Wyglad biura Everetta Kordella stanowil dla Rachael dowod, ze koroner byl czlowiekiem obowiazkowym i starannym az do przesady. Biurka nie zawalaly zadne papiery, ksiazki czy akta. Bibularz byl nowy, czysty, nie uzywany. Wszystkie akcesoria – uchwyty na dlugopisy, noz do otwierania korespondencji, pojemnik na papiery i oprawione w srebrne ramki zdjecia rodzinne, mialy na biurku swoje starannie dobrane miejsce. Na polkach za plecami Kordella widnialo dwiescie czy trzysta ksiazek, ustawionych tak rowno, ze wygladaly jak atrapy. Dyplomy i dwa schematy anatomiczne zdobiace pozostale sciany byly rowniez tak wzgledem siebie dopasowane, ze Rachael zastanowila sie, czy koroner nie sprawdza co rano z pomoca linijki i pionu, czy na pewno wisza prosto.

Dbalosc Kordella o lad i porzadek widoczna byla takze w jego wlasnym wygladzie. Ten wysoki, troche zbyt szczuply, mezczyzna okolo piecdziesiatki mial twarz ascetyczna, o ostrych rysach i jasno-brazowych oczach. Jego szpakowate wlosy byly krotko ostrzyzone i starannie uczesane. Dlugie palce rak, osobliwie wychudle, kojarzyly sie z kosciotrupem. Biala czysta koszula nasuwala przypuszczenie, ze prano ja piec minut temu, a kanty ciemnobrazowych spodni byly tak ostre, ze prawie swiecily odbitym swiatlem lampy jarzeniowej.

Gdy Rachael i Benny usadowili sie w krzeslach z ciemnej sosny o zielonych skorzanych obiciach, Kordell obszedl swoje biurko i usiadl za nim.

– Jest mi bardzo przykro, pani Leben, ze musze do tego, co pani dzisiaj przezyla, dolozyc jeszcze to brzemie. Wiem, ze nie mam dla siebie usprawiedliwienia. Prosze jednakze pozwolic, ze jeszcze raz wyraze swoj zal i przeprosze pania, choc doskonale rozumiem, ze to nie zmieni pani ciezkiej sytuacji. Czy dobrze sie pani czuje? Moze szklanke wody lub czegos innego?

– Czuje sie dobrze – odpowiedziala Rachael, choc w rzeczywistosci nigdy nie czula sie gorzej.

Ben wyciagnal ramie i objal ja, by dodac jej otuchy. Slodki Benny, mozna na nim polegac. Byla wdzieczna, ze siedzial teraz przy niej. Ze swoimi siedemdziesiecioma kilkoma kilogramami wagi i stu siedemdziesiecioma centymetrami wzrostu nie nalezal do kolosow. Mial ciemne wlosy, brazowe oczy i sympatyczna, choc pospolita twarz. Reprezentowal typ czlowieka, ktory latwo moze zniknac w tlumie, a na przyjeciu nikt nie zwroci na niego uwagi. Jednakze kiedy tylko zaczynal cos mowic swoim lagodnym glosem, gdy poruszal sie z niezwyklym wdziekiem albo po prostu patrzyl przenikliwym wzrokiem, natychmiast stawaly sie widoczne jego wrazliwosc i inteligencja. Mimo calej lagodnosci tkwila w nim lwia moc i przy jego boku wszystko wydawalo sie latwiejsze. Wahala sie tylko, czy nalezy wciagac go w cala te historie.

– Nie bardzo rozumiem, co sie tutaj stalo – powiedziala do koronera.

Obawiam sie, ze wiem wiecej niz Kordell, pomyslala.

– Bede z pania absolutnie szczery – odrzekl koroner. – Nie mam innego wyboru. – Westchnal i pokrecil glowa z niedowierzaniem, ze cos takiego bylo w ogole mozliwe. Potem zamrugal oczami, zmarszczyl brwi i zwrocil sie do Bena. – Pan jest moze adwokatem pani Leben?

– Jestem tylko starym przyjacielem – odpowiedzial Benny.

– Naprawde?

– Jestem tu, by podtrzymac ja na duchu.

– Tak, mam nadzieje, ze adwokaci nie beda nam potrzebni – oznajmil Kordell.

– Moze mi pan wierzyc, ze nie mam najmniejszego zamiaru radzic sie w tej sprawie prawnikow – zapewnila go Rachael.

Koroner kiwnal posepnie glowa, najwyrazniej nie przekonany co do jej szczerosci.

– Zwykle nie ma mnie w biurze o tej porze. – Byl poniedzialek, dwudziesta pierwsza trzydziesci. – Kiedy praca nieoczekiwanie przedluza sie i trzeba jeszcze wykonac wieczorem jakas sekcje, zwykle powierzam ja jednemu z moich asystentow. Wyjatek czynie, gdy chodzi o zwloki jakiejs waznej osobistosci lub przypadek dziwnej, niezwyklej smierci. W takich sytuacjach, ze wzgledu na zainteresowanie zarowno srodkow przekazu, jak i politykow, wole nie polegac na swoich podwladnych. I jesli trzeba sekcje zrobic w nocy, zostaje po godzinach. Pani maz byl oczywiscie bardzo wazna osobistoscia.

Rachael kiwnela glowa, gdyz wydalo jej sie, ze Kordell oczekuje reakcji. Nie odwazyla sie cokolwiek powiedziec. Przez caly czas, od kiedy dowiedziala sie o zniknieciu zwlok, strach pulsowal w niej ze zmienna sila. Teraz odczuwala najwieksze jego natezenie.

– Cialo przywieziono do kostnicy o dwunastej czternascie – kontynuowal Kordell. – Poniewaz zakonczylismy juz przyjecia, a ja mialem po poludniu wyglosic odczyt, polecilem jednemu z moich asystentow, by zajal sie zmarlymi wedlug kolejnosci zapisow w ksiazce przyjec, a sam zaplanowalem sekcje zwlok pani meza na osiemnasta trzydziesci. – Dotknal kciukami skroni i pomasowal je, krzywiac sie przy tym, jak gdyby powrot do tych wydarzen przyprawial go o bol glowy. – Kiedy przygotowalem juz stol, poslalem asystenta, by przywiozl cialo doktora Lebena z chlodni… ale on nie mogl go znalezc.

– Moze zostawiono je w innym miejscu? – spytal Benny.

– Odkad tu pracuje, takie rzeczy zdarzaly sie nadzwyczaj rzadko – powiedzial Kordell z lekkim przeblyskiem dumy. – Ale nawet w tych kilku wypadkach, gdy zwloki zostawiono w innym miejscu, na niewlasciwym stole, nie w tej co trzeba szufladzie lub pomylono identyfikatory, zawsze odnajdywalismy je w ciagu pieciu minut.

– Tylko nie dzis – dorzucil Benny.

– Szukalismy prawie godzine. Wszedzie. Absolutnie wszedzie. – Kordell byl wyraznie zmartwiony. – Nic z tego nie rozumiem. Nic a nic. Zgodnie z nasza procedura taka historia nie miala prawa sie wydarzyc.

Rachael zdala sobie nagle sprawe, ze tak mocno zaciskala w garsci torebke, az pobielaly jej paznokcie. Rozluznila uchwyt, starajac sie odprezyc. Potem zamknela powieki i opuscila glowe, obawiajac sie, ze z jej oczu obaj mezczyzni moga wyczytac straszliwa prawde. Miala nadzieje, iz zrozumieja to jako reakcje na zatrwazajaca wiesc, ktora ich tutaj sprowadzila.

Przez oddzielajaca ja teraz od reszty swiata ciemnosc uslyszala glos Bena:

– Doktorze Kordell, czy istnieje taka ewentualnosc, ze cialo doktora Lebena zostalo przez pomylke dostarczone do prywatnego zakladu pogrzebowego?

– Powiedziano nam, ze przygotowaniami do pogrzebu zajmuje sie firma braci Attisonow i oczywiscie zadzwonilismy do nich w sprawie zwlok. Podejrzewalismy, ze moze ktos od nich przyjechal po cialo doktora Lebena, a nasz pracownik przez roztargnienie wydal je bez zaswiadczenia o wykonaniu sekcji. Jednakze Attisonowie twierdza, ze nie odbierali od nas zwlok, czekajac, az sami po nich zadzwonimy.

– Mialem na mysli sytuacje, kiedy – w zwiazku z mylna identyfikacja zwlok – wydawane sa one zakladowi pogrzebowemu jako nalezace do kogos zupelnie innego – powiedzial Benny.

– To kolejna ewentualnosc, ktora – zapewniam pana – sprawdzilismy z nalezyta dokladnoscia. Zaraz po tym, jak o dwunastej czternascie dostarczono zwloki doktora Lebena, wyslalismy do prywatnych zakladow pogrzebowych cztery inne ciala. Razem z nimi pojechali nasi pracownicy, by potwierdzic tozsamosc zmarlych dla unikniecia pomylki. Zadne z tych cial nie nalezalo do doktora Lebena.

– A wiec coz pan podejrzewa? – spytal Benny.

Rachael sluchala ich makabrycznej rozmowy z zamknietymi oczami. Pograzyla sie w absolutnej ciemnosci i stopniowo zaczynalo jej sie wydawac, ze spi, a glosy obu mezczyzn sa mesmerycznymi glosami zjaw ze zlego snu.

– To brzmi niewiarygodnie, ale nie pozostalo nam nic innego, jak przyjac, ze cialo zostalo skradzione – powiedzial Kordell.

Rachael wielkim wysilkiem i raczej bez powodzenia starala sie nie dopuszczac do siebie przerazajacych obrazow, ktore zaczela wlasnie widziec oczyma wyobrazni.

– Dzwonil pan na policje? – spytal Benny.

– Tak. Kiedy tylko doszlismy do przekonania, ze jedynie kradziez wchodzi w rachube, powiadomilismy ich o wszystkim. Sa teraz na dole, w chlodni, i oczywiscie chca z pania rozmawiac, pani Leben.

Od strony Everetta Kordella dobiegl Rachael delikatny, rytmiczny odglos tarcia. Otworzyla oczy. Koroner wsuwal i wysuwal z futeralu nozyk do otwierania korespondencji. Znow spuscila powieki.

Ponownie odezwal sie Benny:

– Czy wasze srodki bezpieczenstwa sa tak niedoskonale, ze ktos z ulicy mogl sie tu wslizgnac i ukrasc zwloki?

– Alez skad! – zapewnil Kordell. – Jeszcze nic takiego sie nie zdarzylo! Doprawdy trudno mi to wyjasnic. Oczywiscie, ktos, komu bardzo by na tym zalezalo, zapewne znalazlby sposob, by ominac nasze zabezpieczenia, ale nie byloby to latwe do wykonania. Prosze mi wierzyc.

– Ale nie wyklucza pan takiej mozliwosci – powiedzial Benny.

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату