drzwiami naszego mieszkania. Lubilam byc z nim razem w scisku, w tramwaju czy w lokalu, bo ludzie popychali mnie, z czego korzystalam, aby tulic sie do niego calym cialem. Ciagle chcialam trzymac go za reke, wplatac palce w jego wlosy i pozwalalam sobie na te pieszczoty wszedzie, nawet miedzy ludzmi. Wydawalo mi sie, ze nikt tego nie widzi, jak to bywa zawsze, kiedy ulegamy nieprzezwyciezonej namietnosci. Uwazalam milosc za cos wspanialego i moze nawet podobala mi sie bardziej niz sam Gino. Oddawalam mu sie nie tylko powodowana uczuciem, ale i dla przyjemnosci. Oczywiscie nie myslalam o tym, ze taka sama przyjemnosc moglby mi dac takze inny mezczyzna. Ale zdawalam sobie sprawe, ze pasja, zapamietanie i uniesienie, towarzyszace moim pieszczotom, nie tlumaczyly sie tylko nasza miloscia. Bylo to cos niezaleznego, cos na ksztalt powolania, ktore niedlugo wyszloby na jaw, nawet gdybym nie byla poznala Gina.
Ale mysl o malzenstwie byla we mnie najsilniejsza. Robilam nadludzkie wysilki, aby zarobic wiecej pieniedzy, i pomagalam matce, czesto szyjac calymi nocami… Za dnia, w godzinach wolnych od pozowania, chodzilam z Ginem po sklepach, zeby wybrac meble i materialy na wyprawe. Rozporzadzalam bardzo niewielka suma, a wiec tym trudniej bylo mi zdecydowac sie na wybor. Kazalam pokazywac sobie nawet te rzeczy, na ktorych kupno nie bylo mnie stac, ogladalam je dlugo, podajac w watpliwosc ich gatunek i targujac sie, po czym wychodzilam udajac niezadowolenie lub mowilam, ze przyjde jeszcze raz. Nie uswiadamialam sobie tego, ale pelne pokus wyprawy po sklepach i ogladanie z bliska rzeczy dla mnie niedostepnych sprawialy, ze wbrew wlasnej woli zaczynalam przyznawac racje matce: bez pieniedzy trudno byc szczesliwym. Po wizycie w willi byla to druga okazja ogladania na wlasne oczy raju oplywajacego w bogactwa, i zdajac sobie sprawe, ze bez mojej winy jestem z niego wygnana, odczuwalam gorycz i niepokoj wewnetrzny. Probujac zapomniec o niesprawiedliwosci losu, szukalam ucieczki — tak samo jak wtedy w willi — w milosci. Ta milosc byla jedynym luksusem, na jaki moglam sobie pozwolic, i sprawiala, ze nie odczuwalam juz nizszosci wobec kobiet bogatszych i szczesliwszych ode mnie.
Na koniec, po wielu dyskusjach i wielu wahaniach, dokonalam wyboru i zakonczylam te bardzo skromne zakupy. Wzielam na raty, bo nie wystarczylo mi gotowki, sypialnie w nowoczesnym stylu: malzenskie lozko, toalete z lustrem, dwie nocne szafki, krzeselka i szafe. Byly to sprzety pospolite, tanie i tandetnie wykonane, ale trudno opisac, jak szybko przywiazalam sie do tego wiecej niz skromnego umeblowania. Kazalam wybielic sciany pokoju, polakierowac drzwi i okna, wywiorkowac podloge, tak ze nasz pokoj stal sie jakby wysepka czystosci w morzu niechlujstwa pozostalej czesci mieszkania. Dzien, w ktorym wniesiono meble do domu, byl na pewno jednym z najpiekniejszych w moim zyciu. Nie moglam uwierzyc, ze jestem wlascicielka tego pokoju, czysciutkiego, porzadnego, jasnego, pachnacego farba i lakierem. Owo niedowierzanie polaczone bylo z uczuciem nie konczacej sie radosci. Czasami, kiedy bylam pewna, ze matka mnie nie widzi, wchodzilam do tego pokoju, siadalam na lozku, na golym materacu i calymi godzinami rozgladalam sie dokola. Nieruchoma jak posag, patrzylam na swoje meble, jak gdybym nie wierzyla, ze naprawde tam stoja, i jak gdybym sie bala, ze moga w kazdej chwili zniknac zostawiajac cztery nagie sciany. Albo wstawalam, pieszczotliwie scieralam kurze i tarlam az do polysku politure. Mysle, ze gdybym dala sie poniesc uczuciom, calowalabym te meble. Okno bez firanek wychodzilo na obszerne, brudne podworko, otoczone niskimi, dlugimi domami, takimi samymi jak nasz. Wygladalo ono zupelnie jak dziedziniec szpitalny albo wiezienny, ale obecnie nie zwracalam na to uwagi i czulam sie tak szczesliwa, jak gdyby za tym oknem rozciagal sie jakis piekny, pelen drzew ogrod. Wyobrazalam sobie, jakie bedzie nasze zycie w tym pokoju, moje i Gina, jak bedziemy tu spali, jak bedziemy sie kochali. Cieszylam sie takze na to, co zamierzalam jeszcze kupic, skoro tylko uskladam znowu troche pieniedzy: tu stanie wazon z kwiatami, tam lampa, a tutaj popielniczka czy inny drobiazg. Jedynym moim zmartwieniem bylo, ze nie moge urzadzic sobie lazienki, jezeli juz nie takiej jak tamta, snieznobialej ze lsniaca majolika i blyszczacymi kranami, to chocby skromnej, ale czystej i nowej. Postanowilam, ze w moim pokoju bedzie zawsze czysciutko i porzadnie. Od czasu wizyty w willi nabralam przekonania, ze czystosc i porzadek to pierwszy krok do luksusu.
Rozdzial 4
W tym okresie pozowalam wciaz jeszcze w pracowniach i zaprzyjaznilam sie z jedna z modelek, ktora miala na imie Gizela. Byla to dziewczyna wysoka i pieknie zbudowana, o bialej cerze, gestych czarnych wlosach, malych, gleboko osadzonych niebieskich oczach i duzych czerwonych ustach. Miala charakter calkiem odmienny od mojego: zlosliwa, wyniosla, czesto sie obrazala, a przy tym byla praktyczna i interesowna; i moze wlasnie przez kontrast zblizylysmy sie do siebie. Jedynym jej zajeciem bylo pozowanie, ale ubrana byla bez porownania lepiej ode mnie i bynajmniej przede mna nie ukrywala, ze dostaje prezenty i pieniadze od mezczyzny, ktorego przedstawiala jako swego narzeczonego. Pamietam, ze owej zimy chodzila w czarnej kurtce z karakulowymi mankietami i kolnierzem, czego bardzo jej zazdroscilam. Jej narzeczony nazywal sie Riccardo; byl to mlody czlowiek, wysoki i tegi, lubiacy dobrze zjesc, spokojny, o gladko wygolonej twarzy. Wydawal mi sie wtedy nadzwyczaj przystojny. Byl zawsze wyswiezony, wypomadowany i ubrany jak z igly, jego ojciec mial sklep z krawatami i bielizna meska. Byl tak naiwny, ze czasem robil wrazenie glupkowatego, a przy tym dobroduszny, jowialny i zapewne dobry. On i Gizela byli kochankami i nie przypuszczam, zeby miedzy nimi byla mowa o malzenstwie. Pomimo to Gizela chciala wyjsc za maz, chociaz nie miala wielkich nadziei, ze sie jej to uda. Nie grzeszyla madroscia, ale ze byla o wiele bardziej doswiadczona ode mnie, wbila sobie do glowy, ze musi mnie pouczac, opiekowac sie mna. Mowiac krotko, miala takie same zapatrywania na zycie i szczescie, jak moja matka, z ta tylko roznica, ze u matki zaprawione one byly gorycza zrodzona z wielu wyrzeczen i rozczarowan, a u Gizeli wyplywaly z glupoty i objawialy sie tupetem i wielka pewnoscia siebie. Matka ograniczala sie do wyglaszania formulek, jak gdyby wieksze znaczenie mialo dla niej gloszenie tych zasad niz wprowadzanie ich w zycie; Gizela natomiast, ktora zawsze myslala w ten sposob i w ogole nie przychodzilo jej do glowy, ze mozna by myslec inaczej, dziwila sie, ze nie prowadze takiego trybu zycia jak ona. I dopiero kiedy odruchowo okazalam jej, ze nie pochwalam tego rodzaju postepowania, jej zdziwienie zmienilo sie w zazdrosc i irytacje. Spostrzegla, ze nie tylko odrzucam jej rady i opieke, ale ze moglabym takze, gdybym tylko chciala, potepiac ja i patrzyc na nia z gory, bo mam swoje na wskros moralne zasady. I wowczas, moze nawet nie calkiem swiadomie, powziela zamiar, zeby uprzedzic fakty i jak najpredzej zrobic ze mnie to, czym byla ona sama. Na razie powtarzala mi bezustannie, ze trzeba byc chyba idiotka, aby tak dbac o swoja cnote; ze warunki, w jakich zyje, i moje nedzne sukienki moga budzic litosc; ze gdybym tylko chciala wyzyskac swoja urode, zycie moje zmieniloby sie nie do poznania. Wreszcie wstydzac sie tego, ze oszukuje ja w pewnym stopniu, utrzymujac ja w przekonaniu, iz nigdy nie zadawalam sie z zadnym mezczyzna, wyznalam jej, jakie stosunki lacza mnie z Ginem, wspomnialam jednak przy tym o naszych zareczynach i o majacym nastapic wkrotce slubie. Zapytala mnie, kim jest Gino, a kiedy dowiedziala sie, ze jest szoferem, zaczela krecic nosem. Pomimo to poprosila, zebym go jej przedstawila.
Gizela byla moja najserdeczniejsza przyjaciolka, a Gino moim narzeczonym; dzisiaj moge osadzic na zimno kazde z nich, ale wowczas bylam zaslepiona bez reszty na ich punkcie. Gina, jak juz nieraz wspominalam, uwazalam za chodzaca doskonalosc; co do Gizeli, moze nawet zdawalam sobie sprawe z jej wad, ale widzialam w niej wielkie zalety serca i sadzilam, ze ma dla mnie wiele uczucia. Jej zainteresowanie moim losem przypisywalam nie temu, ze znajac moja niewinnosc chce mnie zepsuc, ale zle pojetej dobroci. Tak wiec bylam bardzo wzruszona, poznajac ich ze soba; pragnelam, w swojej swietej naiwnosci, aby zostali przyjaciolmi. Spotkanie odbylo sie w mleczarni. Gizela przez caly czas zachowywala powsciagliwe i wyraznie wrogie milczenie. Poczatkowo wydawalo mi sie, ze Gino chce zjednac sobie Gizele, bo jak zwykle naprowadzil rozmowe na temat willi, rozwodzac sie nad bogactwami swoich chlebodawcow, jak gdyby mial nadzieje, ze oczaruje ja tym opowiadaniem i ze wowczas ona zapomni o jego skromnej pozycji. Ale nie rozbroilo to Gizeli, ktora w dalszym ciagu nieprzyjaznie sie do niego odnosila. W pewnej chwili, nie pamietam juz przy jakiej okazji, powiedziala:
— Ma pan szczescie, ze znalazl pan Adriane.
— Dlaczego? — zapytal Gino zdziwiony.
— Bo szoferzy zadaja sie przewaznie z kucharkami.
Zobaczylam, ze Gino zbladl, ale nie nalezal do ludzi, ktorych latwo zbic z tropu.
— Tak, to prawda, to prawda… — powiedzial powoli, znizajac glos, z mina czlowieka zastanawiajacego sie po raz pierwszy nad problemem, ktory dotychczas uszedl jego uwagi — rzeczywiscie, szofer, ktory sluzyl tam przede mna, ozenil sie wlasnie z kucharka. To zupelnie zrozumiale, dlaczegoz by nie? I ja powinienem byl zrobic to samo. Kucharki wychodza za maz za szoferow, a szoferzy zenia sie z kucharkami. No prosze, i jak to sie moglo stac, ze dotychczas o tym nie pomyslalem? Ale — dorzucil niedbalym tonem — wolalbym nawet, zeby Adriana