jest to jedna z tych zaglodzonych dziewczat, ktore kraza po skwerach kolo dworca, bez kapelusza, czesto nawet bez plaszcza, zle umalowane, obdarte, w za duzych, powykrecanych pantoflach. Wszystkie te mysli nasuwaly mi sie bez zastanowienia, same przez sie, bo rozczulil mnie widok tych biednych, nagich plecow i wydalo mi sie, ze polubilam te dziewczyne i ze az za dobrze rozumiem, co sie z nia w tej chwili dzieje, kiedy tak stoi przed lustrem. Nagle zabrzmial szorstko glos mezczyzny:
— Czy mozna wiedziec, po co tam wystajesz? — i dziewczyna odeszla od lustra. Zobaczylam ja na moment z profilu, przygarbiona, z obwisla piersia, taka wlasnie, jak ja sobie wyobrazalam. Potem znikla i prawie w tej samej chwili zgaslo swiatlo.
Zgasla tez we mnie owa iskierka cieplego uczucia, jaka wzbudzil we mnie widok dziewczyny, poczulam sie samotna jak palec w tym wielkim lodowatym lozku, w ciemnosciach pelnych zimnych, rozklekotanych gratow. Pomyslalam o nich dwojgu, tam za sciana; za chwile zasna i ona przytuli sie do plecow swego towarzysza, opierajac mu brode na ramieniu i oplatajac nogami jego nogi. Ramieniem opasze go wpol, przykladajac dlon do jego pachwiny, w faldy brzucha wczepiajac palce, niczym korzenie, szukajace sokow zywotnych w glebi najczarniejszej gleby. Poczulam sie nagle jak wyrwana z ziemi roslina, rzucona na sliska kamienna posadzke, gdzie zwiednie i zginie. Brakowalo mi Giacoma i kiedy wyciagnelam reke przed siebie, wydawalo mi sie, ze dotykam krawedzi jakiejs mroznej, bezludnej, otaczajacej mnie zewszad przestrzeni, na ktorej szamotalam sie sama, bez niczyjej opieki. Rozpaczliwie pragnelam przytulic sie do niego, ale nie bylo go przy mnie. Doznalam wrazenia, ze zostalam wdowa, i zaczelam plakac, trzymajac rece pod koldra, wyciagniete tak, jak gdybym go obejmowala. Sama nie wiem, kiedy wreszcie zasnelam.
Moj sen byl zawsze zdrowy i pokrzepiajacy, jak apetyt, ktory zadowala sie i zaspokaja kazdym pozywieniem. Tak wiec nastepnego ranka zapomnialam o wszystkim i bylam prawie zdumiona budzac sie w pokoju Zelindy, w promieniach slonca padajacych na poduszke i sciany poprzez szpary w zaluzjach. Jeszcze nie otrzasnelam sie ze snu, kiedy uslyszalam na korytarzu dzwonek telefonu. Zelinda przyjela telefon, slyszalam, ze wymowila moje imie, a potem zastukala do drzwi. Wyskoczylam z lozka i boso, w koszuli, wybieglam na korytarz.
Nie bylo tam nikogo, Zelinda wrocila juz do kuchni; sluchawka lezala na konsolce. Uslyszalam glos matki:
— Czy to ty, Adriano?
— Tak.
— Dlaczegos ty wyszla? Co sie tu dzialo! Moglas byla przynajmniej mnie uprzedzic! Co ja przezylam!
— Wiem wszystko — odrzeklam szybko — nie musisz mi o tym mowic.
— Tak sie o ciebie balam — ciagnela dalej — a poza tym przyszedl pan Diodati.
— Pan Diodati?
— Tak, przyszedl bardzo wczesnie, z samego rana, i koniecznie chce sie z toba zobaczyc. Powiedzial, ze bedzie na ciebie czekal.
— Powiedz mu, ze zaraz przyjde… powiedz, ze za pare minut bede.
Rzucilam sluchawke, pobieglam do pokoju i ubralam sie w najwiekszym pospiechu. Nie mialam nadziei, ze Mino tak szybko zostanie wypuszczony, i czulam sie mniej szczesliwa, niz gdybym czekala kilka dni lub tydzien na jego powrot. Nie mialam zaufania do tego naglego odzyskania wolnosci i nie moglam ani opanowac podswiadomego uczucia przygnebienia, ani przeniknac znaczenia tego przedwczesnego powrotu na wolnosc. A przy tym nie moglam sie juz doczekac chwili, kiedy go zobacze, i ta niecierpliwosc byla uczuciem milym, choc lekko niepokojacym.
Skonczylam sie ubierac, wlozylam do torebki cukierki, papierosy i owoce z marcepanu, zeby nie zrobic przykrosci Zelindzie, i poszlam pozegnac sie z nia do kuchni.
— Zadowolona jestes teraz? — spytala. — Przeszedl ci zly humor?
— Bylam po prostu zmeczona… musze juz isc… do widzenia!
— Czekaj, myslisz, ze nie slyszalam, jak rozmawialas przez telefon… pan Diodati… Czekajze, wypij choc filizanke kawy. — Cos jeszcze mowila, ale ja bylam juz na schodach.
W taksowce przycupnelam na krawedzi siedzenia, sciskajac w obydwu rekach torebke, zeby wyskoczyc natychmiast, gdy tylko zatrzyma sie przed nasza brama. Balam sie zastac tam gapiow, ktorych mogla sciagnac wczorajsza strzelanina. Zadawalam sobie pytanie, czy w ogole powinnam wracac do domu. Sonzogno mogl zjawic sie w kazdej chwili, zeby dokonac zemsty. Zdalam sobie sprawe, ze malo sie tym przejmuje. Niechby sie nawet i mscil; chcialam zobaczyc Mina, a poza tym bylam niewinna i nie mialam zamiaru dluzej sie ukrywac.
Nie spotkalam nikogo ani przed domem, ani w bramie, ani na schodach. Wpadlam do jadalni i zobaczylam, ze matka siedzi pod oknem i szyje na maszynie. Slonce wpadalo przez brudne szyby do pokoju, na stole siedzial nasz kot i lizal sobie lapy. Matka natychmiast przerwala szycie i powiedziala:
— Nareszcie jestes… ale moglas mi byla chociaz powiedziec, ze idziesz wezwac policje!
— Wezwac policje? Co ty opowiadasz?
— Wyszlabym razem z toba… Przynajmniej nie najadlabym sie tyle strachu.
— Alez ja wcale nie wyszlam po policje! — odrzeklam poirytowana. — Wyszlam i tyle!… Policja szukala kogos innego. Widocznie i tamten mial cos na sumieniu.
— Nawet mnie nie chcesz sie przyznac — powiedziala tonem matczynego wyrzutu.
— Ale do czego?
— Nikomu przeciez nic nie powiem, ale nigdy w to nie uwierze, ze wylecialas z domu jak szalona bez powodu… i rzeczywiscie po kilku minutach zjawila sie policja.
— Alez to nieprawda!… Ja…
— Zreszta dobrze zrobilas… Kreca sie po swiecie takie rozne typy! Wiesz, co powiedzial jeden z policjantow? „Ta twarz nie jest mi obca”.
Zrozumialam, ze nie ma sposobu, zeby ja przekonac: wbila sobie do glowy, ze wyszlam, aby zadenuncjowac Sonzogna, i nie bylo na to rady.
— Dobrze juz, dobrze — przerwalam — a ten ciezko ranny? Jak go stad wyniesiono?
— Jaki ciezko ranny?
— Powiedziano mi, ze jego stan jest beznadziejny.
— Zle ci powiedziano! Jednemu z policjantow kula zeslizgnela sie po ramieniu, ja sama opatrzylam rane i wyszedl o wlasnych silach. Ale zebys ty slyszala te strzaly! Strzelali do siebie jeszcze na schodach, caly dom postawili na nogi, potem mnie przesluchiwali! Powiedzialam, ze nic nie wiem.
— Gdzie jest pan Diodati?
— Tam… w pokoju.
Rozmawialam z matka tak dlugo, bo powstrzymywalo mnie od spotkania z Minem przeczucie, ze uslysze jakas niedobra nowine. Wyszlam z jadalni i skierowalam sie do swego pokoju. Bylo tam calkiem ciemno, ale zanim zdazylam przekrecic kontakt, uslyszalam glos Mina:
— Prosze cie, nie zapalaj swiatla!
Uderzyl mnie ton jego glosu, dziwnie zgaszony i smutny. Zamknelam za soba drzwi, po omacku doszlam do lozka i usiadlam na krawedzi. Wyczulam, ze Mino lezy na boku, zwrocony twarza w moja strone.
— Zle sie czujesz? — spytalam.
— Czuje sie doskonale.
— Jestes pewnie zmeczony?
— Nie, nie jestem zmeczony.
Zupelnie inaczej wyobrazalam sobie nasze spotkanie. Ale to prawda, ze radosc jest nieodlaczna od swiatla. Wydawalo mi sie, ze po ciemku oczy moje nie moga blyszczec ani glos dzwieczec radoscia, ani rece dotykac pieszczotliwie ukochanych rysow. Przeczekalam dluzsza chwile, po czym pochylajac sie nad nim szepnelam:
— Co chcesz teraz robic? Chcesz spac?
— Nie.
— Chcesz, zebym wyszla z pokoju?
— Nie.
— Mam zostac?
— Tak.
— Chcesz, zebym sie kolo ciebie polozyla?