rozporzadzac, i to nie tylko ja, ale i matka, chocby dlatego, ze to ona wydala mnie na swiat. Mialam rozporzadzac tym bogactwem w porozumieniu z nia, nie ogladajac sie na dobre obyczaje, byle tylko poprawic nasze polozenie. Wyplywalo to prawdopodobnie z jej braku wyobrazni. W sytuacji takiej jak nasza wykorzystanie mojej osoby bylo jedynym pomyslem, jaki przyszedl jej do glowy. I matka uczepila sie go raz na zawsze.
Wowczas nie rozumialam jeszcze projektow matki. Ale i pozniej, kiedy staly sie juz one dla mnie zupelnie oczywiste, nie mialam nigdy odwagi jej zapytac, jak sie to moglo stac, ze majac takie poglady na zycie wyszla za maz za kolejarza i znalazla sie w skrajnej nedzy. Z wielu robionych przez nia aluzji wywnioskowalam, ze przyczyna jej nieszczesc bylam wlasnie ja, moje nieoczekiwane i niepozadane przyjscie na swiat. Innymi slowy, o urodzeniu moim zadecydowal przypadek; matka nie miala odwagi przerwac ciazy (co, sadzac z jej slow, powinna byla zrobic), musiala wiec wyjsc za mojego ojca i wziac na siebie konsekwencje tego malzenstwa. Czesto, gdy byla o tym mowa, matka powtarzala: „Ty stalas sie moja ruina”; poczatkowo zdanie to bylo dla mnie niejasne i sprawialo mi wielka przykrosc, ale zrozumialam je dopiero pozniej. A mialo ono znaczyc: „Gdyby nie ty, nie wyszlabym za maz i dzis jezdzilabym autem”. Latwo pojac, ze tak osadzajac swoje zycie, nie chciala, zeby corka, o wiele ladniejsza od niej, popelnila te same bledy i zeby spotkal ja taki sam los. Nawet dzisiaj, kiedy patrze na to wszystko z odleglosci czasu, nie moge miec do niej zalu. Dla matki pojecie rodziny kojarzylo sie z nedza, niewola i krotkimi radosniejszymi momentami, ktore skonczyly sie szybko wraz ze smiercia ojca. Bylo naturalne, a nawet do pewnego stopnia sluszne, ze uwazala uczciwe rodzinne zycie za dopust Bozy i czuwala nade mna, zeby i mnie nie pociagnely te miraze, ktore ja zgubily.
Na swoj sposob matka bardzo mnie kochala. Kiedy zaczelam chodzic do pracowni malarskich, uszyla mi sukienke i kostiumik. Powiedziawszy prawde, ucieszylabym sie o wiele bardziej z nowej bielizny, bo ta, w ktorej chodzilam, byla ordynarna, postrzepiona i nie zawsze pierwszej czystosci, tak ze wstydzilam sie, ilekroc musialam sie rozbierac; ale matka powiedziala, ze pod spodem moge nosic nawet lachmany, bylebym tylko dobrze prezentowala sie na zewnatrz. Wybrala dwa tanie wzorzyste materialy w jaskrawych kolorach i sama skroila sukienki. Ale poniewaz byla bielizniarka, a nie krawcowa, sknocila obydwie, chociaz wysilila wszystkie swoje umiejetnosci, zeby uszyc je jak najlepiej. Pamietam, ze sukienka miala gleboki dekolt w szpic, ktory odslanial mi piersi, i musialam zawsze spinac go szpilka. Zakiet od kostiumiku byl za krotki i tak ciasny, ze po prostu pekal w biuscie i na biodrach. Spodniczka natomiast byla za szeroka i faldowala sie na brzuchu. Mnie jednakze te rzeczy wydawaly sie bardzo eleganckie, bo do tej pory bywalam zawsze jeszcze o wiele gorzej ubrana; nosilam krotkie spodniczki, ktore odslanialy mi uda, tandetne trykotowe koszulki, stare szale. Matka kupila mi takze dwie pary jedwabnych ponczoch; dotychczas chodzilam tylko w skarpetkach, z golymi kolanami. Dary te napelnily mnie radoscia i duma; nie przestawalam podziwiac ich i cieszyc sie nimi; stapalam po ulicy krokiem pelnym godnosci, z wypieta naprzod piersia, jak gdybym miala na sobie nie te nedzne laszki, ale kosztowna suknie z wytwornego domu mody.
Matka myslala stale o mojej przyszlosci i wkrotce zaczela okazywac niezadowolenie z powodu mojego zawodu modelki. Wedlug niej zarabialam za malo; poza tym malarze i ich znajomi byli ludzmi niezamoznymi i nie bylo nadziei, zebym w ich pracowniach mogla zawrzec jakas korzystna znajomosc.
Matce przyszlo nagle do glowy, ze moglabym zostac tancerka. Miala wciaz wielkie ambicje, podczas gdy ja, jak juz wspomnialam, myslalam tylko o spokojnym zyciu przy boku meza, wsrod dzieci. Ten pomysl z tancem nasunal jej sie w zwiazku z zamowieniem, jakie zrobil u niej dyrektor trupy kabaretowej, ktora wystepowala w kinie, w przerwach miedzy seansami. Nie uwazala, zeby zawod tancerki byl specjalnie korzystny, ale, jak zwykla powtarzac: „Jedno wiaze sie z drugim”; moglo sie zdarzyc, ze wystepujac na scenie zwrocilabym na siebie uwage jakiegos zamoznego pana.
Pewnego dnia matka oznajmila, ze rozmawiala juz z tym dyrektorem, ktory zgodzil sie, zeby mnie do niego zaprowadzila. Wybralysmy sie rano do hotelu, w ktorym mieszkal dyrektor z cala trupa. Pamietam, ze hotel ten miescil sie w ogromnym starym gmachu, tuz kolo dworca. Bylo juz prawie poludnie, ale na korytarzach panowal mrok. Pozostaly z nocy zaduch setki pokoi wisial w powietrzu i z trudem mozna bylo oddychac. Przebieglysmy kilka korytarzy i na koniec znalazlysmy sie w ciemnym przedpokoju; trzy tancerki przy akompaniamencie fortepianu tanczyly w tej dziurze, jak gdyby znajdowala sie na scenie. Fortepian stal w kacie obok oszklonych mlecznymi szybami drzwi ubikacji, w przeciwleglym kacie lezala cala sterta brudnych przescieradel. Pianista, wynedznialy staruszek, gral z pamieci i zrobil na mnie wrazenie, jak gdyby myslal zupelnie o czyms innym albo po prostu drzemal. Tancerki, a wszystkie byly mlode, pozdejmowaly bluzki i mialy na sobie tylko krociutkie spodniczki. Obejmowaly sie wpol i kiedy pianista zaczynal grac, cala trojka ruszala w strone sterty przescieradel podnoszac wysoko nogi i machajac nimi najpierw w prawo, a potem w lewo, po czym odwracaly sie i podrygiwaly prowokujaco, poruszajac biodrami, co dziwnie nie pasowalo do tego ciemnego, niechlujnego miejsca. Przygladalam im sie i kiedy widzialam, jak tupiac o podloge, glosno wybijaja nogami takt, czulam, ze trace cala odwage. Wiedzialam, ze chociaz moje nogi sa dlugie i mocne, nie mam najmniejszych zdolnosci do tanca. Chodzilam juz, razem z moimi dwiema przyjaciolkami, na lekcje do szkoly baletowej w naszej dzielnicy. Obydwie od razu zlapaly takt i nauczyly sie poruszac nogami i podrygiwac biodrami jak zawodowe baletnice, ja natomiast ruszalam sie tak niezdarnie, jak gdybym od pasa w dol odlana byla z olowiu. Wydawalo mi sie, ze jestem zbudowana inaczej niz wszystkie dziewczeta, ciezko, masywnie, i wiedzialam, ze nie rozruszam sie nawet przy muzyce. Potem, kiedy tanczylam kilkakrotnie i czulam ramie tancerza opasujace mi talie, ogarniala mnie dziwna slabosc i z trudem powloczylam nogami. Nawet malarz powiedzial mi pewnego razu; „Ty, Adriano, powinnas sie byla urodzic czterysta lat temu… Wowczas podobaly sie obfite ksztalty… Dzisiaj, kiedy modne sa chude kobiety, jestes jak ryba bez wody… Za kilka lat bedziesz wygladala jak Junona”. Pomylil sie w swoich przypuszczeniach, bo uplynelo juz piec lat od tej pory, a wcale nie przybylo mi na wadze; ale mial racje mowiac, ze nie jestem stworzona na dzisiejsze czasy, kiedy najwieksze szanse maja szczuple kobiety. Cierpialam nad tym, chcialam schudnac za wszelka cene i moc tanczyc jak inne dziewczeta. Ale chociaz jadalam bardzo niewiele, zawsze bylam masywna niczym posag i w tancu nie umialam uchwycic szybkiego, skocznego rytmu nowoczesnych melodii.
Powiedzialam to wszystko matce, bo wiedzialam, ze wizyta u dyrektora trupy kabaretowej musi zle sie skonczyc, i upokarzala mnie mysl o jego odmowie. Ale matka od razu zaczela krzyczec, ze jestem bez porownania piekniejsza od tych wszystkich wywlok produkujacych sie na scenie, ze dyrektor powinien dziekowac Bogu za moznosc zaangazowania mnie do swego zespolu, i tym podobne rzeczy. Matka nie miala pojecia, na czym polega nowoczesna uroda, i byla swiecie przekonana, ze kobieta tym jest piekniejsza, im obfitsze ma ksztalty.
Dyrektor oczekiwal nas w przyleglym pokoju, skad zapewne przez otwarte drzwi obserwowal probe. Siedzial na fotelu stojacym w nogach rozgrzebanego lozka. Na koldrze stala taca z kawa, bo skonczyl wlasnie jesc sniadanie. Byl gruby i stary, ale wymuskany, wypomadowany i ubrany z krzyczaca elegancja, ktora dziwnie sie nie zgadzala z rozrzucona posciela i stechlym zaduchem tego ciemnego pokoju. Mial twarz kwitnaca, ktora zrobila na mnie wrazenie uszminkowanej, bo poprzez rozowosc policzkow przeswitywaly nieregularne, ciemne, chorobliwe plamy. Nosil monokl i nieustannie poruszal wargami, ciezko dyszac i pokazujac garnitur niezwykle bialych zebow, ktorych widok nasuwal zaraz mysl, ze musza byc sztuczne. Jak juz podkreslilam, ubrany byl nadzwyczaj elegancko; do dzis pamietam jego muszke o takim samym deseniu i kolorze jak chusteczka, wystajaca z kieszonki. Siedzial z wysunietym naprzod brzuchem i kiedy skonczyl jesc, wytarl sobie usta, po czym powiedzial znudzonym, prawie placzliwym glosem:
— No, pokaz nogi!
— Pokaz nogi panu dyrektorowi! — ponaglala mnie matka.
Przestalam sie wstydzic od czasu, kiedy zostalam modelka, zadarlam wiec sukienke i stanelam nieruchomo, trzymajac w rekach spodnice i odslaniajac gole nogi. Mam sliczne nogi, proste i wyjatkowo dlugie, tyle tylko, ze w udach sa bujnie rozrosniete, kragle, masywne. Dyrektor taksowal mnie wzrokiem, kiwajac glowa, po czym zapytal:
— Ile masz lat?
— Skonczyla osiemnascie w sierpniu — skwapliwie odpowiedziala matka.
Dyrektor nie wyrzekl ani slowa i dyszac podszedl do gramofonu, ktory stal na stole, gdzie walaly sie papiery i rozne czesci garderoby. Pokrecil korbka, z namyslem wybral plyte, nastawil ja i powiedzial:
— A teraz sprobuj zatanczyc w takt tej muzyki… spodnice trzymaj podkasana…
— Byla tylko kilka razy na lekcjach tanca — wtracila matka. Zdawala sobie sprawe, ze bedzie to decydujaca proba, i znajac moja niezdarnosc, bala sie wynikow egzaminu.
Ale dyrektor zrobil gest reka, jakby chcial ja uciszyc, puscil od poczatku plyte i ponownym ruchem reki zachecil mnie do tanca. Zaczelam wiec tanczyc, unoszac w rekach spodnice. W rzeczywistosci wygladalo to tak, ze zaledwie poruszalam nogami to w jedna, to w druga strone, ciezko i ospale, a poza tym czulam, ze robie to nie do