fragment nie oswietlonego pokoju: mroczne ksztalty kanapy, krzesla, pustego stojaka na pocztowki, stolu z lampa oraz kontuaru do obslugi gosci. Do czesci mieszkalnej, gdzie Shadway polecil skryc sie Rachael, wchodzilo sie zapewne przez ten wlasnie pokoj. Eric sprobowal przekrecic galke – ktora calkowicie zniknela w jego olbrzymiej, twardej jak podeszwa lapie – ale drzwi byly zamkniete na klucz. Spodziewal sie tego.

Przez chwile mignelo mu w mokrej szybie wlasne odbicie: rogata bestia z piekla rodem o lekko blyszczacych klach i licznych naroslach na skorze. Szybko odwrocil wzrok, duszac w sobie krzyk.

Wszedl od strony ulicy na dziedziniec motelu. Wszedzie bylo ciemno, ale on postrzegal zdumiewajaca liczbe szczegolow, nawet odcien farby, ktora pomalowano drzwi do pokoi. W cokolwiek sie przemienial, istota owa miala niewatpliwie lepsza zdolnosc widzenia w nocy niz czlowiek.

W oplakanym stanie byly rowniez aluminiowe markizy oslaniajace prowadzacy do wszystkich pokoi dziurawy chodnik. Strugi wody laly sie z gory na kraweznik i na doszczetnie zachwaszczony trawnik, gdzie tworzyly sie wielkie kaluze. Buty Erica wydawaly ciche skrzypienie, kiedy szedl po betonie wokol basenu. Oczywiscie, woda z basenu zostala spuszczona – to deszcz zaczynal napelniac go z powrotem. W zaglebieniach dna zebralo sie juz kilkadziesiat centymetrow deszczowki. Pod woda mignelo mu cos ulotnego, jakis nieregularny, rozmywajacy sie szkarlatny ksztalt o srebrnych brzegach – cieniste ognie! Nie, to przywidzenie.

A jednak teraz, jak jeszcze nigdy dotad, cieniste ognie wzbudzily w nim ogromny lek. Kiedy patrzyl w mroku na napelniajacy sie woda basen, ogarnela go paniczna chec ucieczki, byle dalej od tego strasznego miejsca!

Szybko odwrocil sie plecami do basenu.

Wszedl pod markizy. Gluche dudnienie deszczu o aluminiowy dach przyprawilo go o klaustrofobie. Czul sie jak zamkniety w puszce. Skierowal sie do pokoju numer pietnascie, ktory znajdowal sie mniej wiecej w polowie litery U. Tu drzwi byly rowniez zamkniete na klucz, ale zamek nie wygladal na solidny. Eric cofnal sie i zaczal napierac na nie calym swym ciezarem. Przy trzecim uderzeniu szal destrukcji, ktory go ogarnal, okazal sie tak silny, ze w podniecaniu, nie panujac nad soba, zaczal krzyczec. Przy czwartym uderzeniu zamek puscil i drzwi z chrzestem miazdzonego metalu runely do wewnatrz pokoju.

Eric wszedl do srodka.

Pamietal, jak Shadway mowil Rachael, ze nie odcieto pradu. Nie wlaczyl jednak swiatla. Po pierwsze, nie chcial w ten sposob wzbudzac podejrzliwosci zony, kiedy tu wreszcie przyjedzie. Po drugie, mial lepsza zdolnosc widzenia w nocy; mogl bez wpadania na meble poruszac sie po ciemnym pokoju, poniewaz zadowalajaco odroznial wszystkie wymiary i ksztalty.

Ostroznie zamknal za soba drzwi.

Podszedl do okna, ktore wychodzilo na dziedziniec, odsunal lekko brudne i zakurzone zaslony i wyjrzal na zewnatrz. Stad mial doskonaly widok na oba skrzydla motelu oraz wejscie do biura. Bedzie ja widzial, kiedy przyjedzie. A gdy juz ja ujrzy, podazy za nia.

Niecierpliwie przestapil z nogi na noge. Pisnal lekko z podniecenia. Tak bardzo laknal krwi.

Kierowca ciezarowki nazywal sie Amos Zachariah Tate i byl zezowatym mezczyzna o zacietym wyrazie twarzy i szerokich wasach. Wygladal tak, ze moglby uchodzic za wcielenie zboja, jakich cale bandy grasowaly w czasach Dzikiego Zachodu na tych odludnych ziemiach Mojave, napadajac na dylizansy i kurierow. Jednakze sposobem bycia przypominal bardziej wedrownego kaznodzieje z tego samego okresu: mial lagodny glos, byl wielkoduszny, uprzejmy i twardy zarazem, niezachwianie przekonany o mozliwosci zbawienia duszy przez milosc Jezusa.

Nie tylko zaoferowal Benowi bezplatny przejazd do Las Vegas, ale rowniez welniany koc (zimne powietrze z klimatyzatora w kabinie owiewalo przemoczone ubranie Shadwaya), kawe z jednego z dwoch wielkich termosow, baton czekoladowy z orzeszkami oraz wsparcie duchowe. Naprawde zatroszczyl sie o wygode swego pasazera i jego dobre samopoczucie. Tate byl zaiste urodzonym samarytaninem, ktorego zawstydzala okazywana mu wdziecznosc, calkowicie oddanym swej sprawie i czerpiacym sile z dobrze pojetej, nie przeznaczonej na pokaz wiary.

Poza tym Amos uwierzyl w lgarstwo Bena o ciezko chorej, moze nawet umierajacej, zonie, ktora lezy w Vegas w Sunrise Hospital. I chociaz – jak sam powiedzial – nigdy nie lamal prawa, a nawet przepisow drogowych, to w tym wypadku zrobil wyjatek i przekroczyl dozwolona predkosc. Rozpedzil swoja ciezarowke do stu dziesieciu na godzine, a zapewne pojechalby jeszcze szybciej, gdyby nie zla pogoda.

Grzejac sie pod welnianym kocem, pijac kawe, jedzac baton i myslac gorzko o smierci, Ben byl wdzieczny Amosowi Tate’owi, ale zalowal, ze ten nie moze bardziej nacisnac na pedal gazu. Jesli milosc najblizsza byla wiecznosci, co przyszlo mu do glowy, kiedy lezal z Rachael w lozku, to spotykajac ja, otrzymal klucz do niesmiertelnosci. I teraz, u samych wrot do raju, zly los wyrwal mu ten klucz z reki. Gdy pomyslal, jak straszne byloby bez niej jego zycie, chcial odebrac Amosowi kierownice, przesadzic go na swoje miejsce i sprawic, ze ciezarowka polecialaby do Vegas.

Ale wszystko, co mogl zrobic, to owinac sie mocniej kocem, opanowac drzenie i patrzec przez okno w mrok nocy.

Czesci mieszkalnej przy biurze w motelu „The Golden Sand Inn” nie uzywano co najmniej od miesiaca i czuc w niej bylo stechlizna. Choc zapach nie byl silny, Rachael wciaz z niesmakiem marszczyla nos. Zwlaszcza ze unoszaca sie w powietrzu won rozkladu zaczela przyprawiac ja o mdlosci.

Pokoj byl duzy, sypialnia mala, lazienka i kuchnia zas – mikroskopijne (choc kuchnie wyposazono w niezbedny sprzet gospodarstwa domowego). Sciany wygladaly tak, jakby nie malowano ich przez cala miniona dekade. Poprzecierane wykladziny podlogowe nalezalo wymienic, podobnie jak spekane i splowiale linoleum w kuchni. Meble byly porysowane i zniszczone, a wiekszosc sprzetow w kuchni – poobijana i zakurzona.

– Nie jest to wnetrze, jakie zwyklo sie ogladac w „Architectural Digest” – powiedzial Whitney Gavis, opierajac sie kikutem o lodowke, a zdrowa reka siegajac po przewod, by podlaczyc ja do sieci. Od razu rozleglo sie warczenie silnika. – Ale wszystko dziala nie najgorzej, poza tym nikt nie wpadnie na mysl, zeby was tu szukac.

Kiedy przechodzili z pomieszczenia do pomieszczenia, zapalajac w nich swiatla, Rachael zaczela opowiadac Whitowi prawdziwa historie, ktora kryla sie za wydanymi na nia i Bena listem gonczym i nakazem aresztowania. Potem usiedli przy zakurzonym kuchennym stole, na ktorego blacie ktos na dodatek reklamowal kiedys papierosy, i dokonczyla opowiadania jak tylko potrafila najzwiezlej.

Wyjacy za oknem wiatr byl niczym czuwajaca bestia, ktora przywiera do okien swym bezksztaltnym obliczem, jakby chciala podsluchac historie lub cos do niej dodac.

Stojac przy oknie pokoju numer pietnascie i czekajac na pojawienie sie Rachael, Eric poczul, ze ogarniaja go cieniste ognie. Zaczal pocic sie obficie, cale strugi slonej cieczy splywaly mu po policzkach, wydzielane przez wszystkie pory, jakby te chcialy dorownac tempem predkosci, z jaka z aluminiowych markiz lala sie na chodnik deszczowka. Czul sie tak, jak gdyby znajdowal sie wewnatrz hutniczego pieca, kazdy lyk powietrza doslownie palil mu pluca. Wszedzie dookola niego, w kazdym zakamarku pokoju, strzelaly teraz fantomatyczne cieniste ognie. Bal sie na nie patrzec. Kosci mial miekkie jak z waty, a jego wnetrznosci trawil ogien – nie zdziwilby sie wcale, gdyby plomienie trysnely mu z palcow.

– Topie sie… – powiedzial glebokim, gardlowym i nieludzkim glosem. -…Topie…

Nagle jego twarz przesunela sie. Przez chwile w uszach Erica dzwieczaly straszliwy chrzest i chrupanie dobiegajace z wnetrza czaszki, ale zaraz potem odglosy te przemienily sie w przyprawiajace o zawroty glowy bulgotanie. Ten chorobliwy proces narastal. Przerazony, sparalizowany strachem, ale jednoczesnie wypelniony dzika, diabelska radoscia Eric poczul, ze jego twarz ulega przeksztalceniu. Przez chwile obserwowal, jak z czola wyrasta mu kosc tak dluga, ze widzial ja bez lustra. Szybko jednak cofnela sie i znikla, ale cos zaczelo dziac sie z koscia nosowa i dolna szczeka, zmieniajac do niedawna jeszcze ludzkie oblicze Erica w wykrzywiony pysk istoty pierwotnej. Nogi zaczely sie pod nim uginac, odwrocil sie wiec niechetnie od okna i z loskotem osunal na podloge. Cos uciskalo go w piersi. Wargi zaczely rozszerzac sie i wydluzac, tnac policzki po obu stronach szczatkowej twarzy. Padl na lozko, przewrocil sie na plecy i calkowicie poddal temu wyniszczajacemu, choc nie do konca nieprzyjemnemu procesowi rewolucyjnych zmian w swoim organizmie. Niczym z oddali slyszal dziwne dzwieki, ktore sam produkowal: warczenie, jakby byl psem, syk, jakby byl wezem, oraz nieartykulowany, bez watpienia ludzki, krzyk.

Na chwile ogarnela go ciemnosc.

Kiedy po paru minutach czesciowo odzyskal zmysly, stwierdzil, ze spadl z lozka i lezy pod oknem, przy ktorym wczesniej wypatrywal Rachael. Choc ogien przemian w jego wnetrzu nie ostygl, choc czul, ze jego tkanki wciaz szukaja nowych form w kazdym zakatku ciala, stanowczym ruchem odsunal zaslony i wyciagnal reke w strone okna. W slabym swietle ujrzal olbrzymia lape pokryta chitynowa skorupa, jakby nalezala do kraba lub homara,

Вы читаете Niesmiertelny
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату