Matka krzyczala, wszyscy na nas patrzyli, a ja umieralam ze wstydu. Ale Gino, jak juz powiedzialam, bynajmniej nie byl zmieszany. Wybral chwile, kiedy mama ciezko dyszac zamilkla, bo zabraklo jej tchu, wzial butelke, napelnil winem szklanke i zaproponowal:

— Moze jeszcze troche wina?

Matka, biedaczka, rzekla „dziekuje” i wziela szklanke, ktora podawal jej Gino. Goscie przy sasiednich stolikach, widzac, ze pomimo tej karczemnej klotni dalej pijemy razem, wrocili do przerwanych rozmow. Gino powiedzial:

— Adriana ze swoja uroda zaslugiwalaby na to, zeby prowadzic zycie takie jak moja chlebodawczyni.

— A jakiez to zycie? — zapytalam szybko, byle tylko odwrocic rozmowe od mojej osoby.

— Rano — zaczal mowic tonem, jak gdyby sie tym chwalil i jak gdyby odblask bogactw jego chlebodawcow spadal i na niego — wstaje o jedenastej albo o dwunastej. Przynosza jej sniadanie do lozka na srebrnej tacy i na srebrnej zastawie. Potem sie kapie, ale jeszcze przedtem pokojowka rozpuszcza w wodzie pachnace sole. W poludnie wioze ja na spacer samochodem. Wstepuje na kieliszek wermutu albo zalatwia sprawunki w sklepach… Wraca do domu, je obiad, idzie spac, a potem stroi sie dobre dwie godziny. Zebys wiedziala, ile ona ma sukien… cale szafy pelne… Potem jedzie samochodem skladac wizyty, je kolacje, a wieczorem wybiera sie do teatru albo na dansing. Czesto urzadza przyjecia; graja w karty, pija, puszczaja plyty. Sama jej bizuteria warta jest kilka milionow…

Matka, jak dziecko, ktorego uwage odwrocic mozna byle drobiazgami i wprawic je od razu w dobry humor, zapomniala w jednej chwili o mnie, o niesprawiedliwosciach losu i z wytrzeszczonymi oczyma sluchala opowiadania o tej bajkowej egzystencji.

— Kilka milionow! — powtorzyla z chciwoscia. — A czy ona jest ladna?

Gino, ktory palil papierosa, wyplul z pogarda odrobine tytoniu:

— Gdzie tam ladna… Calkiem brzydka i chuda, wyglada jak czarownica.

I rozmawiali dalej o bogactwach chlebodawczyni Gina, a raczej Gino chwalil sie nimi, jak gdyby on byl ich posiadaczem. Ale chwilowe zainteresowanie matki szybko minelo; znowu stala sie ponura, zamyslona i nie otworzyla ust przez reszte wieczoru. Moze wstydzila sie, ze nie zapanowala nad soba i wpadla w taka furie; moze, slyszac o takich bogactwach, czula nurtujaca ja zawisc i upokorzenie, ze ja zareczylam sie z biednym czlowiekiem.

Nastepnego dnia z niepokojem zapytalam Gina, czy gniewa sie na moja matke; ale on odrzekl, ze chociaz nie zgadza sie z jej zapatrywaniami, doskonale rozumie jej punkt widzenia, majacy swoje zrodlo w nedzy i zyciu pelnym wyrzeczen. Trzeba jej okazywac wspolczucie, powiedzial, a mnie sie wydawalo, ze mowi tak dlatego, ze mnie kocha. Ja myslalam zupelnie tak samo i bylam wdzieczna Ginowi za jego wyrozumialosc, balam sie bowiem, ze scena, jaka urzadzila matka, zepsuje nasze stosunki. Opanowanie Gina nie tylko wzbudzilo moja wdziecznosc, ale utwierdzilo mnie w przekonaniu, ze moj narzeczony to ideal. Gdybym nie byla taka zaslepiona i niedoswiadczona, przyszloby mi do glowy, ze tylko perfidna obluda moze stworzyc pozory doskonalosci, szczerosc natomiast, obok zalet, odslania takze wiele brakow i wad.

Kiedy bylismy razem, odczuwalam swoja nizszosc; zdawalo mi sie, ze nie daje mu nic w zamian za jego wielkodusznosc i wyrozumialosc. I moze wlasnie owo przeswiadczenie, ze powinnam mu za to wszystko odplacic, sprawilo, iz nie bronilam sie juz tak jak dawniej przed jego coraz bardziej natarczywa pozadliwoscia. Ale prawda bylo takze i to, o czym wspominalam juz w zwiazku z naszym pierwszym pocalunkiem, ze pchala mnie ku niemu jakas sila potezna i upajajaca. Bylam jak czlowiek, ktory, mimo ze chce czuwac, zapada w sen, ale nawet wowczas majaczy mu sie, ze nie spi, wiec poddaje sie sennosci, przekonany, ze ja przemogl.

Pamietam doskonale wszystkie fazy zdobywania mnie przez Gina, bo kazde jego zwyciestwo nastepowalo zgodnie z moja wola i zarazem wbrew niej; odczuwalam potem przyjemnosc, ale i wyrzuty sumienia. Dzialo sie tak i dlatego, ze madrze stopniowal swoje podboje, cierpliwie, bez pospiechu, raczej jak general zdobywajacy teren niz jak pelen pozadania kochanek. Nie przeszkodzilo mu to pozniej naprawde zakochac sie we mnie i miejsce wyrachowania zajela jezeli nie prawdziwa milosc, to w kazdym razie nigdy nie nasycona namietnosc.

Podczas naszych przejazdzek samochodem ograniczal sie do pocalunkow w usta i w szyje. Ale pewnego ranka calujac mnie rozpial mi guziki od bluzki. Potem poczulam chlod na piersi i kiedy spojrzalam przez jego ramie w lusterko na szybie, zobaczylam swoja naga piers. Zawstydzilam sie, ale nie mialam odwagi sie zaslonic. Dopiero on sam, widzac moje zmieszanie, nerwowym ruchem naciagnal mi koszule na ramie i zapial dokladnie wszystkie guziki. Bylam mu za to wdzieczna. Ale potem, myslac o tym w domu, odczuwalam niepokoj i podniecenie. Nastepnego dnia zrobil to samo i tym razem przyjemnosc byla silniejsza od wstydu. Od tej pory przywyklam do tego objawu jego pozadania i przypuszczam, ze gdyby zmienil postepowanie, zaczelabym sie obawiac, ze mnie nie kocha. Wspominal przy tym coraz czesciej o wspolnym zyciu, kiedy sie pobierzemy. Opowiadal mi takze o swojej rodzinie, mieszkajacej w jednej z prowincji Wloch, i mowil, ze nie sa wcale tacy biedni, bo posiadaja kawalek ziemi. Przypuszczam, ze jak to bywa czesto z ludzmi, ktorzy klamia, sam zaczal w koncu wierzyc w swoje lgarstwa. Mial dla mnie z pewnoscia duzo uczucia, ktore zyskujac co dzien na sile, stawalo sie zarazem coraz bardziej szczere. To, co mowil, uspilo moje wyrzuty sumienia i odczuwalam ogrom pelnego szczescia bez winy, jakiego nigdy juz pozniej nie zaznalam. Kochalam i bylam kochana, myslalam, ze niedlugo wyjde za maz, i wydawalo mi sie, ze nie mozna pragnac juz nic wiecej. Matka doskonale zdawala sobie sprawe, ze nasze poranne spacery nie sa tak calkiem niewinne, i dawala mi to do zrozumienia, na przyklad w taki sposob: „Nie wiem i nie chce wiedziec, co robicie wyjezdzajac samochodem” albo: „Juz wy tam cos kombinujecie oboje z Ginem… Tym gorzej dla ciebie…” Trudno mi bylo nie zauwazyc, ze wymowki te sa jakies blade, bo matka malo sie tym przejmuje. Wygladalo na to, ze nie tylko godzi sie z mysla, ze ja i Gino jestesmy kochankami, ale ze tego wlasnie chce. Dzisiaj jestem przekonana, ze czyhala tylko na moment, zeby doprowadzic do zerwania naszych zareczyn.

Rozdzial 3

Pewnej niedzieli Gino powiedzial mi, ze jego panstwo wyjechali na wies, sluzba jest na urlopie, a willa zostala na opiece jego i ogrodnika. Czy mam ochote ja obejrzec? Opisywal mi ja wielokrotnie, i to z takim zachwytem, ze chcialam zobaczyc to cudo i zgodzilam sie natychmiast. Ale w tej samej chwili zmieszalam sie: pojelam, ze moja chec zwiedzenia willi jest pretekstem i ze chce tam pojechac z innego powodu. Pomimo to, a dzieje sie tak czesto, kiedy pragniemy rzeczy, ktorej zabraniamy sobie pragnac, udawalam sama przed soba i przed nim, ze biore wszystko za dobra monete.

— Wiem, ze nie powinnam tam jechac — powiedzialam wsiadajac do samochodu — ale przeciez dlugo tam nie bedziemy, prawda?

Czulam, ze mowie te slowa tonem prowokujacym i wystraszonym zarazem. Gino odpowiedzial powaznie:

— Tyle czasu, ile zajmie nam obejrzenie willi… Potem pojdziemy do kina.

Willa stala przy stromej uliczce, posrod innych will, w eleganckiej, nowoczesnej dzielnicy. Dzien byl pogodny i wszystkie te wille polozone na wzgorzu, ich odcinajace sie od blekitu nieba fasady z czerwonych cegiel albo bialego kamienia, o frontonach ozdobionych posagami, oszklone werandy, tarasy i balkony obrosniete geranium, ogrody, w ktorych miedzy jednym domem a drugim drzewa rozposcieraly geste korony, zrobily na mnie wrazenie jakiegos odkrycia, zupelnej nowosci, jak gdybym znalazla sie nagle w swiecie wolnym i o wiele piekniejszym, w ktorym cudownie byloby zyc. Przypomniala mi sie nagle nasza dzielnica, zobaczylam dluga ulice biegnaca wzdluz murow, domy kolejowe, i powiedzialam do Gina:

— Zle zrobilam, ze zgodzilam sie tu przyjechac.

— Dlaczego? — odrzekl z pewna siebie mina. — Wejdziemy tu tylko na chwile. Mozesz byc spokojna.

— Nie zrozumiales mnie — odpowiedzialam. — Zle zrobilam, bo potem wstydzic sie bede naszej dzielnicy i mojego domu.

— Ach, o to ci idzie! — zawolal z wyrazna ulga. — Na to nie ma rady. Trzeba ci bylo urodzic sie milionerka. Tutaj mieszkaja sami milionerzy.

Otworzyl furtke i poszedl przede mna wysypana zwirem alejka, wysadzana z obydwu stron drzewkami przycietymi w ksztalcie kuli i glow cukru. Weszlismy do willi przez oszklone krysztalowymi szybami drzwi i znalezlismy sie w pustym bialym przedpokoju, w ktorym posadzka, ulozona w czarno-biale marmurowe kwadraty,

Вы читаете Rzymianka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату