fizycznie. Ale nie powiedzialam nic i wsiadlam.

— Dokad mam pania zawiezc? — zapytal zatrzaskujac drzwiczki.

Podalam mu adres jednej z pracowni. Zauwazylam, ze ma mily glos, ktory mi sie spodobal, mimo ze wyczuwalam w nim jakas nienaturalna i falszywa nute. Odpowiedzial:

— Mozemy sie troche przejechac… jest jeszcze bardzo wczesnie. A potem zawioze pania, gdzie pani sobie zyczy. — Samochod ruszyl.

Wyjechalismy z naszej dzielnicy aleja ciagnaca sie wzdluz murow, przejechalismy dluga ulice zabudowana skladami towarow i malenkimi domkami i w koncu znalezlismy sie wsrod pol. Tutaj dodal gazu i zaczal pedzic jak szalony po drodze wysadzanej dwoma rzedami platanow. Co chwila, nie patrzac na mnie, wskazywal na szybkosciomierz. „Jedziemy teraz osiemdziesiat… dziewiecdziesiat… sto… sto dwadziescia… sto trzydziesci…” Chcial oszolomic mnie szybkoscia, ale ja bylam niespokojna, bo spieszylam sie na pozowanie i balam sie, ze samochod sie zepsuje i staniemy wtedy w szczerym polu. A tymczasem on nagle zahamowal, zgasil motor i odwrocil sie w moja strone:

— Ile pani ma lat?

— Osiemnascie — odpowiedzialam.

— Osiemnascie… Myslalem, ze wiecej. — Mial rzeczywiscie nienaturalny glos, ktory chwilami, dla podkreslenia jakiegos slowa, obnizal, jak gdyby mowil sam do siebie albo zwierzal sie z jakiegos sekretu. — A jak pani na imie?

— Adriana… A panu?

— Gino.

— A czym pan jest? — zapytalam.

— Jestem handlowcem — odpowiedzial bez chwili wahania.

— A ten samochod jest pana wlasnoscia?

Spojrzal z pewna wzgarda na samochod i oswiadczyl:

— Tak, to moj samochod.

— Nie wierze w to — odpowiedzialam szczerze.

— Nie wierzy pani… o moja piekna — odrzekl bez cienia zmieszania i znizajac glos powtorzyl zdumionym i zartobliwym tonem: — O moja piekna… a dlaczego?

— Pan jest szoferem.

Staral sie podkreslic jeszcze bardziej swoje pelne ironii zdumienie:

— Nieslychane rzeczy mi pani mowi… prosze, prosze… Szofer… A co pani nasunelo te mysl?

— Panskie rece.

Spojrzal na swoje rece nie tracac rezonu i odpowiedzial:

— Nic nie da sie ukryc przed pania… Ale co za oko!… No tak, jestem szoferem, to prawda…. W porzadku?

— Nie, nie w porzadku — odpowiedzialam niechetnie. — Prosze mnie natychmiast odwiezc do miasta.

— Ale dlaczego? Gniewa sie pani na mnie za to, co powiedzialem? Ze jestem handlowcem?

W tej chwili rzeczywiscie bylam na niego zla, sama nie wiedzac dlaczego i wlasciwie wbrew wlasnej woli.

— Nie mowmy o tym wiecej… i prosze mnie odwiezc z powrotem.

— Przeciez to byl zart… Nie mozna sobie pozartowac?

— Nie lubie takich zartow.

— Ach, jaka z pani zlosnica… Ja myslalem sobie tak: „Ta panienka to moze jakas ksiezniczka… Jezeli sie dowie, ze jestem tylko biednym szoferem, nie bedzie chciala na mnie patrzec. Trzeba jej powiedziec, ze jestem handlowcem”.

Byly to chytrze obmyslone slowa, pochlebne, wyrazajace jego podziw dla mnie. Poza tym powiedzial to tak milo, ze podbil mnie od razu.

— Nie jestem ksiezniczka — odrzeklam. — Sama zarabiam na zycie, jestem modelka… tak jak pan szoferem…

— Co to znaczy: modelka?

— Chodze do pracowni malarzy, rozbieram sie do naga i oni rysuja mnie i maluja.

— Ale czy pani ma matke? — zapytal ze sztucznym przejeciem.

— Oczywiscie, ze mam… A dlaczego?

— I pani matka pozwala, zeby sie pani rozbierala w obecnosci mezczyzn?

Nigdy nie przeszlo mi przez glowe, zreszta calkiem slusznie, zeby w moim zawodzie bylo cos niewlasciwego, ale spodobaly mi sie tego rodzaju zapatrywania, dobrze swiadczace o jego moralnosci i solidnosci. Jak juz wspominalam, spragniona bylam tylko jednego: spokojnego zycia, a on byl na tyle sprytny, ze wyczul doskonale (do dzisiaj nie wiem, jak do tego doszedl), o czym ma ze mna mowic, a o czym nie. Inny, nie moglam powstrzymac sie od tej mysli, zaczalby zartowac sobie ze mnie albo okazalby niedyskretne podniecenie na mysl o moim nagim ciele. Tak wiec niemile wrazenie, jakie odnioslam po jego pierwszym klamstwie, zatarlo sie prawie natychmiast; pomyslalam, ze musi to byc powazny, uczciwy chlopak, taki wlasnie, jakiego od dawna wymarzylam sobie na meza. Odpowiedzialam po prostu:

— To wlasnie mama wynalazla mi te prace.

— To znaczy, ze pani nie kocha.

— Nie — zaprotestowalam — kocha mnie. Ale ona tez byla modelka jako mloda dziewczyna, a poza tym zapewniam pana, ze nie ma w tym nic zlego. Wiele powaznie myslacych dziewczat w ten sposob zarabia na zycie.

Potrzasnal glowa przeczaco; potem przykryl moja reke swoja dlonia i rzekl:

— Ciesze sie, ze pania poznalem… bardzo sie ciesze…

— Ja tez — odpowiedzialam naiwnie.

W tym momencie poczulam przyplyw uczucia dla niego i prawie czekalam na to, zeby mnie pocalowal. Nie bronilabym sie, gdyby to zrobil. Ale on powiedzial tylko powaznym, opiekunczym tonem:

— Gdyby to zalezalo ode mnie, na pewno nie bylaby pani modelka.

Nagle doznalam uczucia, ze dzieje mi sie krzywda, i bylam mu serdecznie wdzieczna.

— Taka dziewczyna jak pani — ciagnal dalej — powinna byc w domu, a nawet i pracowac… ale znalezc jakies uczciwe zajecie, ktore nie narazaloby jej honoru. Taka dziewczyna jak pani powinna wyjsc za maz, miec swoj dom, dzieci, meza…

Tego przeciez tylko pragnelam i nie umiem opisac, jak bardzo bylam szczesliwa, ze on mysli, a przynajmniej zdaje sie myslec tak samo.

— Ma pan racje — powiedzialam — ale mimo to niech pan nie mysli zle o mojej matce… Ona mnie naprawde kocha i wlasnie dlatego chciala, zebym zostala modelka.

— Cos mi na to nie wyglada — powiedzial twardo i pogardliwie.

— Tak, kocha mnie… tylko nie rozumie pewnych rzeczy.

Rozmawialismy dalej w tym samym tonie, siedzac w samochodzie. Byl maj, pamietam, cieply dzien majowy; jak daleko siegal wzrok, cienie platanow tanczyly na szosie. Nikt tedy nie przechodzil, czasami tylko szybko przejezdzal jakis samochod; zielone, zalane sloncem pola takze byly calkiem opustoszale. Gino spojrzal w koncu na zegarek i powiedzial, ze odwiezie mnie do miasta. Przez caly czas raz tylko dotknal mojej reki. Spodziewalam sie, ze zechce mnie pocalowac, i bylam zarazem rozczarowana i ucieszona jego skromnym zachowaniem. Rozczarowana dlatego, ze mi sie podobal i ze nie moglam oderwac wzroku od jego slicznie zarysowanych ust; ucieszona, bo zachowanie to swiadczylo raz jeszcze, ze jest chlopcem powaznym, takim, jakim chcialam go widziec.

Zawiozl mnie pod sama pracownie i powiedzial, ze zawsze, gdy zastanie mnie o umowionej godzinie na przystanku tramwajowym, bedzie mogl mnie odwiezc, bo o tej porze jest wolny. Zgodzilam sie chetnie na jego propozycje i tego dnia dlugie godziny pozowania minely mi jak jedna chwilka. Wydawalo mi sie, ze znalazlam cel w zyciu, i bylam zadowolona, ze moge myslec o tym chlopcu bez zalu czy wyrzutu, jak o kims, kto podoba mi sie nie tylko fizycznie, ale posiada zalety charakteru, do czego przykladalam najwieksza wage.

Matce nie powiedzialam ani slowa, balam sie, nie bez racji, ze nie pozwoli mi zwiazac sie z czlowiekiem biednym, bez wiekszej przyszlosci. Nazajutrz rano, tak jak obiecal, podjechal na przystanek i zawiozl mnie prosto do pracowni. W ciagu nastepnych dni, jesli byla ladna pogoda, jezdzilismy na podmiejska szose albo na jakas

Вы читаете Rzymianka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату