pracowni — i wyciagnal reke, zeby zapuscic motor.
Przerazona, zarzucilam mu rece na szyje, wolajac blagalnym tonem:
— Nie, daj spokoj… powiedzialam to tylko tak sobie… Zapomnij o tym!
— Mowi sie rzeczy, o ktorych sie mysli, a jezeli ktos tak mysli, to znaczy, ze nie kocha…
— Przeciez ja cie kocham!
— A ja nie — odpowiedzial ironicznie — ja, jak mowisz, myslalem tylko o tym, zeby sie toba zabawic, a potem cie porzucic! Dziwi mnie, ze zauwazylas to dopiero dzisiaj.
— Ach, Gino, dlaczego tak do mnie mowisz? — zawolalam wybuchajac placzem. — Co ja ci takiego zrobilam?
— Nic! — odpowiedzial zapuszczajac silnik — ale teraz odwioze cie do pracowni.
Samochod jechal szybko, Gino zaciety i milczacy siedzial przy kierownicy. A ja szlochalam i patrzylam na przelatujace za szyba drzewa i slupy. Niedlugo poza pasmem pol ukazaly sie na horyzoncie pierwsze domy miasta. Pomyslalam, jak bedzie triumfowac matka, kiedy dowie sie o naszej klotni i o tym, ze, jak przewidywala, Gino mnie porzucil, i w naglym przyplywie rozpaczy otworzylam drzwiczki i wychylajac sie z samochodu zawolalam:
— Albo staniesz natychmiast, albo wyskocze!
Spojrzal na mnie, zwolnil, skrecil w boczna droge i zatrzymal samochod za malym pagorkiem, na ktorego szczycie widnialy jakies ruiny. Zgasil motor, zaciagnal hamulec, po czym spojrzal na mnie i powiedzial niecierpliwie: — No wiec co, mow!
Myslalam, ze naprawde chce mnie porzucic, i zaczelam przemawiac do niego serdecznie i czule; kiedy dzisiaj wspominam te slowa, chce mi sie smiac i zarazem plakac. Mowilam mu, jak bardzo go kocham, tak bardzo, ze nawet nie zalezy mi na malzenstwie i wystarczy mi, ze bede jego kochanka. Sluchal mnie z ponurym wyrazem twarzy, potrzasal glowa i wtracal od czasu do czasu: „Nie, nie, nic z tego dzisiaj nie bedzie… Moze do jutra mi przejdzie”. Dlugo rozmawialismy tak ze soba; byl na tyle przewrotny, ze jeszcze kilka razy doprowadzil mnie swoimi slowami do lez i rozpaczy. Potem stopniowo jego nieugieta postawa zaczela slabnac, po nie konczacych sie pocalunkach i pieszczotach namowilam go wreszcie, bysmy sie przesiedli na tylne siedzenia wozu, i wydalo mi sie, ze odnioslam wielkie zwyciestwo. Kiedy mu sie oddalam, uwazalam, ze trwalo to za krotko, ze odbylo sie jakby w pospiechu, i czulam gorycz, bo przeciez tak bardzo chcialam mu sie podobac. Nie rozumialam, ze postepujac w ten sposob nie tylko nie odnioslam zadnego zwyciestwa, ale bylam zdana calkowicie na jego laske i nielaske, bo okazalam, ze gotowa jestem w kazdej chwili oddac mu sie nie tylko w porywie milosci, ale i wtedy, gdy ani argumenty, ani pochlebstwa nie wystarczaly, zeby mu sie przypodobac i przekonac go; robia tak wszystkie zakochane kobiety, ktore nie maja pewnosci, czy sa kochane z wzajemnoscia; a ja bylam calkiem zaslepiona jego poprawnym zachowaniem, wyplywajacym z obludy. Mowil i robil zawsze to, co w danym momencie trzeba bylo powiedziec lub zrobic, a ja bylam taka niedoswiadczona, ze nie zdawalam sobie sprawy, iz owa doskonalosc pasuje raczej do wytworzonego przez moja wyobraznie wizerunku kochanka niz do zywego czlowieka z krwi i kosci, ktory przy mnie siedzial.
Ale data slubu zostala ustalona i szybko zabralam sie do przygotowan. Zdecydowalismy z Ginem, ze z poczatku zamieszkamy z matka. Oprocz duzego pokoju, kuchni i sypialni w mieszkaniu byl jeszcze czwarty pokoj, ktorego matka nigdy nie umeblowala z powodu braku pieniedzy. Sluzyl on za graciarnie, a mozna wyobrazic sobie, jak wygladaly owe graty, skoro w naszym domu kazdy mebel byl stary i rozklekotany. Po wielu dyskusjach zdecydowalismy sie na najskromniejszy program: umeblujemy ten pokoj i ja kupie sobie najpotrzebniejsze rzeczy. Bylysmy bardzo biedne obydwie z matka, ale wiedzialam, ze uskladala ona sobie troche oszczednosci; pieniadze te ciulala dla mnie, zeby, jak mowila, byc przygotowana na wszelka ewentualnosc. Co rozumiala przez te ewentualnosc, nie wiem, ale na pewno nie moje malzenstwo z biednym chlopcem bez zadnej przyszlosci. Poszlam do matki i powiedzialam jej:
— Te oszczednosci, ktore masz, uskladalas dla mnie, prawda?
— Prawda.
— Wiec jezeli chcesz, zebym byla szczesliwa, daj mi je teraz, a bede mogla urzadzic ten pokoj, w ktorym zamieszkamy z Ginem. Jezeli naprawde przeznaczylas te pieniadze dla mnie, teraz wlasnie przyszla chwila, zeby je wydac.
Oczekiwalam wymowek i ostrej wymiany zdan, zakonczonej odmowa. A tymczasem matka z wielkim spokojem przyjela moja prosbe, okazujac znowu te zaprawiona zlosliwoscia dobrodusznosc, ktora wprowadzila mnie w takie oslupienie owego wieczoru, kiedy wrocilam z willi.
— A on nic ci nie da? — zapytala.
— Oczywiscie, ze da — sklamalam — mowil juz o tym, ale i ja musze cos wniesc.
Szyla przy oknie, ale gdysmy zaczely rozmawiac, przerwala robote.
— Idz do mojego pokoju i otworz gorna szuflade w komodzie. Znajdziesz tam tekturowe pudelko. Jest w nim moja ksiazeczka oszczednosciowa i kilka drobiazgow ze zlota… Wez ksiazeczke i te bizuterie… darowuje ci to.
Zlotych przedmiotow bylo niewiele: pierscionek, kolczyki i lancuszek. Ale juz od dziecka ten ubozuchny skarb, ukryty miedzy lachmanami i ogladany tylko przy nadzwyczajnych okazjach, pobudzal moja fantazje.
W uniesieniu rzucilam sie matce na szyje. Odepchnela mnie bez gniewu, ale chlodno, mowiac:
— Uwazaj… mam w reku igle, mozesz sie ukluc.
Ale nie bylam jeszcze zadowolona. Nie wystarczalo mi to, ze postawilam na swoim, chcialam, zeby matka podzielala moja radosc.
— Alez, mamo — zawolalam — jezeli robisz to tylko dlatego, zeby mi sprawic przyjemnosc, to nie chce nic!
— Oczywiscie, ze nie robie tego, zeby jemu sprawic przyjemnosc — odpowiedziala biorac sie znowu do szycia.
— Czy ty naprawde nie wierzysz — zapytalam pieszczotliwie — ze wyjde za maz za Gina?
— Nigdy w to nie wierzylam, a dzisiaj mniej niz kiedykolwiek.
— Wiec dlaczego dajesz mi pieniadze na urzadzenie pokoju?
— Dlatego, ze w zadnym razie nie beda to wyrzucone pieniadze… Zostana ci meble i bielizna poscielowa. Towar czy pieniadze… to jedno i to samo.
— I nie pojdziesz kupowac ze mna do sklepow?
— Na litosc boska — krzyknela — nie chce o niczym wiedziec! Robcie wszystko sami, kupujcie, wybierajcie… Ja nie chce wiedziec o niczym!
Kiedy szlo o moje malzenstwo z Ginem, byla rzeczywiscie nieublagana, nie dlatego, ze nie podobalo sie jej zachowanie, charakter czy skromne warunki Gina, lecz wyplywalo to z jej ustosunkowania sie do zycia. W jej zapatrywaniach nie bylo nic takiego, co mogloby budzic odraze, po prostu tylko roznily sie one calkowicie od ogolnie przyjetych pojec. Inne matki pragna nade wszystko, zeby corki ich wyszly za maz; moja matka zyczyla sobie, zebym ja za maz nie wyszla.
Tak rozgrywal sie miedzy nami ukryty pojedynek: matka chciala, aby moje malzenstwo nie doszlo do skutku i abym zrozumiala, ze ona chce mojego szczescia, a ja chcialam wyjsc za maz i przekonac ja, ze slusznosc jest po mojej stronie. Z tym wieksza pasja uczepilam sie mysli o zamazpojsciu, ze z rozpaczliwym uporem postawilam cale zycie na te jedna karte. Wyczuwalam przy tym nie bez goryczy, ze matka z wrogoscia sledzi moje wysilki i ma nadzieje, ze pojda na marne.
Musze tu jeszcze raz zaznaczyc, ze nawet w okresie przygotowan do slubu przekleta doskonalosc Gina nie poniosla szwanku. Powiedzialam matce, ze Gino pokryje czesc wydatkow, ale to bylo klamstwo, bo na razie nie wspomnial o tym ani slowem. Bylam zdziwiona i zadowolona zarazem, kiedy Gino, chociaz go o to nie prosilam, wreczyl mi pewnego dnia niewielka sume. Usprawiedliwial sie, ze nie moze dac mi wiecej, bo musi stale posylac pieniadze rodzinie. Dzisiaj, kiedy zastanawiam sie, dlaczego to zrobil, moge to sobie wytlumaczyc tylko w ten sposob, ze pragnal bez zarzutu odegrac swoja role az do konca. Pewnie czul wyrzuty sumienia, ze mnie oszukal, i zal, ze nie moze sie ze mna ozenic, czego teraz juz naprawde pragnal. Z triumfem opowiedzialam matce o tych pieniadzach. Ograniczyla sie do uwagi, ze jest to bardzo skromna sumka, ktora nie zrujnowala go, ale wystarczyla, zeby mi zamydlic oczy.
Byl to bardzo szczesliwy okres mojego zycia. Spotykalismy sie z Ginem codziennie i kochalismy sie, gdzie tylko sie dalo: w samochodzie, w ciemnym zaulku opustoszalej ulicy, na lakach za miastem albo w willi, w pokoiku Gina. Pewnej nocy, kiedy odprowadzil mnie do domu, oddalam mu sie w ciemnosciach na klatce schodowej przed