tamto poczucie sily. Delektuj sie swoim gniewem.
– Cholera jasna. – Opuscila bron nizej i kiedy zrobil kolejny krok, strzelila mu w kolano.
Automatyczny pistolet wydal z siebie tylko puste, ciche stukniecie. Richard rozesmial sie. Podniosl strzelbe jej matki.
– Zeby trzymac bron w pudelku po butach w szafie! Nie utrudnilas mi zbytnio zadania.
Rainie nie spuszczala wzroku z beretty.
– Jakim cudem? Niedawno ja czyscilam i ladowalam…
– Iglica. Spilowalem ja troche, zeby nie mogla uderzyc w splonke. Tamtej nocy, kiedy sie obudzilas. Ale zdazylem sie wymknac. – Podniosl strzelbe, zeby mogla ja lepiej widziec. – Zdjelas iglice. Wiem, sprawdzalem. Zbyt oczywiste… ja ci to mowie. Nigdy nie rob duzo, Lorraine, jesli wystarczy tylko troche. Wielkie oszustwa rzucaja dlugie cienie.
– Na twoim miejscu nie szlifowalabym jeszcze mowy na wlasna czesc – rzucila Rainie. Wypuscila berette z rak i cofnela sie. Chciala dac sobie wiecej czasu na nastepny ruch. Kabura przy kostce. Ostatnie dni dwudziestka dwojka przelezala ukryta w bagazniku policyjnego wozu. Niemozliwe, zeby dran dostal sie i tam.
– Tym razem nie sprawiles sie zbyt dobrze. Czysty strzal w czolo Melissy Avalon…
– Robilem to juz trzy razy. Zawsze nauczycielka informatyki, zawsze pojedynczy strzal w czolo. Nikt jeszcze na to nie wpadl. Majac masowego morderce pod kluczem, kto zaczynalby porownywac jego wyczyny z innymi zbrodniami? Zapytaj swojego przyjaciela Quincy’ego. Zamachy w szkolach traktuje sie jako odosobnione przypadki.
– Ale wiedzielismy, ze byles zamieszany…
– Daj spokoj. Koszulka pocisku stanowila moja wizytowke. Chcialem, zeby wczesniej czy pozniej ktos sie zainteresowal, inaczej nie byloby zabawy. Na litosc boska, podsunalem wam NoLava@aol. com. Zaprosilem was nawet do mojego gabinetu, zebyscie mogli zobaczyc okno, przez ktore wyszedlem na rendez-vous z Dannym. Mogliscie przynajmniej wziac pod uwage taka ewentualnosc.
– Wzielismy. Wydawala sie malo prawdopodobna.
– No coz, gliny pozbawione sa wyobrazni – stwierdzil Richard, wzruszajac ramionami. – I tutaj popelniacie blad. Przestepstwo jest aktem tworczym. Wymaga cierpliwosci i zaangazowania. Widzisz, urabialem Danny’ego O’Grady od ponad roku. Powoli oswajalem go przez Internet. Dawalem mu do zrozumienia, ze jego zlosc i poczucie nizszosci sa zjawiskiem powszechnym i dopuszczalnym. Potem bylo juz latwo. Spotkalem sie z nim osobiscie. Pokazalem mu, ze nie jestem zadnym zboczencem, tylko psychologiem z jego szkoly. Jak mozna watpic w to, co mowi szkolny psycholog? „Musisz bronic swoich praw, Danny. Pokazac wszystkim, lacznie z twoim ojcem, kto tu rzadzi”. Oczywiscie nigdy nie wspominalem o Melissie Avalon. To byla niespodzianka, ktora zostawilem na ostatnia chwile. Chlopak wiedzial, ze musi tylko przyniesc bron i zebrac sie na odwage, a ja mialem mu pomoc w samorealizacji. Kiedy wchodzilismy do szkoly bocznym wejsciem, trzasl sie jak osika. Ale trzeba bylo widziec determinacje w jego oczach. Rany, bylem dumny. Smieszne, ale czulem sie troche jak ojciec. A potem wkroczylem do pracowni informatycznej i zajalem sie sliczna panna Avalon.
Richard znizyl glos. Konspiracyjnie pochylil sie do przodu.
– Chodzi o to, zeby sie zawahac – wyznal. – Niech dzieciak oszacuje sytuacje. Zrozumie, ze ma szanse zainterweniowac. A wtedy, gdy wciaz jest oszolomiony i probuje radzic sie sumienia, bum! Pociagnac za spust. Droga pani nauczycielka wali sie na podloge. I chlopak jest juz twoj. Nie obronil dobra, wiec musi stanac po stronie zla. Poradzilem mu, zeby sobie poszalal. Plakal przy tym jak niemowle, ale mnie nie rozczarowal. Niezle strzelal, zwazywszy na to, ze bal sie wychylic z pracowni. Moze Shep nie jest takim najgorszym nauczycielem… przynajmniej jesli chodzi o bron.
Mann przeniosl ciezar ciala na piety. Westchnal i zakonczyl zadowolony:
– Danny zabil dwie dziewczynki. I gdy wszyscy w panice wybiegli z budynku, ja spokojnie opuscilem scene. Latwizna, tak jak pare razy wczesniej.
– Nie do konca. Widziala cie Becky.
Mann tylko wzruszyl ramionami.
– Pewnie chciala zabawic sie w bohaterke. Szukala brata. Miala pecha, bo przylapala nas doslownie na goracym uczynku. Jesli o mnie chodzi, niewiele to moglo zmienic. Po prostu zagrozilem, ze zabije Danny’ego, jesli Becky cos wygada albo zabije Becky, jesli Danny pisnie choc slowo.
– I po to stworzyles Dave’a Duncana, nieznajomego krecacego sie wokol Seaside? Zeby dalej siac zamet?
Mann usmiechnal sie chytrze.
– Daj spokoj, Rainie. Popelniono morderstwo… Co robia blyskotliwi policjanci? Biora pod lupe miejscowych. I dlatego poprzednio mialem przewage. Na pozor nic mnie nie laczylo z tym, co sie stalo, wiec nikomu nie przyszlo nawet do glowy, zeby sie mna zainteresowac. Ale to sie zrobilo nudne. Tym razem postanowilem wyjsc na scene… i calkiem niezle wypadlem, powiem nieskromnie. Moglem byc przesluchiwany, wiec przywlaszczylem sobie czyjas tozsamosc na wypadek, gdybyscie zaczeli za bardzo weszyc. Jak sie zabezpieczyc? Nic latwiejszego. Stworzylem tajemniczego faceta, zebyscie mieli sie za kim uganiac. Co za spryt i dowcip. Kiedys bede musial chyba napisac ksiazke.
– Nie chce rozwiewac twoich zludzen, Richardzie, ale skoro jestes taki genialny, jak myslisz, skad wiem, ze to ty strzelales? Danny mi powiedzial. A tak przy okazji, zostawilam juz moim wspolpracownikom wiadomosci o tobie. Przyznaj, ze gra sie skonczyla. – Rainie sklamala, ze powiadomila o swoich odkryciach Sandersa i Luke’a, ale Mannowi bylo najwyrazniej wszystko jedno.
– Nie przyjada, Lorraine. Jeszcze nie rozumiesz? Twoj bohater, wielki agent Quincy, rzuca sie wlasnie w ramiona bylej zony. A detektyw Sanders i oficer Hayes zajeci sa pewnym incydentem na drugim koncu miasta. Nie slyszalas? Podobno ktos przyslal Danielowi Avalonowi kopie pewnego filmu. Piekna Melissa i jej kochanek
– Po co? Niezle sie ubawiles. Co ja mam z tym wszystkim wspolnego?
– Opowiedz, jak sie czulas tamtego popoludnia. Opowiedz, jak przyjemnie bylo zabijac faceta, ktory zastrzelil twoja matke.
– Idz do diabla.
– Bylo wspaniale, co? Nie chcesz sie do tego przyznac, ale sprawilo ci to frajde. I lubisz do tego wracac, co, Lorraine? Za kazdym razem, kiedy wychodzisz na werande. Za kazdym razem, kiedy wznosisz piwem cichy toast za kochasia, ktorego rozwalilas.
– Richard, zmienilam zdanie. – Rainie usiadla na pobliskiej lawce, nie spuszczajac z niego oczu. – Jednak powiem ci, co mowie za kazdym razem, kiedy wylewam piwo.
– Tak? – Autentycznie go zatkalo.
– Zwracam sie do matki. – Jej palce zeslizgnely sie w strone kostki.
– Ochrzaniasz ja? Posylasz jej jedno wielkie posmiertne „spierdalaj”? Podoba mi sie. Ja robie to samo co rok.
– Nie. – Zacisnela dlon wokol malej rekojesci pistoletu. – Nie mowie „spierdalaj”. Ona probowala go powstrzymac, palancie. Dlugo jej zajelo, zanim mi uwierzyla, ale w koncu stanela w mojej obronie. A wtedy on odstrzelil jej glowe. Wiec nie, nie kaze jej spierdalac. Przepraszam ja. Mowie, ze powinnam byla go zabic wczesniej. A potem zwracam sie do niego i wyrazam nadzieje, ze jest mu w piekle cieplo.
Wyciagnela dwudziestke dwojke.
– Zegnaj, Richardzie.
– Za pozno, Rainie. Danny jest tuz za toba.
Rainie uslyszala skrzypniecie klepki. Odruchowo zerknela przez ramie i zobaczyla oszolomiona, blada twarz Danny’ego. Za pozno zrozumiala swoj blad. Probowala znowu sie odwrocic. Oddala jeden dziki, desperacki strzal.
Wtedy Richard brutalnie uderzyl ja w glowe strzelba jej matki.
Richard szybko zrobil krok do przodu. Wycelowal zepsuta strzelbe w Danny’ego.