu.

– Przypuszczam, ze nie z Iranu, tylko z Iraku. W koncu siedemdziesiatego trzeciego roku gazeta drukuje jego liryczne etiudy o Helladzie. Dlaczego nagle o Helladzie? Ano dlatego, ze patrona naszego Anwar-efendiego przeniesiono w tym czasie do Salonik. Nawiasem mowiac, Warwaro Andriejowno, pamieta pani przedziwna nowelke o starych butach?

Waria skinela glowa, patrzac na Fandorina jak zakleta. Mowil cos zupelnie nie z tej ziemi, ale z jakim przekonaniem, jak pieknie, jak dumnie! A jakac sie przestal zupelnie.

– Mowa jest w niej o statku, ktory zatonal w Zatoce Termajskiej w listopadzie siedemdziesiatego trzeciego roku. A przeciez nad ta zatoka leza Saloniki. Z tegoz artykulu wywnioskowalem, ze w szescdziesiatym siodmym autor przebywal w Sofii, a w siedemdziesiatym pierwszym – w Mezopotamii, poniewaz wlasnie wtedy arabscy koczownicy wyrzneli brytyjska ekspedycje archeologiczna sir Andrew Weyarda. Po Starych butach zaczalem podejrzewac monsieur d’Evraita juz na serio, ale swoimi sprytnymi manewrami niejednokrotnie zbijal mnie z tropu… A teraz – Fandorin schowal rewolwer do kieszeni i obrocil sie w strone Mizinowa – sprobujmy podliczyc straty, ktoresmy poniesli w wyniku dzialan pana Anwara. Monsieur d’Evrait zostal wlaczony do korpusu korespondentow wojennych w koncu czerwca ubieglego roku. Byl to okres zwycieskiej ofensywy naszych wojsk. Rosjanie za Dunajem, armia turecka zdemoralizowana, droga na Sofie, a stamtad i na Konstantynopol, lezy otworem. Oddzial generala Hurki juz zajal przelecz Szypka, klucz do glownego pasma Balkanow. W gruncie rzeczy wojna juz byla wygrana. Ale co dzieje sie potem? W wyniku fatalnej pomylki w szyfrowanej depeszy nasze wojsko zajmuje nikomu niepotrzebny Nikopol, a tymczasem korpus Osman-paszy bez przeszkod wkracza do pustej Plewny i zatrzymuje cala nasza ofensywe. Przypomnijmy okolicznosci tej zagadkowej historii. Szyfrant Jablokow dopuszcza sie ciezkiego przewinienia, zostawiajac na stole tajna depesze. Dlaczego to zrobil? Bo tak uradowala go niespodziewana wiadomosc o przyjezdzie narzeczonej, panny Suworow.

Wszyscy spojrzeli na Warie, ona zas poczula sie czyms w rodzaju dowodu rzeczowego.

– A kto powiadomil Jablokowa o jej przyjezdzie? Dziennikarz d’Evrait. Kiedy nieprzytomny ze szczescia szyfrant wybiegl na dwor, pozostawalo tylko przepisac depesze, zamieniajac w niej „Plewne” na „Nikopol”. Nasz wojskowy szyfr, delikatnie mowiac, nie jest zbyt skomplikowany. D’Evrait wiedzial o planowanym manewrze armii rosyjskiej, bo przy nim opowiedzialem panu, Michaile Dmitrijewiczu, o Osman-paszy. Przypomina pan sobie nasze pierwsze spotkanie?

Sobolew ponuro przytaknal.

– Nastepnie przypomnijmy afere z mitycznym Ali-bejem, z ktorym d’Evrait rzekomo przeprowadzil wywiad. Ten „wywiad” kosztowal nas dwa tysiace zabitych i wowczas armia rosyjska utknela pod Plewna na serio i na dlugo. Sztuczka byla ryzykowna – Anwar nieuchronnie sciagal na siebie podejrzenia, ale nie mial wyjscia. W koncu przeciez Rosjanie mogli zostawic przy Osmanie ubezpieczenie, a glowne sily przesunac dalej na poludnie. Wskutek fiaska pierwszego szturmu nasze dowodztwo przecenilo jednak niebezpieczenstwo grozace ze strony Plewny, totez skierowalo przeciwko temu bulgarskiemu miasteczku cala sile swoich wojsk.

– Chwileczke, Erascie Pietrowiczu, ale przeciez Ali-bej istnial naprawde! – wtracila sie Waria. – Widzieli go w Plewnie nasi zwiadowcy!

– Do tego wrocimy troche pozniej. A teraz przypomnijmy sobie okolicznosci drugiego szturmu Plewny, zakonczonego porazka z winy rumunskiego pulkownika Lucana, ktory zdradzil Turkom nasze plany. Mial pan racje, Lawrientiju Arkadjewiczu, „J” z notesu Lucana – to journaliste, tyle ze nie McLaughlin, ale d’Evrait. Ten zwerbowal rumunskiego fircyka bez wiekszego wysilku – dlugi karciane i niezmierne ambicje uczynily z pulkownika latwa zdobycz. A w Bukareszcie d’Evrait zrecznie wykorzystal panne Suworow, zeby pozbyc sie agenta, ktory stawal sie dlan niebezpieczny. Poza tym przypuszczam, ze Anwar musial wtedy spotkac sie z Osman-pasza. Taka mozliwosc dawalo mu chwilowe wygnanie z zawczasu przygotowana rehabilitacja. Francuskiego korespondenta nie bylo przez miesiac. No i akurat w tym okresie nasz wywiad doniosl, ze wodz turecki ma tajnego doradce, Ali-beja. Ow Ali-bej specjalnie demonstrowal publicznie swoja wielka brode.

Вы читаете Gambit turecki
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

1

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату