poczula sie samotna jak jeszcze nigdy, choc samotnosc nie byla jej raczej obca. Wciaz panowal mrok, tym razem jednak to nie chmury zakryly slonce, lecz ono samo sie chowalo, dzien chylil sie bowiem ku koncowi. Intensywnosc opadu nie malala, Rachael przemieszczala sie w tym samym kierunku co burza, na dodatek z nieco wieksza predkoscia, zblizajac sie coraz bardziej do jej jadra. Miarowe skrzypienie wycieraczek i szum kol na mokrej jezdni brzmialy jak czolenka tkackie. Nie produkowaly jednak tkaniny, lecz izolacje od swiata.
Rachael wieksza czesc swego zycia spedzila w samotnosci i w emocjonalnej – jesli nie fizycznej – izolacji. Jeszcze przed jej urodzeniem sie, rodzice stwierdzili, ze nie potrafia ze soba zyc, jednakze ze wzgledow religijnych nie zdecydowali sie na rozwod. Pierwsze lata zycia malej Rachael uplynely wiec w domu bez milosci, gdzie dwoje doroslych ludzi nie potrafilo ukryc wzajemnej niecheci. Co gorsza, kazde z nich zdawalo sie postrzegac Rachael jako dziecko drugiej strony i ja odrzucalo. Ani ojciec, ani matka nie okazywali jej wiecej uczuc, niz uwazali to za swoj obowiazek.
Kiedy osiagnela odpowiedni wiek, wyslali ja do katolickich szkol z internatem, gdzie – z wyjatkiem okresu wakacji – przebywala nastepnych jedenascie lat. W tych prowadzonych przez zakonnice przybytkach nauki nawiazala niewiele przyjazni, a zadna z nich nie byla bliska. Czesciowo wynikalo to z niskiej samooceny: Rachael nie wierzyla bowiem, ze ktos chcialby sie z nia naprawde zaprzyjaznic.
Kilka dni po uzyskaniu przez nia swiadectwa ukonczenia szkoly powszechnej jej rodzice zgineli w katastrofie lotniczej. Lecieli wlasnie do domu po odbyciu sluzbowej podrozy. Dziewczynka miala po wakacjach rozpoczac nauke w college’u. Marzyla o studiach na Uniwersytecie Browna. Byla przekonana, ze ojciec zbil fortune w przemysle odziezowym, umiejetnie inwestujac pieniadze, ktore matka odziedziczyla jeszcze przed slubem. Ale po odczytaniu testamentu i oszacowaniu wartosci majatku, pozostawionego przez rodzicow, okazalo sie, ze rodzinny interes juz od wielu lat balansowal na krawedzi bankructwa i ze na „swiatowe zycie” wydawali oni kazdego zarobionego dolara. Rachael zostala doslownie bez grosza i musiala zaczac zarabiac jako kelnerka. Mieszkala w internacie i oszczedzala, ile sie dalo, by moc podjac edukacje na mniej ekskluzywnym, dofinansowywanym z pieniedzy podatnikow, uniwersytecie stanowym.
Rok pozniej, kiedy zaczela wreszcie nauke, rowniez nie nawiazala zadnych przyjazni, gdyz nie miala na to czasu. Pracujac jednoczesnie w restauracji, nie mogla uczestniczyc w zyciu towarzyskim college’u, gdzie wlasnie zawieralo sie znajomosci. W koncu zdala egzaminy koncowe i zostala dopuszczona do podjecia studiow. W tym czasie miala juz za soba osiem tysiecy samotnych nocy.
Stanowila latwa zdobycz dla Erica, ktory wowczas laknal jej mlodosci tak jak wampir laknie krwi. Dlatego ozenil sie z nia. Byl od niej starszy o dwanascie lat, wiedzial lepiej od jej rowiesnikow, jak czarowac i zdobywac mlode kobiety. Rachael po raz pierwszy w zyciu poczula sie wtedy potrzebna i chciana. Biorac pod uwage roznice wieku miedzy nimi, nalezy przypuszczac, ze widziala w nim typ ojca, zdolnego dac jej nie tylko milosc malzenska, lecz rowniez rodzicielska, ktorej nigdy nie zaznala.
Oczywiscie, wszystko skonczylo sie duzo gorzej, niz sie zapowiadalo. Zrozumiala, ze Eric nie ja kocha, lecz uosabiane przez nia: zywotnosc, zdrowie, dynamizm, mlodosc. Ich malzenstwo niebawem okazalo sie tak pozbawione milosci jak w wypadku rodzicow Rachael.
Wtedy poznala Bena. I po raz pierwszy w zyciu nie byla sama. Ale teraz Benny znajdowal sie gdzies daleko i Rachael nie wiedziala, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy.
Wycieraczki w jej mercedesie wybijaly monotonny rytm, a opony spiewaly wciaz na jedna nute piesn samotnosci, pustki, rozpaczy.
Probowala pocieszyc sie mysla, ze przynajmniej Eric nie stanowil juz zagrozenia ani dla niej, ani dla Bena. Na pewno zginal od serii ukaszen jadowitych wezy. A nawet jesli jego genetycznie zmienione cialo potrafilo bez zadnego ryzyka przyswajac te olbrzymie ilosci smiertelnej trucizny, nawet jesli potrafilby on zmartwychwstac po raz drugi, to przeciez byl fizycznym i umyslowym degeneratem. (Rachael wciaz miala w pamieci sugestywny obraz Erica kleczacego na mokrej ziemi i pozerajacego zywego weza; obraz rownie przerazajacy i nieziemski, jak pojawiajace sie nad nim blyskawice). Jesli przezyl, to na pewno pozostal na pustyni juz nie jako ludzka istota, ale jako rzecz, jako galopujacy zwierz o pochylonej sylwetce albo pelzajacy na brzuchu po piaszczystych wzgorkach gad, zeslizgujacy sie na dno kanalow, zywiacy sie zarlocznie innymi mieszkancami pustyni, stanowiacy zagrozenie dla kazdej napotkanej istoty, lecz nie dla Rachael. I nawet jesli ma jeszcze przeblyski ludzkiej swiadomosci i inteligencji, jesli wciaz jeszcze odczuwa potrzebe zemsty na swej zonie, to przeciez opuszczenie pustyni i swobodne poruszanie sie w cywilizowanym swiecie bedzie dla niego trudne, o ile w ogole mozliwe. Jesli pokusi sie o to, wywola przerazenie, panike, sensacje… Dokadkolwiek sie uda, stanie sie obiektem poscigu, a po schwytaniu bedzie zastrzelony.
Niemniej jednak Rachael wciaz czula przed nim lek.
Pamietala, jak patrzyla na niego, gdy podazal za nia w dol po scianie arroyo; pamietala, jak patrzyla na niego, gdy to ona znajdowala sie na gorze, a niby-Eric wdrapywal sie jej sladem; pamietala jego straszny wyglad, gdy po raz ostatni patrzyla na niego, otoczonego klebowiskiem wezy. We wszystkich tych wspomnieniach istnialo cos, co dotyczylo jego osoby… cos… cos prawie mitycznego, transcendentalnego, ponadnaturalnego, a przy tym poteznego, wiecznego i nieodwracalnego.
Zimny dreszcz przeniknal ja do szpiku kosci.
Chwile pozniej, pokonujac kolejne wzniesienie, zauwazyla, ze zbliza sie do kresu swej podrozy. Na horyzoncie widnialy, wienczace ginaca w ciemnosciach autostrade, swiatla Las Vegas; wygladaly w tych strugach deszczu jak cudowna, senna wizja. Bylo tam tyle milionow roznobarwnych swiatel, ze miasto wygladalo na wieksze od Nowego Jorku, choc w istocie stanowilo jego dwudziesta czesc. Nawet z tej odleglosci, odleglosci ponad dwudziestu kilometrow, Rachael mogla dostrzec dzielnice rozrywkowa, ze wszystkimi hotelami i ze srodmiejskim kompleksem kasyn nazywanym przez niektorych Kopalnia Zlota. Dzielnica ta wyrozniala sie wieksza koncentracja swiatel, a kazde z nich zdawalo sie iskrzyc, migac i pulsowac.
Nie minelo dwadziescia minut, kiedy Rachael opuscila wreszcie rozlegle i puste polacie niegoscinnej Mojave i jechala Bulwarem Poludniowym w strone centrum Las Vegas. Powleczona woda asfaltowa nawierzchnia niczym lustro odbijala plamy szkarlatu, rozu, czerwieni, zieleni i zlota. Podjechala pod frontowe drzwi hotelu „Bally’s Grand” i o malo nie wydala z siebie okrzyku ulgi na widok portierow, bagazowych i stojacych pod porte cochere kilku gosci. Z powodu mroku wszystkie samochody, ktore mijala na autostradzie, zdawaly sie jechac bez kierowcow i pasazerow. Jak cudownie bylo po tylu strasznych godzinach znow ujrzec zywych ludzi, nawet zupelnie obcych.
Poczatkowo wahala sie, czy przekazac mercedesa parkingowemu, ze wzgledu na bezcenne akta „Wildcard” lezace za jej siedzeniem w plastykowym worku na odpadki. Po chwili jednak stwierdzila, ze raczej nikt nie bedzie kradl smieci, zwlaszcza zmietych i podartych papierow. Zreszta parking hotelowy jest bezpieczniejszy od miejskiego. Zostawila wiec chlopcu kluczyki i odebrala pokwitowanie.
Bol zwiazany ze skreceniem kostki podczas ucieczki przed Erikiem juz prawie minal. Wprawdzie w miejscu, gdzie zostala podrapana, wciaz jeszcze czula nieprzyjemne pieczenie, ale i ta dolegliwosc powoli ustepowala. Do hotelu weszla, nieznacznie utykajac.
Przez chwile byla oszolomiona kontrastem miedzy dzikoscia burzliwej nocy, ktora zostala za nia, a przepychem foyer. Znalazla sie w polyskujacym swiecie krysztalowych zyrandoli, aksamitu, brokatu, pluszowych dywanow, marmurow, polerowanego mosiadzu i zielonego filcu, gdzie odglosy wiatru i deszczu nie mogly sie przedrzec przez krzyki graczy zaklinajacych Fortune, przez dzwonienie automatow i chrypienie wokalisty pop- rockowej grupy grajacej w restauracji.
Stopniowo Rachael zyskiwala niemila swiadomosc, ze jej pojawienie sie w tym otoczeniu wywolalo niemale zaciekawienie. Oczywiscie, nie kazdy, nawet nie wiekszosc, przybywajacych tu gosci ubiera sie wytwornie, by spedzic noc na piciu, ogladaniu rewii i grach hazardowych. Sporo kobiet bylo w sukniach koktajlowych, a mezczyzn w eleganckich garniturach, reszta jednak towarzystwa miala na sobie bardziej codzienna garderobe: mezczyzni – sportowe garnitury z poliestru, kobiety – takiez kostiumy, jedni i drudzy – takze spodnie dzinsowe i bawelniane koszulki. Jednakze nie przyszedl tu nikt ubrany w podarta i poplamiona bluzke (tak jak Rachael), dzinsy wygladajace, jakby czlowiek uczestniczyl w nich w rodeo (tak jak Rachael), brudne, zablocone adidasy z na wpol oderwana w czasie wspinaczki po stromych skarpach podeszwa (tak jak Rachael). Nie zjawil sie tu rowniez nikt nie domyty, o wlosach w wielkim nieladzie (tak jak Rachael). Ponadto musiala przyznac, ze nawet w tak eskapistycznym swiecie, jakim jest Vegas, ludzie czasami ogladaja jednak telewizyjne wiadomosci i moga rozpoznac w niej nieslawna zdrajczynie ojczyzny i poszukiwanego na calym Poludniowym Zachodzie zbiega. Zwracanie na siebie uwagi bylo ostatnia rzecza, na jakiej jej zalezalo. Na szczescie gracze sa ludzmi o niepodzielnej uwadze, bardziej martwiacymi sie o swoje zaklady niz o tlen do oddychania, wielu z nich wprawdzie