wziela pieniadze, dala mi jeszcze kilka ostatnich wskazowek i wyszla. Malarz poszedl zamknac drzwi, po czym wrocil do sztalug i zapytal:

— Czy twoja matka zawsze tak krzyczy?

— Matka mnie kocha — odpowiedzialam.

— Mnie sie wydaje — rzekl spokojnie, biorac sie do rysowania — ze kocha przede wszystkim pieniadze.

— Nie, to nieprawda — zaprotestowalam zywo — kocha przede wszystkim mnie… Martwi ja, ze urodzilam sie biedna, i chcialaby, zebym dobrze zarabiala.

Rozpisalam sie tak o tej historii z malarzem, bo w tym dniu zaczelam prace, ktora potem co prawda porzucilam, a takze dlatego, ze zachowanie mojej matki przy tej okazji daje wyobrazenie o jej charakterze i o rodzaju uczuc, jakie dla mnie zywila.

Kiedy pozowanie sie skonczylo, poszlam spotkac sie z matka, ktora umowila sie ze mna w mleczarni. Zaczela wypytywac, jak mi poszlo, i kazala sobie dokladnie powtorzyc, o czym rozmawialam w czasie pozowania z malarzem, ktory zreszta prawie sie nie odzywal, bo byl czlowiekiem raczej malomownym. W koncu powiedziala, ze musze bardzo na siebie uwazac, chociaz ten malarz nie ma zapewne zadnych zlych zamiarow, ale wiekszosc artystow bierze modelki po to, zeby zrobic z nich swoje kochanki. Powinnam wiec twardo odrzucac wszelkie propozycje tego rodzaju.

— Wszyscy malarze to glodomory — wyjasnila mi — i z gory wiadomo, ze niczego dobrego nie mozna sie po nich spodziewac… Ty ze swoja uroda godna jestes lepszego losu… o wiele lepszego losu!

Matka prowadzila ze mna po raz pierwszy tego rodzaju rozmowe. Ale wypowiedziala to wszystko z wielka pewnoscia siebie, jak osoba, ktora mowi rzeczy od dawna przemyslane.

— Co to wlasciwie ma znaczyc? — zapytalam zdumiona.

Odpowiedziala mi niejasno:

— Ci ludzie umieja ubrac wszystko w piekne slowka, ale nie maja zlamanego szelaga… Taka piekna dziewczyna jak ty powinna zadawac sie tylko z prawdziwymi panami.

— Z jakimi panami? Nie znam zadnych panow! Spojrzala na mnie i odpowiedziala jeszcze bardziej wymijajaco:

— Na razie mozesz byc modelka… potem zobaczymy… na wszystko przyjdzie czas… — Przestraszylam sie, bo z oczu jej wyzierala zacietosc i zachlannosc. Tego dnia nie pytalam juz o nic wiecej.

A zreszta przestrogi matki byly calkiem zbyteczne, bo w owym okresie bylam i bardzo mloda, i bardzo powazna. Po tym pierwszym malarzu znalazlam wielu innych i szybko stalam sie znana w pracowniach malarskich. Musze przyznac, ze wszyscy prawie malarze odnosili sie do mnie grzecznie i z szacunkiem, pewnie dlatego, ze mieli na celu nie umizgi, ale rysowanie i malowanie i podczas pracy patrzyli na mnie nie jak mezczyzni, ale jak artysci, jakbym byla krzeslem czy jakims innym przedmiotem. Przywykli do widoku modelek i moje nagie cialo, chociaz jedrne i prowokujace, nie robilo na nich wrazenia, tak jak to bywa i u lekarzy. Czesto natomiast wprawiali mnie w zaklopotanie ich goscie. Przychodzili do pracowni i wdawali sie z nimi w pogawedke. Zorientowalam sie od razu, ze chociaz usiluja przybrac obojetny wyraz twarzy, nie moga oderwac wzroku od mojego ciala. Niektorzy zachowywali sie po prostu bezwstydnie i krecili sie po calej pracowni tylko po to, zeby moc mi sie przyjrzec ze wszystkich stron. Ich spojrzenia i niedwuznaczne aluzje rozbudzily we mnie kokieterie, swiadomosc wlasnej urody oraz zrozumienie korzysci, jakie bede mogla z niej ciagnac. Na koniec nie tylko przyzwyczailam sie do tego ich natrectwa, ale nawet zmieszanie mezczyzn odwiedzajacych pracownie sprawialo mi przyjemnosc, a jezeli ktorys z nich pozostawal obojetny na moj widok, bylam rozczarowana. I tak proznosc sprawila, ze bezwiednie zaczelam myslec tak, jak sobie tego zyczyla moja matka: ze gdybym tylko chciala, moglabym dzieki mojej urodzie zyc zupelnie inaczej.

W owym czasie myslalam przede wszystkim o tym, zeby wyjsc za maz. Zmysly moje nie byly jeszcze rozbudzone i mezczyzni, ktorzy przygladali mi sie podczas pozowania, podniecali tylko moja proznosc, nie wzbudzajac we mnie zadnych innych uczuc. Oddawalam matce wszystkie zarobione pieniadze, a w wolnych chwilach pomagalam jej kroic i szyc koszule, co stanowilo jedyne zrodlo naszego utrzymania, odkad umarl ojciec, ktory byl kolejarzem. Mialysmy mieszkanko na drugim pietrze niskiego, dlugiego domu, wybudowanego dla pracownikow kolejowych piecdziesiat lat temu przy podmiejskiej ulicy, ocienionej platanami. Po jednej stronie wyrastaly budynki zupelnie podobne do naszego, wszystkie jednakowe, wszystkie dwupietrowe o fasadach z nie otynkowanej cegly; na kazdym pietrze znajdowalo sie po szesc okien, a posrodku brama; po drugiej stronie ciagnely sie od wiezy do wiezy stare mury miejskie, na tym odcinku dobrze zachowane i porosniete gesta zielenia. Brama w murze znajdowala sie o kilka krokow od naszego domu. Nieco dalej przylegaly do murow tereny lunaparku, ktory w sezonie jarzyl sie od swiatel i rozbrzmiewal muzyka. Wygladajac troche na ukos z naszego okna, widzialam festony zarowek, dachy pawilonow ozdobione choragiewkami i tlumy ludzi cisnacych sie przed wejsciem pod konarami platanow. Muzyka byla donosna i czesto nocami nie spalam marzac z otwartymi oczyma. Wydawalo mi sie, ze dzwieki te dochodza z jakiegos nieosiagalnego, przynajmniej dla mnie, swiata, a moj ciemny, ciasny pokoik jeszcze potegowal to uczucie. Wydawalo mi sie, ze ludnosc calego miasta zebrala sie w lunaparku i ze brakowalo tam tylko mnie jednej. Mialam ochote wstac, zeby przylaczyc sie do innych, ale lezalam bez ruchu, a dzwieki muzyki, grajacej nieprzerwanie przez cala noc, nasuwaly mi mysli, ze los wyzul mnie ze wszystkiego, i sama nie wiedzialam, za jakie winy. Czasami plakalam sluchajac tej muzyki, rozgoryczona swoja samotnoscia. W tym okresie mojego zycia bylam bardzo uczuciowa; wystarczal byle drobiazg, blaha sprzeczka z przyjaciolka, wymowka ze strony matki, wzruszajaca scena w kinie, a juz lzy krecily mi sie w oczach. Moze nie doznawalabym tego uczucia, ze ten szczesliwy swiat jest dla mnie niedostepny, gdybym w dziecinstwie nie byla tak krotko trzymana przez matke, ktora nie pozwalala mi ani na lunapark, ani na zadne inne przyjemnosci. Ale wdowienstwo matki, jej borykanie sie z nedza, a przede wszystkim wrogie nastawienie do wszelkiego rodzaju rozrywek, ktorych jej los poskapil, sprawily, ze noga moja nie postala w lunaparku ani w ogole nigdzie, gdzie mozna sie bylo zabawic; zmienilo to sie dopiero wowczas, kiedy zaczelam dorastac i charakter moj byl juz uksztaltowany. I to zapewne wzbudzilo we mnie przekonanie, ze dla mnie zamkniety jest ten swiat szczescia i wesolosci, przekonanie, ktore nekalo mnie cale zycie i nie opuszczalo nawet w chwilach szczescia.

Wspomnialam juz, ze w owym czasie myslalam przede wszystkim o tym, zeby wyjsc za maz, i moge nawet opisac, jak to sobie wyobrazalam. U wylotu naszej ulicy zaczynala sie dzielnica troche mniej uboga. Zamiast dlugich i niskich domow kolejowych, ktore przypominaly stare, zakurzone wagony, staly tam liczne domki otoczone ogrodkami. Nie byly luksusowe, mieszkali w nich urzednicy i drobni kupcy, ale w porownaniu z nasza rudera przywodzily na mysl zycie beztroskie i dostatnie. Przede wszystkim kazdy z nich byl inny, a poza tym nie widac tam bylo popekanych, wyszczerbionych, sczernialych miejscami murow, jak w naszej kamienicy, ktorej wyglad nasuwal przypuszczenie, ze mieszkancy jej od dawna zobojetnieli na wszystko. Ogrodki otaczajace domki, male, ale gesto zarosniete, mialy w sobie cos zacisznego, zazdrosnie strzezonego przed gwarem i ruchem ulicznym. A tymczasem w naszym domu wszedzie bylo sie jak na ulicy: i w obszernej sieni, ktora wygladala jak magazyn towarow, i na klatce schodowej, szerokiej, pustej, niechlujnej, i nawet w pokojach, gdzie rozklekotane, zniszczone meble przypominaly graty wystawiane na sprzedaz przez handlarzy starzyzny na ulicznych chodnikach.

Pewnego letniego wieczoru, spacerujac z matka po tej ulicy, zobaczylam przez okno w jednym z domkow scene rodzinna, ktora utkwila mi gleboko w pamieci, bo odpowiadala dokladnie pojeciom, jakie wyrobilam sobie o przyzwoitym, normalnym zyciu. Maly, ale czysciutki pokoik, tapety w kwiaty, kredens, lampa wiszaca nad nakrytym stolem. Przy stole siedzialy dwie czy trzy dorosle osoby i troje dzieci, w wieku od osmiu do trzynastu lat. Na srodku stolu dymila waza; matka stojac rozlewala zupe na talerze. Moze sie to wydawac dziwne, ale najwieksze wrazenie zrobila na mnie wiszaca posrodku lampa, a raczej nadzwyczaj mily, codzienny wyglad, jakiego wszystko nabieralo w jej swietle. Pozniej, myslac o tym obrazku rodzinnym, powiedzialam sobie stanowczo, ze musze dazyc do tego, aby zamieszkac kiedys w takim wlasnie domu, miec taka wlasnie rodzine i zyc w kregu tego swiatla, ktore zdawalo sie mowic o spokojnej, trwalej milosci. Wiele osob bedzie uwazalo, ze mialam skromne aspiracje, ale trzeba pamietac, w jakich warunkach wowczas zylam. Na mnie, urodzonej w domu kolejarzy, domek ten robil na pewno takie samo wrazenie, jakie na jego mieszkancach, ktorym tak zazdroscilam, wywieraly najwieksze i najbogatsze domy w eleganckich dzielnicach miasta. Tak wiec kazdy wybiera sobie raj, ktory jest pieklem dla innych.

Matka natomiast roila o wielkiej przyszlosci dla mnie; ale jak szybko sie przekonalam, projekty jej nie mialy nic wspolnego z moimi marzeniami o urzadzeniu sobie zycia. Jednym slowem, myslala o tym, ze pieknosc moja pozwoli mi zdobyc wszelkiego rodzaju powodzenie, ale nie o tym, ze moge po prostu wyjsc za maz i zalozyc rodzine. Zylysmy w nedzy i jak juz wspomnialam, moja uroda byla jedynym bogactwem, jakim moglysmy

Вы читаете Rzymianka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату