nadeta i chodzi kolyszac sie w biodrach, kocham ja mniej niz dawniej, kiedy biegala, krzyczala i narzekala od rana do wieczora, chuda i rozczochrana. Czesto zadawalam sobie pytanie: „Gdyby moje warunki materialne poprawily sie, przypuscmy, przez malzenstwo z zamoznym czlowiekiem, czy matka roztylaby sie w taki sam sposob?” Dzisiaj przypuszczam, ze tak; a ten rys wulgarnosci, jakiego dopatrywalam sie w jej tuszy, przypisuje temu, ze — moze bezwiednie — nie umialam patrzec na nia inaczej jak z wyrzutem.
Niedlugo ukrywalam przed Ginem zmiane, jaka zaszla w moim zyciu. Musialam powiedziec mu wszystko w bardzo krotkim czasie, bo juz w dziesiec dni po naszym spotkaniu w willi. Pewnego ranka matka przyszla mnie obudzic i pokornym, znaczacym tonem powiedziala:
— Czy wiesz, kto przyszedl i chce zobaczyc sie z toba? Gino.
— Popros go tutaj — odpowiedzialam krotko.
Byla wyraznie rozczarowana, ze nie powiedzialam nic wiecej, otworzyla okno i wyszla z pokoju. Za chwile zjawil sie Gino i zauwazylam od razu, ze jest zdenerwowany i bardzo czyms przejety. Nie przywital sie ze mna, podszedl do lozka i stanal obok mnie; lezalam jeszcze zaspana i patrzylam na niego.
— Posluchaj — powiedzial — czys nie wziela wtedy przez pomylke jakiegos przedmiotu z toaletki pani?
„Wiec o to idzie” — pomyslalam. Zdalam sobie sprawe, ze nie odczuwam najmniejszej skruchy, natomiast przykre wrazenie zrobil na mnie sluzalczy przestrach Gina. Zapytalam:
— A dlaczego?
— Zginela puderniczka ogromnej wartosci… zlota z rubinem… Pani zrobila pieklo w domu; zostawili wille na mojej opiece i choc tego nie mowi, wiem, ze podejrzewa mnie… Na szczescie zauwazyla to dopiero wczoraj, w tydzien po powrocie, wiec biora pod uwage takze inna mozliwosc, ze ukradla ja ktoras z pokojowek; w przeciwnym razie juz by mnie wyrzucili, zadenuncjowali, aresztowali i Bog wie co jeszcze.
Zleklam sie, zeby z mojej winy ktos niewinny nie znalazl sie w opalach, i spytalam:
— Ale pokojowkom nic nie zrobili?
— Nie — odpowiedzial bardzo podniecony — ale przyszedl komisarz policji i przesluchiwal je, trudno opisac, co sie u nas dzieje od tych dwoch dni.
Wahalam sie przez chwile, po czym powiedzialam:
— Ja wzielam puderniczke.
Wybaluszyl oczy i brzydki grymas pojawil sie na jego twarzy.
— Ty wzielas… i mowisz mi to w ten sposob?!
— A jak mam mowic?
— Alez to jest kradziez!
— No pewnie!
Popatrzyl na mnie i nagle wpadl we wscieklosc: moze obawial sie konsekwencji mojego czynu, a moze niejasno zdawal sobie sprawe, ze ostatecznie na niego zrzucam odpowiedzialnosc za te kradziez.
— Wytlumacz mi, co cie napadlo?… Aha, wiec to dlatego chcialas isc do sypialni pani… teraz rozumiem… ale ja, moja droga, nie chce miec z tym nic wspolnego. Jezeli chcesz krasc, to rob to sobie, gdzie ci sie podoba, ale nie tam, gdzie pracuje… Zlodziejka… Ladnie bym wygladal, gdybym sie byl z toba ozenil, wzialbym za zone zlodziejke!
Pozwolilam mu sie wygadac, uwaznie go obserwujac. Bylam zdumiona, ze moglam uwazac go przez tak dlugi czas za chodzaca doskonalosc. Wszystko tylko nie to! Na koniec, kiedy zdawalo mi sie, ze wyczerpal juz wszystkie wyzwiska, powiedzialam:
Dlaczego sie tak zloscisz, Gino? Przeciez nie oskarzaja ciebie o te kradziez… Jeszcze przez pare dni beda o tym mowic, a potem zapomna i tyle. Twoja pani ma na pewno cale mnostwo puderniczek.
— Ale dlaczego ja ukradlas? — Bylo oczywiste, ze chce uslyszec to, z czego — jak juz powiedzialam — niejasno zdawal sobie sprawe. Odpowiedzialam:
— Tak sobie.
— Tak sobie, to nie jest odpowiedz!
— A wiec jezeli chcesz wiedziec — odrzeklam spokojnie — nie ukradlam jej dlatego, zebym miala na to ochote albo potrzebowala pieniedzy, ale dlatego, ze teraz moge juz i krasc!
— Co to ma znaczyc? — zaczal mowic, ale nie pozwolilam mu dokonczyc:
— Teraz co wieczor wychodze na ulice, szukam sobie mezczyzny, przyprowadzam go tutaj, a potem on mi placi… Jezeli robie to, moge takze i krasc, czy nie?
Zrozumial i reakcja jego byla bardzo charakterystyczna:
— A wiec i to robisz… doskonale… Ladnie bym wygladal, gdybym sie byl z toba ozenil!
— Nigdy tego nie robilam — odpowiedzialam — robie to od czasu, kiedy dowiedzialam sie, ze masz zone i dziecko. On widocznie tylko czekal na te slowa, bo z miejsca odpalil:
— O nie, moja droga, nie zrzucaj teraz na mnie calej winy… Dziwka i zlodziejka zostac mozna tylko z wlasnej woli!
— Widocznie bylam nia, sama o tym nie wiedzac — odrzeklam — a ty stworzyles mi doskonala okazje, zeby zrobic poczatek. — Widzac moj spokoj, zrozumial, ze niewiele wskora. Zmienil wiec taktyke:
— Czym jestes i co robisz, nie obchodzi mnie… ale musisz mi oddac puderniczke, bo w przeciwnym razie, wczesniej czy pozniej, strace miejsce… Ty mi ja oddasz, a ja udam, ze znalazlem ja, no, na przyklad w ogrodzie.
— Dlaczego nie powiedziales mi tego od razu?… Jesli idzie o to, zebys nie stracil posady, to wez ja… lezy tam, w pierwszej szufladzie w szafie.
Natychmiast, z pospiechem, w ktorym widac bylo ulge, podszedl do szafy, otworzyl szuflade, wyjal puderniczke i wsunal ja do kieszeni. Potem popatrzyl na mnie juz zupelnie innym wzrokiem, w ktorym widac bylo i zal, i chec zawarcia zgody. Ale nie chcial postawic sie w klopotliwej sytuacji i zabraklo mu widac odwagi do wypowiedzenia tego, co wyzieralo mu z oczu. Zapytalam:
— Czy samochod jest na dole?
— Tak.
— Jest juz bardzo pozno, wiec nie ma sensu, zebys tu dluzej siedzial. Porozmawiamy o tym wszystkim przy nastepnym spotkaniu.
— Gniewasz sie na mnie?
— Nie, nie gniewam sie.
— A wlasnie, ze sie gniewasz.
— Mowie ci, ze nie!
Westchnal, pochylil sie nad lozkiem i pozwolilam mu sie pocalowac.
— Ale zadzwonisz do mnie? — upewnil sie jeszcze przy drzwiach.
— Badz spokojny.
W taki sposob Gino dowiedzial sie, jakie prowadze teraz zycie. Ale w dniu, kiedysmy sie potem spotkali, nie rozmawialismy juz ani o puderniczce, ani o mojej profesji, jak gdyby byly to rzeczy juz uzgodnione i nieciekawe, majace znaczenie tylko o tyle, ze byly pewna nowoscia. Jednym slowem, Gino zachowal sie mniej wiecej tak samo jak matka; tyle tylko, ze ani przez chwile nie okazywal tego przerazenia, ktore ja ogarnelo, kiedy przyprowadzilam do domu Giacintiego, i ktore, jak wydawalo mi sie, dostrzeglam i teraz pod maska zadowolenia. Natomiast podstawowa cecha charakteru Gina bylo tepe i krotkowzroczne wyrachowanie. Przypuszczam, ze kiedy dowiedzial sie o zmianach, jakie zaszly w moim zyciu od czasu, kiedy powiedziano mi o jego zdradzie, wzruszyl ramionami i pomyslal sobie: „Ba, upieklem dwie pieczenie przy jednym ogniu. I nie bedzie mogla robic mi zadnych wymowek, i nadal bede jej kochankiem”. Sa mezczyzni, ktorzy pragna zachowac to, co posiadaja: kobiete, pieniadze, a nawet zycie, za wszelka cene, chocby za cene wlasnej godnosci: i Gino byl wlasnie jednym z nich.
Widywalam sie z nim w dalszym ciagu, bo, jak juz powiedzialam, nadal pomimo wszystko mi sie podobal i nikt nie podobal mi sie bardziej od niego. A poza tym, chociaz wiedzialam, ze pomiedzy nami wszystko skonczone, nie chcialam, zeby koniec ten byl przykry i nieprzyjemny. Nie uznawalam ani gwaltownego przecinania jakichkolwiek wiezow, ani naglych zerwan. Uwazam, ze w zyciu kazde uczucie obumiera samo — tak jak sie rodzi — z nudy, obojetnosci czy przyzwyczajania, ktore jest forma wiernej nudy, i powinno zanikac stopniowo, bez niczyjej winy, wyrugowane przez inne przezycia. A poza tym nie istnieja w zyciu zmiany definitywne i zdecydowane; kto chce dokonac ich zbyt szybko, zawsze naraza sie na to, ze nagle, w momencie zupelnie nieoczekiwanym, powracaja pelne zywotnosci i sily dawne nawyki, ktore zdawaly sie byc wyrwane z korzeniami i