Lekarz i sanitariusze nie mogli uczynic dla Erica juz nic wiecej, jak tylko odtransportowac jego zwloki do kostnicy miejskiej. Tam mialy spoczac w lodowce do chwili, az koroner znajdzie czas, by sie nimi zajac. Poniewaz Eric zginal w wypadku, przepisy wymagaly przeprowadzenia sekcji zwlok.

– Cialo bedzie mozna odebrac w ciagu dwudziestu czterech godzin – powiedzial do Rachael jeden z policjantow.

Kobieta usiadla na tylnym siedzeniu jednego z radiowozow, a tymczasem stroze porzadku sporzadzali krotki raport. Potem wyszla z samochodu i znow znalazla sie na sloncu.

Czula sie juz lepiej, wciaz jednak byla odretwiala.

Sanitariusze zaladowali owiniete plotnem zwloki do karetki. W kilku miejscach tkanina byla ciemna od krwi.

Herbert Tuleman czul sie zobowiazany do zapewnienia Rachael opieki i nalegal, by wrocila z nim do biura.

– Musi pani usiasc i wziac sie w garsc – powiedzial, trzymajac dlon na jej ramieniu i marszczac z zatroskaniem swa dobrotliwa twarz.

– Czuje sie dobrze, Herb. Naprawde. Jestem tylko troche wstrzasnieta.

– Napije sie pani troche koniaku. To dobrze pani zrobi. Mam w barku butelke Remy Martina.

– Nie, dziekuje. Sadze, ze bede musiala zajac sie pogrzebem, trzeba wiec zaczac juz cos robic.

Dwoch sanitariuszy zamknelo tylne drzwi karetki i bez pospiechu ruszylo w strone szoferki. Juz nie istniala potrzeba wlaczania sygnalu ani czerwonego „koguta” na dachu. Czas nie odgrywal dla Erica zadnej roli.

– Jesli nie chce pani koniaku, to moze kawy…? – zaproponowal Herb. – Albo po prostu odpocznie pani chwile. Nie sadze, aby szybko mogla pani siasc za kierownica.

Rachael z czuloscia dotknela twardego jak podeszwa policzka mezczyzny. Tuleman caly swoj wolny czas poswiecal zeglarstwu, stad jego skora byla zahartowana i pomarszczona bardziej przez wiatr i slonce niz przez lata zycia.

– Doceniam panska troske. Naprawde doceniam. Ale nic mi nie jest. Wstyd mi tylko, ze tak dobrze to znosze. To znaczy… wcale nie czuje zalu.

Mezczyzna ujal jej dlon.

– Prosze sie nie wstydzic. Eric byl moim klientem, stad wiem, ze… potrafil byc nieznosny.

– Tak.

– Nie dal pani zadnego powodu do zalu.

– Ale caly czas wydaje mi sie, ze to nie wypada pozostawac tak obojetna. A ja przeciez… nic nie czuje.

– Eric nie tylko byl trudnym czlowiekiem, Rachael. Byl rowniez glupcem, skoro nie poznal sie na tym, jaki klejnot ma w pani osobie, i nic nie zrobil, zeby pania zatrzymac.

– Jest pan bardzo mily.

– Nie, Rachael, to prawda. Gdyby nie byla to najszczersza prawda, nie mowilbym tak o swoim kliencie. Zwlaszcza ze odszedl juz z tego swiata.

Karetka odjechala z miejsca wypadku, zabierajac ze soba cialo. Zaprzeczajac wrazeniu, ktore sprawialy do tej pory, czerwcowe promienie slonca odbily sie od bialego lakieru i blyszczacych chromowanych powierzchni zderzakow chlodnym, zimowym wprost swiatlem, jak gdyby zwloki Erica unosil pojazd wykuty z lodowej bryly.

Herb ruszyl wraz z Rachael przez tlum gapiow w strone jej czerwonego mercedesa 560 SL. Kiedy mijali jego biuro, powiedzial:

– Moge poprosic kogos, by odprowadzil samochod Erica do jego domu, zamknal w garazu i zostawil kluczyki u pani.

– Bardzo by mi pan tym pomogl – odparla.

Rachael usiadla za kierownica, zapiela pasy, a wtedy Herb nachylil sie do niej i powiedzial:

– Wkrotce bedziemy musieli porozmawiac o domu.

– Za kilka dni – odrzekla.

– I o przedsiebiorstwie.

– Przez kilka dni wszystko jeszcze bedzie bieglo swoim torem, prawda?

– Oczywiscie. Mamy poniedzialek. Czy mozemy sie umowic, ze przyjedzie pani do mojego biura w piatek rano? Bedzie wiec pani miala cztery dni na… dostosowanie sie do nowej sytuacji.

– W porzadku.

– O dziesiatej?

– Dobrze.

– Czy na pewno nic pani nie jest?

– Na pewno – odrzekla Rachael i ruszyla.

Dojechala do domu bez przeszkod, aczkolwiek wszystko widziala zamglone jak we snie.

Mieszkala w oryginalnym parterowym domu w Placentia. Byly tam trzy sypialnie i mnostwo atrakcji, takich jak francuskie okna, wykuszowe laweczki, kasetonowe sufity oraz kominek. Wynajela go, placac z gory, rok temu, kiedy odeszla od Erica. Jej dom bardzo roznil sie od tego w Villa Park, ktory wybudowano na polhektarowym obszarze wypielegnowanych do przesady gruntow i w ktorym nie brakowalo zadnych luksusow. Jednakze Rachael wolala swoj przytulny domek niz jego okazala rezydencje w stylu hiszpanskim nie tylko dlatego, ze rozmiarami wydawal sie duzo bardziej dostosowany do potrzeb czlowieka, ale rowniez w zwiazku z licznymi zlymi wspomnieniami, ktore kladly sie cieniem na Villa Park.

Kobieta zdjela poplamiona krwia blekitna sukienke, umyla rece i twarz, uczesala sie i poprawila delikatny makijaz. Przyziemne czynnosci doprowadzania sie do porzadku zaczely powoli dzialac na nia uspokajajaco. Rece juz sie jej nie trzesly. Choc w glebi duszy czula zimna pustke, to jednak drgawki ustapily.

Ubrala sie w jeden z nielicznych u niej ciemnych kompletow – szary kostium o odcieniu wegla drzewnego i jasnoszara bluzke. Nie byl to najodpowiedniejszy stroj na goracy letni dzien. Nastepnie zadzwonila do firmy pogrzebowej braci Attison, ktora cieszyla sie w okolicy najlepsza renoma. Upewnila sie, ze beda ja mogli przyjac, i zaraz pojechala do imponujacego architektonicznym rozmachem domu pogrzebowego w Yorba Lirida.

Nigdy przedtem nie zalatwiala tego typu spraw i nigdy nie wyobrazala sobie, ze w takim doswiadczeniu moga sie kryc elementy komiczne. Ale gdy weszla do biura Paula Attisona i usiadla w jego lagodnie oswietlonym wnetrzu, wylozonym ciemna drewniana boazeria, o podlodze pokrytej pluszowa wykladzina, w ktorym panowala niesamowita cisza, gdy uslyszala, ze mowi on o sobie „zalobny doradca”, zakwalifikowala cala sytuacje jako tragikomiczna, zabarwiona czarnym humorem. Kazdy szczegol byl tu dopracowany i z zalozenia ponury, a atmosfera tak pelna szacunku i skrepowania, ze az sztuczna. Uprzejmosc Attisona byla sluzalcza i niezreczna, stanowcza i wykalkulowana, ale ku swemu zdziwieniu Rachael zauwazyla, ze mimowolnie podjela gre, odpowiada na jego kondolencje i frazesy, a nawet sama wyglasza komunaly. Poczula sie jak schwytany w pulapke przez kiepskiego dramatopisarza aktor, ktory w zlej sztuce musi wypowiadac swe drewniane kwestie, gdyz mniej zenujace jest dotrwanie do konca trzeciego aktu niz zejscie ze sceny w trakcie przedstawienia. W dodatku, jakby chcac uwiarygodnic swoj tytul „zalobnego doradcy”, Attison nazywal urne na prochy „wiecznym schronieniem”, garderobe wkladana na nieboszczyka przed spaleniem zwlok – „ostatnimi szatami”, balsamowanie – „przygotowaniami do zachowania w dobrym stanie”, grob zas – „miejscem spoczynku”.

Chociaz to, w czym uczestniczyla, wypelnione bylo po brzegi makabrycznym humorem, Rachael nie byla zdolna usmiechnac sie nawet wtedy, gdy wreszcie po dwoch godzinach opuscila zaklad pogrzebowy i znow siedziala w swym aucie. Zwykle przepadala za czarnym humorem, gdyz pozwalal drwic ze smiertelnie powaznych aspektow zycia. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj daleko jej bylo do zartow. Jej ponury nastroj nie byl spowodowany ani zalem, ani rodzajem smutku, ani troska, jak poradzi sobie jako wdowa. Przyczyna stanu jej ducha nie byl takze przezyty szok czy niemila konstatacja, ze smierc czyha na czlowieka nawet w sloneczny, jasny dzien. Przez caly czas, gdy zajmowala sie szczegolami dotyczacymi pogrzebu, a takze pozniej, gdy wrocila do domu i dzwonila do znajomych oraz wspolpracownikow Erica, aby przekazac im tragiczna wiadomosc, nie mogla zrozumiec, dlaczego wciaz zachowuje taka powage.

Wreszcie, a bylo juz pozne popoludnie, dotarlo do niej, ze nie nalezy sie dluzej oszukiwac, ze przyczyna przygnebienia jest… strach. Starala sie odrzucic przeczucie tego, co mialo nadejsc, probowala nie myslec o tym i nawet jej sie to udawalo. Ale w glebi duszy wiedziala… Wiedziala…

Obeszla dom, sprawdzajac, czy okna i drzwi sa dobrze zamkniete. Potem opuscila zaluzje i zaciagnela zaslony.

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату