Wydawalo sie, ze mnie nie slyszy.

— Jestem pijany — ciagnal dalej, potrzasajac glowa — ale wiem doskonale, co robie i po co tu przyszedlem, nie potrzebuje pomocy, patrz! — Nagle gwaltownymi ruchami, ktore przy chudosci jego rak wygladaly jak groteskowe gesty marionetki, odpial pasek i rzucil na podloge spodnie i wszystko, co mial na sobie. — I wiem takze, na co ty czekasz — dodal chwytajac mnie obydwiema rekami za biodra. Sciskal mnie tymi silnymi, nerwowymi dlonmi i pijacki wyraz w jego oczach zastapila jakas malpia zlosliwosc. Pozniej spotykalam sie z ta jego zlosliwoscia, nawet w momentach najwiekszego uniesienia, co wyraznie wskazywalo, ze czyni wszystko z chlodnym rozsadkiem; po pewnym czasie zrobilam smutne odkrycie, ze to wlasnie utrudnia mu prawdziwe zblizenie i nie pozwala naprawde kochac.

— Tego chcesz, prawda? — dorzucil sciskajac mnie mocno i wbijajac mi w cialo paznokcie. — I tego, i tego, i tego. — Za kazdym „i tego” to calowal mnie, to gryzl, to znow laskotal mnie znienacka. Smialam sie, uchylajac, bronilam, zbyt uszczesliwiona tym naglym przebudzeniem, aby zauwazyc, jak wymuszone jest jego zachowanie. Sprawial mi dotkliwy bol, jak gdyby cialo moje bylo dla niego obiektem nienawisci, nie milosci. W oczach jego palila sie nie zadza, lecz zlosc. Jego szalenstwo minelo rownie nagle, jak sie zaczelo. W jakis dziwny i niewytlumaczalny sposob, moze pod wplywem zamroczenia alkoholem, upadl na wznak, na lozko, wyciagnal sie na nim jak dlugi i zamknal oczy. Doznalam dziwnego uczucia, ze on w ogole nigdy nie poruszal sie, nie mowil, ze nigdy nie sciskal mnie ani nie calowal. Jak gdyby to wszystko mialo dopiero nastapic.

Przez dluzszy czas kleczalam przy nim nieruchomo na lozku, z wlosami opadajacymi na oczy, patrzac na niego i od czasu do czasu muskajac niesmialo palcami jego szczuple, piekne, niewinne cialo. Poprzez biala skore sterczaly mu kosci, ramiona mial szerokie i chude, biodra waskie, nogi dlugie; skora jego byla gladka, prawie nie owlosiona, poza delikatnym meszkiem na piersiach; poniewaz lezal na wznak, brzuch mial zapadniety. Nie lubie brutalnego stosunku do milosci i moze dlatego wydawalo mi sie, ze nic jeszcze nie zaszlo miedzy nami, ze wszystko dopiero sie zacznie. Czekalam, zeby splynela na nas cisza i spokoj po tym sztucznym, niezdrowym podnieceniu. I kiedy poczulam, ze znowu ogarnia mnie ta sama co zawsze, pelna tkliwosci namietnosc, powolutku, tak jak w upalne dni wchodzi sie do orzezwiajacej morskiej wody, ulozylam sie przy jego boku, oplotlam nogami jego nogi, zarzucilam mu rece na szyje i mocno sie do niego przytulilam. Tym razem nie odezwal sie i nie poruszyl. Nachylona nad jego ustami wymawialam najczulsze wyrazy, omotywalam go siecia goracych, nie konczacych sie pieszczot, a on, jakby uszlo z niego zycie, lezal sztywny i nieruchomy. Potem wiedzialam juz, ze ta zupelna biernosc byla szczytowym objawem milosci, do jakiej jest zdolny.

Duzo pozniej, juz pod wieczor, unioslam sie na lokciu, uwaznie wpatrujac sie w Giacoma, i jego widok wywarl na mnie niezatarte, bolesne wrazenie. Spal oparty policzkiem o poduszke; ow wyraz hardosci, jaki zawsze i za wszelka cene staral sie utrzymac, znikl bez sladu; w jego rysach, odprezonych we snie, malowala sie przede wszystkim mlodosc, ktora cechowaly tylko niewinnosc i swiezosc, a nie jakies jego indywidualne wlasciwosci. Ale ja mialam go w pamieci takim, jaki byl w stosunku do mnie: zlosliwy, wrogi, obojetny, okrutny, ogarniety zadza, i nurtowal mnie gorzki niepokoj i smutek, przyszlo mi bowiem na mysl, ze owa zlosliwosc, wrogosc, obojetnosc, zadla, to wszystko, co charakteryzowalo go i roznilo ode mnie i innych ludzi, wyplywalo z jakichs gleboko ukrytych przyczyn, dotychczas mi nie znanych. Nie chcialam, aby wyjasnial mi motywy swojego zachowania, analizujac je i wyjasniajac slowo po slowie, tak jak robi sie przeglad czesci samochodowych; chcialam przeniknac je sama od podstaw poprzez akt milosny, ale niestety, nie udalo mi sie tego dokonac. I ta odrobina, ktora mi sie stale wymykala, to byl on sam, a cala reszta, ktora objelam w posiadanie, nie miala znaczenia i nie wiedzialam, co mam z nia robic. O wiele blizsi byli mi Gino, Astarita, a nawet Sonzogno, rozumialam ich o wiele lepiej. Patrzalam na niego i cierpialam, ze polaczyly nas tylko wiezy cielesne, a nie porozumienie duchowe. Targnal mna zal za utracona okazja. Moze w chwili milosnego zblizenia on odslonil cala te tajemnice, i ja jednym slowem, jednym gestem moglam byla ja poznac i posiasc raz na zawsze. Ale nie potrafilam uchwycic tej chwili, a teraz bylo juz za pozno; on spal i znowu oddalil sie ode mnie.

Kiedy na niego patrzylam, otworzyl oczy i nie odrywajac policzka od poduszki zapytal:

— Czy ty tez spalas?

Wydalo mi sie, ze zmienil sie ton jego glosu, stal sie bardziej intymny i pelen zaufania. I nagle obudzila sie we mnie nadzieja, ze moze podczas snu, w jakis tajemniczy sposob, powstalo miedzy nami porozumienie.

— Nie… przygladalam ci sie.

Milczal przez chwile, po czym powiedzial:

— Chcialem cie o cos poprosic… Czy moge liczyc na ciebie?

— Nie potrzebujesz chyba pytac!

— Chce ci dac do przechowania paczke… na kilka dni… potem ja odbiore i pewnie przyniose inne.

Moze w innych okolicznosciach okazalabym ciekawosc, co to moga byc za paczki. Ale w tej chwili obchodzil mnie tylko on i nasze wzajemne wspolzycie. Pomyslalam, ze bedzie to jedna okazja wiecej do czestszych spotkan; ze musze zrobic wszystko, aby mu dogodzic; ze gdybym zaczela zadawac pytania, moglby sie rozmyslic i cofnac te propozycje. Odpowiedzialam niedbale:

— Jesli tylko o to chodzi…

Milczal przez dluzszy czas, jak gdyby sie nad czyms zastanawial, po czym zapytal:

— A wiec zgadzasz sie?

— Powiedzialam ci juz, ze tak.

— I nie jestes ciekawa, co tam jest w tych paczkach?

— Jesli mi tego nie mowisz — odrzeklam starajac sie mowic jak najobojetniejszym tonem — to znaczy, ze masz jakies powody… wiec o nic nie pytam.

— Ale moze jest tam cos takiego, co mogloby cie narazic… Skad mozesz wiedziec?

— A chocby nawet!

— To moga byc — ciagnal dalej i polozyl sie na wznak, w oczach jego zamigotaly wesole blyski — rzeczy kradzione… moze jestem zlodziejem…

Przypomnialam sobie Sonzogna, ktory byl nie tylko zlodziejem, ale i morderca, moje kradzieze: puderniczke i chustke, i dziwaczny wydal mi sie ten zbieg okolicznosci, ze on chce uchodzic za zlodzieja wobec osoby takiej jak ja, ktora naprawde byla zlodziejka i obracala sie miedzy zlodziejami. Poglaskalam go i powiedzialam lagodnie:

— O nie, ty na pewno nie jestes zlodziejem!

On zachmurzyl sie nagle — byl tak przewrazliwiony, ze nigdy nie bylo wiadomo, co moze dotknac go czy obrazic.

— Dlaczego? A moze wlasnie jestem.

— Nie wygladasz na to. Wszystko moze sie zdarzyc, ale w kazdym razie na to nie wygladasz.

— A na co wygladam?

— Wygladasz na to, czym jestes: na chlopca z dobrej rodziny, studenta.

— Powiedzialem ci, ze jestem studentem, ale moge robic jeszcze i cos innego. I wlasnie tak jest.

Przestalam sluchac, co do mnie mowi. Myslalam teraz o tym, ze ja takze nie wygladam na zlodziejke, a jednak nia jestem, i poczulam wielka ochote, zeby mu to powiedziec. Pokusa ta wywolana byla czesciowo jego dziwnym zachowaniem. Zawsze uwazalam kradziez za czyn godny potepienia, a tymczasem znalazl sie ktos, kto nie tylko tego nie potepial, ale zdawal sie pochwalac kradziez, co bylo dla mnie zupelnie niezrozumiale. Powiedzialam po chwili wahania:

— Masz racje… ja uwazam, ze nie jestes zlodziejem, bo takie jest moje wewnetrzne przekonanie, ale powierzchownosc nie ma z tym nic wspolnego, nie zawsze wyglada sie na to, czym sie jest. Na przyklad ja: czy wygladam na zlodziejke?

— Nie — odrzekl nie patrzac na mnie.

— A tymczasem — powiedzialam spokojnie — jestem zlodziejka.

— Ty?

— Tak.

— A co ukradlas?

Wyjelam z lezacej na komodzie torebki puderniczke i pokazalam mu ja.

— To… w prywatnym mieszkaniu, w ktorym znalazlam sie kiedys przypadkiem, a potem jeszcze w sklepie, jedwabna chustke, ktora podarowalam matce.

Nie nalezy przypuszczac, ze owe wyznania podyktowane byly proznoscia. Wyplywaly one z checi zblizenia, wywolania uczuciowego porozumienia: w braku czego innego nawet wyznanie zbrodni moze zwiazac dwoje ludzi i

Вы читаете Rzymianka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату