O wpol do szostej przelaczyla telefon na automatyczna sekretarke. Zaczynali bowiem dzwonic dziennikarze i domagac sie wypowiedzi od wdowy po Wielkim Czlowieku. Nie miala do nich cierpliwosci, bez wzgledu na to, czy byli z prasy, z radia czy z telewizji. W domu panowal nieprzyjemny chlod, wlaczyla wiec ogrzewanie. Ale zapadla tak gleboka cisza, ze nie mogla jej zniesc. Przedtem monotonny szum klimatyzatora i okazjonalne dzwonienie telefonu wystarczaly, by nie czula sie jak w gluchym, ponurym biurze Paula Attisona.
Teraz brak dzwiekow przyprawial ja o gesia skorke. Wlaczyla wiec wzmacniacz i tuner, a nastepnie zlapala stacje, ktora nadawala muzyke lekka. Przez chwile stala z zamknietymi oczami przy kolumnach i kolysala sie w takt spiewanej przez Johnny’ego Mathisa piosenki Chances Are. Pozniej przekrecila potencjometr tak, by muzyke bylo slychac w calym domu.
W kuchni odpakowala tabliczke deserowej czekolady, ulamala kawalek i polozyla go na bialym spodku. Nastepnie otworzyla mala butelke wytrawnego szampana, wyjela z szafki kieliszek i zabrala to wszystko ze soba do lazienki.
W radiu Sinatra spiewal Days of Wine and Roses.
Rachael puscila do wanny goraca, taka jaka najbardziej lubila, wode i dodala do niej niewielka ilosc olejku jasminowego. Potem rozebrala sie. Ale gdy chciala wejsc do wanny, poczula przyspieszone bicie serca. Powrocila trwoga, ktora w ostatnich minutach jakby sie oddalila. Kobieta zamknela oczy i zaczela powoli, gleboko oddychac, starajac sie uspokoic. Mowila sobie, ze zachowuje sie jak dziecko, ale nie skutkowalo.
Naga wyszla do sypialni i z gornej szuflady szafki nocnej wyjela pistolet kalibru 32. Sprawdzila magazynek, by upewnic sie, czy jest naladowany. Odbezpieczyla go i wziela ze soba do lazienki, gdzie polozyla na wykladanej granatowymi plytkami podlodze, tuz obok szampana i czekolady.
Andy Williams spiewal Moon River.
Krzywiac z bolu twarz, weszla do goracej kapieli i usiadla, a woda zakryla wieksza czesc wypuklosci jej piersi. Z poczatku szczypala ja skora, potem przyzwyczaila sie do temperatury. Goraca woda dzialala kojaco, przenikala do wnetrza jej kosci i w koncu Rachael pozbyla sie tego chlodu, ktory dreczyl ja juz od osmiu prawie godzin, od chwili kiedy Eric wyskoczyl wprost pod nadjezdzajaca ciezarowke.
Odgryzla kawalek czekolady i trzymala go w ustach tak dlugo, az sie powoli rozpuscil.
Starala sie nie myslec. Probowala skupic sie wylacznie na nie angazujacej umyslu przyjemnosci kapieli w goracej wodzie. Chciala pozostac bierna i tylko czuc, ze istnieje.
Oparla sie plecami o scianke wanny, rozkoszowala smakiem czekolady i zapachem jasminu, ktory unosil sie wraz z para wodna. Po uplywie kilku minut otworzyla oczy i z zimnej jak lod buteleczki nalala sobie do kieliszka szampana. Jego gorzki smak byl wspanialym uzupelnieniem slodyczy, ktora wciaz miala na jezyku, oraz glosu Sinatry, nucacego nostalgiczne, lzawo-melancholijne strofy It Was a Very Good Year.
Ten relaksujacy rytual stanowil dla Rachael wazna, moze nawet najwazniejsza, czesc dnia. Czasami zamiast czekolady ulamywala sobie kawalek ostrego sera, a szampana zastepowala kieliszkiem Chardonnaya. Nierzadko zadowalala sie garscia orzeszkow ziemnych, ktore kupowala w ekskluzywnym sklepie w Costa Mesa, i butelka mocno schlodzonego piwa marki Heineken lub Beck’s. Niezaleznie jednak od tego, na co miala danego dnia ochote, zawsze spozywala to powoli, po kawalku, malymi lyczkami, delektujac sie swoimi przysmakami, rozkoszujac sie ich smakiem, zapachem i wygladem.
Byla kobieta, ktora lubila czerpac przyjemnosci z dnia powszedniego.
Benny Shadway, mezczyzna, ktorego Eric uwazal za kochanka Rachael, twierdzil, ze w zasadzie istnieja cztery rodzaje ludzi: zyjacy przeszloscia, terazniejszoscia, przyszloscia oraz niezdecydowani. Ci zyjacy przyszloscia nie dbaja o sprawy doczesne, nie interesuja sie tez tym, co minelo. Martwia sie za to o dzien jutrzejszy, antycypuja problemy i katastrofy, ktore moglyby sie na nich zwalic, chociaz niektorzy z nich to bardziej niezaradni marzyciele niz pesymisci. Wygladaja tego, co przyniesie przyszlosc, gdyz sa bezpodstawnie przekonani, ze juz wkrotce los sie do nich usmiechnie, bo tak byc powinno. Zdarzaja sie wsrod nich tytani pracy, urodzeni po to, by wyznaczac sobie wciaz nowe cele i osiagac je, ludzie, ktorzy wierza, iz przyszlosc oraz szansa na sukces to jedno i to samo.
Do nich zaliczal sie Eric. Wciaz rozwazal jakies problemy i wynajdywal sobie rozne zadania i wyzwania. Absolutnie nudzila go przeszlosc, a gdy czasami mial do czynienia ze sprawami dnia codziennego, tracil cierpliwosc.
Z kolei ludzie zyjacy terazniejszoscia przeznaczaja wiekszosc swojej energii i zainteresowan na radosci i smutki chwili. Niektorzy z nich to zwykli prozniacy, zbyt leniwi, by pomyslec o jutrze, a co dopiero, by zaplanowac przyszlosc. Nieszczescia czesto ich zaskakuja, gdyz maja trudnosci ze zrozumieniem, iz sukces nie trwa wiecznie. A doznawszy niepowodzenia, zwykle wpadaja w czarna rozpacz, poniewaz nie sa zdolni do podjecia dzialan, ktore kiedys, w przyszlosci, uwolnilyby ich od trosk. Jednakze wedlug tej klasyfikacji istnial jeszcze drugi typ ludzi zyjacych terazniejszoscia – pracusie, ktorzy byli niezwykle wydajni, uczciwie wykonywali swoja robote i dochodzili w niej do mistrzostwa. Czlowiekiem tego pokroju mogl byc na przyklad stolarz wykonujacy meble artystyczne i dbajacy o swa marke. Taki nie bedzie niecierpliwie wygladal ostatecznego zmontowania wszystkich elementow, ale calkowicie i z luboscia poswieci sie precyzyjnemu formowaniu oraz wykanczaniu kazdej drewnianej nogi lub poreczy krzesla, frontowej czesci szuflady, kazdej galki czy framugi drzwi w chinskiej altanie. Najwieksza satysfakcje czerpac bedzie z samego procesu tworzenia, nie zas z jego rezultatow.
Zgodnie z tym, co twierdzil Benny, ludzie zyjacy terazniejszoscia latwiej niz inni znajduja proste rozwiazania roznych problemow, gdyz nie roztrzasaja tego, co bylo lub moze nadejsc, lecz mysla wylacznie o tym, co jest w danej chwili. Oni rowniez najbardziej reaguja na doznania zmyslowe i „chwytajac dzien”, maja przewaznie wiecej przyjemnosci i radosci z zycia niz osobnicy zorientowani na przeszlosc lub przyszlosc.
– Nalezysz do najlepszej podgrupy ludzi zyjacych terazniejszoscia – powiedzial kiedys Benny do Rachael, gdy jedli obiad w chinskiej restauracji. – Przygotowujesz sie na to, co moze nastapic, ale nigdy kosztem utraty lacznosci z tym, co jest aktualne. I z takim wdziekiem potrafisz zostawic przeszlosc za soba.
A wtedy ona odrzekla:
– Och, zamknij sie i jedz swoje moo goo gai pan.
Wlasciwie to, co powiedzial Benny, bylo prawda. Porzuciwszy Erica, zapisala sie na piec popularnych kursow doksztalcajacych z zakresu organizacji i zarzadzania. Zamierzala podjac wlasna dzialalnosc gospodarcza. Na poczatek moze otworzylaby sklep z damska odzieza niewymiarowa. Byloby to miejsce jednoczesnie dramatyczne i komiczne. Bylby to butik, o ktorym mowiloby sie, ze jest nie tylko miejscem, gdzie mozna nabyc porzadne ubrania i bielizne, lecz rowniez ciekawym doswiadczeniem. W koncu Rachael studiowala teatrologie na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles i na krotko przedtem, zanim na jednej z akademickich uroczystosci poznala Erica, uzyskala tytul magistra nauk humanistycznych. I chociaz nie interesowalo jej aktorstwo, to jednak miala prawdziwy talent, jesli chodzi o projektowanie kostiumow i dekoracji. Moglo to byc bardzo przydatne w stworzeniu niezwyklego wystroju wnetrza sklepu i osiagnieciu dzieki temu lepszych wynikow handlowych. Na razie jednak nie mogla sie zdecydowac ani na podjecie studiow doktoranckich, ani na otworzenie wlasnego interesu. Tkwila korzeniami w terazniejszosci, zbierala doswiadczenia i pomysly i czekala cierpliwie na chwile, kiedy jej plany po prostu… sie skrystalizuja. Co do przeszlosci – no coz, ogladanie sie na przyjemnosci dnia wczorajszego grozilo rozminieciem sie z przyjemnosciami chwili, rozmyslanie zas nad minionymi cierpieniami i tragediami bylo niepotrzebna strata czasu i energii.
Teraz, gdy ociezala odpoczywala w goracej kapieli, Rachael zaczerpnela gleboko powietrza, w ktorym wciaz unosil sie zapach jasminowego olejku.
Zaczela cichutko nucic wraz z Johnnym Mathisem spiewajacym I’ll Be Seeing You.
Znow wziela do ust kawalek czekolady. Popila szampanem.
Nieprzerwanie starala sie byc odprezona, bierna, odizolowana od rzeczywistosci, w nastroju typowym dla kalifornijskiego lekkoducha.
Przez jakis czas wydawalo jej sie, ze jest calkowicie zrelaksowana, i dopiero gdy zadzwieczal dzwonek u drzwi, zdala sobie sprawe, ze jej ucieczka od rzeczywistosci byla pozorna. Kiedy tylko przez usypiajaca muzyke dotarto do niej dzwonienie, usiadla prosto w wannie, serce zabilo jej mocno i w takiej panice zlapala pistolet, ze przewrocila przy tym kieliszek z szampanem.
Nastepnie wyszla z kapieli, wlozyla blekitny szlafrok i powoli, trzymajac w rece pistolet lufa skierowany w dol, poszla przez pelen cieni dom do drzwi wejsciowych. Mysl o tym, ze ma je otworzyc, napawala ja przerazeniem, jednoczesnie nie mogla oprzec sie sile, ktora pchala ja w kierunku drzwi. Czula sie jak w transie, jak gdyby przyzywal ja hipnotyzujacy glos jakiegos medium.
Zatrzymala sie przy sprzecie stereofonicznym, by go wylaczyc. Cisza, ktora zalegla, miala zlowieszczy charakter.