Tarcie ucichlo. Po dzwiekach, ktore teraz do niej docieraly, Rachael zorientowala sie, ze Kordell w zdenerwowaniu przesuwa po blacie biurka oprawne w srebrne ramki zdjecia.
Skoncentrowala sie na tym wyobrazeniu, by odegnac od siebie szalone obrazy, ktore niestrudzenie podsuwala jej chytra wyobraznia.
– Proponuje – oznajmil Everett Kordell – zebyscie panstwo zeszli ze mna do chlodni. Sami zobaczycie, jak szczelny jest nasz system zabezpieczen i jak trudno byloby go przelamac. Pani Leben, czy czuje sie pani na silach, by obejrzec kostnice?
Rachael otworzyla oczy. Obaj mezczyzni patrzyli na nia zatroskani. Skinela glowa.
– Czy jest pani tego pewna? – spytal Kordell, wstajac i wychodzac zza biurka. – Prosze zrozumiec, ze ja nie nalegam. Ale bardzo by mi ulzylo, gdyby sie pani osobiscie przekonala, jak jestesmy zapobiegliwi i jak sumiennie wykonujemy nasze obowiazki.
– Czuje sie dobrze – zapewnila Rachael.
Koroner dostrzegl na swym rekawie krotka czarna nitke, strzepnal ja i ruszyl w kierunku drzwi.
Rachael podniosla sie z krzesla i chciala pojsc za nim, ale nagle zakrecilo jej sie w glowie. Zachwiala sie.
Benny wzial ja pod ramie i przytrzymal.
– Ta wycieczka nie jest konieczna.
– Jest – powiedziala ponuro. – Jest konieczna. Musze to obejrzec. Musze wiedziec.
Benny spojrzal na nia zdziwiony, ale nie mogl spotkac jej wzroku. Czul, ze cos jest nie tak, cos wiecej niz smierc Erica i znikniecie jego zwlok. Nie rozumial jednak, o co chodzi, i jego zaintrygowanie roslo.
Rachael chciala pokonac strach i nie angazowac Bena w te przykra sprawe, ale nie potrafila przekonujaco klamac, a poza tym wiedziala, ze Benny juz od pierwszej chwili, gdy do niej przyjechal, jest swiadom jej leku. Ten wierny przyjaciel byl tylez zaintrygowany, co zaniepokojony. Postanowil, ze zostanie przy niej, co akurat najmniej jej w tej chwili odpowiadalo, ale nic nie mogla na to poradzic. Pozniej jednak bedzie musiala jakos pozbyc sie Bena. Wprawdzie jego pomoc bylaby nieoceniona, jednakze nie miala prawa wciagac go w te niebezpieczna historie i ryzykowac jego zycie, tak jak ryzykowala swoje.
A teraz trzeba zobaczyc, gdzie lezaly zmasakrowane zwloki Erica. Miala nadzieje, ze lepsze zrozumienie okolicznosci ich znikniecia rozproszy jej najgorsze obawy. Musiala zebrac w sobie wszystkie sily, by ruszyc na obchod kostnicy.
Wyszli z biura i zeszli na dol, gdzie przechowywana jest smierc.
Szeroki, pokryty jasnoszarymi plytkami korytarz konczyl sie ciezkimi metalowymi drzwiami. We wnece po prawej stronie siedzial ubrany w bialy fartuch czlowiek. Gdy zobaczyl nadchodzacych Kordella, Rachael i Bena, wstal i wyciagnal z kieszeni komplet dzwoniacych glosno kluczy.
– To jest jedyne wewnetrzne wejscie do chlodni – powiedzial Kordell – Drzwi sa zawsze zamkniete. Zgadza sie, Walt?
– Absolutnie – odparl mezczyzna. – Czy chce pan wejsc do srodka, doktorze?
– Tak.
Kiedy Walt wsuwal klucz do zamka, Rachael zobaczyla mala iskierke wyladowania elektrycznego.
– Caly czas, dwadziescia cztery godziny na dobe przez siedem dni w tygodniu, Walt albo ktos inny z pracownikow siedzi na warcie. Nikt nie moze sam wejsc do srodka. Wszystkich wchodzacych zapisuje sie w zeszycie.
Szerokie drzwi otwarly sie i Walt przytrzymal je, by mogli przejsc. W chlodni zimne powietrze pachnialo srodkami odkazajacymi i czyms nieokreslonym, w kazdym razie czyms ostrym i gryzacym. Ten drugi zapach byl mniej intensywny. Drzwi zamknely sie za nimi, skrzypiac lekko, a dzwiek ten zdawal sie przenikac Rachael do szpiku kosci. Uslyszeli jeszcze za plecami gluche hukniecie, gdy wejscie zamknelo sie automatycznie.
Dwoje podwojnych otwartych drzwi prowadzilo do duzych pomieszczen po obu stronach chlodnego korytarza. Na jego koncu znajdowal sie czwarty, metalowy portal, taki sam jak ten, przez ktory wlasnie weszli.
– Panstwo pozwola, ze teraz pokaze jedyne wejscie do chlodni z zewnatrz. Tutaj podjezdzaja karawany i karetki – powiedzial Kordell, prowadzac ich w strone drzwi.
Rachael szla za nim, choc samo przebywanie w miejscu, gdzie przetrzymywano smierc, gdzie do niedawna jeszcze znajdowalo sie cialo Erica, sprawilo, ze nogi miala jak z waty, a na czole i plecach czula obfity pot.
– Prosze chwile zaczekac – odezwal sie Benny.
Odwrocil sie w strone drzwi, ktorymi weszli, nacisnal klamke i otworzyl je. Walt, ktory wlasnie wracal na swoje miejsce po drugiej stronie, spojrzal na niego zdziwiony. Ben puscil drzwi i pozwolil, by ponownie zamknely sie z hukiem.
– Chociaz zawsze sa zamkniete od zewnatrz, to jednak mozna je otworzyc od wewnatrz?
– Zgadza sie. Oczywiscie – odpowiedzial Kordell. – To byloby zbyt skomplikowane, gdyby przy wychodzeniu nalezalo wzywac straznika do otwarcia drzwi. Zreszta nie mozemy ryzykowac zamkniecia tu kogos na dobre w jakiejs awaryjnej sytuacji, jak na przyklad pozar czy trzesienie ziemi.
Ich kroki odbijaly sie zlowrogim echem od swiezo wypolerowanych plytek, gdy zaczeli kontynuowac obchod kostnicy i zblizali sie do drugiego wejscia na koncu korytarza. Mineli dwa pomieszczenia i w sali po lewej stronie Rachael ujrzala kilka osob. Stali, poruszali sie i rozmawiali przyciszonymi glosami w blasku ostrego, zimnego swiatla lamp jarzeniowych. Byli to pracownicy kostnicy ubrani w biale fartuchy, tegi mezczyzna w bezowych spodniach i sportowej marynarce w bezowo-zolto-czerwono-zielona krate oraz dwoch ludzi w czarnych garniturach, ktorzy rowniez spojrzeli na Rachael.
Kobieta dostrzegla takze trzy martwe ciala, lezace pod bialymi przescieradlami na stolach z nierdzewnej stali.
Gdy znalezli sie na koncu korytarza, Everett Kordell szeroko otworzyl metalowe drzwi. Wyszedl na zewnatrz i skinal na swych gosci.
Rachael i Benny poszli za nim. Kobieta spodziewala sie ujrzec jakies podworko, a tymczasem – choc opuscili budynek kostnicy – niezupelnie jeszcze byli na dworze. Zewnetrzne wejscie do chlodni znajdowalo sie bowiem na jednym z podziemnych pieter wielokondygnacyjnego parkingu, ktory przylegal do kostnicy. Byl to ten sam garaz, w ktorym Rachael zaparkowala niedawno swojego mercedesa, tyle ze zostawila go kilka pieter wyzej.
Podloze z szarego betonu, nagie sciany oraz grube kolumny wspierajace rowniez szary betonowy strop sprawialy, ze podziemny parking wygladal jak ogromna awangardowa wersja grobowca faraona. Sodowe lampy u sufitu, rozmieszczone w duzych odstepach i rzucajace snopy zoltawego swiatla, stwarzaly – jak pomyslala Rachael – atmosfere godna przedsionka Komnaty Smierci.
Teren w poblizu wejscia do kostnicy objety byl zakazem parkowania, ale sporo samochodow pozostawiono na rozleglej betonowej powierzchni z namalowanymi „kopertami”, gdzie na wpol tonely w zgnilozoltym przytlumionym swietle i glebokich czarnych cieniach.
Rachael spojrzala na samochody i odniosla dziwne wrazenie, ze cos krylo sie miedzy nimi i obserwowalo ich, a ja w szczegolnosci.
Benny spostrzegl, ze przeszedl ja dreszcz, i objal ja ramieniem.
Everett Kordell zamknal ciezkie drzwi do kostnicy, po czym chcial je otworzyc, ale rygiel nie ustepowal pod naporem jego reki.
– Widzicie panstwo? Zamykaja sie automatycznie. Karetki i karawany podjezdzaja z ulicy na rampe i musza sie tutaj zatrzymac. Jedyny sposob, zeby sie dostac do srodka, to nacisnac ten guzik – tu wdusil bialy przycisk w scianie obok drzwi – a nastepnie porozumiec sie ze straznikiem przez interkom. – Przysunal usta do drucianej siateczki przykrywajacej mikrofon. – Walt? Mowi Kordell. Jestem na zewnatrz. Czy mozesz nas wpuscic? Z glosniczka dobiegl ich glos straznika:
– Juz sie robi, doktorze.
Odezwal sie brzeczyk i Kordell mogl znow otworzyc drzwi.
– Rozumiem, ze straznik nie otwiera kazdemu, kto o to prosi – powiedzial Benny.
– Oczywiscie – potwierdzil Kordell, stojac w otwartych drzwiach. – Jesli rozpoznal glos i zna osobe, wpuszcza ja. Jesli zas nie, jesli przyjechal ktos nowy albo gdy istnieje jakikolwiek inny powod, zeby zachowac czujnosc, straznik idzie korytarzem tak jak my szlismy, od swojego stanowiska az tutaj, zeby sprawdzic osobiscie, kto chce wejsc.
Rachael stracila zainteresowanie tymi szczegolami, zajmowal ja tylko spowity mrokiem parking, gdzie istnialo mnostwo swietnych kryjowek.